"HORYZONT"

Magazyn racjonalistów, sceptyków i ateistów (Online)

Numer 2 (21), Rok 5 , Luty 2001


Copyright Š 1997- 2001, "Horyzont"
Materiały z "Horyzontu" mogą być kopiowane i publikowane bez zezwolenia redakcji tylko w celach niekomercyjnych z podaniem nazwisk autorów i źródła (adresu strony). 

SPIS TREŚCI


OD REDAKCJI

ARTYKUŁY

AMBONA

WIADOMOŚCI Z MAGLA

ZASŁYSZANE - PODPATRZONE



Od Redakcji
Powrót do spisu treści strony

Witamy serdecznie naszych czytelników!

W tym miesiącu rozpoczynamy nową serię felietonów Dyalogi. Nawiązują one do Berkleyowsko/Lemowskiej formy dysputy najlepiej chyba spopularyzowanych przez Stanisława Lema w jego książce . Horyzontowe Dyalogi oparte są na autentycznej wielomiesięcznej dyskusji z jednym z naszych czytelników w kraju. Z przyczyn oczywistych Redakcja nie ujawnia i nie zamierza ujawnić imienia i nazwiska owego czytelnika. Autorem naszech Dyalogów jest Leszek Keller.

Również z przyjemnością zawiadamiamy naszych Czytelników, że na nasze łamy powraca weteran "Horyzontu", który we własnym monitorze widział jak w bólu i cierpieniach rodzi sie idea naszego magazynu.

Witaj nam Karolu !

Wszystkim Czytelnikom życzymy przyjemnej lektury naszej nowej serii jak i całego nowego wydania naszego pisma.

Redakcja "Horyzontu"


A R T Y K U ŁY


EXPOSÉ ATEUSZA
Powrót do spisu treści strony

Zastanawiam się czasem jak to jest, że niektórzy wierzący wpadają w egzaltację i euforię mówiąc o swoim bóstwie. Przy tym egzaltacja ta jest najcześciej nafaszerowana deklaracjami ślepo poddańczego zachwytu polączonego ze służalczością. Deklaracjami wielkości bóstwa i marności gatunku ludzkiego. W końcu mówi się przecież "Pan Bóg"czy "Nasz Pan". Często odnoszę wrażenie, że jest to jedynie poza, coś na pokaz w "oazowej" społeczności, ale zapewne bardzo często nie jest to udawane. Całość według mnie uwłaszcza godności ludzkiej oraz na odległośc pachnie mentalnością niewolnika. Niewolnika tak już zgnojonego i pozbawionego własnego indywidualizmu i ludzkiej godnośći, że jest na prawdę zadowolony ze swojego niewolnictwa i donióśł by na na jakiegoś Spartakusa gdyby tylko mógł przypodobać się swojemu panu. W porywach ci sami wierzący wpadają we "wspanialstwo" i egzaltację czerpiąc żenującą dla postronnych satsfakcję z bycia "ulubionym niewolnikiem".

Ci sami ludzie twierdzą jednocześnie dość często, że to ateiści są niewolnikami czegoś tam, różne na to podający niby-przykłady. Twierdzą, że to właśnie ateizm pozbawia ludzkość godności redukując nas do poziomu troszkę bystrzejszych zwierząt.

Wydaje mi się jednak, że pomijąć już nawet ów serwilizm wierzących, nie może być mowy o wolności człowieka ani jego odpowiedzialności za siebie samego gdy akceptuje się istnienie bóstw. Bowiem nigdy nie bylibyśmy na prawdę wolnymi i odpowiedzialnymi za siebie jeśli bylibyśmy dziełem jakiegoś bóstwa ukutym z niebytu. Stworzenie przez Wszechmogącego bowiem zawsze zawierałoby nieskończoną ilość ograniczeń nałożonych na nas co sprowadza się do zdeterminowania nas w taki czy w inny sposób. Fantazje na temat wolnej woli (w pojeciu katolickim) są jednym z prymitywniejszych mitów i sami teologowie unikają dziś tego tematu jak unika się ciotki prostytutki w porządnej katolickiej rodzinie. Zapewne sami nie wiedząc co zrobić z tym fantem a raczej obciążeniem, schedą po średniowieczu.

W wielu dyskusjach o religii padają dość często z ust wierzących pytania co ateizm oferuje w zamian oraz postulaty pustki duchowej oraz nihilistycznego charakteru niewiary. Pytania tego typu wykazują jasno, że pytający nie są w stanie wybiec myślą poza wąskie ramy wlasnych uprzedzeń i raczej mało intelektualnie lotnego przekonania, ze tylko ta wiara, ich wiara (z kilkunastu tysięcy innych wierzen i mitologii występujących na świecie) jest prawdziwą i niekwestionowalną. Że tylko ich wiara coś oferuje w życiu a inne wyznania i inne światopoglądy to kupa śmieci. Wynika to za pewne z intensywnego prania mózgów przez Kościół, dom, katechetów i społeczeństwo, poąączonego z intelektualnym lenistwem.

Spróbuje jednak odpowiedzieć na to pytanie. Ateizm oparty na racjonaliżmie i materialiźmie nie zdejmuję ludzkości z żadnego piedestału, a raczej zwalnia z pozycji "ulubionego niewolnika". Zdanie sobie sprawy z faktu, że jesteśmy skutkiem ewolucji życia na naszej planecie w żadnym stopniu nie deprecjonuję naszej unikalności na Ziemi. Jak by nie było jesteśmy jedynym gatunkiem, który potrafi zadać sobie pytanie o naturę rzeczy, który stosując skomplikowane technologię, odwiedza Kosmos, który poznał wiele tajników tego świata i który przez badania genetyczne stoi na progu zrozumienia dlaczego jesteśmy tacy a nie inni.

Dla ateisty nasze osiągniecia i porażki, wielkie idee i zbrodnie są naszym własnym dziedzictwem, którego nam nie dało kapryśne bóstwo w przypływie szaleństwa. Obserwując potknięcia, porażki i zbrodnie popełnione przez ludzkość, tylko jako ateiści w pełni możemy zdać sobie sprawę, że to my i tylko my jesteśmy za nie odpowiedzialni. Nie możemy się schować za parawanem jakiegoś wyimaginowanego "planu nadrzędnego", "woli boskiej" i innych protez intelektualnych. Jednocześnie patrząc na nasze sukcesy i osiągnięcia możemy zdać sobie sprawę z jakim mozołem i po ilu tragicznych pomyłkach je osiągnęliśmy. Bowiem tylko z własnych w trudzie wytworzynych sukcesów możemy czerpać pełną satysfakcję a nie ze zdeterminowanych łaskawych darowizm bóstw.

Jako zwierzęta obdarzone rozumem mamy pełne prawo do uznania ludzkości jako wartości samej w sobie. Fakt powstania całej gamy innych ogólnoludzkich wartości którym hołdujemy, choć często nie przestrzegamy, jest naszym dziełem z którego możemy być dumni. Jednocześnie fakt bycia częścią świata żywego przypominać powinien nam, że otaczający nas żywy świat i nasza planeta nie jest dodatkiem do ludzkości ale to my jesteśmy jego częścią. Takie podejście jest filozoficzną bazą do ograniczenia okrucieństwa w stosunku do zwięrząt i bardziej humanistycznego podejścia do otaczającego nas świata. Podejścia jakże różnego, wyrosłego na biblijnych klechdach, gdzie otaczający świat i życie jest surowcem lub pokarmem nie wymagającym nawet najdrobniejszej refleksji.

Ateistami było wielu znanych ludzi takich jak Bertrand Russell czy Albert Einstein, który zwykł mawiać, ze definicja Boga to: "kręgowiec w stanie gazowym". Był nim Gabriel Narutowicz i Witkacy. Był nim Józef Piłsudski, choć uznając jego wielkie i niewątpliwe zasługi dla Polski, jednoczenie trudno nazwać go humanista. Przeważająca większość ludzi nauki, a więc twórcy naszej cywilizacji to ateiści. Listy tej nie ma sensu dalej przedłużać. Chodzi tu przede wszystkim o wyraźne zaznaczenie i podkreślenie, że ateizm, nie oznacza jedynie zwykłą negację bóstw i świata nadprzyrodzonego. Ateizm nie jest jedynie odrzuceniem wyimaginowanego boga i obowiązujących praw i reguł moralnych, jak to się często wydaje osobom wierzącym lub odchodzącym od wiary. Ateizm jest zmianą światopoglądu. Odrzuceniem świata urojeń i chciejstwa na rzecz świata realiów, świata faktów, racjonalizmu i humanizmu. Postrzegania świata takim jakim on jest a nie takim jakim byśmy chcieli żeby był. Świata w którym najwyższa wartością przestaje być wyimaginowane bóstwo a staje się nią człowiek. Dlatego też niewiara w Boga bez głębokiego humanizmu może czesem rzeczywiście być nihilistyczna i dekadencka, bo była by zamiana światopoglądu urojonego, ale wciąż światopoglądu, na jego brak. Ludzie są istotami społecznym bo nasz gatunek tak właśnie wyewoluował co było niezbędne do jego przetrwania. Zdanie sobie sprawy, że życie obok społeczeństwa, jego odrzucenie lub żerowanie na nim prowadzi w konsekwencji do katastrof indywidualnych lub nawet katastrof całych społeczeństw nie jest jakimś odkryciem KK, a biologiczną cechą naszego gatunku jako takiego. Za faktem tym stoi nie urojone bóstwo ale miliony lat ewolucji. Tak samo jak wierzenie w bóstwa jest iluzją, tak też jest iluzją przekonanie, że można to liczące sobie miliony lat dziedzictwo zwyczajnie zignorować lub odrzucić. Człowiek może żyć tylko w społeczeństwie a życie w społeczności oznacza istnienie kodu moralno-etycznego oraz formalnych praw.

Etyka ateistyczna oparta jest na humaniźmie i często pokrywa się z tą, którą KK sprzedaje nam dziś jako swoja. Należy jednak pamiętać, że przeważająca większość praw moralnych uzurpowanych sobie przez KK, była i jest częścią ogólnoludzkich zasad współżycia istniejących już dużo wcześniej niż Katechizm i mających charakter uniwersalny. Np. nie zabijaj, nie kradnij. Zresztą czego się nigdy nie mówi w Biblii te zasady obowiązywały jedynie w stosunku do Żydów. Podobnie ma się rzecz z ideami humanistycznymi. Twórcami ich są myśliciele Oświecenia, w czasach gdy KK wciąż ochoczo popierał feudalizm, absolutyzm i intelektualne wstecznictwo. Dopiero ostatnio, tak na prawdę to od II Synodu Watykańskiego w 1966 roku, KK zaczął podawać idee Oświecenia za swoje własne, dokonując kolejnej już w swojej historii uzurpacji ideologicznej. Nie należy się wiec dziwić, ze wiele idei humanistycznych i humanistyczna etyka graniczy czasem z tym co słychać z ambony.

Ateizm może być też większym motorem moralnym niż ślepa wiara bo nie jest oparty na strachu przed karą a na racjonalnej, rzeczywistej ocenie naszych poczynań i ich skutków, mozliwości i ograniczeń. Ateista żyjący według zasad etyki jego społeczeństwa, w odróznieniu od żyjącego w strachu przed wiecznym potępieniem wierzący, nie czyni zła dlatego że się boi piekieł, ale dlatego, że jest to niezgodne z jego wewnętrznym poczuciem własnej integralności. Ateista nie może pójśc do spowiedzi i zostaje ze swoimi uczynkami sam na sam. Pomijając sytuacje prawne obłożone paragrafami, jeśli jest osobą moralną stara się wyrządzoną krzywdę naprawić, zgodzić jej skutki, oraz stara się więcej czynów mających podobne skutki nie popełniać. Takie postępowanie, przedstawia samo w sobie większą wartośc etyczną i daje niewspólmiernie większą satysfakcję niż oparte na strachu i niewolnicznym serwiliźmie. Dla ateisty ludzkość stworzyła i wciąż tworzy moralność, etykę i prawa. Nakłada to nas jeszcze większy obowiązek bo przy ich relatywności zmusza nas do podejmowania trudnych a czasem niebezpiecznych decyzji. Ale decyzje te niezależnie od ich skutków są wyłącznie naszymi. Abstrahując od błedów w prawie i niepewności w sprawach moralnych, jest to wartośc znacznie większa niż gotowe regułki wykute w kamieni ponoć przez Wielkiego Konstruktora.

Slyszy się również dość często zarzut stawiany przez wierzących, że ateizm pozbawia ludzi celu w życiu. Jest to absolutnie nie prawdą. Ateizm uświadamia nam, że nie istnieje cel absolutny tak jak nie istnieje byt absolutny. Umożliwia wyjście z niebezpiecznego świata urojeń. To wśród wierzących dązenie do celu urojonego często ruinuje ich życie pozbawia przyjemności życia. Nie mówiąc już o przypadkach ekstremalnych warto zdać sobie sprawę, że istnieje wiele pobożnych małżeństw, dla których seks nie jest przyjemnością życia, bo wpojono im urojony wstyd i poczucie czynienia czegoś złego, nie czystego. Przykładów można by mnożyć ale nie czas i miejsce po temu.

Świadomy ateizm nie jest też kwintesencją rozpasania i apoteozą doktryny "po nas choćby potop" jak czasem twierdzą wierzący. Nasze działania mają miejsce w kontekście społecznym, i to właśnie społeczeństwo nakłada na nas ograniczenia i nasze obowiązki. Świadomośc tych naszych ograniczeń, obowiązków i miejsca w życiu pozwala nam realizowań nasze ludzkie cele. Cele, które przez fakt nie bycia absolutnymi wcale nie tracą na wartości. W życiu dązymy do akceptacji społecznej, uznania w zawodzie, szcześcia w życiu osobistym, pozostawienia czegoś po sobie czy zwyczjnie bycia dobrym człowiekiem. Celów tych może być tyle ile jest indywidualnych ludzi na świecie. Każdy nasz cel, akceptowalny społecznie i moralnie, jest wartością samą w sobie, przez fakt bycia naszym własnym przemyślanym i świadomie wybranym celem. Ocenę naszych celów możemy wydac tylko my sami czy są one dla nas satysfakcjonujące czy też nie. Ich wartość leży w tym, że ich naznaczenie sobie jest naszym świadomym aktem a nie poleceniem wydanym niewolnikowi.

Pisząc z własnego doświadczenia, przyznać trzeba, że zaakceptowania tego stanu rzeczy wymaga wysiłku intelektualnego, przemyśleń i czasu, oraz że nie jest to wcale łatwe. W dziecinstwie niestety wpojono nam idee absolutnego celu jakim jest rzekome zbawienie. Niewątpliwie może to być wygodną proteza intelektualną ale nie zmienia to postaci rzeczy, że jest jedynie wygodnym urojeniem. Ale zaakceptowanie nie istnienia celów absolutnych nie oznacza wcale odarcie nas z sensu życia. Wprost przeciwnie, daje to poczucie wolności, oraz rzeczywistej, pełnej satysfakcji z osiągnietych celów, jakże różnej od tej skutej mentalnością zastraszonego niewolnika. Skłania do prawdziwych refleksji gdy spotka nas niepowodzenie. Zdać też należy sobie sprawę, że większość ludzi wierzących rzadko tak na prawdę myśli o owym celu absolutnym, którym jest urojone życie wieczne po śmierci i urojone zbawienie. W normalnym, życiu wierzący jak i ateiści dążą do celów, które sami sobie wyznaczają. Ale w chwili refleksji wierzący sami sobie wartość tych ludzkich celów deprecjonują stawiając je niżej od urojeń. Przypadków osób, które prawie całkowicie skoncetrowły swe życie na urojonym celu absolutnym nie będę tu omawiał. Takim ludziom należy po prostu głęboko współczuć.

Ateista chce życ tak samo jak wierzący, ale nie boi się śmierci jedynie umierania. Nie było mnie przed moim narodzenie, nie będzie po mojej śmierci. Niebytowi nie przeszkadza, że go nie ma przed narodzeniem czy po śmierci. Niebytu nie ma. Niemniej nasze życie można a nawet należy, przeżyć uczciwie i godnie bez odwoływania się do mitów. Ateiście daje ulgę świadomość, że po śmierci nie będziemy okrutnie obdzierani kawałek po kawałku z naszych ludzkich marzeń, pragnień, dązeń, pamięci wspaniałych przeżyć i wspomnień miłości do bliskich mu osób. Obdzierani z całej naszej ludzkiej osobowości. Że nie dokona się na nas aktu psychicznej "lobotomii" po której żałosny kikut naszego JA niczym w narkotycznej euforii wielbił będzie Wielkiego Konstruktora. To też była by forma niebytu gdyby to było prawdą. Na szczęście ateiści zdają sobie speawę, że tak nie jest.

Religię istnieją w różnych formach od zarania historii naszego gatunku. Nie ma co do tego wątpliwości. Powstały jako próba zrozumienia i "naprawienia" świata stworzona przez bezradnego człowieka w zamierzchłej przeszłości. Ale ani nic one nie wyjaśniły ani niczego nie naprawiły. A czasu religie mialy naprawdę dużo. Wprost przeciwnie zisnstytucjonalizowane stały się hamulcem cywilizacyjnym i bastionem ignorancji i głupoty czego ukoronowaniem było Średniowiecze. Religia jest protezą intelektualną oferującą bezpieczne niewolnictwo, brak odpowiedzialności oraz rozwiązanie urojone. Jak mawia mój brat zamiast modlić się o deszcz lepiej zacząć kopać kanały irygacyjne. Nie wiem dokąd zmierza ludzkość ale nie wiedzą też tego nadęci iluzją własnej ważności luminarze bóstw urojonych. Wiem natomiast, że naszych problemów nie rozwiążą działania zastępcze oferowane przez religie. Bycie rozumnym zwięrzęciem, czemu histerycznie zaprzeczają niekórzy wierzący, nie jest deprecjają ludzkości jako takiej natomiast stawia nas "na ziemi". Fakty pozostają faktami niezależnie od tego, że wolelibyśmy żeby mile łechtały nasze antropocentryczne wspanialstwo. Porażką religii jest to, że postulują przyczyny zjawisk w zależności od tego jak się te przyczyny nam podobają a nie jakie one są w rzeczywistości. W efekcie próby rozwiązania owych widocznych problemów mające na celu wyeliminowanie urojonych przyczyn z góry skazane są na porażkę, a często powodują jescze bardziej katastrofalne skutki niż początkowy problem. Jak mawia mój brat: "Nie zmienia się sprzęgła gdy popsuły się hamulce".

Spotkalem się również z zarzutami, że ateizm jest desperacką próbą negacji Boga, lub nawet, że jest próba jego poszukiwań. Jeśli mowa o osobach wątpiacych w okresie intelektualnej tranasformacji jest to niewątpliwie prawda. Ale w przypadku kogoś z uformowanym światopoglądem ateistycznym, jest to dość plytka intelektualnie projekcja własnych odczuć, strachów i leków wierzącego na drugą osobę. Ateizm jako stan umysłowy nie neguje ani nie poszukuje Boga bo nie może negować i szukać niebytu. Mówienie o tym dlaczego krasnuludki nie istnieją nie oznacza przecież, że w nie wierzymy po cichu lub całym jestestwem łakniemy ich bytu poza sferą bajek. Ateizm neguje natomiast światopogląd oparty na urojeniach wykazując jego błędność, marazm i stagnację intelektualną jako zjawisko społecznie szkodliwe, którego skutki w skrócie opisałem powyżej (są one często omawiane na łamach "Horyzontu"). Wykazywanie absurdalności doktryn religijnych, ich niekonsekwencji i płycizn intelektualnych oraz argumenty na nie istnienie Wielkiego Konstruktora są narzędziem w dyskusjach a nie ich celem.

Nasza egzystencja na tej planecie może trwać krótko i być jedynie króciutkim epizodem w historii życia na Ziemi. W końcu parę milionów lat to nie tak długo w skali geologicznej. Jeśli jednak Ziemi nie trafi w najbliższym czasie potęzny asteroid to przyszłość ludzkości zależy tylko i wyłącznie od nas. Choć daje to bez wątpienia pewne poczucie niepewności, napawa jednak optymizmem, daje poczucie pełnej satysfakcji i wolności oraz świadomość, że nie jesteśmy pionkami w szalonym eksperymencie kapryśnego bożka. Porażki ludzkości są wyłącznie jej porażkami, a ludzkie sukcesy, sukcesami ludzkości.

Roman Zaroff,
Brisbane, luty 2001

Powrót do spisu treści strony

JAHWE
Powrót do spisu treści strony

(Na podstawie "Leksykonu religioznawczego" napisanego pod przewodnictwem profesora Tylocha i "Jak człowiek stworzył bogów" Jerzego Cepika; cytaty z "Biblii Tysiąclecia".)

Najpierw sprawa wymowy.
Ponieważ początkowo Izraelici nie używali w swoim piśmie samogłosek i w żaden sposób ich występowania nie oznaczali, w starych tekstach hebrajskich spotykamy się jedynie z JHWH. W związku z tym, że imię Boga było "święte", nie można go było wymawiać. Z tego powodu z kolei, po jakimś czasie Żydzi zapomnieli jak należy wymawiać JHWH. Obecnie większość uczonych jest zdania, że wymowa powinna brzmieć "Jahwe" (nie wymawia się ostatniego "h" występującego w JHWH), ale są i tacy, którzy twierdzą, że "Jehowa", co wzięło się z wstawienia samogłosek z "Adonaj" (Pan) w odpowiednie miejsca w "JHWH". Niektórzy twierdzą, że JHWH znaczy "Jestem który jestem", co jest bardzo prawdopodobne, bo wiele świątyń egipskich miało na ścianach wypisane słowa "Nuk Pu Nuk", czyli "Jestem który jestem", a Izraelici nie dość, że bardzo wiele zapożyczyli z obcych religii (więc niewykluczone, że i to), to przecież właśnie z Egiptu uciekli zanim utworzyli swoje państwo.

Jahwe był bogiem szeroko znanym w Kanaanie; był bogiem Midianitów i miasta Ejlat nad Morzem Czerwonym, teksty z Ugarit ukazują go jako syna boga Ela, będącego naczelnym bogiem kanaanejskiego panteonu. Redaktorzy ST dopełnili wszelkich starań, by te informacje nie dotarły do wyznawców Jedynego Boga, ale nie udało się to tak do końca. Nie znajdziemy wprawdzie w Biblii bardzo jasnych i jednoznacznych wskazań na pierwotny politeizm Izraelitów, ale ślady są, i to całkiem wyraźne.

Oto słynne pierwsze zdanie Księgi Rodzaju: "Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię" - w oryginale mamy hebrajskie "Elohim", które jest formą liczby mnogiej słowa "Bóg", mowa więc nie o jednym Bogu, lecz o bogach.

Jahwe: "Tej nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła i odbędę sąd nad wszystkimi bogami Egiptu - Ja, Pan." (Wyjścia 12:12).

Mojżesz: "Któż jest pośród bogów równy Tobie, Panie, w blasku świętości, któż Ci jest podobny, straszliwy w czynach, cuda działający!" (Wyjścia 15:11).

Jetro, teść Mojżesza: "Teraz wyznaję, że Pan jest większy niż wszyscy inni bogowie, gdyż w ten sposób ukarał tych, co się nimi pysznili." (Wyjścia 18:11)

"A Egipcjanie w tym czasie grzebali wszystkich swoich pierworodnych, zabitych przez Pana. Pan dokonał sądu również nad ich bogami." (Księga Liczb 33:44).

"Jahwe, Bóg bogów; Jahwe, Bóg bogów, wie to dobrze, i Izrael powinien również wiedzieć: jeśli to był bunt lub jeśli to była niewierność względem Pana, niech nas nie wybawi jeszcze tego dnia!" (Księga Jozuego 22,22).

"Świątynia zaś ma być wielka, gdyż Bóg nasz jest większy niż wszyscy bogowie." (2 Kron. 2:44.

"Ty bowiem, Panie, jesteś Najwyższy na całej ziemi, Bardzoś wywyższony nad wszystkich bogów!" (Ps. 97:99)

Jahwe: "Mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Oto Ja nawiedzę Amona z No i faraona, i Egipt, i jego bogów, i jego królów, i tych, którzy na nim polegają [...]" (Jer. 46:25).

Księga Powt. Prawa

32,06. "Więc tak odpłacać chcesz Panu, ludu głupi, niemądry? Czy nie On twym ojcem, twym stwórcą? Wszak On cię uczynił, umocnił.
32,07 Na dawne dni sobie wspomnij. Rozważajcie lata poprzednich pokoleń. Zapytaj ojca, by ci oznajmił, i twoich starców, niech ci powiedzą.
32,08 Kiedy Najwyższy [El Eloyn] rozgraniczał narody, rozdzielał synów człowieczych, wtedy ludom granice wytyczał według liczby synów Izraela;
32,09 bo Jego lud jest własnością Pana [Jahwe], dziedzictwem Jego wydzielonym jest Jakub.

W nawiasach kwadratowych podałem imiona Boga występujące w oryginale. Po zastąpieniu Ela i Jahwe "Panem", z dwóch różnych bogów robi nam się jeden. Jeśli jednak zachowamy oryginalne nazewnictwo, wtedy z łatwościš zauważymy, że El podarował Jahwe lud Izraela. Konstrukcja jest taka: "Jego [Ela] lud jest własnością Pana [Jahwe]". Aby to lepiej zrozumieć, należy sobie przypomnieć, że w tekstach z Ugarit El jest ojcem Jahwe. Jahwe był więc niegdyś bożkiem podrzędnym, był bożkiem plemiennym. * (Interpretację taką przedstawia prof. Thiompson).

Dowodem, że Izraelici czcili przed Jahwe innych bogów, sš również inne miejsca w Biblii.

Księga Wyjścia.

06,02 Bóg rozmawiał z Mojżeszem i powiedział mu: Jam jest Jahwe.
06,03 Ja objawiłem się Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi jako Bóg Wszechmocny [El Szaddai], ale imienia mego, Jahwe, nie objawiłem im.
Z tego fragmentu wynika niezbicie, że wcześniej Izraelici nie czcili Jahwe, lecz jakiegś innego (bądź innych) boga (bogów), a redaktorzy Biblii w sprytny sposób poprzedniego boga odnieśli do Jahwe.

Księga Jozuego

24,14 "Bójcie się więc Pana i służcie Mu w szczerości i prawdzie! Usuńcie bóstwa, którym służyli wasi przodkowie po drugiej stronie Rzeki i w Egipcie, a służcie Panu!"

Przodkowie Jozuego służyli więc nie Jahwe, lecz innym bogom.

Oto jeszcze jeden ciekawy fragment.

Księga Rodzaju

28, 20-21. "Po czym złożył [Jakub] taki ślub: Jeżeli Pan Bóg będzie ze mną, strzegąc mnie w drodze, w którą wyruszyłem, jeżeli da mi chleb do jedzenia i ubranie do okrycia się i jeżeli wrócę szczęśliwie do domu ojca mojego, Pan [Jahwe] będzie moim Bogiem."

Można by się zapytać: kto byłby bogiem Jakuba, gdyby Jahwe nie strzegł go w drodze do domu? Najwyraźniej Jakub miał w czym wybierać, najwyraźniej byli prócz Jahwe i inni bogowie.

Inny fragment:

"Rzekł więc Jakub do swych domowników i do wszystkich, którzy z nim byli: Usuńcie spośród was [wizerunki] obcych bogów, jakie macie; oczyśćcie się i zmieńcie szaty". [...] "Oddali więc Jakubowi wszystkie [wizerunki] obcych bogów, jakie posiadali, oraz kolczyki, które nosili w uszach, i Jakub zakopał je pod terebintem w pobliżu Sychem." (Ks. Rodz. 35,2-4).

Inni bogowie nazywani są "obcymi", ale czy Izraelici posiadaliby wizerunki OBCYCH bogów? Nie sądzę, aby trzymali je na półkach swych meblościanek w celach dekoracyjnych; najwyraźniej tak zupełnie obcy ci bogowie nie byli. Najwyraźniej Izraelici czcili wielu bogów, a dopiero z czasem Jahwe stał się ich Bogiem Jedynym. Nie jest to nic nowego, czyniło tak wiele ludów; prawdopodobnie Izraelici uznali Jahwe za swego boga opiekuńczego w czasie walk o Kanaan. Dla nas ciekawsze jest jednak to, W JAKI SPOSÓB dokonało się odejście od pierwotnych wierzeń, kultów i bogów na rzecz monoteizmu. Czy rzeczywiście było to Boże objawienie, czy też celowe działanie kapłanów?

W Księdze Jozuego, Jozue zwołuje lud swój i zapytuje komu chce służyć: "Gdyby jednak wam się nie podobało służyć Panu, rozstrzygnijcie dziś, komu służyć chcecie, czy bóstwom, którym służyli wasi przodkowie po drugiej stronie Rzeki, czy też bóstwom Amorytów, w których kraju zamieszkaliście. Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu." (Jozue, 24,15).

Lud Jozuego wybiera Jahwe ponieważ ten jako opiekun w czasie walk dobrze się spisał: ( 24,16)."Naród wówczas odrzekł tymi słowami: Dalekie jest to od nas, abyśmy mieli opuścić Pana, a służyć bóstwom obcym!"
24,17 Czyż to nie Pan, Bóg nasz, wyprowadził nas i przodków naszych z ziemi egipskiej, z domu niewoli? Czyż nie On przed oczyma naszymi uczynił wielkie znaki i ochraniał nas przez całą drogę, którą szliśmy, i wśród wszystkich ludów, pomiędzy którymi przechodziliśmy?
24,18 Pan ponadto wypędził przed nami wszystkie te ludy wraz z Amorytami, którzy mieszkali w tym kraju. My również chcemy służyć Panu, bo On jest naszym Bogiem."

Jozue przypomina, że jego lud nie zawsze był wierny Jahwe, a Jahwe jest zazdrosny i jeśli lud zdradzi go, Jahwe się zemści: (24,19) I rzekł Jozue do ludu: Wy nie możecie służyć Panu, bo jest On Bogiem świętym i jest Bogiem zazdrosnym i nie przebaczy wam występków i grzechów.
(24,20) Jeśli opuścicie Pana, aby służyć bogom obcym, ześle na was znów nieszczęścia, a choć przedtem dobrze wam czynił, wtedy sprowadzi zagładę."

Lud ponownie zapewnia o swej wierności dla Jahwe: (24,21) "Lecz lud odrzekł Jozuemu: Nie! My chcemy służyć Panu!
24,22 Jozue odpowiedział ludowi: Wy jesteście świadkami przeciw samym sobie, że wybraliście Pana, aby Mu służyć. I odpowiedzieli: Jesteśmy świadkami."

Jozue nakazuje ostateczne i całkowite zerwanie z "bogami obcymi":
(24,23) "Usuńcie więc bogów obcych spośród was i zwróćcie serca wasze ku Panu, Bogu Izraela."

Lud zgadza się i na to:
(24,24) "I odrzekł lud Jozuemu: Panu, Bogu naszemu, chcemy służyć i głosu Jego chcemy słuchać."

Można się zapytać, co by się stało, gdyby lud nie zgodził się służyć Jahwe. Możliwe, że wówczas stałoby się to, co stawało się już nieraz wcześniej i stawać się miało później.

Księga Wyjścia
(32,26) Zatrzymał się Mojżesz w bramie obozu i zawołał: Kto jest za Panem, do mnie! A wówczas przyłšczyli się do niego wszyscy synowie Lewiego.
32,27 I rzekł do nich: Tak mówi Pan, Bóg Izraela: Każdy z was niech przypasze miecz do boku. Przejdźcie tam i z powrotem od jednej bramy w obozie do drugiej i zabijajcie: kto swego brata, kto swego przyjaciela, kto swego krewnego.
32,28 Synowie Lewiego uczynili według rozkazu Mojżesza, i zabito w tym dniu około trzech tysięcy mężów."

2 Królowie
(10,18) Jehu zgromadził cały lud i powiedział do niego: Achab za mało czcił Baala, Jehu będzie czcił go bardziej.
10,19 Teraz więc zwołajcie do mnie wszystkich proroków Baala, wszystkie jego sługi i wszystkich jego kapłanów. Niech nikogo nie zabraknie, ponieważ mam złożyć wielką ofiarę krwawą Baalowi. Kogokolwiek by zabrakło, nie pozostanie przy życiu. Jehu działał w sposób podstępny, aby wytracić wyznawców Baala.
10,20 Jehu dalej rozkazał: Urządźcie święte zgromadzenie dla Baala!; i zwołali je. 10,21 Jehu rozesłał posłańców po całym Izraelu, i przyszli wszyscy wyznawcy Baala. Nie pozostał nikt, kto by nie przyszedł. Weszli więc do świątyni Baala, która wypełniła się od krańca do krańca."
10,23 Wtedy Jehu wraz z Jonadabem, synem Rekaba, wszedł do świątyni Baala i powiedział do czcicieli Baala: Przeszukajcie i zobaczcie, czy nie ma tutaj z wami kogoś z czcicieli Jahwe, a są tylko czciciele Baala.
10,24 Następnie wyszedł, aby złożyć ofiary krwawe i całopalne. Jehu postawił na zewnątrz osiemdziesięciu swoich ludzi i powiedział: Ktokolwiek by pozwolił ujść komuś z ludzi, których ja wydaję w ręce wasze, płaci życiem swoim za życie zbiega.
10,25 Kiedy Jehu skończył składać ofiarę całopalną, rozkazał straży przybocznej i tarczownikom: Idźcie, uderzcie na nich! Niech nikt nie ujdzie! Więc straż przyboczna i tarczownicy wycięli ich ostrzem miecza, położyli ich trupem i dotarli aż do sanktuarium świątyni Baala." [...]
10,28 "Tak Jehu wyrugował Baala z Izraela".

W Biblii jest całkiem sporo historii mówiących o tym w jaki sposób wprowadzano kult Jahwe. Czasami, jak w przypadku historii przytoczonych powyżej, mówi się wprost o tym, że to wodzowie i kapłani mordowali odstępców religijnych, a czasami są to teksty sugerujące, że to Jahwe osobiście ich pokarał.

Księga Liczb
11,01 "Lecz lud zaczął szemrać przeciw Panu narzekając, że jest mu źle. Gdy to usłyszał Pan, zapłonął gniewem. Zapalił się przeciw nim ogień Pana i zniszczył ostatnią część obozu."
Prędzej Mojżesza posądziłbym o nakaz podpalenie części obozu, niż Jahwe o wykonanie tego osobiście, ale oczywiście każdy może to zdarzenie zinterpretować sobie wedle własnego rozumienia rzeczy, uznając nawet, że Jahwe własną "ręką" podpalił namioty. Jest to przecież całkiem możliwe, skoro tak lubił wdychać przyjemną woń ofiar całopalnych.

Podsumowując możemy z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa graniczącą z pewnością stwierdzić co następuje:

1. Izraelici pierwotnie czcili wielu bogów, nie był im znany bóg o imieniu Jahwe (Rodz 1,1; Wyj 6,2-3).
2. Jahwe był pierwotnie jednym z wielu bogów kanaanejskich, synem Ela (teksty z Ugarit, za "Leksykonem"; Ks. Powt. Prawa 32,6-9).
3. Izraelici przez bardzo długi czas wahali się, czy wyznawać Jahwe, czy innych bogów, i czy Jahwe mam być ich bogiem jedynym, czy jednym z wielu (Rodz 28,20-21; 35,2-4; Ks. Jozuego 24,15-24).
4. Kult Jahwe był wprowadzany siłą (Wyj 32,26-28; 2 Krl 10,18-28).

* Interpretację taką przedstawia prof. Thomas Thompson z wydziału Studiów Starotestamentowych w Kopenhadze w Danii, absolwent Oxfordu, Uniwersytetu w Tubingen oraz Temple University w Filadelfii w USA; uczył w Ecole Biblique w Jerozolimie i w USA. O tej sprawie pisze w "The Bible in The History" (London: Jonathan Cape, 1999), str. 24.

Think of the days of yore; attend to generations past. Ask you father; let him tell you. Let the old one recount to you how El Elyon divided the nations; how he separated humanity from each other and how he established the boundaries of peoples according to the number of his messangers. Yahweh's lot became his people: Jacob was his inheritance. (Deut. 32:7-9).

AnBo
anbo@poczta.wp.pl
www.pytodp.republika.pl

Powrót do spisu treści strony


PIOTROWE "DZIEDZICTWO" I PRYMAT K.K.
Powrót do spisu treści strony

Kościół Katolicki i papiestwo w Watykanie często powołuje się na kontynuacje tradycji apostolskiej od Św. Piotra oraz zgłasza (nader głośno) pretensję do bycia bespośrednimi spadkobiercami Jezusa. Jest to równie często podważane zwłaszcza przez kościoły protestanckie. Choć ich argumentacja pozostawia wiele do życzenia prymat Św. Piotra i Rzymu nie jest wcale taki pewny jak to się wielu osobom, zwłaszcza katolikom, może wydawać.

Spójrzmy na sytuację jaka zaistniała w młodym chrześcijaństwie po egzekucji Jezusa, gdzieś pomiędzy rokiem 30 a 33 n.e. Młoda gmina chrześcijańska skupiała przede wszystkim Żydów zamieszkałych w Palestynie, jako że misja wśród nie-Żydów nie rozpoczęła się jeszcze. Jest rzeczą oczywistą, że dla wczesnych chrześcijan gmina jerozolimska i jej przywódcy stali się kontynuacją misji Jezusa z Nazaretu. Wczesny prymat gminy jerozolimskiej jest widoczny w kilku fragmentach Nowego Testamentu. Paweł z Tarsu wizytuje Jerozolimę dwukrotnie około roku 35/36 i 49/50 n.e. Podczas drugiej wizyty jemu i Piotrowi zostaje "powierzona" misja wśród nie-Żydów i Żydów (Gal. 2:7-8). Widać tu ewidentnie, że wiodącą rolę, prestiż jak również podejmowanie wiążących decyzji spoczywało w rękach gminy jerozolimskiej i jej przywódców.

Kto stał na czele gminy jerozolimskiej w tym okresie?. Dość dokładnej informacji udzielają nam tu Listy Paulińskie. List do Galatian wymienia "trzy filary" gminy jerozolimskiej: Jakuba brata Jezusa, Piotra-Cefasa i Jana (Gal. 2:9). Z koleji w innym miejscu dowiadujemy się, że Paweł z Tarsu wizytując Jerozolime około roku 35/36 n.e. spotkał się z Piotrem (Cefasem) i Bratem Jezusa Jakubem (Gal. 1:18-19). Jana możemy wykluczyć jako jej przywódcę a więc pozostaje nam Piotr i brat Jezusa Jakub. Jednocześnie inny nowotestamentowy materiał źródłowy wyraźnie sugerują, że do opuszczenia Jerozolimy przez Piotra około roku n.e. przywódcą był on właśnie. Niewątpliwie Piotr był czołowš postaciš w gminie jerozolimskiej, ale czy stał na jej czele ? Do tego na ile Ewangelie są tu wiarygodne powrócimy później.

Około roku 49/50 Piotrowi powierzono misje wśród obrzezanych (czyli Żydów) w Diasporze (Gal. 2:8) Pawłowi z Tarsu wśród nie-obrzezanych (Gal. 2:7). Forma jaką użyto sugeruje, że decyzji tej nie podjął Piotr a misja została jemu powierzona przez przywództwo gminy. Przywódcą tym nie mógl być Piotr z tego również względu, że jest wprost nie prawdopodobne aby misje poza Palestyną prowadziła najważniejsza osoba i przywódca chrześcijan. Stanowisko Piotra musiało być różne od przywódców gminy jerozolimskiej w sprawach dotyczacych nie-żydowskich chrześcijan jak pokazuję incydent, który miał miejsce w Antiochii. Piotr zwykł jadać z "nie-obrzezanymi", czyli nie-żydowskimi chrześcijanami. Dopiero wyraźny nakaz w przekazany mu przez "pewnego człowieka Jakuba" spowodował, że Piotr zaprzestał wspólnych z nimi posiłków (Gal. 2:11-14). Widać tu ewidentnie, że przywództwo młodego chrześcijaństwa znajdowało się w Jerozolimie i w rękach Jakuba. Nasuwa się tu również wniosek, że próba skierowania Piotra do misji wśród Żydów w Diasporze podjęta w roku 49/50 miała na celu uniemożliwienie mu realizacji jego "wersji" misji wśród nie-Żydów, lub zwyczajnie pozbycia się go z Jerozolimy. Potwierdza to również istnienie jeśli nie konfliktu to poważnej różnicy zdań wśród przywódców młodego chrześcijaństwa. Jak podają Dzieła Apostolskie, Piotr został aresztowani na polecenie Heroda Antipasa Po czym w sposób cudowny Piotr zostaje uwolniony i opuszcza Jerozolimę. Przed swą ucieczką prosi wspólwyznawców aby "powiadomili Jakuba i braci". (Dz. Ap. 12:2-3). Ten fragment również sugeruje, że Jakub był przywódcą gminy jerozolimskiej. Inny pauliński list, do Koryntian, podaje, że Jezus po zmartwychwstaniu ukazał się również Jakubowi (1 Kor. 15:7). Inne źródło, nie kanoniczne tzw. Ewangelia Hebrajczyków potwierdza, ukazanie się Jezusa po zmartwychwstaniu Jakubowi zwanemu Prawym. Gdzie jednocześnie Jezus nazywa go "bratem". Tak więc mowa tu o tej samej osobie. Potwierdza to również Józef Flawiusz nazywajac Jakuba brata Jezusa, Jakubem Prawym lub Sprawiedliwym.

Taki stan rzeczy po egzekucji Jezusa potwierdza również jeden z "Ojców Koœcioła" Klemens z Aleksandrii, cytowany przez Eyzebiusza w "Historii Koœcioła'. W szóstej księdze swojego dzieła Hypotoposes stwierdza on mianowicie: Mówiš, że Piotr i Jakub, i Jan po wniebowstšpieniu naszego Zbawiciela......wybrali Jakuba Sprawiedliwego biskupem Jerozolimy.

Konflikt wewnątrz wczesnego chrześcijaństwa pomiędzy Jakubem i Piotrem dotyczący misji wśród nie-żydów, dotyczšcy przestrzegania "Prawa Mojżeszowego", a zwłaszcza kwestii obrzezania (Dz. Ap. 11:2-3) pokazuję wyraźnie, że Jezus z Nazaret nigdy nie sprecyzował konkretnie swojego stanowiska w tej kwestii ani nie zamierzał prowadzić działalności misyjnej wśród nie-Żydów. (Patrz artykuł Jeszu Ha-Nazri - żydowski reformator religijny, Horyzont nr. 6). Rozłam w chrześcijaństwie pogłebił się jeszcze bardziej gdy Piotr po ochrzczeniu nie-Żydów zadeklarował swoje działania misyjne w Jerozolimie. Użycie terminu "ci, którzy byli pochodzenia żydowskiego, robili mu wymówki" na przedstawicieli gminy jerozolimskiej jest tu ewidentną próbą umniejszenia roli głównego nurtu religijnego (Dz. Ap. 11:2-18). Rozłam potwierdza również określenie częsci gminy w Koryncie jako "grupy Cefasa (Piotra)" przez Pawła z Tarsu (1 Kor. 1:12). Wczesne chrześcijaństwo w Palestynie było generalnie tolerowane jako odłam judaizmu, jednakże porzucenie rytuału obrzezania zostało odebrane jako apostaza. Dlatego też władze wkrótce aresztowały Piotra a apostoł Jakub syn Zebedee, zapewne popierający nurt piotrowy, został zabity (Dz. Ap. 12:1-3). Rzekomych wizji i nawiedzeń piotrowych nie można brać poważnie nie tylko ze względu na charakter owego zjawiska. Chodzi tu przede wsztkim o to, że trudno brać na serio sytuacje gdzie Jezus w jednej wizji mówi Piotrowi, że "prawa Mojżeszowego" nie trzeba przestrzegać, natomiast Pawłowi z Tarsu podczas innej wizji tego nie mówi, bowiem Paweł praktykował po nawróceniu i obrzezanie i przstrzegał "Prawa".

Działalność Pawła z Tarsu wśród nie-Żydów w była zapewne tolerowana przez Jerozolimę biorąc pod uwagę, że Paweł przestrzegał "Prawa" i był zwolennikiem, a przynajmniej nie przeciwnikiem obrzezania. Jak by nie było sam dokonał tego rytuału na Tymoteuszu (Dzieje Apost. 16:3). Paweł nie traktował jednak tego rytuału zbyt rygorystycznie i jego wpływy zaczeły rosnąć zwłaszcza wśród chrześcijan nie-Żydów. Pozycja Pawła była bardziej pragmatyczna niż Piotra i nie tak rygorystyczna jak gminy jerozolimskiej. Obrazuje to fragment z Pierwszego Listu do Koryntian:

Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim pod każdym względem nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni (1 Kor. 10:32-33)

Nie mniej jak widać z powyższych przykładów i on uznawał autorytet gminy w Jerozolimy i Jakuba.

Około roku 62 n.e. Jakub brat Jezusa i w tym czasie niekwestionowany przywódca chrześcijaństwa zostaje ukamieniowany w Jerozolimie. Przywódctwo przejmuje Szymon, który jak podaje Hegiosippus (Euzebiusz, Historia Kościoła ) był bratem stryjecznym Jezusa i stał na czele gminy jerozolimskiej aż do roku 106/7 n.e. Sytuacja wewnątrz chrześcijaństwa uległa w międzyczasie diametralnej, pełnej konsekwencji zmianie po roku 70. Zburzenie Jerozolimy przez Rzymian, choć Szymon je przeżył, zmarginalizowało gminę jerozolimską. Zapoczątkowało to proces dejudaizacji chrześcijaństwa i odchodzenia nowej religii od swych korzeni. Rozpoczęło to okres rywalizacji poszczególnych gmin chrześcijańskich o prymat jak również rozłam teologiczny. O prymat mogły ubiegać się największe ośrodki rzymskie takie jak Antiochia czy Aleksandria. W tym czasie w Rzymie gmina chrześcijańska skupiająca głównie Greków i Żydów chrześcijan, musiała być wciąż mała i nie odgrywała jeszcze większej roli. Nie mniej jej znaczenie jako znajdującej się w stolicy imperium szybko wzrastało. Rzym jako centrum państwa przyciągał wielu ludzi w tym chrześcijan a rola stolicy państwa dodawała rzymskiej gminie chrześcijańskiej znaczenia.

Jak zaznaczyłem na wstępie wracamy do wyeksponowanej roli Piotra w Nowym Testamencie. Należy tu pamiętać, że Ewangelia Jana była ewidentnie pisana dla nie-żydowskiego odbiorcy. Autor Marka, który mógł być Zydem, musiał pochodzić z Diaspory bo słabo znał geografię Palestyny. Pisał więc albo dla zhellenizowanych Żydów albo dla nie-żydów. Zachowane kopie i fragmenty Ewangelii Mateusza i Łukasza są pisane w grece więc ich odbiorcą nie mógł być żydowski chrześcijanin z Palestyny. Tak więc wszyscy ci autorzy byli zainteresowani propagowaniem piotrowego odłamu chrześcijaństwa, przede wszystkim w Diasporze w środowisku shellenizowanych Żydów I innych mieszkańców imperium. Dowodem na fałszowanie faktów przez ewangelistów jest nieudolna ich próba zrzucenia winy za egzekucję Jezusa na Żydów i oczyszczenie Poncjusza Piłata. Trudno by było bowiem propagować nową religię wśród obywateli rzymskich oskarżając tych samych Rzymian o zabicie "boga". Wbrew nieudolnym wysiłkom ewangelistów jest rzeczą oczywistą, że jeśli Jezus został ukrzyżowany to został stracony wyrokiem rzymskim a nie żydowskim. Rodzaj śmierci wskazuje, że stracono go z oskarżenia o przestępstwo przeciw państwu rzymskiego. Autonomia żydowska była wbrew pozorom znaczna i przestępstwa przeciwko judaizmowi leżały w gestii Żydów i wyrok śmierci wykonywano przez ukamienowanie. W końcu Św. Stefana a nawet brata Jezusa ukamienowano. Nie dziwi więc fakt, że tylko one znalazły się w Kanonie stworzonym poza Palestyną. Nie dziwi również, że Ewangelia Hebrajczyków, zachowana jedynie we fragmentach, gdzie prominentną postacią jest Jakub brat Jezusa tam nie trafiła. Śmiem sądzić że trafiała ona przez wiele lat raczej do pieca by ogrzewać dygnitarzy kościoła rzymskiego w chłodne wieczory. Podobnie ma sie rzecz z Ewangelią Tomasza, którą z uporem maniaka nazywa sie "gnostyczną" tak jak by Ewangelia Jana i paulińskie listy same nie zawierały elementów gnostycyzmu. Podaje ona, że Jezus przekazal przywódctwo Chrześcijaństwa swojemu bratu Jakubowi. (Tom. 12)

Obecność Piotra w Rzymie i jego przywództwo tamtejszej gminy chrześcijańskiej będące podstawą roszczeń Kościoła Katolickiego i papiestwa do kontynuacji tradycji apostolskiej i prymatu wśród chrześcijan jest sprawą raczej wątpliwą. Nigdzie w Nowym Testamencie nie ma najmniejszej wzmianki jakoby Piotr przebywał i został stracony w Rzymie. jest to znacznie późniejsza tradycja z czasów kiedy chrześcijaństwo rzymskie właśnie o ten prymat sie ubiegało. Jak podają Dziela Apostolskie, Piotr po cudownym uwolnieniu z więzienia opuścił Jerozolimę. Dzieła... nie podają jednak gdzie się udał. Jednocześnie całe to zdarzenie jest źle umieszczone czasowo i nie bardzo wiadomo co tu jest fikcją a co faktem. Jak podaje źródło było to za czasów panowania Heroda (Agryppy I), który zmarł w roku 44 n.e. Natomiast w Liście do Galatian Paweł z Tarsu podaje, że podczas swojej drugiej wizyty w Jerozolimie spotkał się z Piotrem. Wizyta ta miała miejsce około roku 49/50. A więc jedna relacja wyklucza drugą. W Liście do Rzymian ten sam Paweł ani nie adresuje go ani nie wspomina Piotra. Ponieważ list ten został napisany około roku 57 n.e. wynika z tego, że Piotr na pewno do tego czasu nie osiadł w stolicy imperium. Zakładając, że Piotr był rówieśnikiem Jezusa, oraz biorąc pod uwagę średnią życia w owych czasech, jest nader prawdopodobne, że mógł nie żyć.

Przyjmując, że to Jakub brat Jezusa a nie Piotr był przywódcą wiodącej gminy jerozolimskiej, oraz to że Piotr nie przestrzegał "Prawa Mojżeszowego" oraz był przeciwnikiem obrzezania prowadząc misję wśród nie-Żydów (Dz. Ap. 9:13-15) to Piotr i jego zwolennicy byli "odstępcami" od wczesnego chrześcijaństwa a nie kto inny. W końcu Jezus nauczał w jerozolimskich synagogach a nie na rzymskim Kapitolu. Jezus był żydowskim kaznodzieja (pisaliśmy o tym obszerniej w Jeszu Ha-Nozri. Żydowski reformator religijny Horyzont Nr. 6) i nie zamierzał prowadzić misji wśród nie- Żydów. Sprawa obrzezania była zapewne dla niego rzeczą tak oczywistą, że nie pozostawił dyrektyw w tej sprawie. Jeśli byo by inaczej nie powstał by konflikt na tym tle po jego śmierci. Jest więc rzeczą oczywistą, że przez współczesnych nie któż inny tylko brat Jezusa, Jakub był postrzegany jako prawowity jego następca. Zgodnie z tym został on przywódcą gminy chrześcijańskej w Jerozolimie będącą oczywistym centrum nowej sekty Judaizmu.

Reasumując, piotrowej misji wśród nie-Żydów, oraz powoływanie się na nią, nie jest niczym więcej jak celebracją pierwszej herezji i pierwszego rozłamu wewnątrz młodej religii. Ponadto misja Piotra w Rzymie jest rzeczą nierozstrzygnięta i mocno wątpliwą. W efekcie kościół rzymski jest dość wątpliwym spadkobiercą tradycji piotrowej, żeby już nie wspominać jego późniejszych dokonań. Osobiście sądzę, że jest takim samym mitem lub celowym fałszerstwem jak obarczanie Żydów winą za stracenie Jezusa z Nazaret. Nawet jeżeli Piotr dotarł kiedyś do Rzymu to był zwyczajnym heretykiem, lub co najmniej odszczepieńcem w oczach tych chrześcijan z gminy jerozolimskiej pod przywództwem brata Jezusa, którzy mieli niewątpliwe największe prawo do kontynuacji i teologicznego spadku po Jezusie z Nazaretu.

Jak na ironię taką kontynuację mogą przypisać sobie bardziej niż Kościół Katolicki w Watykanie takie odłamy chrześcijaństwa jak Ebionici, wciąż istniejący Kościół Syryjski, Koptowie czy nawet prawosławie. Jak by nie było większość wczesnych nie-Żydów chrześcijan to byli Grecy w Diasporze a i Nowy Testament był spisany oryginalnie w grece.

Ebionici byli grupą żydowskich chrześcijan, którzy jak gmina jerozolimska przestrzegali "Prawa Mojżeszowego" jednocześnie uznając Jezusa za Mesjasza, który był synem Józefa i Marii. Nie akceptowali również dzieworództwa. Pawła z Tarsu uważali za apostatę oraz uznawali specjalny status Jerozolimy nazywają ją "domem bożym". Zamieszkiwali oni Syrię i Transjordanię oraz Azję Mniejszą i Egipt w II wieku n.e. Zapewne opuścili Palestynę w roku 70 n.e., a ich resztki nie poźniej niż w początkach II wieku. Ostatnie wzmianki o Ebionitach pochodzą z IV wieku n.e. Nie wykluczone, że zostali oni zaabsorbowani przez Kościół Syryjski. Wszystko to wskazuje, że Ebionici byli kontynuacją gminy jerozolimskiej, a więc bezpośrednimi "spadkobiercami" Jezusa z Nazaretu.

Kościół Syryjski jest tak zwanym wyznaniem Monofizyckim, uznającym pojedyncza naturę Jezusa. Co można ująć, ze "Jezusa posiadał jedna naturę z dwóch natur". Monofizycyzm jako herezja został potępiony w roku 451 podczas synodu w Chalcedonie. Warto zwrócić uwagę, że Kościół Syryjski używa języka syriackiego w swojej liturgii do dnia dzisiejszego. Jest to język semicki pokrewny aramejskiemu, którym posługiwał się Jezus z Nazaretu. Biorąc to pod uwagę oraz, że członkowie tego kościoła żyją na Bliskim Wschodzie w kilku krajach sąsiadujących z Izraelem, wydaje się być logicznym, że ich forma chrześcijaństwa jest bliższa wczesnemu chrześcijaństwu i na pewno bardziej jego kontynuacją.

Podobnie ma się sprawa z Koptami w Egipcie. Są oni również Monofizytami i potomkami wczesnych chrześcijan pochodzenia żydowskiego, greckiego i egipskiego. Hellenizacja Egiptu spowodowała, że wczesny kościół koptyjski używał greki w swojej liturgii, języka Nowego Testamentu. Izolacja Kościoła Koptyjskiego od czasu podboju Egiptu przez Arabów w VII wieku n.e. sugeruje, że powinni oni zachować większość zwyczaj i tradycji wczesno chrześcijańskich.

Jak to było wspomniane, Kościół Syryjski, Koptowie i inne mniejsze chrześcijańskie kościoły na Bliskim Wschodzie są Monofizytami a Ebionici nie uznawali dzieworództwa nasuwa się wniosek, że są lub były one bliższe pierwotnemu chrześcijaństwu. Jak również, że doktryny ukute przez Kościół Rzymski na licznych późniejszych synodach nie mają za wiele wspólnego z oryginalnym wczesnym chrześcijaństwem. Co zresztą dość jasno widać nawet z lektury Nowego Testamentu, będącego na dodatek produktem "piotrowej herezji" i "paulińskiego konformizmu teologicznego".

Roman Zaroff
Brisbane, luty 2001

Powrót do spisu treści strony


CIEMNE PLAMY POLSKIEJ HISTORII
Powrót do spisu treści strony

W numerach 2 i 3 mojego ulubionego pisma australijskiego, a mianowicie Polish Weekly, wydawanym w Footscray (pronounced `Futeskraj'), Wiktoria przez firmę Strzelecki (pronounced `Strezleki') Holding Proprietary Limited, niejaki Ludwik Lipski objawił rzeszom czytelników tegoż Tygodnika swą krytykę artykułów zamieszczonych w ubiegłym roku przez Jerzego Sławomira Maca w tygodniku Wprost. Mówiąc krotko: Lipski ma Macowi za złe to, że ten ostatni ośmielił się opublikować nieco prawdy o najnowszej (i nie tylko) historii Polski. Czytelnicy pozwolą, że zajmę się w sposób systematyczny rewelacjami pana Lipskiego.

1. Sprawa tzw. Kresów Wschodnich.

Lipski ma Macowi za złle, że Mac ośmielił się napisać, iż kresy te były de facto kolonia Polski. Jako swoje argumenty Lipski przedstawia poniższe fakty:

Ludność katolicka przeważała na tychże kresach, oraz owe kresy leżały na obszarze tzw. metropolii, więc nie mogły być traktowane przez Polskę jako kolonia. Pierwszy argument to oczywiste kłamstwo. Nawet jeśli greko-katolicy razem z katolikami rzymskimi stanowiliby rzeczywiście większość na tychże kresach, to by to w niczym nie zmieniło faktu, że większość mieszkańców tychże kresów była nie-polskiego pochodzenia (jako,. że ilość Ukraińców, Białorusinów, Litwinów oraz Żydów przekraczała tamże znacznie ilość Polaków). Użycie drugiego argumentu świadczy natomiast o zupełnej ignorancji intelektualnej pana Lipskiego. Nie słyszał on zapewne nigdy o tzw. wewnętrznych koloniach, takich jak np. Syberia dla Rosji czy cały tzw. Dziki Zachód dla Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Ponadto, takie kolonie jak np. portugalski Mozambik czy Angola były oficjalnie częścią metropolii, podobnie jak tzw. zamorskie departamenty Francji. Nie stan prawny (de jure), a stan faktyczny (de facto) się liczy panie Lipski! Zapomniał pan chyba, że w byłym PRLu de jure miał pan (jeśli miał pan obywatelstwo polskie) wszelakie możliwe prawne (łącznie z prawem do pracy, ,zabranym zresztą później przez `Solidaruchów', czy też biernym oraz czynnym prawem wyborczym do Sejmu tudzież władz lokalnych).

Pan Lipski ma też za złe Macowi, że ten drugi przypomniał czytelnikom Wprost o terrorze stosowanym przez rządy sanacyjne na terenach tychże kresów. Jako usprawiedliwienie dla władz II Rzeczypospolitej używa Lipski argumentu, ze terror sowiecki na Ukrainie był znacznie gorszy. Ja się natomiast pytam pana Lipskiego, czy jest jakiś sąd w kraju cywilizowanym, który uniewinnił by jednokrotnego mordercę na tej tylko podstawie, ze inni oskarżeni zamordowali znacznie więcej ofiar. Terror jest terrorem, i jako taki powinien być bezwzględnie potępiony, jako że, tak naprawdę, nie ma `lepszych' czy `gorszych' terrorystów, tak jak nie ma `lepszych' czy tez `gorszych' morderców. A fakt, ze przeciwnik (np. Ukraińcy) stosowali terror wobec okupacyjnych władz polskich, absolutnie nie usprawiedliwiał tychże władz do aplikowania kontr terroru. Oprócz tego pan Lipski zapomniał, że Ukraińcy byli u siebie, na Ukrainie, zaś administracja polska była tamże administracją obcą, narzuconą Ukraińcom siłą (podobnie jak administracja niemiecka w tzw. Generalnej Guberni). Ukraińscy `terroryści' byli więc bojownikami o wolność Ukrainy, a polscy policjanci czy żołnierze wykonywali na Ukrainie Zachodniej te samą brudną robotę, która wykonywało później w Polsce właściwej Gestapo, czy też obecnie wykonuje policja i wojsko tureckie czy irackie w Kurdystanie, albo izraelskie w Palestynie.

Jeśli zaś chodzi o burzenie przez Polaków cerkwi na terenie Rzeczypospolitej, to przestępstwa te nie mogš znaleźć absolutnie żadnego usprawiedliwienia. Rusyfikacja za caratu to jedna rzecz, a burzenie cerkwi na Chełmszczyznie w roku 1937 to coś zupełnie innego. Jeśli usprawiedliwilibyśmy burzenie cerkwi przez Polaków, jako odwet za uprzednia rusyfikacje, to powinniśmy również usprawiedliwić Hitlera za masowe mordowanie Żydów podczas II wojny Światowej, jako ze Żydzi dość mocno dopiekli nie tylko pewnemu kapralowi spod Linzu, ale też wielu innym Niemcom czy Austriakom. Na przykład: w Austrii, a szczególnie Republice Weimarskiej, weterani I wojny, nawet tacy odznaczeni żelaznym krzyżem, byli często bezrobotni i bez środków do życia, a bogaci Żydzi, którzy przy pomocy łapówek wymigali się od służby na froncie, rozbijali się w tym samym czasie luksusowymi Mercedesami czy Rolls-Royceami po Wiedniu, Monachium czy Berlinie. Jeśli dodamy do tego, ze pomimo najwyższych odznaczeń militarnych oraz niewątpliwego (choć być może nie najwyższej próby, ale nie gorszego przecież od takiego np. Matejki) talentu, kapral Hitler nie został przyjęty na studia malarskie, to możemy z cala stanowczością stwierdzić, że prowokacja była bardzo mocna. Czy to jednak usprawiedliwia, choćby w najmniejszym stopniu Holocaust?

Pan Lipski ma tez za złle Macowi, ze Mac nazywa komendanta Pilsudskiego Litwinem. Koronnym argumentem Lipskiego jest tu fakt, że on że Piłsudski nazywał się, tak jak się nazywał, a nie np. Pilsudskas albo Pilsudskis. O święta naiwności Lipskiego! Kat Powstania Warszawskiego nazywał się Żelewski, a przecież był de facto 100% Niemcem, zaś byłego polskiego premiera Messnera oskarżano praktycznie o wszystko, ale nie o to, że jest Niemcem (na co wskazywało by brzmienie i pisownia jego nazwiska). Liczą się czyny: wyprawa na Kijów, która sprowokowała najazd bolszewików na Polskę, (a dalszej konsekwencji nawet i Katyń), przy jednoczesnym absolutnym braku zainteresowania dla terenów plebiscytowych na Mazurach i Śląsku (zamieszkałych, w odróżnieniu od Kijowa, w większości przez Polaków) fakty te świadczą same za siebie. O tym, że Piłsudski nie dażył sympatią prawdziwych Polaków (to jest tych z Mazowsza, Wielkopolski, Małopolski, Kujaw, Pomorza czy Śląska) świadczą takie fakty jak jaskrawa dyskryminacja Halerczyków, banicja (wygnanie z Polski) byłego premiera Witosa czy tez aresztowanie Korfantego, konserwatywnego chrześcijańskiego demokraty oraz nie kwestowanego przywódcy Polaków na Śląsku.

2. Polska jako `Naród bez Quislinga'

Niestety, muszę tu znów zmartwić pana Lipskiego. Chętnych do współpracy z Hitlerem było w Polsce wielu Piasecki czy Studnicki, to tylko wierzchołek góry lodowej. Zgoda, nie utworzono w Polsce ani marionetkowego rządu jak w Norwegii czy Francji, ani też nawet tzw. `gabinetu bez głowy' jak np. w Belgii (patrz np. Lemkin Axis Rule in Occupied Europe), ale cała administracja terenowa (włącznie z policją i sądami) była przecież obsadzona przez Polaków. Nie wspomnę tu o tysiącach wójtów czy burmistrzów albo sędziów. Ciekawsza jest sprawa tzw. granatowej policji, która była przecież de facto częścią Gestapo i SD (jako, że przecież cała policja III Rzeszy była ściśle kontrolowana przez te dwie potężne organizacje). Gdyby nie polscy granatowi policjanci, to III Rzesza musiała by ściągnąć z frontu wschodniego dziesiątki, jak nie setki tysięcy żołnierzy, aby zapewniali oni spokój na tyłach frontu. Każdy, kto przeżył ponad 16 lat i ma jakieś 10 klas szkoły za sobą dobrze wie, że głównym zadaniem policji nie jest `ochrona życia i mienia obywateli', a ochrona rządu. Aby rząd się utrzymał przy władzy, w państwie musi być zapewniony pewien ład i porządek, co znaczy, że przeciętny obywatel może liczyć na jakąś, raczej minimalna, pomoc ze strony policji, jeśli jest on okradziony czy pobity. Ale tak naprawdę, to większość czasu i środków policja spędza zazwyczaj na zapewnieniu bezpieczeństwa władzy, a obywateli traktuje jako źródło dochodu. Jeśli pan Kowalski czy Mr. Smith jedzie np. samochodem z Warszawy do Krakowa albo z Melbourne do Sydney, to policja objawia się mu najczęściej jako osobnik wystawiający mu mandat, jeśli zaś te sama trasę przemierza pan premier, to policja eskortuje go, aby tenże dygnitarz nie musiał stać w korkach. Tyle tzw. 'równości obywateli w demokratycznym państwie'. Ale skończmy z tą przydługą dygresją. Pan Lipski twierdzi, że `polskich Quislingów nie było'. A ja zapytam się pana Lipskiego, jak nazwać postawę dowódców granatowej policji czy pana Młynarskiego, prezesa tzw. Banku Polskiego, który to bank podczas niemieckiej okupacji emitował bilety bankowe (ten o nominacji 500zł został jako `góral' upamiętniony przez okupacyjny folklor).

Pan Lipski wspomina też "chyłkiem" tzw. Brygadę Świętokrzyska NSZ, która to ramię w ramię z Wehrmachtem uciekała na zachód przed Armią Czerwoną. Zdaje się, iż według pana Lipskiego NSZ była `cacy', bo była pod komenda katolików oraz biła Żydów i komunistów, zaś Armia Czerwona, mimo że wyzwoliła Oświęcim, i inne liczne niemieckie obozy zagłady, oraz mimo, że wygnała hitlerowców z Polski, była `be', bo była pod komendą brzydkich bolszewików. Zaznaczam, że staram się tu bynajmniej nie idealizować `Krasnoj Armiji', z którą przyszła do Polski dyktatura partii komunistycznej, a tylko przypomnieć, że NSZ jednak de facto kolaborowała z Hitlerowcami.

3. Sarmatyzm i Zacofanie Polski.

I znów zmartwienie dla pana Lipskiego. Niestety, mniej więcej od połowy wieku XVII Polska znajduje się na marginesie Europy, jak nie poza nią. Jeszcze nie tak dawno liczne gospodarcze (a nawet niektóre polityczne) mapy Europy ukazywały ten kontynent jako kończący się na Łabie z wyspą zwaną Grecja na południowo-wschodnim krańcu. Ta izolacja Polski od Europy właściwej zaczęła się praktycznie z klęską polskiej reformacji. Rzeczpospolita osłabiona wojnami religijno-dynastycznymi z Turcją, Rosją, a szczególnie Szwecją, nie była w stanie stawić czoła Prusom czy nawet Rosji. Kraje te znalazły zresztą bardzo dobry pretekst do rozbioru Rzeczypospolitej, a mianowicie fakt jaskrawej dyskryminacji protestantów i prawosławnych przez polskie władze, wyznające specyficzną, `sarmacką', (powiedziałbym, że wręcz histeryczną) odmianę katolicyzmu.

Pan Lipski nie wie też, co to jest tzw. republika bananowa. śpieszę mu wiec donieść, że jest to na ogół małe albo średniej wielkości państwo (głównie w Ameryce Łacińskiej, ale nie tylko), utrzymujące się z tzw. monokultury (np. uprawy i eksportu bananów czy trzciny cukrowej, albo wydobycia i eksportu surowca np. ropy naftowej albo złota). Kraj taki jest zależny od (z reguły znacznie potężniejszego) kraju importera, który to, aby zapewnić sobie w miarę niskie ceny i stabilność dostaw, osadza we władzach tejże bananowej republiki swoich zaufanych ludzi (fałszując wybory, przeprowadzając zamach stanu, albo po prostu wysyłając kanonierki). Władze republiki bananowej (która może być formalnie np. emiratem czy królestwem, jak np. Kuwejt czy Arabia Saudyjska) są z reguły doszczętnie skorumpowane, podobnie jak to było w Polsce za rządów Sanacji czy też dzieje się w obecnej Rzeczypospolitej Buzków-i Krzaklewskich.

Co do obozów koncentracyjnych, to jest oczywiste, że to bynajmniej nie Niemcy je wynaleźli w latach 1930tych, ale Anglicy na początku zeszłego (XX) stulecia na terenie obecnej Republiki Południowej Afryki. Ręce mi tu opadają, bo pan Lipski znów głośno krzyczy, że Piłsudski był OK z Berezą, bo przecież naziści czy bolszewicy otwierali w tym samym czasie znacznie większe i znacznie mniej przyjemne obozy. Ale przecież (hipotetyczny zresztą) fakt, że sąsiedzi biją swe żony (ślubne czy de facto) codzienne, a ja tylko w weekend, nie znaczy, ze mogę spodziewać się absolutnej bezkarności i całkowitego rozgrzeszenia (oczywiście poza tym, niejako automatycznie dawanym wiernym przez kler rzymsko-katolicki). Zaznaczam tu jeszcze raz, że to był tylko hipotetyczny przykład, jako że moim konkretnym przypadku bardziej wchodziłoby w rachubę bicie mnie przez moją małżonkę niż vice versa.

Rozbawił mnie też pan Lipski argumentem, że II Rzeczpospolita nie mogła być zacofanym państwem, bo `budowano w niej nowoczesne samoloty, porty morskie czy fabryki'. Śmiem więc donieść panu Lipskiemu, że w takiej na przykład Brazylii, gdzie gospodarka polega głównie na wyrzynaniu w pień Indian, karczowaniu (np. ogniem) lasu, i zakładaniu na tymże karczowisku (pogorzelisku) jednorocznej plantacji bananów, produkuje się także nowoczesne samoloty (importowane zresztą przez PLL LOT), buduje się nowoczesne porty morskie czy fabryki (w tym wytwornie nowoczesnych komputerów, importowanych przez największe firmy australijskie). Mówiąc krotko - o pozycji danego państwa decydują nie tylko szczytowe osiągnięcia, ale też standard życia przeciętnych obywateli, a szczególnie tych żyjących poniżej średniej. Przecież India, Pakistan, a nawet Korea Północna budują rakiety dalekiego zasięgu i posiadają broń jądrowa (Korea Pn. prawdopodobnie, India i Pakistan na pewno), ale nikt zdrów na umyśle nie zaliczy ich do cywilizacujnej czołówki światowej.

Jeśli chodzi zaś o zakończenie artykułu pana Lipskiego, to jest ono poniżej najniższego poziomu najgorszej australijskiej czy też np. brytyjskiej prasy brukowej. Pan Lipski mianowicie chełpi się tu swą rzekomą wyższością, wynikająca z jego wyznania. Panie Lipski! Gdzie pan szanowny żyjesz? W XVII-wiecznej, nietolerancyjnej, obskuranckiej i ultrakatolickiej Polsce, czy w XXI wieku w wielolokulturowej Australii, gdzie co prawda Kościół Rzymsko-Katolicki jest chwilowo najliczniejszym wyznaniem, ale jednocześnie niebawem (a być może stało się to już teraz), większoć ślubów będzie dokonywana przez tzw. `civil cellebrants', gdzie coraz więcej młodych (i nie tylko) par żyje nawet bez tej formalności, a najszybciej zdobywają wyznawców religie niechrześcijańskie (np. Islam). Ale czegoż więcej można oczekiwać od autora pisującego do Polish Weekly ?

Lech Keller
Melbourne, luty 2001

Powrót do spisu treści strony



AMBONA


DLACZEGO KATOLICYZM JEST Z PUNKTU WIDZENIA KATOLICYZMU BLUŹNIERSTWEM?
Powrót do spisu treści

Może to stwierdzenie zaszokować naszych wierzących Czytelników, ale z punktu widzenia rzymskiego katolicyzmu (zwanego dalej dla prostoty katolicyzmem) jest on bluźnierstwem. Historia powstawania bluźnierstw zaczyna się od odejścia rzymskiego katolicyzmu od reszty chrześcijaństwa dochodząc z czasem do coraz bardziej absurdalnych form. Po pierwsze Jezus przed swoją drogą krzyżową, modlił się do swojego boga słowami ,,Ojcze Święty". Dziś tego tytułu używa pewien człowiek z Watykanu. Mógłby kazać nazywać się np. Jahwe i byłoby to takim samym bluźnierstwem z punktu widzenia katolicyzmu.

Po drugie wg Dziejów Apostolskich po okresie przebywania z uczniami Jezus W WIDZIALNEJ POSTACI uniósł się do nieba, skąd miał powrócić przed śmiercią niektórych uczniów, a na który to powrót chrześcijanie i katolicy czekają do dziś. Według doktryny katolickiej głową kościoła jest wyżej wymieniony Jezus. Jednocześnie zgodnie z tą doktryną WIDZIALNĄ głową kościoła jest papież. Są teraz trzy możliwości. Albo mamy przykład dwuwładzy, w której człowiek jest na równi ze swoim bogiem (nareszcie !), albo jest to nieumiejętność odróżnienia WIDZIALNEJ od WIDOCZNEJ postaci, w jakiej przebywa w niebie Jezus, albo wreszcie mamy do czynienia z próbą postawienia się na równi z bóstwem, co wg katolików jest bluźnierstwem. Jeśli chodzi o postać widzialną, to jest formę W OGÓLE dająca się zobaczyć, to np. Jan Paweł II jest widzialny, choć dla mnie w tej chwili niewidoczny. Katolicy twierdząc, że głową WIDZIALNĄ kościoła jest papież poddają w wątpliwość WIDZIALNĄ postać, w jakiej wg nich Jezus wstąpił do nieba. A to też jest bluźnierstwem. Po trzecie wreszcie w katolicyzmie istnieje dogmat mówiący o tym, że papież jest nieomylny, kiedy przemawia ,,ex cathedra". Po łacinie ,,ex cathedra" znaczy ,,z krzesła z poręczami". Dlaczego ktokolwiek miałby być nieomylny przemawiając z krzesła z poręczami, tego dogmaty nie precyzują (na tym w końcu polega natura dogmatu, że niczego nie musi precyzować). Nie wiadomo też, jaką rolę odgrywa wspomniane krzesło i dlaczego nie może to być krzesło bez poręczy? Sformułowanie łacińskie jest obliczone na głupotę odbiorców - skoro coś jest po łacinie, to musi być to coś bardzo mądrego. Wracając do meritum sprawy papież ma być nieomylny. Wg doktryny katolickiej trzeci bóg - Duch Święty też jest nieomylny. Oznacza to, że pewien człowiek przypisuje sobie boskie atrybuty, co też jest bluźnierstwem.

Ponieważ papież przypisuje sobie cechy trzech bóstw chrześcijańskiego i rzymsko-katolickiego panteonu, oznacza to, że jest od razu całą trójcą świętą. Trudno wśród pacjentów zakładów psychiatrycznych znaleźć przykład większej megalomanii. Trudno wśród zdrowych ludzi znaleźć przykład większej bezczelności. W historii właśnie te cechy wraz z chorobliwą rządzą władzy doprowadziły do odejścia jednego z pięciu patriarchatów od jedności z pozostałymi, doprowadzając do powstania w XI w. rzymskiego katolicyzmu. Trudno w przypadku tego wyznania mówić o powstaniu, gdyż ciągle się ono rozwija, zmieniając swoją postać i tworząc nowe ,,prawdy objawione" - dogmaty. Po odejściu od reszty chrześcijaństwa, zaczęto wprowadzać przymus celibatu, który ze względu na opór księży stał się faktem dopiero w XIV stuleciu, a w najnowszej historii mamy przykłady powstania trzech innych ,,prawd" - ,,o nieomylności papieża", ,,o niepokalanym poczęciu Miriam" oraz o ,,wniebowzięciu" rzeczonej Miriam. Te nowe ,,prawdy" oddalają rzymski katolicyzm coraz bardziej od chrześcijan (chrześcijanin to ten, który postępuje zgodnie z nauką cieśli z Nazaretu przekazaną w I w. n.e., a nie wytworzoną w XX.) sprawiając, że tzw. dialog ekumeniczny (żądanie katolików, aby inni przyjęli ich naukę) staje się niezwykle pasjonującym procesem, w którym bezczelność katolików rozlewa się we wszystkich możliwych kierunkach. Co ciekawsze, katolicy, nie dostrzegając własnych błędów, zażarcie walczą z sektami, których twórcy (np. Koreańczyk Moon) uważają siebie za boga. Oczywiście jest to zwalczanie konkurencji. Z podobnym przypadkiem mamy do czynienia, kiedy to socjaldemokraci zwalczają socjalistów narodowych (tzw. ,,faszystów") ze względu na niemalże identyczność programową obydwu ugrupowań (patrz ,,Mein Kampf" i założenia programowe Unii Pracy bądź SLD).

Oczywiście w przypadku walki religijnej przejawia się w ten sposób obłuda, gdyż kościoły stają się jedynie firmami, które mają za zadanie zwiększyć swoje dochody po przez rząd ,,dusz". Im więcej wiernych, tym większy dochód. A o to wyłącznie w tym wszystkim chodzi. Nawet nie o etykę, o szlachetne postępowanie ludzi, gdyż etyka - co bardzo szczegółowo opisał Dalajlama w swojej książce ,,Etyka na nowe tysiąclecie" - nie potrzebuje w żadnej mierze religii, i po powolnym upadku tej ostatniej, powinna przejąć jej funkcje.

Zbyszek

Powrót do spisu treści strony


WIADOMOŚCI Z MAGLA


DYYALOGI - CZ. I
Powrót do spisu treści strony

DYALOGÓW NIECYBERNETYCZNYCH WIELA
A WŁAŚCIWIE DZIEWIĘTNAŚCIORO Z INTRODUKCYĄ, KONKLUZYĄ A
TUDZIEŻ Y APPENDIXUM
NA TEMATÓW MULTUM
POMIĘDZY WYKWINTNEM Y ZNAKOMICIE WYCHOWANEM
JWP XIĘCIEM PHILONOUSEM
ARYSTOKRATĄ NA NIEMALŻE EUROPEYSKĄ MIARĘ
A
NIEJAKIEM HYLASEM
NIEZWYKLE ORDYNARYJNYM OBYWATELEM ANTYPODÓW, STANU
BARDZO POŚLEDNIEGO A JĘZYKA NIEZMIERNIE PLUGAWEGO
PRZEZ
LECHA KELLERA
SKOMPILOWANE
GWOLI INTELEKTUALNEY REKREACYI
A UCIECHY RADOSNEY
SZANOWNEY PUBLIKI
A
PANU DOKTOROWI STANISŁAWOWI LEMOWI
UPRZEJMIE ZADEDYKOWANE


WSTĘEP CZYLI INTRODUKCYA

HYLAS: Witaj, rozmówco! O czym to dumasz samotnie w tym niegdyś pięknym parku, po restauracji kapitalizmu zamienionym na pokątne targowisko starociami oraz tanimi artykułami sprowadzanymi na ogół nielegalnie czy też półlegalnie z krajów dalekiego i nieco bliższego orientu? Ale cóż, rada miejska dzięki niewątpliwemu sukcesu tzw. transformacji, nie ma obecnie ani grosza na jego utrzymanie, i tak się, niestety, ciągnie od poczštku lat 1990tych…

PHILONOUS: A, to ty? Wiec cóż, witam, i przepraszam za tak długą przerwę w naszych dyskusjach, ale byłem nieco zajęty, ponieważ urodziła mi się córka. Dla jasności dodam, iż nie pochodzi ona z kazirodczego związku zdegenerowanych Philonousów. Co ważniejsze, dopracowałem się ostatnio myśli, która nieskończenie wiele obiecuje ludzkości.

HYLAS: Z góry przepraszam za to, ze nie gratuluje ci Philonousie potomstwa, bo niestety jedna z najgorszych obecnych klęsk jest przeludnienie naszej planety. Tylko stetryczały papież z Wadowic i jemu podobne półgłówki tego nie widza. Mam nadzieje, ze jest to jedyne potomstwo Philonousów, i że nie będą oni nieodpowiedzialnie przeludniać Ziemi. A tak nawiasem - są tylko dwie możliwości:
Primo: że JWP Philonous popełnił mezalians - potomstwo wtedy będzie najprawdopodobniej zdrowe, ale tzw. rasa zepsuta przez dopływ nie błękitnej krwi, lub Secundo: że Philonous ożenił się z arystokratką - jest to wtedy de facto związek kazirodczy (jak wiadomo wszyscy Europejscy arystokraci są ze sobą blisko spokrewnieni), tak więc dzieci z dużą dozą prawdopodobieństwa będą zdegenerowane, ale tzw. rasa będzie zachowana.
Niestety: nie ma trzeciej możliwości, jak to już mawiali przysłowiowi starożytni Rzymianie tertium non datur…

DYALOG I. O kościele a tudzież y o ekonomyi

PHILONOUS: Po niezbyt długich rozmyślaniach doszedłem (raczej bez trudu) do oczywistego a genialnego wniosku, ze Kościół nie zna się na ekonomii, więc nawet gdyby słowa papieża (np. Piusa XII, którego często Hylas cytuje) iż najlepszym systemem społecznoekonomicznym jest dyktatura (władza absolutna) były prawdziwe, to nic one nie znaczą.

HYLAS: Co do faktu, że ` Kościół nie zna się na ekonomii, wiec nawet gdyby słowa Piusa XII były prawdziwe, to nic one nie znaczą', w pełni sie z Tobą zgadzam Philonousie. Od pamiętnego dnia 18 lipca roku pańskiego 1870 papież rzymsko-katolicki jest oficjalnie nieomylny (dzięki innemu Piusowi - tym razem Piusowi IX, zwanemu powszechnie Pio Nono). Niektórzy uważają, że odnosi się ta (oczywiście rzekoma) papieska nieomylność tylko do spraw wiary, ale z drugiej strony nigdzie w oficjalnych dokumentach Watykanu nie ma wyraźnie napisane, co jest wiarą, a co nią już nie jest (jak to słusznie zauważył ex prezydent USA Clinton, wszystko jest sprawa definicji, np. seks przy użyciu cygara formalnie nim nie jest), tak więc najbezpieczniejszą metodą na unikniecie herezji tudzież niezdrowego na ogół (szczególnie dla heretyków) zainteresowania pewnych znanych organów kościelnych (jak np. Święta Inkwizycja), jest przyjęcie, że wszystko co papież wypowiada w miarę oficjalnie, jest absolutnie i niepodważalnie nieomylne.

PHILONOUS: Nonsens. To, że nigdzie nie jest powiedziane, czym jest wiara, wcale nie znaczy, ze każdy papież jest nieomylny w kwestii dajmy na to fizyki kwantowej. Papieże mogą się wypowiadać ex cathedra tylko w sprawach wiary, co rozumie się samo przez siebie.

HYLAS: Niestety, ale nie jest prawda to, że cokolwiek może "rozumieć się samo przez siebie". Ponadto, jeżeli przyjmie się (za kościołem R-C czyli rzymsko-katolickim), że: Religia jest najważniejsza w życiu człowieka, ważniejsza niż nauka (tzw. prymat religii nad nauką, podtrzymywany przez większość kościołów, w tym tez i R-C) oraz Papież R-C jest przedstawicielem Boga na Ziemi, wiec niejako Bóg przemawia ustami papieża. To z 1 i 2 jasno wynika, że cokolwiek mówi papież, jest opinią samego Pana Boga (czyli Jahwe zwanego Jehowa). Ponieważ Bóg nie tylko (z definicji) zna lepiej np. fizykę kwantową, niż wszyscy byli (łącznie z Einsteinem, Planckiem, Bohrem itp. itd.), obecni, czy nawet przyszli fizycy, ale też może według własnego (boskiego) uznania zmieniać prawa fizyki (łącznie z kwantową), to gdy papież wypowiada się w sprawach tejże fizyki kwantowej, to musi być o z definicji nieomylny, jako że wypowiada on (papież, czyli obecnie Pan Karol Wojtyła) opinie samego Pana Boga. Kto sądzi inaczej, musi być heretykiem czy też innym ateista albo lutrem (co zresztą według Philonousa na to samo wychodzi).

Lech Keller,
Melbourne

Powrót do spisu treści strony

SIŁA (PRZE)RAŻENIA
Powrót do spisu treści strony

Jest to kopia listu wysłanego do Gazety Wyborczej. Listu, który oczywiście nie został opublikowany na jej łamach.

Gazeta Wyborcza podała 7 listopada 2000 następującą wiadomość:

Przewodniczący sejmowej komisji obrony poseł AWS Stanisław Głowacki zawierzył cały polski przemysł zbrojeniowy i lotniczy Matce Boskiej Ostrobramskiej. Stało się to podczas pielgrzymki zbrojeniówki do sanktuarium maryjnego w Skarżysku Kamiennej. W pielgrzymce wzięli udział przedstawiciele wszystkich 38 zakładów zbrojeniowych kraju. podczas mszy św. wiceminister obrony narodowej Romuald Szeremietiew poprosił wszystkich o modlitwę, bo "jest to potężna moc, dzięki której można wiele osiągnąć dla zbrojeniówki.

Przyzwyczaiłem się, że wypowiedzi ludzi rządzących tym krajem ciężko obrażają mi zwoje mózgowe. Zapewniam, że jest to uczucie znacznie przykrzejsze niźli urażone uczucia religijne co poniektórych fanatyków. Jednak po przeczytaniu tej notatki nie pomogły żadne szczypania się w celu sprawdzenia, czy jeszcze tkwię w rzeczywistym świecie, czy już w totalnej iluzji. Iluzja czy surrealizm są w tym wypadku określeniami peryfrastycznymi. W istocie rzeczy chodzi najprawdopodobniej o łajdactwo, nikczemność, zidiocenie lub tym podobne "wartości".

Odnoszę wrażenie, że do notatki wkradła się jakaś nieścisłość: zapewne chodzi o Matkę Boską Ostropociskową. Bóstwo to zajmuje się, można wnosić, popieraniem przetwarzania setek ton stali na przedmioty służące do zabijania tzw. istot ludzkich. Rośnie w dumę, kiedy w magazynach dumnie lśnią oksydowane lufy karabinów maszynowych, interesuje się bardzo ilością min przeciwpiechotnych, które w przyszłym roku zabiją kilkadziesiąt, może nawet kilkaset dzieciaków, skacze z radości na widok rozłożonych na stołach tysięcy pistoletów, z uczuciem pochyla się nad stalowymi beczkami z trującymi chemikaliami itd. Bóstwo to zapewne bardzo się cieszy, jeśli ludzie spędzający całe swoje życie na produkowaniu tych przedmiotów żyją godnie, dużo zarabiają i mogą spać spokojnie żeby inni mogli cierpieć.

A poseł, jak to poseł - zatrzymał się w pół drogi. Szanowny panie pośle Głowacki, jak już tak dobrze idzie, to należy rozszerzyć listę postulatów i modlić się również o: wybuchy kolejnych wojen (wszak produkty przemysłu zbrojeniowego nie mogą zalegać magazynów, należy je sprzedać, a przede wszystkim użyć by powstało zapotrzebowanie na nowe); skuteczność wyprodukowanych przedmiotów (Matka Boska na pewno przychyli się - po znajomości, wszak u samego szefa w Watykanie ma bardzo wysokie notowania - do wysłuchania próśb) żeby polskie karabiny zawsze były celne, a pociski nigdy nie chybiały. Skuteczność, przyprawiona boską mocą, polskiego oręża spowoduje zdobywanie kolejnych rynków zbytu i "nasze" okaże się lepsze niż od tych ateistów Czechów; zawierzyć również polską flotę okrętów podwodnych; co prawda aniołowie wyposażeni są przede wszystkim w skrzydła i rzadko używają peryskopów, ale w świetle niedawnych wydarzeń na Morzu Północnym zawierzanie tylko przemysłu lotniczego jest chyba nieostrożnością; przy okazji poprosić o serwis amerykańskich F-16. Ponoć MON optuje za przyjęciem tego prezentu od "naszych" nowych protektorów. Zważywszy, że maszyny te mają wylatane po kilkanaście lat, tu i ówdzie może pojawić się zmęczenie metalu, więc nie od rzeczy będzie zapewnienie by latały one dalej "z pomocą Bożą".

Natomiast wiceministra obrony wierzącego w "potężną moc" sił nadprzyrodzonych należy jak najszybciej skierować do kwatery głównej NATO. Współpraca stratega tej miary z amerykańskimi specjalistami od UFO doprowadzi zapewne do nieoczekiwanych osiągnięć w dziedzinie doktryn wojennych.

Pozdrawiam Zespół "Gazety" i z radością czekam na dalsze rewelacje.

Karol Pesz


ZASŁYSZANE - PODPATRZONE

Powrót do spisu treści

Krótki przewodnik porównawczy po religii i filozofii

Taoizm  - Zdarza się wdepnąć w gówno
Konfucjonizm -  Konfucjusz powiado "Zdarza się wdepnąć w gówno"
Islam - Jeśli wdepniesz w gówno to jest to wola Allacha
Buddyzm - Jeśli wdepniesz w gówno, to nie jest to gówno
Katolicyzm - Wdeptujesz w gówno bo jesteś grzeszny
Kalwinizm - Wdeptujesz w gówno bo się opierasz
Judaizm - Dlaczego w to gówno wdeptujemy właśnie my????
Luteranizm - Jeśli wdepniesz w gówno, uwierz, a nie wdepniesz więcej
Prezbiterjanizm - Jeśli ktoś ma wdepnąć w gówno, to niech to nie będę ja!
Zen - Czym jest gówno???
Jezuityzm - Jeśli wdepniesz w gówno i nikt tego nie poczuje, to czy ono naprewde śmierdzi??? Christian Science - Jeśli wdepniesz w gówno, nie przejmuj się-to samo przejdzie
Hedonizm - Jeśli wdepniesz w gówno - raduj się!
Adwentyści Dnia Siódmego - Jedynie w soboty nie wdeptuje się w gówno
Hare Krishna - Równo w gówno. Rama, rama, om, om...
Rastafarianizm - Szlachnijmy się tym gównem
Hinduizm -Wdeptywało się już w to gówno
Mormonizm - Wdeptywało się już w to gówno i wdeptywać będzie
Ateizm - Nie ma w co wdepnąć
Agnostycyzm - Może jest w co wdepnąć, a może nie
Stoicyzm - No i wdeptuje się w gówno. Co z tego? Nie rusza mnie to.
Świadkowie Jehowy  - Wpuść nas, a powiemy ci, dlaczego wdeptuje się w gówno

Nadesłał: Tomek Szwed


Witamy na religii! Z naszą pomocą nawet największa brednia wyda ci się świętością!

Człowiek rodzi się mądry ale później musi (!?) iść na religię!

Albo wiara albo rozum!

Jeśli coś trzeba przyjmować na wiarę to znaczy, że nie ma to sensu, bo jeśli miało by to sens to nikt by tego nie musiał przyjmować na wiarę!

To, ż)e dla kogoś coś tam jest święte to nie znaczy, że dla mnie nie są to tylko i wyłącznie głupkowate, żałosne zabobony!

Bez katolicyzmu, faszyzmu, chorób i zarazy byłoby lepiej około sto razy.

Wiara powoduje zaburzenia zdolności poznawczych umysłu.

Religia to zerowanie na ludzkiej glupocie.

Wiemy o tym dobrze, zawsze i wszędzie, że z religii nic dobrego nie będzie.

Wiara i religia to jedna głupota, jedna wielka brednia i jedna tępota.

Wiara to jedno z wcieleń głupoty.

Glupota panoszy sie po swiecie pod postacia wiary i religii.

Klechy! Klechy! Klechy! Zadnej nie ma z nich pociechy!

Wiara to muchomor wśród ideologii

Nadesłał: Radke 



 Poczta do: "Horyzontu"


Free Web Hosting