ARTYKUŁY
AMBONA
"CHORYZONT" - CZYLI KORESPONDENCJA NAWIEDZONA
Redakcja przeprasza za opóźnienie w wydaniu niniejszego numeru.
Dwóch naszych czytelników używających Internet Explorer doniosło nam, że mieli problemy z odczytaniem naszej strony. Prosimy o informację jeśli macie podobne problemy. Bez "feed back" od Was nie będziemy mogli rozwiązać tego potencjalnego problemu.
Redakcja "Horyzontu"
Chrześcijaństwo jest jednym z najbardziej opresyjnych systemów upolitycznionej mitologii, spośród masy irracjonalnych światopoglądów ludzkości. Nietolerancję chrześcijaństwa należy prawdopodobnie, tłumaczyć faktem, że jest ono pozbawione kulturowej ciągłości z europejską cywilizacją, a w swej oryginalnej formie jest stosunkowo prymitywnym kultem, wywodzącym się z bliskowschodnich pastersko łowieckich mitologii, sprzed prawie 4 tysięcy lat. Mierną atrakcyjność dla wiernych kościół chrześcijański musiał skompensować przez dominację polityczną, nad władzą świecką. Ważnym elementem w wyłudzeniu autorytetu w sprawach ziemskich i doczesnych było fałszerstwo (np. Donacja Konstantyna) oraz szantaż moralny, tym bardziej skuteczny czym większa była otchłań głupoty wiernych (stąd walka z nauką i jej luminarzami).
Sukces kościoła w rozprzestrzenianiu kolekcji chrześcijńskich zabobonów niemożliwy byłby w obecności materialistycznych alternatyw światopoglądowych. Były one zatem, brutalnie neutralizowane, aż do całkiem niedawnych czasów. Miarą triumfu chrześcijaństwa nad rozumem niech będzie fakt, że pospolita wizja świata pokutująca dziś wśród chrześcijan interpretuje tępą wiarę jako normę, zaś ateizm jako odchylenie. Zauważmy, że u schyłku 20 wieku chrześcijański rozmówca ateisty spodziewa się od niego próby (oczywiście nieskutecznej) przedstawienia dowodów na nieistnienie chrześcijańskich bóstw, nie zdając sobie sprawy, że to właśnie na "wierzącym" spoczywa obowiązek przeprowadzenia dowodu na prawdziwość podstaw jego światopoglądu. Ateista nie musi bowiem dowodzić nieistnienia chrześcijańskiego panteonu, tak samo jak nie musi przekonywać swego chrześcijańskiego rozmówcy o nieistnieniu na kontynencie Lemurii, różowych słoni, z dwiema trąbami dużymi i jedną malutką, odzianymi dla przyzwoitości w kraciaste majteczki, bez szelek.
(Możliwość przeprowadzenia dowodu na istnienie bytów nadprzyrodzonych zawierałaby dla wierzących element demolujący ich wiarę, przez eliminację możliwości bezwarunkowego poddaństwa, tak niezbędnego w pokornej wierze, szczególnie wobec dość powszechnej niewiedzy o materialnym wszechświecie. W chrześcijańskiej skali wartości udowodniona wiedza stoi niżej niż tępa wiara w mity będące produktem pobożnych życzeń)
Poza kontekstem ludzkich lęków przed doczesnością, świat składa się z materii / energii, która nie potrzebuje ani stwórcy ani jego ingerencji w swe działanie. Świat istniał długo przed powstaniem istot ludzkich i trwać będzie długo po ich zniknięciu. Czas naszego pobytu na peryferiach przeciętnej galaktyki oraz zakres naszego działania jest niewspółmiernie mały wobec rozmiarów świata i jego wieku. Wszechświat obywał się bez nas doskonale przez około 15 miliardów lat. Jest zatem intelektualnie nieuczciwe doszukiwanie się sensu i celu naszego bytu w zabobonach zrodzonych z ciemnoty ojców chrześcijaństwa, kiedy wiadomo, że we wszechświecie przeważa pusta przestrzeń, a materia / energia jest manifestacjš, statystycznie tylko przewidywalnych, stanów cząstek elementarnych, które nie są nawet cząstkami w potocznym rozumieniu.
Dostęp trzody chrześcjańskiej do ateizmu jest utrudniony przez świadome fałszerstwo, lub fanatyzm osób usiłujących uchodzić za światopoglądowe autorytety. W przebraniu nauki informacje na jego temat dostępne są w pozornie godnych zufania publikacjach. Tak jak w komuniźmie, gdzie prace na temat kapitalizmu, demokracji, polityki, czy teorii społecznych były produktem komunistycznych autorów, tak w zdominowanej przez chrześcijaństwo społeczności mentorami konceptów ateizmu, racjonalizmu, czy wolnomyślicielstwa są często ludzie, o chrześcijańskiej przeszłości, nawet jeśli tylko w dzieciństwie. (Jest wysoce wątpliwe czy jest moralnie i intelektualnie korzystne/uczciwe wychowywanie dzieci w mrokach zabobonów, aby później, jako dorośli zaczynali formowanie racjonalnego światopoglądu, od demolowania gmachu wierzeń, zaszczepionych im przez nieodpowiedzialnych rodziców czy wychowawców.)
Ateizm jest czymś większym niż tylko wiedzą o nieistnieniu bóstw, aniołów, demonów, krasnoludków, świętych (w tym Świętego Mikołaja i renifera imieniem Rudolf). Jest on stosunkiem do świata, stanem intelektualnym, z respektem dla wiedzy udowodnionej obiektywnymi metodami. Dla ateisty nic nie jest zbyt święte do badania, zadawania pytań i oczekiwania odpowiedzi opartych na racjonaliźmie. Ateizm jest wyzwoleniem ludzkiego rozumu z łańcuchów pierwotnych lęków i zabobonów. Ateista domaga się dowodów, oraz poddaje ocenie źródła swej wiedzy, oraz bezinteresowność jej głosicieli. Religie nie spełniają wymagań w tej dziedzinie i dlatego są bezużyteczne jako baza światopoglądowa. Są zastępczą formą zaspokojenia ludzkiej ciekawości, powstałą z ignorancji, w ramkach prowincjonalnego antropocentryzmu. Prowadzą do użycia zastępczych "technologii", w postaci modlitw, rytuałów i magii, jako apelu do bóstw o zawieszenie praw przyrody.
Postęp w dziejach społeczeństw miał miejsce tylko kiedy poddawano w wątpliwość i obalano obowiązujące dogmaty. Nie każda zmiana jest ulepszeniem, ale nie ma ulepszeń bez zmian. Zwalczając krytycyzm i zmiany kościół chrześcijański deklarował się za utrzymaniem ciemnoty i stagnacji, dla utrzymania swego patentu na wiedzę.
Z perspektywy moralności ateizm posiada zdecydowaną przewagę nad religiami. Religijny umysł cierpi na iluzję, że istnieją tak zawane "wartości wyższe" . Z winy tej iluzji popłynęły rzeki krwi i rozbrzmiewały jęki konających heretyków i pogan. W imię boże i w imię "wartości wyższych" chrześcijanie nienawidzili, tropili, prześladowali i palili na stosie niezliczone rzesze heretyków, innowierców, ateistów i tych co odważyli się na krytykę bezużytecznego szablonu kulturowego, opartego na zabobonie i bezkrytyczności. Dziś tak jak dawniej członkowie katolickiej sekty chrześcijańskiej dokonują występków, które sami rozpoznają jako niemoralne. Iluzja "wyższej moralności" umożliwia im jednak oczyszczenie się z odpowiedzialności w hipokrytycznej instytucji spowiedzi, która ma anulować dokonane zło i przywrócić czystość sumienia.
Dla ateisty nie istnieje moralność ponad zło i dobro. Nie ma również ucieczki przed sumieniem, za pośrednictwem zinstytucjowalizowanej magii. Ludobójstwo zawsze jest i pozostaje zbrodnią. Prześladowanie innowierców, polowania na czarownice, propagowanie ascezy, rozpętywanie wojen religijnych, haniebna postawa wobec kontroli urodzeń, oraz wyłudzanie respektu i bogactw, w imię fałszywych obietnic pozagrobowej sielanki, są przestępstwami przeciw ludzkości. Nie ma wartości wyższych niż ludzkie szczęście, oraz postęp przez poznanie i opanowanie mechanizmów wszechświata. Wiara religijna neguje te wartości. Ateizm je kultywuje. Historia mówi nam, że ateizm, a nie tępy zachwyt i haniebna pokora wobec kreatur wymarzonych z własnej głupoty, jest drogą do zaspokojenia ludzkich potrzeb.
Ateistyczna postawa pozwala dostrzec, że religijność posiada wszystkie cechy psychozy. Religijny umysł musi bowiem, akceptować istnienie nadprzyrodzonego świata, wypełnionego bytami zawanymi bogiem (lub bogami), diabłów, aniołów, demonów i temu podobnych tworów. Podobne wierzenia, nieufortyfikowane majestatem kościoła, kwalifikują ich wyznawcę do psychiatrycznego leczenia. Geoge Orwell powiedział kiedyś, że: " nie można jednocześnie być chrześcijaninem i dorosłym". Jeśli wiara w cudy uchodzi dzieciom oczarowanym perspektywą wizyty Świętego Mikołaja, to dorosły liczący dni do gwiazdki nie może być traktowany jako osoba godna zaufania. Nasuwa się tu analogia do sytuacji, kiedy widzowie telewizyjnych seriali (soap operas) wysyłają listy z poradami do bohaterów tych programów, z modłami wznoszonymi do wyśnionych bóstw, zatraciwszy zdolność rozróżnienia fantazji i rzeczywistości. Dorosła osoba, na serio, wznosząca modły do boga, produktu zbiorowego lęku wobec natury, manifestuje poważne zachwianie w pojmowaniu rzeczywistości. Nie może również wzbudzać takiego samego respektu jak ktoś kto widzi świat i siebie w nim jako naturalne zjawisko, nawet jeśli nie podobają mu się niektóre aspekty bytu oraz jego doczesność.
Dzieje ludzkości usprawiedliwiają pogląd, że religie są formą zbiorowego szaleństwa. Żaden zdrowy umysł nie rozpętywałby wojen religijnych, wypraw krzyżowych i pogromów innowierców. Instytucja Świętej Inkwizycji nie mogła być powołana przez całkowicie normalne umysły. Nie mogli być przy zdrowych zmysłach pobożni i obsesyjnie gorliwi tropiciele czarownic. Trzeba być maniakiem, żeby spostrzegać inspirację w Biblii, księdze pełnej horrorów, gwałtu, ludobójstwa i cudów traktując ją do tego jako "słowo boże". Mit Jezusa, opisujący boga, który zstąpił na ziemię i dał się zamordować zanim odpuścił ludzkości jej grzechy, skądind będące skutkiem brakoróbstwa przy akcie stworzenia świata, jest przykładem szczególnego obłąkania jego twórców i wyznawców.
Chrześcijaństwo nie jest jedyną form zorganizowanego szaleństwa. Do tej kategorii należą również faszyzm i komunizm, które w imię "wartości wyższych" pochłonęły miliony ofiar. Nie trzeba być ateistą, żeby spostrzec szereg analogii między religją i ekstremizmem politycznym. Wszystkie zbudowane są na niekwestionowalnych założeniach i posługują się przemocą dla utrzymania swej dominacji. (Warto zauważyć, że inicjatorem zakończenia "zimnej wojny" był ateista, Gorbaczew, a nie nawiedzony religijną psychozą i astrologią Reagan).
Ateizm to świat realizmu, rozumu i wolności myśli. Ateizm to kultywacja humanizmu i intelektualnej uczciwości, w stopniu niepojmowalnym dla ludzi opętanych religią. Ateizm jest antytezą psychozy, tępej pokory, oraz dobrowolnej rezygnacji z poznania. Ateizm pozwala bez wstydu stwierdzić, że jesteśmy częcią i produktem natury, takiej jaka jest naprawdę, bez podpierania się intelektualną protezą religii, bowiem lepiej być inteligentnym szympansem niż bezmózgim, kandydatem na aniołka.
W. Ryniuk
Brisbane, marzec 1998
Sprawę rodzeństwa Jezusa z Nazaret poruszałem już w 1 numerze "Horyzontu" w artykule pt. "Niepokalane poczęcie". Spójrzmy jednak na "świętą rodzinę" bliżej.
W żadnej z kanonicznych i nie-kanonicznych ewangelii czy dokumecie ojczym lub ojciec Jezusa z Nazaret, Józef, nie występuję w okresie jego działalności. Możemy więc przyjąć, że kiedy Jezus miał około 30 lat Józef już nie żył. Jest to o tyle prawdopodobne, że średnia wieku w tym okresie czasu i w tym rejonie świata była niewiele powyżej 40 lat. Pojawiają się natomiast w ewangeliach jego matka, bracia i siostry:
"Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? I powątpiewali o Nim." (Marek 6:3-4)
Jak widać Nowy Testament wymienia jezusowe rodzeństwo podając nawet imiona jego braci. Wspomniane są także siostry choć bez podania ich imion czy ich liczby (Marek 3:31 oraz 6:3, Mateusz 13:55-56). Po śmierci Jezusa jego brat Jakub został przywódcą duchowym gminy chrześcijańskiej w Jerozolimie. Wspomina o tym Paweł w Liście do Galatian (1:20) nawiązując do swojej wizyty w Jerozolimie: "Widziałem tylko Jakuba, który był bratem Pana". Ewangelia Tomasza wymienia Jakuba zwanego prawym (prawdopodobnie dla odrożnienia od Jakuba apostoła) jako przywódcę apostołów po śmierci Jezusa. Ponadto, żydowski historyk Józef Flawiusz, z poczštków II wieku n. e. , tak określa Jakuba: "brat Jezusa zwanego Chrystusem". Jakub poniósł śmierć męczęńską przez ukamieniowanie z rąk Sadyceuszy w roku 62 n.e., oskarżony o herezję (Józef Flawiusz, Antiquites, 20:9.1). Jak podaje Euzebiusz z Cezarei, biskup z IV wieku n.e., jeden z "ojców kościoła" oraz biografista cesarza Konstantego Wielkiego, po śmierci Jakuba przywódctwo w chrześcijańskiej sekty objął jego brat stryjeczny Szymon syn Kleofasa. Kleofasa, który był bratem Józefa, ojca lub ojczyma Jezusa z Nazaret (Eusebius, Historia Kościoła, 3:11), lub jego żona Maria, była siostrą matki Marii matki Jezusa (Jan 19:25). Tak czy inaczej Szymon był bliskim krewnym Jezusa. Przeżył on upadek powstania żydowskiego i zburzenie Jerozolimy. Poniósł również śmierć męczęńską w roku106/7 (Eusebius, Historia Kościoła, 3:32).
Warto tu jeszcze nadmienić, że dwa z Listów Apostolskich, tzw. Listy Jakuba, jak twierdzą religioznawcy, są z wielką dozą prawdopodobieństwa autorstwa brata Jezusa. Jak na ironię Listy Jakuba są bardzo rzadko czytane lub cytowany z ambony.
Najciekawiej przedstawia się jednak sytuacja z bratem Judaszem. Nieuznawana przez kościoły chrześcijańskie Ewangelia Tomasza rozpoczyna się od zdania, że: " spisał ją naoczny świadek , bliźniak Judasz Tomasz". W języku aramajskim "tomasz" oznaczało "bliźniaka" i jest to ewidentny błąd greckiego tlumaczenia. Sugerowałoby to poza antycznością ewangelii Tomasza, że autorem był (lub przypisuje się mu autorstwo) Judasz Bliźniak. Jest też prawdopodobne, że Judasz Bliźniak był jednym z apostołów. Należy tu zwrócić uwagę, że apostoł Tomasz występuje we wszystkich trzech kanonicznych podających ich listę. Tomasz nie był imieniem a raczej przezwiskiem. Użycie tego przezwiska mogło mieć na celu odróżnienie jednego Judasza od drugiego, to znaczy od Judasza Iskarioty (Marek 3:19, Mateusz 10:4 ; Łukasz 6:16). Dodatkowo Łukasz podaje zamiast Tadeusza występującego u Marka i Mateusza apostoła o imieniu Judasz syn Jakuba. Tak więc nie wykluczone, że mogło być aż trzech apostołow o tym popularnym wśród Żydow imieniu. Jednocześnie należy pamiętać, że bliźnięta zdarzają się stosunkow rzadko. Porody bliźniąt są często przedwczesne i obfitują w komplikacje. Szansa na przeżycie bliźniaków na Bliskim Wschodzie, przed 2 tysiącami lat i bez współczesnej medycyny była mała. Zmniejsza to prawdopodobieństwo innego bliźniaka w gronie apostołów. Tak więc jest możliwe, że pod imieniem Tomasz kryje się Judasz bliźniak, młodszy brat Jezusa.
Stosunki pomiędzy Jezusem a jego rodziną byly raczej burzliwe i nie zawsze układały się najlepiej. Można tu przytoczyć fragment gdzie Jezus nie chce rozmawiać z własną matką i braćmi (Marek 3:31). Lub też przy innej okazji widzimy, że rodzina uważała go za szalonego próbójąc go pochwycić żeby nie narobił, szkód, wstydu albo nie wpędził się w kłopoty (Marek 3:21).
Pojawia się czasem kontrargument, że autorom Nowego Testamentu chodziło o cioteczne rodzeństwo Jezusa. Kluczowym argumentem jest tu zwykle brak w hebrajskim i arameickim terminu określającego rodzeństwo cioteczne lub stryjeczne. Jest to jednak jedynie desperacka próba bronienia nie mającego pokrycia w rzeczywistości dogmatu. Brak takiej terminologii nie oznacza automatycznie, że na cioteczne rodzeństwo mowiło się brat czy siostra. Bowiem nigdzie w Nowym Testamencie użycie terminu brat czy siostra w stosunku do ciotecznego rodzeństwa nie występuje. Natomiast określenie brat czy siostra użyte bywa powszechnie w przypadku rodzeństwo z tego samego ojca lub matki. Dla przykładu Jakub i Jan, synowie Zebedee (Mateusz 4:21). Określenie "bracia i siostry" występujące w Nowym Testamencie jedynie w kontekscie nie personalnym i ewidentnie odnosi się do współwyznawców nowo powstałej sekty judaizmu.
Rodzeństwo cioteczne występuje natomiast w Starym Testamencie, ale określane jest co najwyżej mianem krewnych. Dla przykładu, Jakub powiedział Racheli, że są "krewnymi" chociaż jej ojciec Laban i jego matka Rebeka byli rodzeństwem (Księga Rodzaju 29:12). W innym miejscu, gdy Izak wziął za żone Rebekę, córkę Bethuela nic o ich pokrewieństwie nie jest powiedziane. Bethuel jest jedynie wymieniony z imienia a był to przecież brat stryjeczny Izaka (Księga Rodzaju 25:20). Tego typu pokrewieńestwo określane jest w Starym Testamencie w sposób co najwyżej opisowy. "Jakub ujrzał Rachelę, córkę Labana, jego matki brata" (Księga Rodzaju 29:10).
Warto też zwrócić uwagę na fakt, że jeżeli można było poślubić rodzeństwo cioteczne to nie można było na ich określenie używać terminologii siostra czy brat, poprostu dlatego, że prawo żydowskie zabraniało takowych związków między rodzeństwem (Leviticus 20:17), a więc terminologia nie mogła być taka sama w obu przypadkach. Kontekst powyższego cytatu z Marka 6:3-4, jak i inne liczne wzmianki na temat rodzeństwa Jezusa oraz terminologia używana w Starym Testamencie, wskazują więc dość jasno, że autor miał na myśli młodsze dzieci Marii.
Reasumując, Józef ojczym lub ojciec Jezusa zmarł zapewne na krótko przed rozpoczęciem jego działalności. Ze związku Józefa z Marią narodziło się (lub przeżyło okres dzieciństwa) czterch braci Jakub, Józef, Judasz i Szymon. Najprawdopodobniej Jakub i Judasz byli bliźniakami. Jezus miał też siostry napewno dwie jako że Marek użył liczby mnogiej "siostry". Choć jest możliwe, że było ich więcej. Jeśli werset 15:40 u Marka, jak sądzi większość religioznawców odnosi się do matki Jezusa, jedna z jego sióstr miała na imie Salomea. Brat Jezusa Jakub napewno, a Judasz najprawdopodobniej zostali uczniami i następcami Jezusa. Nie wiemy czy Ewangelia Tomasza (o której pisaliśmy w 3 numerze "Horyzontu") była przez niego napisana, czy też tylko jej zawartość pochodzi od niego. Czy może poprostu tradycja przypisuje autorstwo Tomaszowi. Tak czy inaczej wiarygodność ewangelii Tomasza nie jest mniejsza niż oficjalnie uznanych ewangelii Marka, Mateusza, Łukasza i Jana. Zwłaszcza, że praktycznie rzecz biorąc pochodzi z tego samego okresu a ponadto powołuję się na autorytet apostoła Tomasza, bedącego zapewne młodszym bratem Jezusa i prawdopodobnie bliźniaczym bratem Jakuba.
Na tym można by było w zasadzie zakończyć temat ale pojawia się tu jeszcze jedna istotna kwestia. Mianowicie pretensję biskupów (tak zwano wczesnych papieży) Rzymu do bycia bespośrednimi spadkobiercami Jezusa. Jest rzeczą oczywistą że przez współczesnych niektoż inny tylko brat Jezusa, Jakub był postrzegany jako prawowity jego następca. Zgodnie z tym został on przywódcą gminy chreścijanskej w Jerozolimie będącą oczywistym centrum nowej sekty Judaizmu. W końcu Jezus nauczał w jerozolimskich synagogach a nie na rzymskim Kapitolu. Widać to ewidentnie w Liście do Galatian. Z tekstu wynika, że Piotr jadał z nie-żydami i nie był zwolennikiem obrzezania. Na skutek interwencji "przyjaciół Jakuba" usłuchał jego nakazów dla dobra społeczności chrześcijańskiej (List do Galatian 1:12). Inny pauliński list do Koryntian podaje, że Jezus po zmartwychwstaniu pokazał się pierwszemu Jakubowi (List do Korymtians, 1,15:8)
Jest symptomatyczne, że cztery kanoniczne ewangelie, wybrane jako najbardziej pasujące do rzymskiego odłamu chrześcijanstwa, faktu tego nie podają. Inne źródło, nie uznawane przez kościoły chrześcijańskie, tzw. Ewangelia Hebrajczyków potwierdza, ukazanie się Jezusa po zmartwychwstaniu Jakubowi zwanemu Prawym. Gdzie jednocześnie Jezus nazywa go "bratem". Tak więc, jeśli nawet apostoł Piotr przybył rzeczywiście do Rzymu i sam nie uzurpował sobie przywódctwa nad wszystkimi chrześcijanami to historyjkę o prymacie Rzymu i jego biskupów wymyślili sobie później nie kto inny tylko przywódcy nowej sekty w stolicy Cesarstwa. Wymyślenie prymatu Rzymu było o tyle łatwiejsze, że w roku 70 n.e. Jerozolima została zburzona i przestała odgrywać ważniejszą rolę nie tylko jako centrum judaizmu ale również jego sekty -chrześcijaństwa.
źrodła:
Gospel of Thomas, INTERNET: http://www.epix.net/~miser17/Thomas.html
Holy Bible (New York, London: Collins' Clear-Type Press, 1971)
Wilson, I., Jesus: The Evidence (London: Weidenfeld & Nicolson, 1996)
Roman Zaroff
Brisbane, luty 1998
Kulty i sekty są zjawiskiem powszechnym w krajach zachodnich a zwłaszacza w Ameryce gdzie rocznie powstaje ich kilkaset. W Polsce w czasach komunistycznych to społeczne zjawisko nie było prawie wogóle znane. Jednak od roku 1989 w efekcie otwarcia się Polski i Europy Centralnej na świat nowe kulty i sekty zaczęły pojawiać się i w naszym kraju. Na razie jest to zjawisko marginalne ale nie oznacza to, że Polacy są na nie odporni. Raczej wprost przeciwnie jesteśmy bardzo podatnym gruntem.
Przyczyny atrakcyjności kultów w świecie zachodnim są przedmiotem badań socjologów, psychologów od wielu lat. Nie ma wątpliwości, że wiele kultów przyciąga do siebie osoby z zaburzeniami psychicznymi, poważnymi problemami emocjonalnymi lub po ciężkich tragicznych przeżyciach. Jednocześnie okazuje się również, że ci podatni kandydaci do kultów i sekt są to często osoby inteligentne jak również wykształcone. Co więc powoduję, że kulty, które zazwyczaj są bardziej nonsensowne niż "wielkie religie" są jednocześnie atrakcyjne dla tylu osób. Jest to tłumaczone na wiele sposobów. Np. przez fakt wyobcowania wpółczesnego człowieka ze społeczeństwa jako efekt życia w zurbanizowanym świecie. To znaczy rozpad starych struktur społecznych i anonimowość przechodnia na ulicy. Winą obciąża się też "wielkie religię", które odsunęły się od człowieka, stały się instytucjami samymi dla siebie. Dość powszechnie hierarchowie kościołów są ludzmi głęboko skorumpowanymi i nadużywającymi swoich praw i przywilejów, goniącymi za dobrami doczesnymi. W takiej sytuacji, małe kulty i sekty z charyzmatycznymi przywódcami gdzie zwraca się uwagę na kontakty międzyludzkie dają poczucie przynależności, bezpieczeństwa i misji. Mogą być więc atrakcyjną alternatywą dla wielu osób. Są to wszystko niewątpliwie słuszne obserwacje, wydaje mi się jednak, że większość specjalistów nie zwróciło uwagi na jeden z bardzo ważnych, jeśli nie najważniejszy element. Mianowicie, że większość kultów w kręgach kultury zachodniej poza nowymi elementami zaczerpniętymi z religii wschodu, magii, pseudo-pogaństwa, wiary w kosmitów i tym podobnych bredni, jest w dużym stopniu oparta na elementach chrześcijaństwa. Wydaje mi się, że ten fakt właśnie stanowi klucz do pełnej odpowiedzi. Rola chrześcijaństwa w kultach nie została dostrzeżona przez wielu specjalistów z tej prostej przyczyny, że specjaliści, nawet jeśli są niewierzący, sami pochodzą z kręgu kultury chrześcijańskiej. A więc bez zastanowienia, automatycznie i podświadomie przyjmują, że wiara jest zjawiskiem normalnym. Normalnym przez jej masowość. Jednak masowość zjawiska nie oznacza automatycznie normalności. Sto lat temu wszy, świerzb i gruźlica były zjawiskami masowymi choć jednocześnie nie porządanym. Spójrzmy więc na problem z pozycji neutralnej.
Dziecko wzrastające w rodzinie chrześcijanskiej jest od maleńkości uczone "o Bozi". Od małego wpaja się dziecku nieracjonalne historyjki o dzieworództwie, zmarwychwstaniach, cudownych uleczeniach i innych cudach. Przedstawia się absurdy i nonsensy jako prawdy w które należy wierzyć i nie można ich kwestionować bo to grzech. Jednocześnie wzrastajce dziecko widzi świat realny i chodzi do szkoły. Szkoły w której (nie licząc lekcji religii) nie ma cudów, duchów i bożków. Szkoła uczy racjonalnego, analitycznego, krytcznego i pragmatycznego myślenia. Jest chyba rzeczą oczywistą, że oba te modele myślenia wykluczają się wzajemnie. Efekty tej "tresury" są różnorakie. Osoby o niskiej inteligencji rzadko kiedy zastanawiają się nad sprawami wiary i nie próbują jej analizować. Ich wiara jest zazwyczaj powierzchowna. Polegająca na bezmyslnym powtarzaniu formułek bez zastanowienia podczas chrztu, ślubu, pogrzebu, wigilli i wielkanocnego śniadania i innych rytuałów. Jednocześnie intelegentne dzieci, czy młodzież prędzej czy póżniej zauważają absurdalność religii. Stają one wtedy przed ciężkim wyborem. Ty cięższym, że jako dzieci, nastolatki czy młodzi dorośli, jako nie w pełni wykształcone osobowości, nie są jeszcze do podjęcia tak fundamentalnej światopoglądowej decyzji należycie wyposażone. Reakcje są rożne. Jedni potrafią wybudować sobie umysłową barierę i nigdy nie kwestionować absurdalności religii, jednocześnie będąc osobami racjonalnymi w życiu prywatnym i zawodowym. Człowiek może siebie samego oszukać i wmówić sobie wiele rzeczy. Nie pozostaje to jednak bez wpływu na osobowość. Bowiem nie da się pogodzić racjonalnego myślenia z bredniami. W efekcie wychowania w dwóch wykluczających się światopoglądach ludzie wyrastają na hipokrytów. W konsekwencji w krajach gdzie większą role odgrywa religia jest ewidentnie więcej hipokryzji. Widać to doskonale na naszym polskim podwórku. Niby 98 procent populacji to katolicy a każdy olewa Dziesięć Przykazań. Mamy straszną przestępczość, złodziejstwo, zakłamanie, nieuczciwość, wrogość do innych i agresję na każdym kroku. Jednocześnie ci sami ludzie zapełniają kościoły w niedzielę, dzielą się opłatkiem w Wigilię i jajkiem na Wielkanoc.
Jeszcze inni, niestety nieliczni, przestają wierzyć w stare bliskowschodnie zabobony i stają się ateistami. Istnieje też grupa, która dostrzega absurdalność nauk "wielkich religii" ale nie potrafi zostać komformistą i hipokrytą. Są to najczęściej osoby z rodzin inteligenckich. Jednocześnie na skutek "praniu mózgu" od dzieciństwa nie są też w stanie odrzucić religii całkowicie. Są to po prostu ludzie, z okaleczoną osobowościa, którzy bez wiary żyć nie potrafią. To oni właśnie stanowią łatwy łup dla hohsztaplerów i psychopatów oferujących nowe kulty i sekty. Warto tu też zauważyć, że okres dojrzewania i wchodzenia w życie młodych ludzi jest trudnym okresem. Okresem negowania istniejących autorytetów i prawd. Wypełnionym nieprzepartą chęcią przynależenia do grupy, bycia zauważonym i docenionym. Dlatego też w świecie zachodnim a zapewne i w Polsce młodzi ludzie stanowią znaczny procent "rekrutów" do nowych religii i kultów.
W w roku 1993, w Waco w Texasie spłoneli członkowie sekty "Branch Davidian" Dawida Koresha. Ponieśli tam śmierć również Australijczycy. Telewizja australijska pokazywała rodziców jednej z ofiar. Zrozpaczoną, zapłakaną matkę pytającą: dlaczego ?. Może odpowidzią jest, że jeśli "wytresowała" dziecko żeby wierzyło w nieracjonalne brednie i zabobony jednego rodzaju nie ma się co dziwić, że było ono podatne na inny zestaw bredni. Że niewyposażone w umiejętność racjonalnej oceny zjawisk uwierzyło w maniaka tak samo bezkrytycznie jak w kiedyś w dzieciństwie w dzieworództwo.
Byłoby rzeczą interesującą gdyby socjolodzy przeprowadzili badania na temat religijności rodzin osób wstępujących do kultów i sekt. Jestem przekonany, że takie badania potwierdziłyby moją hipotezę, że osoby te pochądzą nie tylko z inteligenckich ale również bardzo religijnych rodzin.
Roman Zaroff
Brisbane, luty 1998
W dniu 11 kwietnia 1079 roku biskup krakowski Stamisław został stracony z rozkazu króla polskiego Bolesława II Śmiełego, zwanego również Szczodrym. Przyczyny stracenia tak ważnej osobistości kościelnej nie są dokładnie znane. Możemy jednak przyjąć, że w ówczesnych realiach nawet król nie porwałby się na biskupa nie mając ku temu powodów. Wincenty Kadłubek w swej kronice z początków XIII wieku podaje, że król zabił biskupa własnoręcznie.
Spójrzmy jednak na inne źródła. Zwłaszcza, że Kronika Polska mistrza Wincentego jest przez historyków uznawana jako dzieło bardziej literackie i religine niż historyczne, rojące się od kadłubkowych inwencji i moralizatorstwa. Gall Anonim, piszący w latach 1110-1117 był dużo bliższy tym wydarzeniom. Podaję on, że: "...sam (Bolesław) będąc pomazancem nie powinien był pomazańca za żaden grzech karać cieleśnie. Wiele bowiem mu zaszkodziło, gdy przeciw grzechowi grzech zastosował....my zaś nie usprawiedliwiamy biskupa-zdrajcy....". Co do postrzegania czynu biskupa Stanisława przez współczesnych nie ma raczej wątpliwości. Gall Anonim w kronice użył terminu traditor episcopus. Słowo traditor oznacza po łacinie zdrajce, tak to podają słowniki jak również tak to przetłumaczyli Roman Grodecki i Marian Plezia w wydanym w roku 1968 rzez Ossolineum polskim tłumaczeniu kroniki Galla. Słowo pochodzi od tradere - wydać kogoś. Termin traditor był używany w czasach późnego Cesarstwa Rzymskiego na określenie Chrześcijan którzy wydali władzom innych Chrześcijan. Termin sądze znany i jednoznacznie rozumiany przez średniowieczych kronikarzy, w tym Galla.
Z fragmentu tego wynika niezbicie, że biskup Stanislaw dopuścił się jakiegoś aktu zdrady wobec króla. Aktu który Gall Anonim, sam będąc człowiekiem kościoła, uznał za grzech i zdradę. Własnoręczne zabicie biskupa przez króla jest również rzeczą wymyśloną przez Kadłubka. Istnieje bulla papieska z roku 1115, która potępia jakiegoś arcybiskupa za wydanie wyroku nad podległego sobie biskupa bez poinformowania o tym papieża. Większość historyków uważa, że bulla ta odnosi się do tego właśnie wydarzenia. Wynikało by z tego, że król zwołał synod na którym arcybiskup uznał Stanisława winnym. Sam wyrok śmierci musial zostać wydany przez Bolesława.
Wróćmy jeszcze raz jednak do mistrza Wincentego. W dalszej części swej kroniki podaje on, że Bolesław Śmiały w okresie swojego późniejszego uchodźstwa na Węgrzech zarzucał Stanisławowi spisek na jego życie. Spisek w który wciągniety był brat króla Władysław Herman i jego stronnictwo. Jeden z naszych znakomitszych historykow Tadeusz Wojciechowski, zauważył kiedyś ironicznie, że w tym fragmencie zacietrzewiony Kadłubek mógł niechcący wyjawić rzeczywiste powody skazania biskupa Stanisława. Nie zamierzam tu jednak dalej spekulować. Przyjmijmy, że nie jest rzeczą pewną za jaki dokładnie czyn biskup Stanisław został skazany i stracony. Nie mniej opierając się na relacji Galla jak również na bulli papieskies byla to zdrada wobec króla. I tak to było postrzegane przez współczesnych. Kanonizacja Stanisława odbyła się więc na podstawie niewiarygodnych informacji, prawdopodobnie w oparciu o mętną relację Kadłubka. Była to kanonizacja osobnika, który działał na szkodę króla i państwa. Należy tu wspomnieć, że Bolesław Śmiały był jednym z naszych lepszych władców w tym okresie. Tak więc kanonizacja Stanisława nie powinna mieć wogóle miejsca. Wychodzi też na to, że pierwszy polski święty (Wojciech był Czechem), wielce czczony i celebrowany w kraju był zwyczajnym zdrajcą.
Biskup Stanisław został kanonizowany w roku 1254. Nadal na liście świętych.
Roman Zaroff
Brisbane, luty 1998
Magiel nam nawalił.
"CHORYZONT" - CZYLI KORESPONDENCJA NAWIEDZONA