"HORYZONT"

Magazyn racjonalistów, sceptyków i ateistów (Online)

Numer 5 (10), Rok 3 , Grudzień 1999

Copyright © 1997- 1999, "Horyzont"
Materiały z "Horyzontu" mogą być kopiowane i publikowane bez zezwolenia redakcji tylko w celach niekomercyjnych z podaniem nazwisk autorów i źródła (adresu strony). 

SPIS TREŚCI


OD  REDAKCJI

ARTYKUŁY

ZASŁYSZANE - PODPATRZONE



Od Redakcji
Powrót do spisu treści strony

Witamy serdecznie naszych czytelników!

Dzięki ofiarnej pracy nowych i starych autorów niniejszy numer ukazuje się wcześniej, już w grudniu a nie w styczniu przyszlego roku. Mamy rownież dobrą wiadomość dla naszych czytelników. "Horyzont" będzie ukazywał się co dwa miesiące, tak jak zamierzaliśmy na początku naszej dzialalnośći. Magazyn nasz będzie wychodził 15 każdego parzystego miesiąca. Do ponownego usłyszenia więc 15 lutego 2000.

Z inicjatywy naszego nowego kolegi redakcyjnego Kuby Kozielca rozpoczynamy nowa serię artykułów zatytułowaną "Wielcy myśliciele i twórcy cywilizcji". Będziemy przedstawiać krótkie biografię ludzi, którzy na przstrzeni historii wnieśli istotny wkład w rozwój myśli ludzkiej, nie skażonej dogmatyzmem. Jak również osób których działalność przyczyniła się do rozwoju nauki i cywilizacji. Traktujemy to w pewnym sensie jako "odtrutkę" na artykuły z serii "Sylweki Papieskie" i "Parada Świętych". W tym numerze pierwszy artykuł Kuby.

Redakcja życzy wszystkim czytelnikom przyjemnej lektury, wesołych Saturnaliów oraz szczęsliwego Nowego 2000 Roku.

Redakcja "Horyzontu"


A R T Y K U ŁY



WIELCY MYŚLICIELE I TWÓRCY CYWILIZACJI 1 - DEMOKRYT Z ABDERY
Powrót do spisu treści strony

Począwszy od tego numeru rozpoczynamy cykl artykułów poświęconych ludziom, którzy odrzucili religijny sposób myślenia i opisywania świata, kierując się w swoim życiu, tak prywatnym jak i publicznym, rozumem. Zaprezentujemy szereg ludzi, którzy włożyli olbrzymi wkład w rozwój naszej cywilizacji, a których można określić mianem ateistów, agnostyków, racjonalistów, sceptyków lub po prostu nazwać ludźmi myślącymi. Znajdą się wśród nich filozofowie, myśliciele, politycy, wodzowie, władcy, naukowcy i wielu innych. I choć często dzieli ich bardzo wiele to mają przynajmniej jedną wspólną cechę – odwagę w myśleniu. Tej odwagi życzę wszystkim czytelnikom "Horyzontu". Mam nadzieję, że ten cykl pomoże Wam zrozumieć swoje własne intelektualne korzenie. Na początek mój ulubiony filozof – Demokryt. Jakub Kozielec Ten grecki filozof żył mniej więcej w latach 460-360 p.n.e. Był uczniem Leucypa, któremu zawdzięczał trzeźwy i rozumny pogląd na świat. Żył spokojnie i w ciszy, a że był człowiekiem niezwykle pogodnym uzyskał przydomek "śmiejącego się filozofa". Demokryt był jednym z najbardziej wszechstronnych uczonych, wyróżniających się olbrzymią wiedzą. Jego pisma obejmowały takie dziedziny wiedzy jak: etykę, teorię wszechświata, planety, przyrodę, naturę człowieka, duszę, kształt, barwę, dźwięk, ogień, geometrię, arytmetykę, astronomię, geografię, itd. Na skutek przeciwności losu wszystkie zaginęły. Największym osiągnięciem Demokryta było stworzenie atomistycznej teorii materii. Przyjmując za Parmenidesem postulat o bezsprzeczności nauki i dodając własny, że musi być ona zgodna z doświadczeniem (początek empirystycznej nauki) doszedł on do wniosku, ze materia składa się z atomów, a więc niepodzielnych cząstek, które odpowiadają za obraz świata. Oparł on swoją teorię o cztery podstawowe twierdzenia:

1. cały świat składa się wyłącznie z atomów.
2. atomy posiadają wyłącznie własności ilościowe.
3. powszechną własnością atomów jest ruch.
4. atomy znajdują się i poruszają w próżni.

Materialistyczna teoria natury ściśle związana była z jego "przyczynową nauką". Już Leucyp twierdził, że "nic nie dzieje się bez przyczyny", zaś Demokryt miał mawiać, że dałby państwo perskie za przyczynowo wyjaśniającą naukę. Wszelkie przyczyny miały zaś charakter materialny i mechaniczny. Zaprzeczał on istnieniu siły rozumnej kierującej celowo światem. Rozum według Demokryta to niezwykle doniosła, ale tylko ludzka władza. świat jaki postrzegał był jednorodny, tzn. że takie same prawa jakie panowały na ziemi musiał panować w Kosmosie. Odrzucił uprzywilejowanie Ziemi i twierdził, że życie może istnieć także na innych planetach.

Również zjawiska duchowe, psychiczne miały dla niego charakter materialny. Stworzył również jako pierwszy subiektywistyczną teorię poznania. "Naprawdę istnieją tylko atomy i próżnia, a słodycz i gorycz, ciepło i barwy są subiektywne; mniema się i wyobraża, że istnieją postrzegane własności, tymczasem nie istnieją, a istnieją tylko atomy i próżnia" Nikt przed Demokrytem nie powziął myśli, że postrzeżenia mogłyby być subiektywne. Obecnie jest to jedno z podstawowych twierdzeń psychologii.

Demokryt stworzył jednolitą i kompletną teorię przyrody (chyba pierwszą prawdziwie naukową) dzięki temu, że traktował wszystkie zjawiska jako materialne. Dlatego też jest uznawany za "ojca materializmu". Odrzucając twierdzenie o istnieniu siły nadprzyrodzonej kierującej światem był też niewątpliwie ateistą.

Współczesna teoria subiektywnego postrzegania jest prawie identyczna z teorią Demokryta. Również materialistyczna teoria atomizmu nie odbiega od tej obowiązującej na gruncie fizyki klasycznej. Wpływ Demokryta okazał się przeogromny i to pomimo tego, że "wielcy" następcy Demokryta: Platon i Arystoteles, do których należeć miały następne tysiąclecia zignorowali tego wielkiego filozofa. Odrzucana już przez współczesne sobie elity intelektualne filozofia odrodziła się jeszcze w Ogrodzie Epikura oraz w szkole sceptyckiej Pirrona. Późniejsze dzieje świata i ostateczne zwycięstwo idealizmu platońskiego zepchnęło ją w zapomnienie. Ignorowany, zapomniany i często prześladowany Demokryt jednak przetrwał. Jego trafne i zadziwiająco współczesne poglądy okazały się być trwałe. Filozof ten, mimo wielkiego wpływu jaki wywarł na naukę i filozofię jest mało znany współczesnym ludziom. To wielka szkoda, bo jego przykład świadczy najdobitniej, że prawdy nie da się ukryć, ani zafałszować żadnym autorytetem (Arystotelesa, czy boga). Jest zbyt widoczna.

Jakub Kozielec
Papiland, wrzesień 1999


MORALNOŚĆ I ETYKA
Powrót do spisu treści strony

We wszystkich społeczeństwach ludzkich wzajemny wewnątrz społeczny kod postępowania określany jako moralność i etyka jest zazwyczaj uzurpowany przez religię, lub przynajmniej przedstawiany jako sankcjonowany przez byt lub byty nadprzyrodzone. Taka moralność i etyka "odgórna" jest również często przedstawiana jako wartość uniwersalna i niezmienna. W kontekście chrześcijańkim bezzasadność takiego stwierdzenia jest łatwa do wykazania przy pomocy lektury Starego Testamentu i porównania antycznych norm moralnych z ich odpowiednikami na przestrzeni historii, a zwłaszcza ze światem współczesnym. Ale nie o zmienności i relatywizmie norm moralnych chciałbym tu pisać a o pochodzeniu zjawiska, które my ludzie określamy właśnie mianem moralnośći.

Ukazuje to pewien nieprzyjemny eksperyment przeprowadzony przez naukowców na naszych bliskich krewnych, to znaczy na małpach makakach. Makaki należą do rodziny Cercopithecidae i jest ich około 12 gatunków. W naturze zamieszkują one głownie rozległe połacie Azji, głównie południowo-wschodniej. Makaki żyją w grupach różnych rozmiarów, występuje u nich wyraźna hierarchia społeczna z dominującym samcem na czele. Istnieje wśród nich również równoległa hierarchia wśród samic. Największe samce niektórych gatunków mierzą sobie do 70 centymetrów a pewna ich japońska odmiana może ważyć do 18 kilogramów. Jako zwierzęta żyjące w społeczeństwie możemy przyjąć, że w danej grupie większość osobników jest w większym lub mniejszym stopniu ze sobą spokrewniona.

W interesującym nas eksperymencie grupy makaków, w warunkach laboratoryjnych, otrzymywała jedzenie po pociągnieciu sznurka. Jednakże, pociągnięcie owego sznurka i otrzymanie porcji pożywienia dla jednego, tego właśnie osobnika, oznaczało elektryczny szok u innego, przypadkowo wybranego makaka. W krótkim czasie makaki zdały sobie sprawę z tej zależności. Od tego momentu większość zaczęła unikać pociągania sznurka, decydując się na głodowanie aby nie przysparzać bólu innym członkom swojej grupy. W jednym z eksperymentów 87 procent osobników wykazało takie właśnie zachowanie, a jedynie 13 procent "nie przejmowało się" innymi, ciągnąc sznurek i podjadając w miarę potrzeb. Najbardziej altruistyczny był pewien osobnik, który nie jadł blisko dwa tygodnie. Doświadczenia te wykazały również, że wiek, płeć czy pozycja społeczna danego osobnika nie miała wpływu na ich postępowanie. Podobnych eksperymentów na naczelnych (małpy i małpy człekokształtne) przeprowadzono wiele z podobnymi wynikami zachowań altruistycznych. Nie widzę jednak potrzeby je tu przytaczać.

Altruistyczne zachowania zaobserwowano rownież u wielu naczelnych żyjących w stanie dzikim. Dla przykładu, w Południowej Afryce badacze zachowań naczelnych zanotowali następujący incydent. Kiedy grupa pawianów została zaatakowana przez psy schroniły się one na pobliskich skałach. Jednakże, jeden z młodych pawianów został w tyle osaczony przez psy. Dominujący samiec pawianów, powrócił po młodego członka swojej grupy i udało mu się odstraszyć atakujace psy i ocalić młodego pawiana, choć nie byli blisko spokrewnieni. Dość powszechne u pawianów jest również chwytanie malutkiego pawiana na ręcę gdy jest się zagrożonym przez dominującego samca grupy. Nie zdarza się, aby agresywny alfa samiec grupy zaatakował osobnika "z dzieckiem na ręku".

Wśród szympansów bonobo (Pan paniscus) istnieją pewne bardzo interesujące zachowania. Dość często gdy rozwścieczone samce zbierają się do bójki, samice podchodzą do nich wyjmują im kamienie czy kije z rąk i próbują ich uspokoić. Jednocześnie częstą praktyką jest oferownie przez samice i odbywanie seksu w takich właśnie okolicznościach, dla uspokojenia samców i rozładowania sytuacji.

Prawie w całym świecie zwierząt konflikty wewnątrz grup, gatunków lub w okresie godowym odbywają się prawie zawsze według określonego kodu i rzadko kończą się śmiercią lub ciężkim okaleczeniem walczących. Gesty poddania się, jak wystawienie brzucha do przeciwnika znamy wśród psów, ale są one jeszcze bardziej powszechne i rozbudowane u naczelnych. Zwłaszcza u szympansów ( Pan troglodytes) gdzie samce dość regularnie walczą o dominacje w grupie. Z tym, że walka ta zazwyczaj sprowadza się do gestów i pustej demonstracji swojej pozycji i potencjalnej siły w celu onieśmielenia i zastraszenia oponenta. Prawie nigdy nie zdarza się aby zwycięzca zranił lub zabił "poddającego się" przeciwnika. Jednocześnie należy pamiętać, że wśród tych samych szympansów walki między grupami są bardzo krwawe, a trup pada gęsto. Czy więc przytoczone tu przykłady nie są biologicznym mechanizmem, motorem, leżącym u podłoża ludzkich zachowań takich jak bohaterstwo, kod honorowy, miłosierdzie czy okazanie łaski ? Zachowań określanych przez nas w kategoriach moralnych i etycznych.

Jak widać, w powyższym eksperymencie oraz na podstawie obserwacji naczelnych na wolności wykazano, że zachowania określane przez nas jako moralne występują wśrod zwierząt (zwłaszcza naczelnych) żyjących w grupach lub stadach. Tego typu reakcje nauka tłumaczy w sposób nader prosty. Jak wiemy w procesie ewolucyjnym "sukcesem" jest przetrwanie i przekazanie swojego genotypu przyszłym pokoleniom. Jednak w społeczeństwach zwierząt żyjących w grupach istotne jest przetrwanie jak największej liczby osobników, bowiem indywidualnie skazane są one na zagładę. Biorąc pod uwagę, że członkowie takiej grupy są ze sobą blisko spokrewnieni, pewne altruistyczne zachowania zapewniają jej możność przetrwania. A więc oznacza to przekazanie następnym pokoleniom przynajmniej części swojego genotypu, nawet w przypadku śmierci konkretnego osobnika. Zachowania takie są swego rodzaju "kompromisem" ewolucyjnym, gdzie alternatywą może być totalna zagłada całej grupy. A więc całej puli wspólnych genów. W efekcie pewne altruistyczne i "moralne" zachowania nasze i naszych zwierzęcych kuzynów są jedną z wielu form adaptacji naszych gatunków do środowiska w którym żyliśmy i żyjemy. Mechanizmem, który pod presją naturalnej selekcji wyewoluował na przestrzeni milionów lat.

Wśród ludzi przy naszym znacznie bardziej skomplikowanym układzie nerwowym istnieją bardziej złożone stosunki społeczne jak również moralność. Abstrahując jednak od róznorodności oraz poszczególnych aspektów ludzkiej moralnośći i etyki powyższy przykład pokazuje, że ich mechanizm sprawczy ma wyłącznie biologiczne podłoże. Nie potrzeba więc uciekać się do naiwnego, nadprzyrodzonego modelu pochodzenia moralności, oferowanego nam przez przeróżne mitologie.

Osobom wierzącym pozostawiam odpowiedź na pytania czy makak, który przez prawie dwa tygodnie cierpiał pro publico bono posiadał duszę ? i czy poszedł do nieba ? Jeśli nie to dlaczego ? i jak to rzutuje na pewne hipotetyczne atrybuty Waszego bóstwa lub bóstw ?

Roman Zaroff
Brisbane, listopad 1999


O CELIBACIE UWAG KILKA
Powrót do spisu treści strony

Od zarania dziejów istniała opinia, że kapłan jest kimś innym, szlachetniejszym, że kontakt z bóstwem czyni go lepszym. I trudno dzisiaj orzec co poczęło się z czego: czy opinia o uszlachetniającym kontakcie z bóstwem wpłynęła na pychę stanu kapłańskiego czy odwrotnie. W każdej religii, niezależnie od najlepszych założeń, prędzej czy później powstaje stan kapłański. Pojawia się on, kiedy przedsiębiorcze jednostki zauważają dwa aspekty kapłaństwa: możliwość dostatniego życia bez specjalnego wysiłku i władzę nad ludźmi. Stan kapłański kształtuje się początkowo niewinnie. Najpierw są mężowie (rzadziej niewiasty) którzy przewodzą rytuałom religijnym a oprócz tego są zwykłymi ludźmi. Kiedy system wierzeń się komplikuje, oni właśnie z natury rzeczy, będąc blisko czynności religijnych, stają się "nosicielami" i znawcami sacrum. Wreszcie forsują pogląd o swej niezbędności i wyłącznej kompetencji do kontaktu z bóstwem. I tu są już klerem z prawdziwego zdarzenia. Brakuje jeszcze tylko sojuszu (sprostytuowania się) z władzą świecką i uzyskanie w ten sposób przywilejów odróżniających kler od laikatu, czyli ciemnej hołoty, która jest już wtedy święcie przekonana, że gniew kleru to gniew boży, a służba klerowi to służba boża.

Kiedy stan kapłański już istnieje zaczyna dążyć, jak każda grupa uprzywilejowana do ograniczenia dostępu do swego grona. Czyni to czasem przez wprowadzenie zasady dziedziczenia urzędu, sakry i przywilejów w obrębie rodów kapłańskich (Lewici). Łączy się to jednak z poważnym niebezpieczeństwem. Dobrobyt kleru skłania do posiadania licznego potomstwa, a aby utrzymać wysoki stan posiadania i wpływ na władzę grono cieszące się tymi dobrami musi być liczebnie ograniczone. Istnieje bowiem poziom społecznej tolerancji dla pasożytnictwa kapłanów, po przekroczeniu którego nastąpić może bunt (patrz reakcja pogańska w Polsce po śmierci Mieszka II). Metodą na uniknięcie skutków rozmnożenia się kasty kapłańskiej mogłoby być dziedziczenie funkcji, i przywilejów stanowych tylko przez jednego (najstarszego na przykład) potomka kapłana. Reszta dzieci zdana byłaby na własną przedsiębiorczość. Ich "spłacanie" przez dziedzica stanu wywołało by sprzeciw społeczeństwa, bowiem jest ono skłonne utrzymywać pośrednika na drodze do bóstwa, nie zgodzi się jednak (przynajmniej powyżej pewnych granic "przyzwoitości") na finansowanie jego rodziny, nie związanej bezpośrednio z zawodem. Jeśli zaś kapłan należy do organizacji kapłanów jakikolwiek udział jego rodziny w majątku, uznawanym za majątek organizacji, napotka na opór ze strony kompanów. Natężenie tych zjawisk jest wprost proporcjonalne do atrakcyjności zawodu kapłana w danej religii - im większa władza i bogactwo wiążą się z wykonywaniem funkcji kapłańskich tym silniejsza jest naturalna tendencja do ich kumulacji. Sposobem na uniknięcie problemów związanych z rodziną kapłana jest wprowadzenie zakazu jej zakładania. Czysto polityczno-ekonomiczne uwarunkowania celibatu znajdują oczywiście swych ideologów, dorabiających przekonujące teorie o całkowitym poświęceniu się bóstwu, wspólnocie wiernych i pasterzu, czystości i innych legend na zasadzie robienia "dobrej miny do złej gry". Celibat okazał się mieć także, nieprzewidywane być może, a bardzo korzystne dla organizacji kapłańskiej konsekwencje. Kapłan z założenia spełnia funkcje łącznika z innym lepszym, wyższym, tajemniczym światem bogów, światem ducha, światem INNYM. Z pierwotnego łącznika-pośrednika staje się wkrótce przedstawicielem tamtego świata, jego częścią istniejącą tu, w świecie gorszym, ludzkim. Przedstawiciel INNEGO świata sam także musi być INNY. A cóż może być bardziej "innego" niż wyrzeczenie się najnaturalniejszego powołania człowieka, jakim jest małżeństwo i rodzina. Człowiek to odrzucający staje się naprawdę wiarygodnym ambasadorem INNEGO świata. Obserwacje socjologiczne wskazują, że autorytet kapłana żyjącego w celibacie jest niepomiernie wyższy od posiadającego normalną (zwyczajną) rodzinę (nie ma tak wielkiego autorytetu wśród swej trzódki żonaty pastor, czy pop, jak żyjący w samotności, oficjalnie przynajmniej, ksiądz katolicki). Autorytet kapłana będącego jednocześnie mężem i ojcem wymaga dodatkowego zabezpieczenia - najlepiej w formie przemocy (kapłani muzułmańscy) - autorytet kapłana - pustelnika nie wymaga takich "gwarancji" (choć jest bardzo przydatny do ich uzasadnienia, jeśli zdecyduje się z nich skorzystać).

Bardzo pożytecznym dla organizacji kapłańskiej jest fakt, że kapłan nie żonaty i bezdzietny jest wolny. Można liczyć na jego utożsamienie się z organizacją - nie istnieje niebezpieczeństwo konfliktu interesów rodzina - organizacja. Można go przenosić z miejsca na miejsce bez uciążliwego "ogona" w postaci żony (żon) i dziatek. Do konsekwencji celibatu należy też jednak oderwanie i nie zrozumienie problemów "normalnego" człowieka przez kapłana żyjącego w "oderwaniu" od codziennych zmagań o byt, bezpieczeństwo, przyszłość rodziny. Kapłan powołany (teoretycznie) do wspierania, wskazywania drogi człowiekowi, obdarzony autorytetem, czasem nawet przywilejem nieomylności, jest bezradny wobec sytuacji, których nie rozumie i zrozumieć nie może, co nie znaczy, że ta bezradność zapobiegnie formułowaniu przez niego poglądów. Aby autorytet utrzymać, wymyśla rozwiązania w swoim rozumieniu (lub raczej nierozumieniu) słuszne, a zwykle bezużyteczne lub - najczęściej - szkodliwe dla "normalnego" człowieka, próby kwestionowania słuszności swoich poglądów kwalifikując jako herezję, grzech, zło.

Celibat zatem, jak starałem się w omylności mojej udowodnić, nie ma nic wspólnego z duchowością, a jest wyrazem wyłącznie dbania o przewagę polityczno - ekonomiczną kleru w okrzepłych (czytaj: zdegenerowanych) systemach religijnych.

Vindalf Adalgruen
wrzesień, 1999


KOMUNISTYCZNE IDEE TOWARZYSZA JEZUSA WIECZNIE ŻYWE !!!
Powrót do spisu treści strony

Pozwoliłem sobie tu opublikować fragmenty Nowego Testamentu oraz wypowiedzi tak zwanych "Ojców Kościóła" skompletowane przez Lucyfera, znanego bywalca polskiej grupy dyskusyjnej RELIGIA (Newsgroups: pl.soc.religia), oraz mojego osobistego przyjaciela. Zachowałem też orginalny tytuł, który przez niego nadany był dyskusji prowadzonej na tejże grupie. Poniższe cytaty z "pism świetych" służyły Lucyferowi jako przyczynek do dyskusji na temat umiłwania bogactwa, przepychu i pompy przez kler katolicki na przestrzeni historii, ze szczególnym uwzględnieniem pazyrności polskiego kleru w obecnej, wciąż biednej przecież Polsce.

"Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!" Towarzysz Jezus (Mat. 19.21)

"Jednego ci jeszcze brak: sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; potem przyjdź i chodź ze Mną." Towarzysz Jezus (Łuk. 18. 22)

"Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy." Towarzysz Jezus (Łuk. 12.33)

"...Zaprawde, powiadam wam: Bogaty z trudnoscia wejdzie do krolestwa niebieskiego. (24) Jeszcze raz wam powiadam: Latwiej jest wielbladowi przejsc przez ucho igielne niz bogatemu wejsc do krolestwa niebieskiego." Towarzysz Jezus (Mat. 19.23)

"Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają." Towarzysz Jezus (Marek 10.24)

"...Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie." Towarzysz Jezus (Marek 12.43-44)

"Lecz Bóg rzekł do niego: Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował? (21) Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem." Towarzysz Bóg (Łukasz 12.20-21)

"Naśladujmy członków pierwszej gminy chrześcijańskiej, którzy mieli wszystko wspólne." Towarzysz Nauczyciel Kościoła Bazyli (około 330-379)

"Wspólnota dóbr jest bardziej adekwatną formą naszego życia niż posiadanie prywatnej własności, i to formą naturalną." Towarzysz Nauczyciel Kościoła Jan Chryzostom (354-407)

"Bez niesprawiedliwości nie można stać się bogatym" i "niepodobna, nie sposób być bogatym i uchodzić zarazem za uczciwego" Towarzysz Nauczyciel Kościoła Jan Chryzostom (354-407)

Bogaty żyje kosztem biednych, a wszelkie bogactwo powstaje z niesprawiedliwości polegającej na ograbianiu bliźnich: "Bogacz jest sam człowiekiem niesprawiedliwym albo sukcesorem kogoś niesprawiedliwego". Towarzysz Nauczyciel Kościoła Hieronim (zm. 419 lub 420 r.)

Skompletował z postów LUCYFERA

Roman Zaroff


KATALOG BŁĘDÓW KSIĘGI RODZAJU (Cz. I)
Powrót do spisu treści strony

"I wreszcie: spośród wszystkich rad, jakich możemy obecnie udzielić, najważniejszą jest ta, by dołożono wszelkich starań, iżby nikt nie miał sposobności przeczytać choćby niewielkiego fragmentu ewangelii w swoim języku narodowym i żeby z takiej sposobności nie skorzystał..."

Ze sporządzonej za pontyfikatu Juliusza III (1550-1555) ekspertyzy wewnątrzkościelnej.

Wydawać by się mogło, że jednym z największych obowiązków każdego katolika, obowiązków religijnych, zawsze było czytanie i poznawanie biblii. Otóż nie. Wielokrotnie w swej historii Kościół wszelkimi sposobami starał się powstrzymywać swoich wiernych przed samodzielnym czytaniem "świętej księgi" Kościoła. Również obecnie katolicy nie zadają sobie w tej materii zbyt wiele trudu, zadowalając się odczytywanymi podczas różnych obrzędów fragmentami Biblii. Może to się wydawać nieco dziwne, ale nie człowiekowi, który biblie przeczytał. Nawet podchodząc do lektury w sposób wysoce tolerancyjny nie sposób oprzeć się uczuciu wstydu i oburzenia. Na każdym kroku musi się obcować z bzdurami, alogicznymi stwierdzeniami, wewnętrznymi sprzecznościami, okrucieństwem i głupotą. Jeśli jeszcze czytelnik jest choć trochę zaznajomiony z nauką Kościoła, to musi się zmierzyć z ewidentnymi sprzecznościami tej nauki z przekazem biblijnym. Dla ateisty jest to natomiast prawdziwa kopalnia religijnej głupoty, okrucieństwa i bezduszności. Sama myśl, że ten "paszkwil na człowieka" może stanowić źródło naszej cywilizacji musi spowodować ciężką antyreligijną alergię. I choć o Biblii napisano już wiele krytycznych opinii, to jednak wychodząc z założenia, ze głosów rozsądku nigdy dosyć, rozpoczynamy serię artykułów poświęconych temu tematowi. Ten i następny artykuł będą poświęcone księdze Rodzaju. Tekstem źródłowym jest Biblia Tysiąclecia wydana w Poznaniu w 1980 roku przez Wydawnictwo Pallottinum (Wydanie III poprawione).

Opis Stworzenia świata i człowieka.

1.Rozdz. 1, 3-5: "Bóg stworzył światłość i nazwał ją dniem, zaś ciemność nocą." Ale przecież Słońce, Księżyc i inne ciała niebieskie bóg stworzył dopiero w dniu czwartym (Rodz. 1, 14-19). O ile wiadomo światłość jest bezwzględnie uzależniona od istnienia światła. Jak jednak mogło docierać do Ziemi światło skoro nie istniało ani Słońce, ani żadna inna gwiazda. Czyżby to bóg był naturalnym źródłem fotonów?

2. Rozdz. 1, 5: "[...]I tak upłynął wieczór i poranek-dzień pierwszy." Skoro Słońce zostało stworzone w dniu czwartym, to w jaki sposób został odmierzony czas po jakim upłynął dzień? Ile trwał ten dzień? Czym od poranku różnił się wieczór? Chyba nie położeniem Słońca na niebie.

3. Rozdz. 1, 6-8: Bóg oddziela wody sklepieniem, które nazywa niebem. Ponad niebem powinna więc znajdować się woda. O ile mnie pamięć nie myli to w przestrzeni kosmicznej nie stwierdzono obecności wody. Niektórzy twierdzą nawet, że występuje tam próżnia. Gdzie więc podziała się ta woda? Czyżby posłużyła jako budulec ciał niebieskich? Niewątpliwie gwiazdy składają się przeważnie z wodoru. Występuje w nich również tlen. Być może bóg w rozdzielił czšsteczki wody na atomy wodoru i tlenu. Tylko gdzie podziała się ta cała masa tlenu?

4.Rozdz. 1, 9-10: Bóg osusza ziemię. Czy na pewno nie mógł jej od razu stworzyć tak jak być powinno? Co z tą jego wszechmocą?

5. Rozdz. 1, 11-13: Bóg stwarza rośliny lądowe. Po pierwsze o ile nam wiadomo życie powstało w morzach i tam rozwinęły się pierwsze rośliny i zwierzęta. Co prawda, rośliny jako pierwsze skolonizowały ziemię, ale już wtedy w morzach istniało bogate życie. Po drugie czym żywiły się biedne roślinki skoro przecież nie było jeszcze Słońca? Niestety bez cukrów trudno przeciętnej zieleninie funkcjonować w miarę przyzwoicie. A do zrobienia glukozy roślinki potrzebują światła. Do tego zaś jest potrzebna w miarę bliska gwiazda.

6. Rozdz. 1, 20-22: Bóg stwarza zwierzęta morskie i ptaki. Oto więc mamy świat pełen morskich zwierząt i ptaków. Wiemy jednak, że najpierw na ziemi pojawiły się prymitywne płazy, potem gady i w wyniku ewolucji z gadów powstały ptaki. Problem jest tylko w tym, że dobry bóg gady i inne stworzenia lądowe stworzy dopiero w dniu szóstym, a teraz upłynął właśnie "wieczór i poranek – dzień piąty". I to jest problem. Albo Mojżesz czegoś niedosłyszał, czy też źle zrozumiał boskie przesłanie, albo bóg wprowadził go w błąd, albo też oszukał ludzkość pozorując ewolucję. Ja osobiście mam jeszcze jedno wytłumaczenie. Moim zdaniem bóg tego świata nie stworzył, a przed Mojżeszem próbował po prostu zaszpanować. Tak to bywa z tymi bogami.

7. Rozdz. 1, 26: Bóg, rzekomo jeden, zwraca się do siebie w liczbie mnogiej. To jest troszeczkę dziwne. Nie sądzę również aby była to form pluralis majestatis. Tym bardziej, że w oryginale występuje tutaj hebrajskie słowo "elohim", które oznacza "bogowie". ("Horyzont" 3 (8)). Wygląda więc na to, że na początku ten bóg nie był wcale sam. Co się stał z jego towarzyszami? W walce o władze Jahwe mógł posunąć się do wszystkiego. Policja niestety, ze względu na upłynięcie okresu przedawnienia, nie może się tym zająć.

8. Rodz. 1, 28: Bóg zwraca się do ludzi w słowach: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się [..]". Ideał ludzkiego życia wg. boga to gromada dzieci. Ale Kościół uczy, ze chociaż życie w stanie małżeńskim jest chwalebne, to idealne życie chrześcijanina powinno się toczyć w celibacie. Na piedestale stawiana jest dziewica jako najdoskonalsza forma człowieka. Ideał chrześcijański jest więc sprzeczny z nakazem boga. Wbrew boskiemu rozkazowi występuje także Paweł (List do Koryntian, 7) traktujący małżeństwo jako zło konieczne, a celibat jako prawdziwie błogosławiony stan.

9. Rozdz. 2, 2-3: Bóg ustanawia dzień siódmy jako dzień święty. Jak wiemy chodzi tutaj o sobotę, a mówiąc dokładniej o dobę trwającą od zachodu słońca w piątek do zachodu słońca w sobotę. Ten sposób liczenia dni jest widoczny w opisie stworzenia świata i zgodny ze starożytną tradycją narodu żydowskiego. Kościół jednak ustanowił niejako wbrew woli Najwyższego jako dzień święty pierwszy dzień tygodnia, tzn. niedzielę, na pamiątkę zmartwychwstania Jezusa. Zmienił przy tym sposób określania dni tak, że niedziela zahacza o poniedziałek (licząc wg pierwotnej metody). Jezus jednak zmartwychwstał w sobotę, zgodnie z obowiązującym obecnie sposobem liczenia dni. Jezus zmartwychwstał w żydowską niedzielę, ale licząc wg. sposobu chrześcijańskiego była to jednak nadal sobota.

10. Rozdz. 2, 4-7: jest to drugi opis stworzenia człowieka. Dowiadujemy się tutaj, że Bóg stworzył człowieka zaraz po stworzeniu nieba i ziemi. Nie istniał jeszcze żadne życie na ziemi, ponieważ "[..] Pan Bóg nie zsyłał deszczu na ziemię [...]". Opis ten jest ewidentnie sprzeczny z pierwszym opisem stworzenia świata i człowieka. Jeśliby księga ta była pisana była pod natchnieniem boga, to czy możliwa by była taka sprzeczność. Nawet, gdyby autorem tej księgi był jeden człowiek, to przecież nie przeczyłby sobie już na drugiej stronie.

11. Rozdz. 2, 15: Bóg umieszcza człowieka w ogrodzie, "[...] aby uprawiał go i doglądał." Oto jest prawdziwa przyczyna stworzenia człowieka. Bóg potrzebował ogrodnika. Ponieważ najwidoczniej lubił przechadzać się po ogrodzie Eden, potrzebny mu był ktoś kto będzie o ten ogród dbał. Całe to gadanie o miłości boga i jego poświęceniu jest nic nie warte. Prawda, choć napisana na drugiej stronie Biblii, do nikogo jednak nie dociera. No cóż, mają oczy, a nie patrzą.

12. Rozdz. 2, 16-17: Bóg umieszcza człowieka w ogrodzie Eden i zakazuje mu spożywania owoców z drzewa poznania dobra i zła. Będąc wszechmocnym i wszechwiedzącym bóg niewątpliwie wie, że człowiek złamie ten zakaz. Po co więc umieścił to drzewo w Edenie? Albo nie wiedział jakie będą tego skutki, a więc nici z wszechwiedzy, albo też wiedział. Jeśli jednak zdawał sobie sprawę z tego co się stanie, to znaczy, że w jego planie stworzenia upadek człowieka był przewidziany. To z kolei oznacza, że Adam nie ponosi żadnej winy za to nieposłuszeństwo, ponieważ taka była wola boga, przed którą nie mógł przecież się uchylić. Nieuchronnie prowadzi to do konkluzji, ze wolna wola nie jest możliwa w sytuacji wszechwiedzšcego boga, ale to temat na zupełnie inny artykuł. Warto tu jednak zwrócić uwagę na jeden aspekt. Otóż wygląda na to, że bóg doprowadzając do takiej sytuacji starał się przerzucić winę na człowieka za jego nędzną i pełną cierpienia dolę. Przez to doprowadzając do pełnego uzależnienia od siebie, wierności oraz strachu spowodowanego poczuciem winy i odpowiedzialności za śmierć i cierpienie. To naprawdę podłe. Podłe jest również to, że umieszcza przed nosem człowieka źródło wiedzy, jakże przecież doniosłej, a następnie zakazuje mu z niej korzystać. To zwyczaj, który charakteryzuje bardzo wielu bogów, szczególnie tych Jedynych.

13. Rozdz. 2, 18-19, 21-23: Bóg stwarza zwierzęta lądowe, ptaki, a w końcu kobietę jako pomoc dla człowieka. Kolejna, nad wyraz oczywista sprzeczność z pierwszym opisem stworzenia świata. Autor mógł się chyba zdecydować na jeden z nich. Oba nie mogą być prawdziwe i jedynie dopuszczalne.

14. Rozdz. 2, 19-20: Człowiek nazywa wszystkie zwierzęta. Należy przyznać, że musiało to być dość męczące i długotrwałe zajęcie. Samych owadów znamy milion gatunków. Przyjmując, że na nazwanie każdego owada potrzebował około 5 minut (na początku szło to dość szybko, ale później musiał nieźle się namyślać, żeby nie powtórzyć żadnej nazwy), to zajmując się tym całą dobę (bez chwili wytchnienia) musiał stracić ok. 10 lat. A to tylko owady. Co z resztą? Na to zajęcie życia by mu nie starczyło. A na pewno skończyłby się dla niego okres zdolności do rozmnażania i to na długo zanim pojawiła się kobieta.

Opis wygnania człowieka z Raju.

15.Rozdz. 3, 1: Na scenę wchodzi wąż. Nieszczęsny beznogi gad musiał się w historii bardzo wiele wycierpieć w wyniku czterech wersetów z Biblii. Czym lub kim jest ów wąż. Autor twierdzi, że "... był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe...". Był więc albo bardzo inteligentnym zwierzęciem, albo też był to diabeł w skórze węża. Jeśli był to diabeł, to wyjątkowo barbarzyńsko prezentuje się nam bóg skazując wszystkie, przecież niewinne węże na czołganie się na brzuchu i jedzenie prochu, którego zresztą te nieposłuszne gady nie jedzą. To typowe dla tego boga. Ma on bowiem w zwyczaju stosować zasadę odpowiedzialności zbiorowej i to nawet w przypadku, gdy o winie nie można nawet mówić. Jeśli natomiast było to zwierzę, to znaczy, że bóg stworzył inne, oprócz człowieka inteligentne zwierzę. Mądrzejsze jednak od człowieka, bo nie dało się otumanić Jahwe. Kolejny problem to pytanie o pochodzenie zła. Ponieważ wszystko stworzył bóg, więc również szatan musiał być jego dziełem. Jeśli tak było to znaczy, że albo bóg stworzył również zło, albo zło stworzył szatan. Jeśli zło stworzył bóg, to nie jest on doskonale dobry. Gdyby bowiem był doskonale dobry, wszystko co stworzył byłoby dobre. Oznacza to, że zło musi być elementem natury boga. Zło i okrucieństwo. Jest bowiem okrucieństwem tworzyć zło wiedząc jakie pociągnie to dla ludzi skutki. Bóg najwyraźniej lubi krzyki cierpiących i umierających. Opcja druga, bóg nie stworzył zła prowadzi do konkluzji, że istnieje byt przez boga niestworzony. Nie mógł go jednak stworzyć szatan. Będąc dziełem doskonale dobrego boga nie mógł posiadać w sobie żadnych "zalążków" zła. Tym samym zło musiało istnieć samo przez się. Prowadzi to do wniosku, ze zło było siłą równie potężną i wieczną jak bóg. Bez względu na opcję oficjalne cechy boga przekazywane przez biblię nie pokrywają się z logicznymi wnioskami jakie można z tych przekazów wysnuć.

16.Rozdz. 3, 8-11: Bóg przechadza się po ogrodzie Eden i szuka człowieka. To dość niezwykłe, że niematerialny duch, jakim jest bóg przechadza się "...w porze kiedy był powiew wiatru...". Bardziej jednak niezwykłe jest to, że wszystkowiedząca istota o nieograniczonej mocy nie może sobie poradzić ze znalezieniem dwóch mizernych stworzonek. Ciekawe czy gdyby Adam się nie odezwał, to bóg by ich znalazł.

17.Rozdz. 3, 14: Bóg przeklina węża. Dziwne zwyczaje ma ów bóg. Jeśli bowiem szatan wcielił się w węża, aby kusić człowieka, to karanie biednego, bezmyślnego gada jest wyjątkowo podłe. Jeśli jednak to wąż = szatan, to należy uznać, że na świecie żyje wyjątkowo wiele gatunków szatanów, zresztš wszystkie to niemowy.

18.Rozdz. 3, 22-23: Bóg wyrzuca ludzi z raju. Robi to , bo "Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło: niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki". I teraz wyjaśnia się nam prawdziwa przyczyna wygnania człowieka z raju. Jest nią zwyczajna zazdrość. Bóg /bogowie nie mogą przecież dopuścić, aby człowiek stał się taki jak on/oni. Dzięki swemu nieposłuszeństwu zdobył on wiedzę na temat dobra i zła (przestał więc być zwierzęciem, a stał się istotą rozumną). Jeśliby jednak zdobył nieśmiertelność stałby się bogiem. Tutaj po raz drugi pojawia się pytanie o ilu bogach jest mowa. Zainteresowanych odsyłam do artykułu Lecha Kellera z Horyzontu nr 3/8.

19.Rozdz. 4, 17. Kain płodzi syna ze swoją żoną. Kain po zabiciu brata zamieszkał w kraju Nod na wschód od Edenu. Tam też ożenił się. Pozostaje pytanie z kim. Czytamy bowiem Rodz. 3, 20: "Mężczyzna dał swej żonie imię Ewa, bo ona stała się matką wszystkich żyjących", oraz Rodz. 4,1-2: "(...) A ona poczęła i urodziła Kaina, (...). A potem urodziła jeszcze Abla, jego brata." Tak więc Biblia stwierdza jednoznacznie, że matką wszystkich ludzi jest Ewa, która miała dwóch synów (po śmierci Abla jeszcze jednego, Seta). Skąd, więc wzięła się żona Kaina. Nie można go przecież posądzać o kazirodczy stosunek z matką. Tym bardziej, że Kain także miał tylko syna, a ten jakoś jednak znalazł żonę. Jedynym wyjaśnieniem tej sprawy może być stwierdzenie, że bóg stworzył jednak trochę więcej ludzi. Tylko czemu biblia nie wspomina o tym ani słowem?

Na razie na tym koniec. Ale już chyba wyraźnie widać, że Biblia, to "arcydzieło ludzkiej literatury", jest jedną wielką niedoróbką. Autorzy to nie tylko amatorzy i nieudolni kłamcy, ale też ludzie co najmniej "ociężali umysłowo". Judaizm i chrześcijaństwo kompromitują się ogłaszając tak "niedopracowane" dzieło za jedynie prawdziwe "Słowo Boże". A swoją drogą to naprawdę ciekawe ile wysiłku ludzkiego rozumu trzeba było włożyć w zbudowanie całego skomplikowanego systemu interpretacyjnego, który pozwoliłby zmienić ten stek bzdur w źródło "cywilizacji". Polecam wszystkim lekturę Biblii na ponure zimowe wieczory. To naprawdę może być zabawne.

Jakub Kozielec
Polska, październik 1999


QUMRAN 1 - NAJWIĘKSZE ODKRYCIE ARCHEOLOGICZNE XX WIEKU

Powrót do spisu treści strony

Na prośbę autora redakcja "Horyzontu" zamieszcza na wstępie poniższego artykułu nastepujący komentarz:

"Autor zaznacza, że nie jest ateistą i nie stawia sobie za cel odciąganie ludzi od wiary, jedynie od przesądów narzuconych im przez błędne jej dogmaty."

Jerzy Sedziak

Najwieksze odkrycie archeologiczne XX wieku

"Wycinanie i usuwanie uschniętych gałęzi to pierwszy warunek postępu intelektualnego. Ale czy współczesne pokolenie uświadomi sobie i wykorzysta szansę jaką dają mu te niezwykłe dokumenty znalezione na Pustyni Judejskiej? Czy zdobędzie się na odwagę, aby w oparciu o nie dakonać odpowiednich rewizji i przewartościowań ? To się dopiero okaże."

—(John Marco Allegro w wywiadzie dla radia brytyjskiego w roku 1964)

Trudno uwierzyć, że już 50 lat minęło od czasu, gdy dwóch arabskich Beduinów pasących trzody owiec na pustyni judejskiej przypadkowo natrafiło na naukowy skarb ukryty w glinianych dzbanach, uznany potem za największe odkrycie archeologiczne naszego stulecia. Skaliste pieczary Khirbet Qumran usytuowane 16 mil na wschód od Jerozolimy, gdzie znaleziono teksty znane powszechnie jako Zwoje Morza Martwego, okazały się jednym wielkim archiwum kryjącym bardzo ważne tajemnice historii poozątków naszej ery. Nieopodal tych skał, nad samym brzegiem Morza Martwego znajdują się ruiny starego klasztoru, w którym za czasów Jezusa, Jana Chrzciciela i apostołów mieszkali esseńczycy. Była to ascetyczna gmina żydowska, która prócz klasztoru miała tam swoją szkołę zakonną. Ze znalezionych dokumentów wynika, że założona została co najmniej 150 lat przed naszą erą. Jak wiemy, w pierwszym wieku naszej ery Judea była prowincją rzymską dlatego wielu ortodoksyjnych Żydów, nacjonalistów, nie mogąc znieść tego, że ich Święte Miasto i Świątynia deptane są przez pogan, uciekło na pustynię i stało się eremitami. Założyli oni w Qumran swój klasztor i szkołę. Oczekiwali tam dnia sądu Bożego, czyli triumfu "synów światłości", bo tak nazywali siebie, nad "synami ciemności", do których zaliczali rzymskich okupantów i bratających się z nimi współrodaków.

Ówczesna sytuacja polityczna Palestyny była więc pod wieloma względami podobna do Polski po II wojnie światowej. Był marionetkowy król Herod dbający o to, aby Rzym utrzymywał swoje wpływy na okupowanym obszarze Palestyny. Ale mesjańskie nadzieje esseńczyków nie ziściły się. Klasztor ten, podobnie jak Jerozolima, został zniszczony w roku 68 n.e. przez Rzymian podczas powstania żydowskiego. Jednakże dzięki przezorności esseńczyków ich święte pisma zostały ocalone, przeleżały zamknięte w dzbanach aż...19 wieków, a ścisle do roku 1947, kiedy po raz pierwszy odkryli je dwaj wspomniani Arabowie.

Okazało się wkrótce, że był to wierzchołek góry lodowej. Poszukiwania archeologiczne prowadzone w tym rejonie z przerwami do 1956 roku okazały się nader owocne. W jedenastu pobliskich pieczarach znaleziono w sumie aż 870 tekstów pisanych na skórach, papirusach i miedzianej blasze, które zakonnicy zwinęli w rolki, włożyli w dzbany i ukryli je tam aby ocalić przed zniszczeniem w tych niespokojnych czasach. Ale wiele tekstów tego zbioru rozkradli niestety Arabowie, którzy dowiedziawszy się o tym odkryciu archeologicznym, przez dość długi czas prowadzili tam bezkarnie swoje nocne poszukiwania "skarbów" na własną rękę.

W najnowszym wydaniu tekstów Zwojów Morza Martwego—"The Complete Dead Sea Scrolls in English" opublikowanym pod nadzorem brytyjskiego naukowca profesora Gezy Vermesa, uznawanego za międzynarodowy autorytet w tej dziedzinie, czytamy na wstępie: "Odkrycie to zmieniło nasze rozumienie Biblii hebrajskiej, historii judaizmu, a także zmieniło nasza wiedzę o rodowodzie chrześcijaństwa".

Nad tym ostatnim stwierdzeniem trudno było wielu ludziom przejść do porządku dziennego. Dokumenty te wzbudziły wielką sensację wkrótce po ich odkryciu, co stało się później przysłowiową kością niezgody, wielka kwestia sporna pomiędzy teologami a racjonalistami, wśród których znalazło się kilku poważnych naukowców—ekspertów w tej dziedzinie. Spór ten nie został do dnia dzisiejszego rozstrzygnięty. Aż dziw bierze, że polska krajowa i polonijna prasa tak mało miejsca poświęca temu tematowi. Zwoje te są przecież bardzo ważnymi dokumentami z wielu wzgledów. Rzucily one wiele światła na świat, w którym żył Jezus i jego uczniowie. Neil Usher Silberman, pisarz i historyk, w swej książce "Tajemnicze Zwoje" /The Hidden Scrolls/ pisze: "Mesjańska wiara gminy qumranskiej była równie silna co w chrzescijaństwie" (str.154), a znany badacz Zwojów—Hershel Shanks w książce "Analiza tekstów zwojów Morza Martwego" (Understanding the Dead Sea Scrolls) pisze: "Pierwotny Kościół był znacznie głębiej wkorzeniony w grunt żydowski niż zakładano wcześniej (t.j. przed ich odkryciem); znaczna ilość pierwotnych wierzeń i praktyk Kościoła, jak się okazało poźniej, nie była wcale czymś nowym (str. 201). Nie ulega więc wątpliwości, ze zostały one zapożyczone.

Ewangelie synoptyczne i Zwoje Morza Martwego poddano analizie porównawczej, która wykazała uderzające podobieństwa tekstowe pomiędzy nimi, co świadczy o tym, że pisma te mają ze sobą wiele wspólnego, zarówno pod względem historycznym jak i teologicznyrn. Gdyby położyć na jednej szali wszystkie podobieństwa praktyk i wierzeń esseńczyków i pierwszych chrześcijan, a na drugiej wszystkie różnice pomiędzy nimi, to szala podobieństw zdecydowanie przeważyłaby szale różnic. Esseńczycy, podobnie jak Jezus, jego uczniowie i pierwsi chrześcijanie mieli wspólną kasę i wspólne dobra materialne. Mieli wspólne posiłki poprzedzane modlitwą, także swoje agape , czyli uczty miłości, oraz święte uczty z chlebem i winem podobnie jak pierwsi chrześcijanie. W naukach jakie głosili występuje wiele tych samych wyrażeń pojęć i zwrotów co w naukach Jezusa. Ostrzegali oni przed "sąadem ostatecznym pałającym gniewem", uczyli miłości bliźniego, mówili o "synach światości walczących przeciwko mocom ciemności", o "duchu prawdy", "obietnicy życia wiecznego", "Duchu Świętym", uczestnikach "Nowego Przymierza" i "Nowego Testamentu".

John Marco Allegro, który był członkiem komisji mającej przez wiele lat niemal wyłączny dostęp do Zwojów Morza Martwego, przywilej dysponowania nimi oraz zadanie przygotowania ich do publikacji, pisze w swej książce p.t. "Autorzy i postacie Zwojów Morza Martwego" (People of the Dead Sea Scrolls): Nie ulega wątpliwości, że pierwsi żydowscy chrześcijanie odziedziczyli wierzenia i praktyki esseńskie. Obie grupy nazywają siebie naśladowcami "drogi", "ubogimi", "dziećmi światłości", "wybrańcami Bożymi", "ludem Nowego Testamentu" i "Nowego Przymierza", obie wierzyły, że mają udział w dziedzictwie aniołów, że są powołani przez Boga aby dokonać sądu na Ziemi, obie rządzone były przez radę starszych zwanych "biskupami" lub "prezbiterami", stosowały podobne zasady napominania i wyrzucania nieporządnych członków ich społeczności, a scena Ostatniej Wieczerzy przedstawiona w ewangelii do złudzenia przypomina mesjańskie uczty qumrańskich zakonników. "Essenizm, (bo tak nazwano teologie esseńczyków) posłużył za grunt'—pisze dalej Allegro—'na którym założono chrześcijaństwo. Zwoje Morza Martwego są po prostu materiałarni źródłowymi na bazie których pracowali autorzy Nowego Testamentu. Sa one niejako pomostem łączącym Stary Testament z Nowym. Właśnie dzięki esseńczykom lepiej poznamy początki religii chrześcijańskiej" (str.50, 51).

Międzynarodowa komisja tłumaczy Zwojów, o kt(orej wspomniałem przed chwilą, przez 40 lat swego istnienia i działalności opublikowala zaledwie...25 procent przetłumaczonych tekstów Zwojów, i to w dodatku tekstów wcale nie najważniejszych i najciekawszych. Nic więc dziwnego, że opóźnienie to nazwano to "akademickim skandalem stulecia". Na temat żółwiego tempa pracy tej komisji i przyczyn tego, obszernie dyskutowano w mediach kilka lat temu. Co się tyczy różnic pomiędzy obiema grupami, t.j. chrześcijaństwem a essenizmem, specjaliści często wskazują na dwie podstawowe z nich—stosunek do systemu kapłańskiego i zakonu mojżeszowego. Esseńczycy, kultywowali starotestamentowy system kapłański i trzyrnali się zakonu mojżeszowego wierniej niż pierwsi chrześcijanie.

Biorąc pod uwagę wszystkie argumenty 'za' i 'przeciw', nasuwa się wniosek, że ewangelie są po prostu forma adaptacji nauk esseńskich, chociaż w tekstach Zwojów nie ma ani jednej wzmianki o Jezusie i apostołach. Częściową odpowiedzią na brak tego ważnego ogniwa jest niewątpliwie to, że ewangelie pojawiły się znacznie poźniej: najstarsza z nich, t.j. Ewangelia Marka, została napisana dopiero po spaleniu Jerozolimy w roku 70 n.e. przez rzymskiego cesarza Tytusa. Ale bardziej zdumiewa fakt, że w ewangeliach nie ma żadnej wzmianki o esseńczykach, którzy w czasach Jezusa prowadzili ważną szkołę zakonną, nie mniej popularna od zakonu faryzeuszów czy saduceuszów, którym ewangelie poświęcają wiele miejsca.

O istnieniu tej gminy, w czasach obecnych, wiedziano bardzo niewiele aż do momentu odkrycia Zwojów. Podania żydowskiego kronikarza Józefa Flawiusza /37 - 97 n.e./ oraz Filona z Aleksandrli /25 p.n.e. - 5O n.e./ na temat esseńczyków były dość skąpe. Niemniej warto zwrócić na nie uwagę. W swoich esejach Filon pisze:

"Syria palestyńska, w której mieszka znaczna część narodu żydowskiego jest również ziemia wydająca plony cnót. Niektórzy z nich, t.j. ponad cztery tysiące osób, nazywają siebie esseńczykami. Jest to słowo greckie i przypuszczem, że wiąże się z pojęciem świętości. Są to ludzie istotnie poświęceni sprawie Bożej, ale nie składają zwierząt na ofiarę. Uważają, że bardziej słuszne jest poświęcenie swoich myśli...Nie gromadzą srebra ni złota, nie uprawiają dużych połaci ziemi, lecz ograniczają się do zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych. Niemal samotni wśród ludzi, żyją bez dóbr i posiadłości. Ale mienią się być bogatymi, ponieważ to co posiadają, plus dobre samopoczucie uważają za prawdziwy dostatek... Odrzucają wszystko, co mogłoby stać się powodem skąpstwa...Nie mają u siebie ani jednego niewolnika, każdy z nich jest wolny i pomaga drugiemu. Mógłbym podać tysiące dowodów na to, że bardzo miłują Boga, mają w pogardzie bogactwa i zaszczyty i wyrzekają się doczesnych przyjemności...Mają jedną wspólną kasę...i zwyczaj spożywania wspólnych posiłków. Nigdzie pod słońcem nie można by znaleźć lepszego wzoru współżycia ze sobą ludzi dzielących jeden styl życia, jeden stół i jeden dach."

Osobliwy charakter wspólnoty esseńskiej zaciekawił rownież, jak wspomniałem, Flawiusza — żydowskiego historyka i generala armii rzymskiej, który w kronikach "Wojny żydowskie" podaje pewne szczegóły życia tej religijnej wspólnoty:

"Wśród Żydów istnieją trzy szkoły myśli, uczniowie których zowią się faryzeuszami, saduceuszami i esseńczykami. Esseczycy wyznają zasadę surowej samodyscypliny. Są Żydami z urodzenia i są do siebie bardzo przywiazani. Dobrowolnie wyrzekają się życia małżeńskiego, ale przyjmują do siebie dzieci będące w wieku odpowiednim do wychowania i kształcenia; i kształcą je na swój własny styl. Gardzą bogactwami...zasadą ich jest to, aby każdy nowoprzyjęety członek ich społeczności oddał całe swoje mienie zakonowi. Kiedy ich współwyznawcy przybywają do nich z innych okolic, oddają im do dyspozycji wszystko co posiadają, wszystkie swoje dobra materialne, aby ich goście mogli dysponować nimi jak swoimi własnymi. Wyglądem i ubiorem przypominają dzieci będące pod opieką surowego nauczyciela. Ubrań i butów nie zmieniają dopóki nie zedrą się. Ich kapłan modli się przed i po wspólnym posiłku. Dwie rzeczy są dla nich najważniejsze—dobroczynność i niesienie pomocy bliźnim. Są orędownikami dobrej wiary i krzewicielami pokoju. Z zapałem studiują dzieła dawnych pisarzy, głównie te, z których czerpią pożytek dla ciała i duszy. Ból zwalczają siłą woli, a śmierć, jeśli jest chlubną, cenią bardziej niż życie nieskończenie długie. Ich duch został mocno doświadczony przez wojnę z Rzymianarni, którzy męczyli, palili, kaleczyli i torturowali ich żeby zmusić ich do bluźnienia ich Zakonodawcy lub spożywania zakazanych pokarmów, ale nie potrafili zmusić ich do czynienia tych rzeczy, aby widzieć ich płaczących lub płaszczących się przed ich oprawcami. Źródłem ich siły jest głęboka wiara, że ciała podlegają zepsuciu i materiał z którego są zbudowane jest nietrwały, ale dusze pozostają nieśmiertelne na wieki. Niektórzy z nich twierdzą, że przepowiadają przyszłość, a przepowiednie ich rzadko okazują się fałszywe."

Słowa te Flawiusz pisał w roku 77 n.e. Wiedział to wszystko o esseńczykach, ponieważ jak pisze, sam żył wśród nich przez trzy lata.

Teologiczna bomba z bezpiecznikiem czynnym prawie dwa tysiące lat wybuchła wreszcie kiedy pisma esseńczyków zostały odkryte w 1947 roku. Od tamtej pory zajmują one szczególne miejsce w literaturze historycznej, aczkolwiek nie teologicznej. Można spierać się o niuanse, na przykład, czy zostały one napisane wyłacznie przez zakonników qumrańskich lub czy zakonnicy ci byli naprawdę odizolowaną sektą żydowską, ale jedno jest pewne—dokumenty te zupełnie wykluczają unikalny charakter Jezusa i religii chrześcijańskiej. To właśnie stało się źródłem sensacji jaką pisma te wywołały w świecie. Są tacy, którzy zaprzeczają temu chociaż ilość paraleli pomiędzy chrześcijaństwem a starszym od niego essenizmem jest wielka. Poza tym, czytając te teksty zupełnie przestajemy dziwić się, że pierwsi chrześcijanie zbierali się w synagogach i uważani byli za jedną z żydowskich sekt. Jest też całkiem możliwe, że lata życia Jezusa, o których ewangelie nie mają nic do powiedzenia spędził on wśród esseńczyków, właśnie tam w klasztorze qumrańskim nad brzegiem Morza Martwego, zanim rozpoczął działalność publiczną. Właśnie Qumran i Jerozolima są kolebką chrześcijaństwa, a nie Rzym, jak błędnie uczy Kościół. Ale współczesny "Pawłowy" model chrześcijaństwa ma niestety znacznie więcej wspólnego z historią starożytnego Rzymu i Grecji aniżeli tymi miejscami.

Żydowski profesor Lawrence Schiffman w swej książce p.t. "Weryfikacja Zwojów Morza Martwego" (Reclaiming The Dead Sea Scrolls) pisze na temat chrześcijaństwa i judaizmu następujące słowa: "Zwoje te mówią nam o naszych wspólnych korzeniach, ukazują chrześcijaństwo wyraźnie jako jeden z nurtów starożytnego judaizmu; nurtów, których w I wieku było znacznie więcej aniżeli ktokolwiek z nas dotąd wiedział."

Jerzy Sedziak


A M B O N A

Powrót do spisu treści

WIADOMOŚCI Z MAGLA

Powrót do spisu treści

"CHORYZONT" - CZYLI KORESPONDENCJA NAWIEDZONA

Powrót do spisu treści


ZASŁYSZANE - PODPATRZONE


Powrót do spisu treści

"Małpy wyewoluowały z kreacjonistów"

Plakat na Wydziale Genetyki Uniwersytetu La Trobe, Melbourne, Australia.

"Jeśli Bóg stworzył świat, gdzi był przed stworzeniem ?... Wiedz, że świat jest nie stworzony, podobnie jak czas, bez początku i bez końca."

MAHAPURANA (Indie, IX wiek)

No i stare ale jare:

"(...) Jeśli Bóg jest taki wszechmocny, to niech stworzy kamień, którego nie będzie w stranie unieść."

Anonim


Poczta do: "Horyzontu"



Free Web Hosting