"HORYZONT"

Magazyn racjonalistów, sceptyków i ateistów (Online)

Numer 7 (25), Rok 5 , Lipiec 2001


Copyright Š 1997- 2001, "Horyzont"
Materiały z "Horyzontu" mogą być kopiowane i publikowane bez zezwolenia redakcji tylko w celach niekomercyjnych z podaniem nazwisk autorów i źródła (adresu strony). 

SPIS TREŚCI


OD REDAKCJI

ARTYKUŁY

AMBONA


WIADOMOŚCI Z MAGLA

ZASŁYSZANE - PODPATRZONE



Od Redakcji
Powrót do spisu treści strony

Witamy serdecznie naszych czytelników!

W tym miesiącu szczególnie polecamy Waszej uwadze znajdującą sie na stronie "Spis Treści" naszą nowość "Galerię Zbrodni". Co sie tam znajduję zobaczcie sami.

Redakcja "Horyzontu"


A R T Y K U ŁY


MIT DWUNASTU APOSTOŁÓW
Powrót do spisu treści strony

We wszystkich odmianach chrześcijaństwa istnienie 12 apostołów, uczniów Jezusa z Nazaretu, jest rzeczą przyjmowaną za tak oczywistą, że zawyczaj nie poddawaną w wątpliwość. Nie mniej przyjmując za wieloma badaczami fikcyjny charakter czterech kanonicznych ewangelii, warto chyba zwrócić uwagę właśnie na tą sprawę. Jak zwykle z Nowym Testamentem od razu spotykają nas niespodzianki. Już zwykłe porównanie relacji dotyczących apostołów w Nowym Testamencie ukazuje nam, że coś tu jest nie w porządku.

Przyjmując Ewangelię Marka za najstarszą i to, że autorzy Ewangelii Łukasza i Mateusza na niej się opierali, markowa tradycja wymienia jako dwunastu apostołów: Szymona-Piotra, Jakuba, syna Zebedeusza, Jana, syna Zebedeusza, Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę. Ewangelia Mateusza podaje dokładnie te same imiona, ale pojawia się problem w Ewangelii Łukasza, która zamiast Tadeusza wymienia Judę-Judasza syna Jakuba. Tenże Judasz podany jest również w Dziełach Apostolskich jako brat Jakuba. Najpóźniejsza Ewangelia Jana, nie podaje imion wszystkich apostołów, niektórych imion nie wymienia w ogóle, oraz wprowadza Nataneala z Kany Galilejskiej, nie występującego gdzie indziej. Tak więc, choć różnice są niewielkie to jednak istnieją i raczej trudno przejść na tym do porządku dziennego.

Sprzeczności w relacjach mogą wynikać albo z niedbalstwa autorów ewangelii, albo z faktu że dwunastka jest tu symboliczna. Niedbalstwa wykluczyć tu nie można ale jestem raczej skłonny twierdzić, że "dwunastka apostołów" w formie przekazanej nam przez ewangelie kanoniczne nigdy nie istniała. Oczywiście istnieli uczniowie i wyznawcy Jezusa z Nazaretu i zapewne było ich więcej niż dwunastu. Pamiętać należy tu jednak, że numer dwanaście już w Sumerze był liczbą magiczną niosącą ze sobą znaczenia symboliczne. W kontekście judaizmu dwunastu apostołów musiało symbolizować dwanście plemion Izraela. Jest nader nie prawdopodobne aby jakaś wyodrębniona "dwunastka" w ogóle istniała jako wiodąca grupa wyznawców Jezusa z Nazaretu.

Podejmijmy więc próbę ustalenia, którzy z apostołów są postaciami historycznymi. Spójrzmy co mówią o apostołach najstarsze dokumenty chrześcijańskie, to znaczy listy apostolskie Pawła z Tarsu. Jest rzeczą uderzającą, że listy paulińskie milczą całkowicie o dwunastu apostołach choć były pisane zapewne pomiędzy rokiem 38 i wczesnych latach 60-tych. Nic o nich tam nie ma chociaż Paweł około roku 38 przebywał w Jerozolimie i widział się z przywódcami gminy chrześcijańskiej. Paweł w swych listach wymienia jedynie Jakuba, brata Jezusa, Piotra-Kefasa oraz Jana, nazywając ich "filarami" (do Galatów 2:9). O reszcie apostołów ani w tym liście ani w żadnym innym mowy więcej nie ma. Ponieważ kanoniczne ewangelie nie wymieniają Jakuba, brata Jezusa, wśród apostołów okazuje się, że najstarsze relacje, kilka lat tuż po egzekucji Jezusa z Nazaretu, to jest listy paulińskie, wymieniają jedynie dwóch apostołów – Piotra i Jana. Podobnie w swych listach Ignacy z Antiochii nie wspomina również żadnych innych apostołów poza Piotrem (Ellegard 99:225).

Dokonując korelacji Listu do Galatów, informacji z Marka, że Jan był synem Zebedeusza i bratem Jakuba, oraz fragmentu: (Herod) ściął mieczem Jakuba, brata Jana (DA, 12:2), możemy przyjąć, że chodzi tu o tego samego Jana, jak również, że jego brat Jakub był postacią autentyczną. Mamy więc trzeciego apostoła - Jakuba. Jest rzeczą mało prawdopodobną, aby autorzy ewangelii byli aż tak wyrafinowani aby wymyślić sobie brata Szymona-Piotra, Andrzeja. Możemy więc i jego zaakceptować jako postać historyczną. Niestety dalej o innych apostołach nie możemy powiedzieć już nic pewnego.

Wracając do Judy, syna lub brata Jakuba trzeba zauważyć, że Juda jest skrótem od Judasza więc mamy tu dwóch Judaszy apostołów. W takiej sytuacji jest mało prawdopodobne aby autorzy Ewangelii Łukasza i Dziejów Apostolskich zwyczajnie wymyślili dwóch apostołów o tych samych imionach. Tak więc przynajmniej jeden z Judaszy powinien być postacią historyczną. Ale który z nich? A może obaj ?

Zacznijmy od Judasza syna Szymona Iskarioty. Jest rzeczą zadziwiającą, że tenże nie jest wspomniany w listach paulińskich, ani też fakt, że to on właśnie wydał Jezusa. Fakt, który jest fundamentalny w całej historii życia i śmierci Jezusa z Nazaretu. Brak informacji na ten w najstarszych źródłach skłania do przypuszczenia, że postać Judasz Iskarioty jest postacią fikcyjną. Za pewne symbolem zdrady I apostaty wśród wczesnych chrześcijan.

Ale i Judasz, brat lub syn Jakuba z Ewangelii Łukasza i Dzieł Apostolskich nie występuje nigdzie indziej. Jakiś Judasz występuje w Ewangelii Jana: Rzekł do Niego (Jezusa) Juda, ale nie Iskariota (Jan 14:22). Z kontekstu całego fragmentu wynikało by, że ów Judasz był blisko związany z Jezusem. Tak więc nie wykluczone, że mowa jest o tym samym Judaszu, bracie czy synu jakiegoś Jakuba. Również list jakiegoś Judy należy do kanonu chrześcijańskiego. W owym liście autor podaje się za Juda brata Jakuba. Oczywiście nie oznacza to, że napisał go tenże Judasz, ale przypisanie tegoż listu osobie dość mało znaczącej i marginalnej w ewangeliach sugeruje, że był jakiś historyczny Judasz związany z Jezusem. Jak również, że był to brat jakiegoś Jakuba jak podają Dzieła Apostolskie, a nie syn jak twierdzi Ewangelia Łukasza. W powyższym kontekście jest więc bardziej prawdopodobne, że "Juda brat Jakuba" był rzeczywiście jednym z najbliższych współpracowników Jezusa.

Problem z dalszą identyfikacją tych postaci polega na tym, że zarówno Judasz jak i Jakub były bardzo popularnymi imionami w Palestynie w tym czasie. Jest raczej mało prawdopodobne, że był to Judasz, brat Jakuba Sprawiedliwego, a więc jeszcze jeden młodszy brat Jezusa. Gdyby tak było, nazwano by go raczej Judą bratem Pana, jak to miało miejsce w przypadku Jakuba Sprawiedliwego. Nie wykluczone, że był to brat Jakuba Młodszego, syna "innej" Marii. (Marek 15:40-41).

Nie naświetla również sprawy relacja żydowska dotycząca uczniów Jezusa, bowiem Talmud Babiloński podaje co następuje:

Nasi rabini nauczają: Jeszu miał pięciu uczniów – Mattai, Nakkai, Netzer, Buni and Todah. (Baraitha, Talmud Babiloński, Sanhedrin, 43a).

Nawet przy najlepszych chęciach jeśli uznamy, że Mattai to Mateusz a Todah to Tadeusz powyższa relacja nie wyjaśnia dlaczego Szymon-Piotr-Cefas, oraz dość przecież znaczący w gminie jerozolimskiej Jan i Jakub synowie Zebedeusza nie zostali tu wymienieni. W efekcie i ta relacja nie posiada większej wiarygodności. Niestety jej wątpliwa, czy nie pewna wiarygodność nie pozwala na postulowanie, że istnienie Mateusza i Tadeusza zostało tu potwierdzone.

W efekcie w oparciu o najstarsze źródła chrześcijańskie możemy jedynie stwierdzić, że z pośród apostołów wymienionych przez kanoniczne ewangelie naprawdę istnieli jedynie Szymon-Piotr-Kefas, jego brat Andrzej, Jakub i Jan synowie Zebedeusza oraz najprawdopodobniej jakiś Juda-Judasz brat Jakuba. A więc w najlepszym przypadku można uznać co najwyżej pięciu "apostołów" za postacie historyczne, pozostałych zaś jako fikcyjne postacie literackie na których istnienie nie ma historycznych dowodów.

Roman Zaroff
Brisbane, lipiec 2001

Fragmenty Nowego Testamentu wyliczające apostołów.

Ustanowił więc Dwunastu: Szymona, któremu nadał imię Piotr; dalej Jakuba, syna Zebedeusza, i Jana, brata Jakuba, którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy synowie gromu; dalej Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, Tadeusza, Szymona Gorliwego i Judasza Iskariotę, który właśnie Go wydał. (Marek 3:16-19)

A oto imiona dwunastu apostołów: pierwszy Szymon, zwany Piotrem, i brat jego Andrzej, potem Jakub, syn Zebedeusza, i brat jego Jan, Filip i Bartłomiej, Tomasz i celnik Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Tadeusz, Szymon Gorliwy i Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził. (Mateusz 10:2-4)

"i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą." (Łukasz 6:13-16)

"Przybywszy tam weszli do sali na górze i przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda, /brat/ Jakuba." (DA 1:13)

Ewangelia Jana nie wymienia wszystkich apostołów razem ale można na jej podstawie stworzyć niepełną ich listę:

1. Szymon Piotr (Jan 6:68),
2. Andrzej, brat Szymona Piotra.(Jan 1:40)
3. (Jakub) synowie Zebedeusza (Jan 21:2)
4. (Jan) synowie Zebedeusza (Jan 21:2)
5. Filip z Betsaidy (Jan 1:44)
6. Tomasz, zwany Didymos (Jan 20:24)
7. Natanael z Kany Galilejskiej (Jan 21:2)
8. Judasz, syn Szymona Iskarioty (Jan 6:71)
9.. oraz dwaj inni z Jego uczniów (Jan 21:2)
10. oraz dwaj inni z Jego uczniów (Jan 21:2)

BIBLIOGRAFIA

Ellegard, A. , Jesus - One Hundred Years Before Christ (1999)
Romer, J., Testament (1988)
Wilson, Jesus: The Evidence (1996)

Powrót do spisu treści strony

JEZUS FAŁSZYWYM PROROKIEM
Powrót do spisu treści strony

Biblia, będąca zależnie od przyjętego kanonu zbiorem różnych ksiąg Starego i Nowego Testamentu, obfituje w teksty określane jako proroctwa. Czasami są to fragmenty, które dopiero po jakimś czasie zaczęto interpretować jako proroctwa i odnosić je do współczesnych ludzi bądź wydarzeń, a czasami są to teksty napisane po fakcie z pozycji kogoś, kto rzekomo to wszystko przewidział. Te pierwsze są mocno niejasne i po odpowiedniej interpretacji nadają się niemal na każdą okazję (proroctwa z Księgi Daniela i Apokalipsa Św. Jana), a te drugie zostały zdemaskowane jako fałszerstwa (np. Księga Barucha, Księga Daniela), o czym można sobie poczytać np. w "Dziejach ksiąg Starego Testamentu" prof. Witolda Tylocha i w "Kryminalnej historii chrześcijaństwa" Karlheinza Deschnera.

Jest jednak w Biblii, a konkretnie w Nowym Testamencie, proroctwo wyraźne, niedwuznaczne i nie będące fałszerstwem (ale tylko w połowie, o czym będzie nieco później!), czyli będące zapisem rzeczywiście wypowiedzianej przepowiedni konkretnej i wskazującej na określony czas. Mam tutaj na myśli proroctwo Jezusa o końcu świata opisane w Ewangelii Mateusza w rozdziale dwudziestym czwartym, w Ewangelii Marka w trzynastym, a w Ewangelii Łukasza w dwudziestym pierwszym. Ponieważ najpełniej to wydarzenie opisuje tekst Mateusza, w oparciu o niego postaram się udowodnić, że Jezus był fałszywym prorokiem.

Miejsce akcji - Jerozolima, czas - pierwsza połowa I w. n.e., postaci - Jezus i jego ówcześni uczniowie. W pierwszym wersecie, po wyjściu ze świątyni uczniowie zachwycają się nią. W drugim Jezus mówi, że światynia zostanie zburzona. W trzecim uczniowie pytają: "kiedy to się stanie i jaki będzie znak twego [Jezusa] przyjścia oraz końca świata?" I tutaj się zatrzymajmy, bo mamy aż cztery problemy. Problemem pierwszym jest zaimek wskazujący "to". Możecie się dziwić do woli, ale nie zmienicie faktu, że niektórzy chrześcijanie nie chcą go odnieść do zapowiedzianego we wcześniejszym wersecie zburzenia świątyni, a przynajmniej utrzymują, że "to wcale nie jest takie pewne". Otóż jest pewne! Jeżeli bowiem zaimka "to" nie odniesiemy do świątyni, to zawiśnie on w próżni i całe zdanie straci sens. Istotne jest też to, że Góra Oliwna znajdowała się naprzeciw świątyni, po wyjściu, z której Jezus przepowiedział jej zburzenie, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby rozmowę na Górze traktować jako kontynuację rozmowy sprzed świątyni. Z takim podejściem do wersetu trzeciego zgadza się np. ks. prof. dr Seweryn Kowalski, autor tłumaczenia Nowego Testamentu (PAX 1974), o którym jeszcze nie raz w niniejszym artykule wspomnę, jako przedstawicielu strony katolickiej.

Problem drugi to przyjście Jezusa. Nie wszyscy zgadzają się co do tego, że pytający miał na myśli przyjście Jezusa na sąd ostateczny, przy czym proponują tutaj, aby użyć słowa "obecność", co i tak niczego nie zmienia, bo przecież zarówno przyjść jak i być obecnym można dosłownie i symbolicznie. Zatem, aby wiedzieć, o co tutaj chodzi, trzeba sięgnąć do innych wersetów NT. I wcale nie trzeba szukać zbyt daleko, bo wystarczy w tym samym rozdziale. Dwudziesty trzeci werset wskazuje na to, że chodziło o obecność dosłowną, to samo 26 i 27, one dodatkowo, podobnie jak 37-39, mówią, że stanie się to nagle. A że było to związane z sądem ostatecznym mówi wiele miejsc w NT, żeby wymienić chociażby: u Mateusza - 12:18, 19:28, u Jana - 5:22, 5:27-28. Z taką interpretacją "przyjścia" zgadza się też chociażby wspomniany już ks. Seweryn Kowalski, a także Władysłw Kopaliński w swoim Słowniku Mitów i Tradycji Kultury, do którego przyjdzie nam jeszcze wrócić, jako przedstawiciela świeckiego podejścia do tematu.

Trzecim problemem jest wyrażenie "koniec świata", na które - pomimo, że użyto go zarówno w Biblii Gdańskiej, Warszawskiej i Tysiąclecia - nie zgadzają się niektórzy chrześcijanie, a jako powód podają, że w tekstach greckich nie użyto takiego zwrotu. I to się zgadza, ale należy pamiętać, że współczesne tłumaczenia są dla współczesnych ludzi i muszą operować zwrotami zrozumiałymi dzisiaj. O tym, że Jezus miał na myśli apokaliptyczny koniec świata, świadczą dalsze fragmenty 24-go rozdziału, w których możemy przeczytać o wojnach, głodzie, trzęsieniach ziemi, "wielkim ucisku, jakiego nie było od początku świata"; przeczytamy także o tym, że "słońce się zaćmi i księżyc nie zajaśnieje swoim blaskiem" oraz, że "gwiazdy spadać będą z nieba, i moce niebieskie będą poruszone". Można, oczywiście, użyć też jakiegoś innego wyrażenia ("koniec czasów" np.), ale zawsze w tym miejscu należy pamiętać, że w czasach Jezusa wierzono w rychłe nadejście czegoś, co my dzisiaj nazywamy końcem świata, mając cały czas na myśli nasz świat, a nie świat w ogóle. Koniec świata w judaizmie wiązał się z ostatnim sądem Boga nad ludźmi, a w chrześcijaństwie dodatkowo z powtórnym przyjściem Jezusa, co miało zostać poprzedzone kataklizmami na skalę kosmiczną ("moce niebieskie będą poruszone"). To właśnie przeczytamy we wspomnianym już Słowniku Kopalińskiego, a także w przypisach do - wspomnianego już także - Nowego Testamentu w tłumaczeniu ks. Seweryna Kowalskiego. Każda inna interpretacja jest interpretacją "pod" określoną teologię i nie ma oparcia ani w Biblii, ani w źródłach pozabiblijnych o ówczesnych wierzeniach Żydów i pierwszych chrześcijan.

Teraz przyszła kolej na problem czwarty i najważniejszy, czyli to, czy należy oddzielić przepowiednię o zburzeniu Jerozolimy (wraz ze świątynią) od przepowiedni o końcu świata? Z pewnością uczniowie tego nie oddzielali (z czym zgadza się ks. Kowalski), bo w jednym zdaniu, używając spójnika "i" pytają o jedno i o drugie, najwyraźniej łącząc w całość zburzenie świątyni, powtórne przyjście Jezusa i koniec świata. A jak było z Jezusem? Ks. Kowalski twierdzi, że Jezus na pytanie o świątynię odpowiedział: "nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie", a na pytanie o koniec świata odpowiedział: "o tym dniu i godzinie nikt nie wie". Jest tylko pewien "mały" problem: mowa Jezusa jest całością, nie da się z niej wydzielić części o światyni i części o końcu świata; ponadto zwrot "to pokolenie" pada dopiero w trzydziestym czwartym wersecie, po apokaliptycznym opisie końca świata, i bezpośrednio przed tym wersetem nie ma niczego, co dałoby się odnieść jedynie do świątyni. Krótko potem, bo w 36-tym wersecie, mamy słynne: "o tym dniu i godzinie nikt nie wie", które od wcześniejszego, nie mniej słynnego: "to pokolenie", oddzielone jest jedynie uroczystą obietnicą Jezusa: "Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą". Nie ma tu absolutnie nic, co pozwalałoby wykonać zabieg ks. Kowalskiego. I wcale nie trzeba tego robić, bo Jezus wprawdzie mówi, że nikt nie zna dokładnej daty końca świata, ale jednocześnie ogranicza ramy czasowe tego wydarzenia do pokolenia jego ówczesnych uczniów. Zarówno jego uczniowie, jak i on sam traktują zburzenie Jerozolimy i koniec świata jako całość, a nie jako dwa różne wydarzenia.

Jeżeli zaś ktoś chciałby widzeć w "tym pokoleniu" inne pokolenie niż współczesne Jezusowi, to proszę zwrócić uwagę, że to konkretni uczniowie zadali pytanie i to konkretnie im Jezus odpowiedział w trzydziestym trzecim wersecie: "Tak i wy, gdy ujrzycie to wszystko [opisany wcześniej koniec świata], wiedzcie, że blisko jest, tuż u drzwi", a zaraz potem - cały czas zwracając się do nich - dodał: "Zaprawdę powiadam wam. Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie.". Jezus w czasie swojej mowy na Górze Oliwnej nie przestał ani razu zwracać się bezpośrednio do swoich uczniów. Niektórzy starają się zrobić z Jezusa (a raczej z siebie) idiotę i twierdzą, że Jezus miał na myśli jakieś przyszłe pokolenie, ale proszę prześledzić samodzielnie dwudziesty czwarty rozdział Ewangelii Mateusza i zobaczyć jak bardzo absurdalnym jest ten pomysł - począwszy od "odpowiadając, rzekł im" z wersetu czwartego, poprzez "ujrzycie" z wersetu piętnastego, aż do "bądźcie gotowi" z wersetu czterdziestego czwartego, Jezus nie mówi do nikogo więcej, jak tylko do tych, którzy zadali mu pytanie na Górze Oliwnej. Gdyby chodziło o bliżej nieokreślone pokolenie będące świadkiem końca świata, to mowę Jezusa dałoby się streścić w dwóch tautologicznych stwierdzeniach: "koniec świata będzie wtedy, kiedy będzie" i: "świadkiem końca świata będzie pokolenie, które będzie jego świadkiem".

Poprawność powyższego rozumowania o pokoleniu ówczesnych uczniów Jezusa potwierdzają fragmenty w Nowym Testamencie mówiące o tym, że Jezus wierzył w rychły koniec świata (np. Mateusza 16:27-28 i Jana 5:25) oraz te mówiące o tym, że po jego śmierci uczniowie oczekiwali, że stanie się to w niedługim czasie (1 Piotra 4:7; 4:17 oraz 1 Jana 2:18). Co ciekawsze, najwyraźniej były wówczas różne zapatrywania na "koniec wszystkiego", skoro Paweł w 2 Tesaloniczan 2:1-2 prosił, aby nie dawać wiary w to "jakoby już nastał dzień Pański", co najprawdopodobniej miało związek z tym, co wróciło po jakimś czasie, czyli twierdzeniem, że zapowiadane przez Jezusa Królestwo to Kościół przez niego założony. Najwyraźniej też z gorączki jaka wówczas panowała wśród chrześcijan kpiono, skoro Piotr w 2 Piotra 3: 3-4 pisze o "drwinach" z "przyobiecanego przyjścia jego [Jezusa]". W każdym razie jednego możemy być pewni: zarówno Jezus jak i jego uczniowie wierzyli w rychły koniec świata rozumiany jako katastrofę na skalę kosmiczną związaną z powtórnym przyjściem Syna Człowieczego i sądem ostatecznym.

O tym, że koniec świata nie nastąpił, nie muszę chyba nikogo przekonywać, ale co począć ze zburzeniem świątyni w 70 roku n.e., czyli za życia uczniów Jezusa? Według mnie najprawdopodobniej było tak, że Jezus istotnie przepowiadał - jak wielu proroków w tamtych czasach - koniec świata, a ewangeliści "kazali" mu też przepowiedzieć zburzenie świątyni w Jerozolimie - co rzeczywiście się stało - żeby bardziej uwiarygodnić jego nauki, w tym tę o "dniach ostatnich". Mamy więc do czynienia nie tylko z fałszywym proroctwem Jezusa, ale też z celowym oszustwem ewangelistów. Tak więc nie tylko Kościół Katolicki jest be, ale całe chrześcijaństwo ma za podstawę oszustwo i fałszerstwo. W tym miejscu warto zacytować ewangelickiego teologa Carla Schneidera: "Fałszerstwa zaczęły się w czasach Nowego Testamentu i nigdy się nie zakończyły" oraz Wolfganga Speyera: "W porównaniu z fałszerstwami pogańskimi zaskakuje wielka liczba fałszerstw żydowsko-chrześcijańskich".

Dlaczego tych wszystkich oczywistości nie widzą chrześcijanie znający temat? Bo nie mogą ich zobaczyć, dopóki chcą wierzyć w Jezusa. Oni są zmuszeni do najróżniejszych, najczęściej nielogicznych argumentacji, bo jak tylko przyznają, że Jezus przepowiedział coś, co się nie wydarzyło, tak od razu z Jezusa Boga (czy też Bożego posłańca) zrobi im się mocno ułomny, zwykły człowiek. Stąd biorą się te wszystkie pomysły w rodzaju: nie o koniec świata chodzi, nie o świątynię chodzi, nie o pokolenie współczesne Jezusowi chodzi itp. Ale najwięcej jest tych, którzy sprawy wcale nie znają, więc problem dla nich nie istnieje.

Na koniec krótka historia badań nad proroctwem Jezusa o końcu świata. W zasadzie pierwszym, który się tym zajął, był Hermann Samuel Reimarus, zmarły w roku 1768 roku orientalista hamburski. Fragmenty liczącej 1400 stron pracy tego uczonego opublikował Lessing, zaś na przełomie XIX i XX wieku bardzo pozytywnie wypowiedział się o niej teolog Johannes Weiss. Następnie teolog Albert Schweitzer rozbudował odkrycie Reimarusa i od tego czasu uznanie przez uczonych pomyłki Jezusa jest oceniane jako - jak się wyraził Deschner - "kopernikański wyczyn współczesnej teologii, z czym niemal powszechnie zgadzają się przedstawiciele zajmujący się jej historią i krytyką". Bultmann na przykład, znany teolog, nie ma "żadnej wątpliwości, iż Jezus pomylił się w swych oczekiwaniach końca świata". Inny teolog, Heiler, stwierdził: "żaden poważny i bezstronny badacz nie neguje już, że Jezus żywił przekonanie o zbliżającym się sądzie i wypełnieniu czasu". Peter de Rosa, absolwent Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, były profesor metafizyki i etyki w Westminster Seminary, dziekan teologii w Corpus Christi College w Londynie przez 6 lat, napisał: "Chrześcijanie czekali przez prawie dwa tysiące lat [na zapowiedziany przez Jezusa koniec świata]. Pozornie są zwolnieni z tego, co kiedyś było centralnym dogmatem ortodoksji: szybkiego i całkowitego przekształcenia tego świata. [...] Ale oni nie czekają już na Jego [Jezusa] przyjście z nieba. Jak powiedział kiedyś Marshal McLuhan: "Ceną wiecznej czujności jest obojętność."

Kiedy staniemy twarzą w twarz z prawdą, że Jezus oczekiwał rychłego końca świata, stanie się też oczywiste, że nie mógł być założycielem żadnego Kościoła, bo niby po co miałby zakładać Kościół skoro koniec był bliski? W tym miejscu ciekawie zabrzmi anegdota, którą opowiedział Geza Vermes w swej książce "Jezus, a świat judaizmu". Otóż w 1981 roku, wykładając dla głównie chrześcijańskiej publiczności na Uniwersytecie Newcastle w Anglii, powiedział: "Jezus nie był reformatorem społecznym ani nacjonalistycznym rewolucjonistą... Nie był też, choć może to zabrzmi prowokacyjnie, założycielem, organizatorem ani fundatorem jakiegokolwiek stałego ciała eklezjalnego". Wcześniej Vermes zakwestionował boskość i zmartwychwstanie Chrystusa, co chrześcijańska publiczność przyjęła ze spokojem, ale po tych słowach, jak napisał de Rosa: "wątpliwości dotyczące założenia przez Jezusa Kościoła, w którym oni mieli swoje stanowiska i dochody, wywołały burzliwą reakcję." Kiedy piszę te słowa przypomina mi się moja rozmowa z pewnym księdzem, który całkiem spokojnie przyjął moje wywody na temat fałszywego proroctwa Jezusa (w śmierci każdego z uczniów widział koniec jego świata), a nawet przyznał, że sensowne i logiczne jest moje naturalistyczne tłumaczenie rzekomego zmartwychwstania Jezusa, a obraził się dopiero wtedy, gdy zacząłem krytykować papieża, co zostawię bez komentarza.

Autor niniejszego tekstu nie zna niestety prac Reimarusa, Bultmanna i Schweitzera, ale nie uważa, żeby to uniemożliwiało samodzielne badanie tematu. Niektórzy sądzą, że Biblię można poznać jedynie z pomocą fachowców, czyli różnych księży, pastorów itp. Tak się jednak dziwnie składa, że ci fachowcy związani są z określonym wyznaniem, więc siłą rzeczy ich interpretacje nie mogą być wolne od ograniczeń, jakie narzuca im ich religia. Nie jest jednak i tak, że można bez żadnego przygotowania wziąć się za badanie (nie mylić z rozumnym czytaniem!) Biblii. Temat jest trudny i niezwykle szeroki, więc nie zaszkodzi poszukać pomocy w książkach napisanych przez osoby kompetentne. Zawsze zaś warto pamiętać o radzie, jaką sam sobie dał Kubuś Puchatek: "Myśl, myśl, myśl".

anbo@poczta.wp.pl
www.pytodp.republika.pl

Powrót do spisu treści strony


AMBONA


WYKLĘCI GENIUSZE
Powrót do spisu treści

Kościół katolicki, coraz częściej trafia w pustkę lub rozbija się o potężną skałę odkrywczej myśli ludzkiej, niosącej światu poprzez książkę i badania naukowe nową, wyzwoloną od przesądów, dogmatów i strachu przed klątwą przyszłości. "Pierwowzorem" indeksu książek zakazanych przez kościół można nazwać dekret papieski Gelazjusza I z roku 496 ( De libris recipiendis of non recipiendis - O książkach, które są do przyjęcia i które należy odrzucić), które w rozdziale IV wymienia pisma " heretyckie". W latach 514 - 523 wykaz ten wzbogaca o nowe pozycje, przy czym zawiera dodatkowe formuły klątwy za czytanie lub przechowywanie takich książek oraz przepis domagający się od każdego mającego otrzymać chrzest dowodu spalenia wszystkich książek pogańskich. Potwierdzają to późniejsze pisma Św. Augustyna oraz Mikołaja I. Wynalazek druku utrudnił i skomplikował dotychczasowe metody niszczenia nielicznych dzieł. Wobec tego papież Aleksander VI a później jego następcy wydali drukarzom w wielu diecezjach szereg zakazów drukowania książek bez uprzedniego zezwolenia miejscowej władzy kościelnej. Właśnie odtąd mamy do czynienia z cenzurą biskupią.

Sobór trydencki{1526r.}powołał specjalną komisję, której nowe propozycje indeksu zatwierdził Pius IV (1564) konstytucja Dominici gregis, zwaną indeksem trydenckim". Znajduje się tu oddzielna grupa autorów całkowicie zakazanych, następnie autorzy częściowo potępieni. Indeks poprzedzony jest dekretem papieskim informującym o poszczególnych szczeblach kar (klątwa, utrata urzędu, infamia itd.). Za czasów papieża Pawła IV (1555-1559) doszło do pierwszych aktów palenia na stosie książek zakazanych. W roku 1559 ujrzał światło dzienne wydany przez inkwizycje spis książek wytypowanych do spalenia. Spis ten obejmuje nie tylko tytuły i autorów, ale nawet sześćdziesiąt jeden drukarń. "Brewe" uzupełniająca rozciągała zakaz czytania tych dzieł nawet na kardynałów i inkwizytorów. We Florencji, Rzymie, Wenecji i innych miastach zapłonęły stosy i trwało to do roku 1572.".

Wśród książek zakazanych znajdowały się nie tylko dzieła bezpośrednio atakujące dogmaty i nauki kościelne, indeks zwierał również wiele dzieł z zakresu: literatury pięknej (108 pozycji), historii (114), prawa (100), filozofii (75) itd...

Indeks książek zakazanych był pewnego rodzaju klątwą rzuconą na książki i ich autorów. Histeria kleru udzielała się również niektórym władcom. Owładnięty przez hierarchie kościelną król Zygmunt I wydał 24 lipca 1520 roku i 7 marca 1523 roku dwa uniwersały, nadając inkwizycji i biskupom prawa do przeprowadzania rewizji w poszukiwaniu dzieł zakazanych. Na szczególną uwagę zasługiwały dzieła Lutra, za ich posiadanie lub rozprowadzanie groziła śmierć przez spalenie na stosie i całkowita konfiskata mienia. W czasie obrad sejmiku w Środzie w ramach protestu padły następujące słowa: "...aby nam księża nie bronili drukować po polsku historii, kronik i spraw naszych ...Krzywda nam się wielka widzi od księży, albowiem każdy naród ma swym językiem pisma pisane, a księża każą głupim być". Przełom w procesie prześladowań za drukowanie książek tzw. "heretyckich" i potępionych nastąpił w roku 1788, kiedy to sejm czteroletni uchwalił wolność druku, uchylając przy tym kary wyznaczone przez Kościół.

Fanatycznemu duchowieństwu pozostawiono jedynie cenzurowanie książek religijnych własnego autorstwa. Mimo upływu czasu w roku 1932 ukazał się osławiony podręcznik księdza redemptorysty Mariana Pirożyńskiego pt.:" Co czytać? - Podręcznik dla czytających książki, wydany przez księży jezuitów w 1932 r. Książka została opatrzona banderolą z napisem : " Pierwsza i jedyna w języku polskim zdrowa ocena beletrystyki polskiej i obcej - 1000 autorów - 3500 dzieł. Jesteśmy świadkami jak w literaturze coraz bardziej panoszy się zły smak i lekceważenie zasad etyki. Rynek księgarski jest zasypany banalnymi produkcjami literackimi, rzadko kiedy mającymi wartość artystyczną, często bez żadnej lepszej myśli przewodniej, niekiedy nawet z wyraźnym celem demoralizowania czytelnika....Niestety jest to objaw powszechny, zaraza nagminna, tym niebezpieczniejsza, że ludzie z roku na rok coraz więcej czytają. A czyta się wszystko, co wpadnie w rękę, jeżeli zaś się robi wybór, to zawsze chodzi o sensacyjną nowość. Ten napływ niezdrowej literatury z jednej strony, a bezmyślność i bezwład mas czytających z drugiej wytwarza dla moralności wielkie niebezpieczeństwo, którego kardynał Merry del Val nie waha się porównać z krwawymi prześladowaniami ubiegłych wieków: Kościół Święty w ciągu wieków doznawał wielkich i strasznych prześladowań.....ale dzisiaj piekło szerząc złą prasę wydało Kościołowi jeszcze straszniejszą bitwę, o tyle zgubniejszą, o ile jest bardziej przewrotna i pełna zasadzek. Nie ma niebezpieczeństwa, które by poważniej niż to zagrażało całości wiary i obyczajów".

Oto jak ks. Pirożyński ocenił poszczególnych autorów:

O Balzaku: " Płodny powieściopisarz francuski, bystry obserwator i genialny malarz życia. Jednak mimo swego stylu i bujnej wyobraźni romanse Balzaka odznaczają się wielkim brakiem - nie ma w nich głębszej myśli. Nie ma też głębszego podkładu etycznego : autor poza ziemią nic nie widzi i dla tego jego horyzont myślowy jest taki ciasny a atmosfera powieści taka duszna".

O Asz - Salomie: " Wróg narodu polskiego i chrystianizmu ( por. nowelę Noc karnawałowa i inne ). Najcenniejszym jego utworem jest Motke Ganow - bohaterem jest złodziej, morderca, rozpustnik, zupełny brak jakichkolwiek zasad moralnych".

O Blasco Ibanezie: " Utalentowany pisarz hiszpański o naturalistycznym zacięciu, wybitny działacz rewolucyjny, zdecydowany wróg kościoła katolickiego. Jest on malarzem przyrody hiszpańskiej i namiętności jej mieszkańców, zwłaszcza osobników, u których poczucie etyczne zanikło, wskutek tego rzucił się w otchłań pijaństwa i rozpusty.

O Bernanosie: Autor należy do tej grupy pisarzy francuskich, którzy uważają siebie za obrońców i szermierzy prawdy katolickiej, jednakowoż ta obrona jest bardzo niefortunna. Pod słońcem szatana, powieść, przedstawia zmagania się kapłana z szatanem, który mu przeszkadza w pracy. Intencja jest dobra, ale sposób ujęcia niezdarny, w rezultacie autor okrył kapłana śmiesznością i zraża czytelnika do świętości. Prawdziwi święci nie postępują tak jak bohater książki, a ograniczenie umysłowe nie jest sposobem na świętość".

O Iwaszkiewiczu: " Poeta, krytyk, tłumacz ( Rimbauda ,Moranda, Gide'a ) i powieściopisarz. Znajduje się pod silnym i niezdrowym wpływem literatury rosyjskiej. W utworach jego brak głębszej myśli, brak nawet polskości".

Konstanty Gałczyński: " Trochę poeta. Przynależność cechowa: Kwadryga. Napisał dziwaczną powieść: "Porfirion Osiołek czyli Klub Świętokradców".

Goethe Jan Wolfgang: " Poeta niemiecki. Za młodu prowadził życie hulaszcze i rozpustne. Na kanwie tych przeżyć napisał w r. 1774 "Cierpienia młodego Wertera": on się w niej zakochał, ona wychodzi za mąż, on się nadal w niej kocha i kończy życie samobójstwem, Romans ten był w stylu epoki - rozczulanie się, płakanie, analizowanie siebie - opanował więc współczesne umysły i narobił wiele złego.

Żeromski Stefan 1864 - 1925... pragnący odegrać rolę nauczyciela narodu - rolę, do której nie dorósł... "Dzieje grzechu" - ohyda. "Wierna rzeka", powieść z roku 1863, w której ranny powstaniec bałamuci dziewczynę - to jest wszystka treść: "Przedwiośnie", ohydny paszkwil na Polskę i na inteligencje wiejską, stronnicze i niezgodne z rzeczywistością apoteozowanie warstwy wyrobniczej i Żydów. Poza tym wybujały erotyzm i wywrotowa ideologia" Kilkanaście zaledwie tygodni po śmierci Żeromskiego biskup piński Łoziński wydaje "do czci godnych ks. katechetów" list pasterski, w którym w brukowej formie szkaluje Żeromskiego:

"Żetromskiemu należy sprawiedliwy zarzut postawić, że cokolwiek da się lub zechce ktoś powiedzieć o jego spuściźnie literackiej, utwory jego stanowczo więcej szkody niż pożytku przynieść mogą i przynoszą. Jest to pisarz kochający się w brudach i mówiąc ogólnie pesymista, nie karmi duszy czytelnika, lecz ją zatruwa, a tam nawet gdzie zdrową myśl chce rzekomo przeprowadzić, zyskuje poklask jeno u bolszewików (Przedwiośnie).

Ostatni Index librorum prohibitorium ukazał się w roku 1948 , a z dodatkiem - w roku 1959. Ale ani w indeksie tym, ani w dodatku nie znajdujemy książek i pism Hitlera, Rozenberga, Mussoliniego, Franko i ich pomocników.

"Znajdujemy tam natomiast dzieła, najwybitniejsze utwory z dziedziny literatury pięknej i nauki. Przy każdej pozycji jest podana data dekretu wyklinającego, a przy niektórych mamy ich nawet kilka. Przytoczmy niektóre nazwiska z tego blisko sześćsetstronicowego spisu, który jest jedną z najciemniejszych i najhaniebniejszych kart w historii Kościoła katolickiego. Znakomita większość tych wyklętych dzieł udostępniona jest dziś ludziom w wielu krajach, przetłumaczona na wiele języków świata i stanowi chlubę i wyraz najwyższych wzlotów myśli ludzkiej. Są wśród nich również dzieła przełożone na język polski i z ogromnym zainteresowaniem czytane przez wielotysięczne rzesze katolików.

Mamy więc w Indeksie Książek Zakazanych z roku 1948 (z uzupełnieniem do roku 1959) Giordana Bruna, spalonego ze wszystkimi swoimi wspaniałymi utworami na stosie. Są wszystkie powieści Balzaca, wyklęte aż czterokrotnie ! Są i inne przodujące w nauce świata umysły : Bacon, Descartes, Diderot, Hume, Locke, Rousseau, Wolter, Kant, Darwin. Nie brak i najwybitniejszych powieściopisarzy i poetów: Dumas (ojciec i syn), Flaubert, France,Heine, Hugo, La Fontaine, Lessiing, Maeterlinck, Stendhal, Zola. Jest niosąca ludzkości nową, jasną myśl Encyklopedia Diderot'a i d'Alemberta, jest wspaniały słownik Larouss'a, są Sartre, Malaparte, Moravia. Są i polskie nazwiska : znakomity bajkopisarz Biernat z Lublina, jeden z największych mistrzów języka polskiego - Rej z Nagłowic, odważny głosiciel reform społecznych i równości Frycz Modrzewski. Spotykamy tu także największego naszego wieszcza, ozdobę postępowej myśli ludzkiej, żarliwego patriotę bojownika o wolność narodu polskiego, Adama Mickiewicza! Nie mogli polscy prałaci zapomnieć również Mickiewiczowi patriotycznej postawy wobec antypolskiej polityki papieskiej. Nie mogli zapomnieć Słowackiemu jego słów prawdy o Rzymie rzucającym klątwę na Polaków pobitych i ujarzmionych. Ze Słowackiego zrobili nawet...protestanta, aby go było łatwiej obrzucić błotem. Nie oszczędzili tego błota gorącym patriotom polskim, wybitnym rzecznikom postępu, arcymistrzom polskiego języka, Mickiewiczowi i Słowackiemu, znany nam już poseł Lutosławski na pierwszym sejmie ustawodawczym w roku 1920. O Słowackim powiedział: "Słyszeliśmy stare piosenki, które wszystkie sprowadzają się do jednego: do tego powiedzenia, które protestancki pisarz w swoim czasie w twarz katolickiemu społeczeństwu rzucił, twierdząc: Polsko ! Twoja zguba w Rzymie".

Ewa Rutkowska
Artykuł jest przedrukiem ze strony "Wolość i Polemika"
http:// www.wipon.obywatel.pl

BIBLIOGRAFIA:

Józef Siemek, Śladami klątwy (Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1970)

Powrót do spisu treści strony


WIADOMOŚCI Z MAGLA


DYYALOGI - CZ. VI
Powrót do spisu treści strony

DYALOGÓW NIECYBERNETYCZNYCH WIELA
A WŁAŚCIWIE DZIEWIĘTNAŚCIORO Z INTRODUKCYĄ, KONKLUZYĄ A
TUDZIEŻ Y APPENDIXUM
NA TEMATÓW MULTUM
POMIĘDZY WYKWINTNEM Y ZNAKOMICIE WYCHOWANEM
JWP XIĘCIEM PHILONOUSEM
ARYSTOKRATĄ NA NIEMALŻE EUROPEYSKĄ MIARĘ
A
NIEJAKIEM HYLASEM
NIEZWYKLE ORDYNARYJNYM OBYWATELEM ANTYPODÓW, STANU
BARDZO POŚLEDNIEGO A JĘZYKA NIEZMIERNIE PLUGAWEGO
PRZEZ
LECHA KELLERA
SKOMPILOWANE
GWOLI INTELEKTUALNEY REKREACYI
A UCIECHY RADOSNEY
SZANOWNEY PUBLIKI
A
PANU DOKTOROWI STANISŁAWOWI LEMOWI
UPRZEJMIE ZADEDYKOWANE

DYALOG VI. O podatkach w `Najjasniejszey' y gdzie indziey

HYLAS: Twierdzisz, mój Philonousie, że w Szwecji jest źle, bo "ABBA uciekła ze Szwecji". Otóż, ABBA uciekła ze Szwecji, aby nie płacić podatków. Z USA też milionerzy uciekają przed podatkami i zakładają biznesy na Bahamach czy innych 'rajach podatkowych' czy `pralniach pieniędzy' typu Izraela. Ja mówię o zwykłych zjadaczach chleba, a nie o super bogatych, którzy nie wiedzą co robić z pieniędzmi... Niestety, jesteś Philonousie niezbyt rozgarniętym osobnikiem, bo używasz zdecydowanie idiotycznych argumentów.

PHILONOUS: No właśnie - uciekają przed wysokimi podatkami, a udaje im się to, gdyż mają wystarczająco dużo pieniędzy. Zwykłego zjadacza chleba na to nie stać, gdyż obrabowany przez państwo, nie ma funduszy na urządzenie się za granicą. Idiotycznych argumentów używa idiota, a nie `nierozgarnięty osobnik', proszę więc wyzywać mnie zgodnie ze znaczeniem tych słów. Tak na marginesie: korespondowałem już z paroma osobami z kręgu "Horyzontu" i poza jednym przypadkiem wszyscy moi adwersarze w pewnym momencie, wobec braku umiejętności prowadzenia rzeczowej dyskusji, przechodzili na argumentacje ad persona. Megalomania, chamstwo czy zacietrzewienie? Proszę pamiętać, że najgłośniej przeklina ten, który nie ma nic do powiedzenia.

HYLAS: Ci, co maja dużo pieniędzy, wynajmują skorumpowanych prawników czy księgowych aby uniknąć swoich zobowiązań wobec społeczeństwa. Rezultat: upadek państwa, co można zaobserwować nie tylko w Polsce, ale też i w USA, gdzie nawet bogaci nie żyją dobrze, bo musza się otaczać drutami kolczastymi i ochroną, której też nie mogą zaufać w 100%... Polityka niskich podatków uderza więc, po pewnym czasie, też i w bogatych, bo co to za przyjemność żyć w getcie otoczonym murami, strażnicami i ochroniarzami?

A twoja (powiedzmy to wreszcie głośno) głupota, skretynienie, ograniczoność i samozadowolenie, Philonousie, osiągnęło ostatnio takie wymiary, że bez używania epitetów typu `nierozgarnięty osobnik' nie ma praktycznie możliwości podania ci, Philonousie, do wiadomości, jak nisko upadłeś. To nie zacietrzewienie czy chamstwo, ale ograniczoność etnicznego języka zmusza mnie, Hylasa, jak też moich kolegów z `Horyzontu', do używania elementów elementarnej `łaciny', jako że w literackiej polszczyźnie nie da się opisać stanu twojego umysłu, Philonousie, jako że np. `głupol' było by wręcz komplementem dla takiego degenerata, jak ty.

PHILONOUS: Gdyby podatki były niskie, proste i jednakowe dla każdego, nie istniałaby konieczność wynajmowania prawników i księgowych do fałszowania ksiąg. Niech mi Hylas nie zrzuca odpowiedzialności za głupie przepisy na podatników. To, że nie potrafisz Hylasie pojąć najprostszych rzeczy, jakoś nie zmusiło mnie to używania wulgaryzmów. Staram się mówić jak najprościej, abyś zrozumiał, iż istnieją ludzie, którzy nie życzą sobie, aby państwo dyktowało im co maja robić. My, wolnościowcy, uważamy, że państwo powinno mieć jak najmniej, ty Hylasie - że jak najwięcej. Zwykła różnica poglądów, zatem chamstwo z pewnością tu szali nie przeważy, natomiast próba zrozumienia mojego stanowiska rozszerzy Hylasowe horyzonty. Nie dyskutujesz Hylasie ze swoimi kolegami w towarzystwie wzajemnej adoracji, ale z kimś, kto ma inne zdanie na pewne sprawy. Rozumiem, ze budzę Hylasową niechęć, ale kto powiedział, że tylko ty Hylasie masz racje?

HYLAS:
1. Tow. Lenin też kiedyś podobno zarządał od prawników, aby nowe prawo sowieckie było `proste i jednakowe dla każdego'. Co z tych pobożnych życzeń wynikło, każdy obywatel ex bloku sowieckiego zna dobrze. Należy odróżniać `wishful thinking' od rzeczywistości i możliwości. Prawo ani karne, ani cywilne (w tym podatkowe) nie może być proste, bo wtedy albo byłoby albo zbyt ogólne i przez to niejasne (istnieje przecież, choćby w UK czy Australii, cała dziedzina interpretowania prawa i kodeksy zawierające prawo regulujące interpretacje prawa), albo definiowało by tylko cześć znanych w danym momencie przestępstw czy reguł, inne pozostawały by poza prawem. Widać, że nigdy nie studiowałeś prawa (ja je studiowałem , za co znów przepraszam, przez ponad 2 lata; głównie cywilne i podatkowe).

2. Tylko prymitywom i fundamentalistom (katolickim, żydowskim czy muzułmańskim) wszystko wydaje się proste. Tak naprawdę, to rzeczywistość jest skomplikowana - nasze mózgi, jako że są ograniczone w czasie i przestrzeni oraz ilością energii i informacji, którą są w stanie zaabsorbować i przetworzyć, to są w stanie tylko pojąć pewne uproszczone modele rzeczywistości. Im ktoś bardziej inteligentny, wykształcony oraz doświadczony, tym bardziej rozumie złożoność rzeczywistości, ale ty Philonousie, ze swoim iście kurzym móżdżkiem jesteś w stanie, niestety, pojąć tylko brednie wytworzone przez `drug induced' urojenia chorych mózgów kleru z JPII na czele.

3. Ja wcale nie jestem za tym, aby państwo mi dyktowało wszystko (albo prawie), co mam robić. Ja tylko rozumiem cywilizacje (kulturę), jako tarczę ochronną przeciwko naturze, która wcale, tak naprawdę, nie sprzyja człowiekowi. Rozumiem też, w odróżnieniu takich prymitywów jak ty Philonousie i tobie podobni `wolnościowcy' (głupich nie sieją, oni się rodzą sami - stara mądrość ludowa), że człowiek jest istotą społeczną, i że sam (to jest poza społeczeństwem) nie jest w stanie praktycznie nic osiągnąć. Rozumiały to dobrze pierwsze cywilizacje Sumerów czy Babilończyków, które wytworzyły skomplikowane reguły (kodeksy) postępowania, tak, aby słabsze i biedniejsze jednostki były chronione przez wyzyskiem silniejszych czy bogatszych. W odróżnieniu od niektórych (obawiam się, że większości) polskich katolików z papieżem Wojtyłą na czele, ci `pierwotni' i 'pogańscy' Sumerowie czy Asyryjczycy wiedzieli lepiej jaka jest prawdziwa natura człowieka, tudzież co należy robić, aby zapewnić prosperowanie danego społeczeństwa w dłuższym okresie czasu. Zresztą, gdyby nie chrześcijaństwo, to ta mądrość starożytnych pewnie by przetrwała. Niestety, rozjuszony przez lokalnego biskupa (późniejszego `świętego') motłoch wyznawców pewnego Żydka imieniem Jeszu, spalił bibliotekę w Aleksandrii, która zawierała praktycznie wszystkie dzieła starożytnych filozofów i naukowców, oraz bestialsko zamordował jej opiekunkę, a wszystko dla tego, ze zachowała ona wierność bogom swoich przodków, i nie uznawała samozwańca Żydka palestyńskiego z wątpliwego łoza (Jeshue vel Jeszu, znanego pod jego greckim imionem jako Jezusa) jako swojego boga.

PHILONOUS:
Ad.1: Nie ma żadnego powodu, aby prawo podatkowe nie było proste - kilka podatków o stałych wysokościach nie dość, że upraszczają prowadzenie księgowości, to gwarantują stabilność (co ma ogromne znaczenie dla inwestorów) i przeciwdziałają w ten sposób fałszowaniu ksiąg. Przy obecnym skomplikowaniu prawa podatkowe trudności z wypełnieniem PITów ma większość Polaków, profesorów prawa nie wyłączając. Ileż czasu i pieniędzy można by zaoszczędzić, gdyby deklaracja podatkowa miała 5 rubryk a nie 150! Tymczasem podatnicy tracą czas i pieniądze na ślęczenie nad idiotycznymi druczkami (a oszczędność papieru!?).

Ad. 2. Prawdopodobnie nie zdajesz sobie Hylasie sprawy, iż ten akapit jest argumentem ZA uproszczeniem prawa podatkowego! Jeżeli rzeczywistość jest skomplikowana i nie do ogarnięcia, do po cholerę ja jeszcze zbędnie zniekształcać?

Ad. 3. Już starożytni Rzymianie rozumieli, że im więcej ustaw w państwie, tym państwo to jest słabsze. Nigdy nie będziesz Hylasie w stanie ująć w paragrafy zmieniającego się codziennie życia społecznego, właśnie tylko nadgorliwcom oderwanym od normalnego życia wydaje się, że każda rzecz da się opisać w kodeksach. Konstytucja USA to parę artykułów i kilkanaście poprawek, konstytucja Polski ma ich kilkaset, w tym kilka wewnętrznie sprzecznych, co podważa ogólne zaufanie do prawa i sprawia, że jest częściej łamane nawet przez parlament RP! Zamordyści chcieliby wszystko zaszufladkować.

HYLAS:
Ad.1: Żadne prawo nie jest proste we współczesnym społeczeństwie, gdyż:

Gdyby prawo było proste, to większość prawników straciła by intratne posady. A że w parlamentach państw burżuazyjno-demokratycznych zasiada z reguły mnóstwo prawników (w Australii większość posłów czy senatorów to byli prawnicy a dopiero później i znacznie mniej liczni nauczyciele), to oni (prawnicy) nigdy nie dopuszczą do uproszczenia prawa. Współczesne społeczeństwo jest skomplikowane, a najbardziej chyba skomplikowany jest biznes (rożne formy przedsiębiorstw, skomplikowane transakcje, szczególnie na giełdzie oraz międzynarodowe czy poprzez Internet), tak, że prawo musi być nie tylko dokładne (a więc obszerne), ale też i ciągle zmieniane. Dobry przykład to wprowadzenie bankomatów, a szczególnie biznesu elektronicznego (poprzez Internet), które dało nam nowe formy transakcji i umów, tak więc prawo bankowe, handlowe i ogólnie cywilne oraz też karne musi być zmienione, gdyż pojawiają się nowe formy transakcji oraz umów, a wraz z nimi nowe omy kradzieży czy oszustw. Oj, Philonous, gdzie wyście byli, gdy inni ludzie się uczyli i nabierali doświadczenia życiowego…. Trudności z wypełnieniem deklaracji podatkowych mają też Australijczycy, a szczególnie Amerykanie (australijski formularz, z którym też zresztą nie może sobie poradzić większość australijskich podatników, to wzór jasności i przejrzystości oraz prostoty w porównaniu z amerykańskim formularzem, w którym naprawdę nie wiadomo o co chodzi - mówię tu o formularzach z późnych lat 90-tych ubiegłego, tj. XX wieku).

Ad. 2. Jeżeli rzeczywistość jest skomplikowana i nie do ogarnięcia (a tak niestety jest), to prawo starające się ją regulować nie może być proste, bo byłoby po prostu zbyt ogólne, i doszło by do takiej sytuacji, ze dokładnie te samo przestępstwo (np. napad z bronią na bank, kradzież miliona złotych i postrzelenie strażnika w łydkę) byłoby karane 15 latami wiezienia w Grójcu, a tylko 5 latami w Płońsku. Prawo jest właśnie między innymi po to, aby te samo przestępstwo było tak samo karane, niezależnie od tego kto jest sędzia i w której części danego państwa sąd zasiada. Aby wyroki były w miarę ujednolicone, poszczególne przestępstwa muszą być dokładnie zdefiniowane, oraz musimy mieć szczegółowy katalog kar, sposobów ich wymierzania i wykonywania. Stąd też mamy nie tylko np. kodeks karny, ale też i kodeks postępowania karnego, prawo regulujące ustrój sądów, organizacje więzień itp. Niestety, prymitywni konserwatyści, jak ty właśnie Philonousie, zapomnieli, że współczesne państwo, nawet średniej wielkości (jak np. Polska) to co najmniej dziesiątki milionów ludzi, a nie feudalne księstewka ze średniowiecza, gdzie czasem książe-wladca znał z widzenia jak nie wszystkich poddanych, to przynajmniej głowy wszystkich klanów (klan rozumiem tu jako kilka, powiedzmy 5-10 rodzin).

Ad. 3. Znów nic nie rozumiesz, Philonousie. Konstytucja USA ma więcej poprawek niż jej oryginalna wersja, a prawo amerykańskie należy do najbardziej skomplikowanego i sprzecznego na świecie. Wynika to z samej organizacji USA, które są federacją teoretycznie niepodległych stanów. Jeśli dodamy do tego tzw. local governments (samorządy lokalne), które też rządzą się swoimi prawami, to mamy sytuacje nie do zrozumienia przez laika. Dobry przykład - ostatnie wybory prezydenckie w USA, i te ciągłe odwołania do sądów stanowych i federalnych (w tym do sądu najwyższego). W USA (jak też i w Australii) prawnicy robią fortuny na sporach, co powinno być rozstrzygnięte przez prawo federalne, a co przez prawo stanowe, na procesach pomiędzy poszczególnymi stanami, stanami a federacja (Commonwealth'em) czy stanami a gminami (miastami). A zmiany w tzw. życiu codziennym wymuszają właśnie ciągłą aktualizacje prawa. Znów nic nie rozumiesz - prawo to nie rzecz, a proces, podobnie jak społeczeństwo czy kultura. Poczytaj Bertrand'a Russell'a (jak go będziesz w stanie zrozumieć), albo poproś kogoś, kto zna pisma tego filozofa, o wyjaśnienie tobie podstawowych zasad jego filozofii, a dopiero po tym możemy pogadać na temat prawa czy społeczeństwa. Inaczej nasza dyskusja przypomina rozmowę Eskimosa grenlandzkiego z aborygenem australijskim spod Alcie Springs na temat seksualnych obyczajów arystokracji polskiej z przełomu XVII i XVIII wieku….

Lech Keller,
Melbourne

Powrót do spisu treści strony

ZASŁYSZANE - PODPATRZONE

Powrót do spisu treści

Dlaczego Bóg nie mógł zrobić doktoratu

o      Ogłosił tylko jedną większą publikację.

o      Została napisana po aramejsku, a nie po angielsku.

o      Nie zawierała bibliografii.

o      Nie została opublikowana w poczytnym czasopiśmie.

o      Istnieją poważne wątpliwości, co do tego, czy napisał ją osobiście.

o      Może to i prawda, że stworzył świat, ale jakie osiągnięcia zanotował do tej pory?

o      Jego skłonność do współpracy jest raczej ograniczona.

o      Inni naukowcy mają duże trudności w odtworzeniu rezultatów jego eksperymentu.

o      Bezprawnie przeprowadzał eksperymenty nie tylko na zwierzętach, ale i na ludziach.

o      Gdy doświadczenie mu nie wyszło, próbował to ukryć topiąc obiekty doświadczalne.

o      Gdy obiekty doświadczalne nie zachowywały się zgodnie z jego przewidywaniami, usuwał je z próbki.

o      Rzadko zjawiał się na zajęciach, zamiast tego kazał studentom przeczytać swoją publikację.

o      Niektórzy twierdzą, że skierował swego syna na zastępstwo.

o      Dwoje pierwszych słuchaczy wyrzucił ze studiów.

o      Chociaż do zaliczenia jest tylko 10 rygorów, większość studentów oblewa jego testy.

o      Urzęduje nieregularnie i tylko na szczytach najwyższych gór.

Nadesłał: Zajączek
Powrót do spisu treści


 Poczta do: "Horyzontu"


Free Web Hosting