W jednym z miast RP bawiła na wakacjach grupa dzieci z okolic Czamobyla. Gospodarzami były siostrzyczki zakonne. Po pierwszym śniadaniu w stołówce pojawił się wielebny katolicki i ukraińskie dzieci, ochrzczone w rzymskiej wierze, zaprosił do zwiedzania kościoła. Do autobusu weszła blisko połowa młodych ludzi. Po powrocie wycieczki do hotelu, pozostałe dzieci z zazdrością obserwowały, jak tamte rozpakowują oryginalne dżinsy. Zaczęły się pytania, no i odpowiedzi.Kiedy nazajutrz po śniadaniu znowu zjawił się znany już ksiądz i zapytał, czy pozostałe dzieci chcą zwiedzić kościół katolicki, w górę podniósł się las rąk. Na miejscu zapytano, które dziecko nie zostało w przeszłości ochrzczone. Małe cwaniaki jednogłośnie przyznały się do życia w pogaństwie. W trymiga ochrzczono czeredę, wystawiono świadectwa chrztu, a każdy nuworysz otrzymał po parze amerykańskich spodni z darów.
Trudno powiedzieć, co działo się w prawosławnych rodzinach po powrocie dzieciarni na Ukrainę, ale z pewnością opinie nie były budujące dla księdza Wojtyły i jego politruków.
A oto druga opowieść. Swego czasu głośna była u nas akcja zbierania anten telewizji satelitarnej dla katolickich parafii na Wschodzie. Miało być ich 1000. W jednej z dużych wiosek, również na Ukrainie, gdzie może w trzech chałupach żyli katolicy, a pozostała ludność była prawosławna - polski ksiądz zainstalował to cudo w świetlicy. Największą popularnością cieszyły się nocne programy niemieckiej stacji RTL, te z gołymi panienkami. Przez kilka tygodni telewizję mogli oglądać wszyscy. Wszelako, po pewnym czasie, na drzwiach świetlicy pojawiła się informacja, że od dzisiaj satelita należy się tylko katolikom.
Przez kilka następnych niedziel wielebny chrzcił Ukraińców, którzy w ZSRR nie dostąpili tego zaszczytu, a tak zostali zlaicyzowani przez komunę, że teraz było im wszystko jedno, byle dorwać się do gołych lasek z niemieckiej telewizji.