Bracia i siostry w rozumie, ponieważ zdało mi się, że nauce brak było do tej pory takiego dowodu na to, że dla nauki i jej zmysłów Bóg nie istnieje, to pokusilem się o taką pracę.
I przedstawiłem to pewnemu niedowiarkowi. I choć coś tam kwękał, że to nie na temat, to jednak merytorycznie nie miał mojemu tokowi myślenia nic do zarzucenia. A oto i ów dowód z małymi poprawkami:Otóż pewnego razu orał chłop pole. I nagle... koń mówi do chłopa:
- Ty, pod lasem stoi goła kobieta (bo mu się nie chciało orać szczerej ziemi, bo wolał bujać w obłokach).
A na to chłop: Kurna, gdzie? - bo nic nie widział.
A na to koń: Tam, kurna, pod tym wysokim dąbaczakiem.
A na to chłop: Nie widzę do jasnej cholery!
A na to koń: Mówię ci, że tam stoi.
- A ja ci, kurna, mówię, że tam nie ma żadnej gołej baby! - krzyczał chłop.
- A ja ci mówię, że stoi! - krzyczał koń.
- A ja ci mówię, że NIC TAM NIE MA! - darł się chłop.- No to mi udowodnij, że nie ma! - odpalił mu koń.
Po czym dostał parę razy batem po dupie i tego dnia już się więcej nie mądrzył, że ta goła kobieta pod lasem istnieje - ha, ha !
Juda, chłop małorolny
PS. Tak więc na zdrowym gruncie Nauki żaden Bóg nie istnieje, co jest chyba teraz dla wszystkich niedowiarków zupełnie oczywiste, ani pod lasem, a nawet za lasem.
I nie mówię, że zasługuję na tytuł doktora, ale podejrzewam, iż wiele prac magisterskich stoi na znacznie niższym poziomie - he, he! - a już na pewno jest wręcz nieprzyzwoicie dłuższa - ha, ha!