"HORYZONT"

Magazyn racjonalistów, sceptyków i ateistów (Online)

Numer 1 (6), Rok 3 , Styczeń - Marzec 1999


Copyright 1997-1999, "Horyzont"
Materiały z "Horyzontu" mogą być kopiowane i publikowane bez zezwolenia redakcji tylko w celach niekomercyjnych z podaniem nazwisk autorów i źródła (adresu strony).

SPIS TREŚCI


Od redakcji

ARTYKUŁY


AMBONA


WIADOMOŚCI Z MAGLA

"CHORYZONT" - CZYLI KORESPONDENCJA NAWIEDZONA

ZASŁYSZANE - PODPATRZONE



Od Redakcji
Powrót do spisu treści strony

Niniejszy numer "Horyzontu" miał wyjść 3 stycznia 1999 roku. Postanowiliśmy jednak zrobić naszym czytelnikom świąteczną niespodziankę i oto mamy szóste wydanie "Horyzontu" tuż przed świętami.

Zbliżające się święta znane jako Saturnalia skłaniają mnie jak zwykle do refleksji. Starożytne rzymskie święto Saturnalia odbywało się w końcu grudnia i rozpoczynało się w dniu przesilenia zimowego czyli zazwyczaj pomiędzy 21 a 23. Piękna to była celebracja. Bawiono się i tańczono, pito wino, prawa moralno-etyczne podlegały zawieszeniu. Nawet niewolnicy byli na okres festiwalu obdarzani wolnością. Może dzięki tej tradycji zawdzięczamy dzisiaj, że mamy wolne dni od pracy w tym okresie. Było to święto wesołości i dobrej woli. Ludzie wręczali sobie prezenty i składali życzenia. Odbywały się familijne uczty. Głównym punktem celebracji były obchody urodzin boga Mitry w dniu 25 grudnia. Mitra był perskim bogiem słońca, którego kult był bardzo rozpowszechniony w Rzymie mniej więcej od II wieku n.e. W początkach IV wieku podmieniono perskiego Mitrę na żydowskiego reformatora Jeszu z Nazaret.

Życzymy czytelnikom wielu pięknych prezentów pod starogermańską choinką. Przygotujcie się jednak, że Mikołaj może nie przyjść. Nie tak dawno Watykan oficjalnie stwierdził, że Św. Mikołaj (który nigdy zresztą nie był kanonizowany) nie jest świętym katolickim.

z rzymskim saturnaliowym pozdrowieniem

Sol Invictus !

Redakcja "Horyzontu"



A R T Y K U Ł Y


WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
Powrót do spisu treści strony

W grudniu każdego roku ponad miliard Chrześcijan obchodzi rocznicę narodzin żydowskiego kaznodziei, któremu przypisywane są, między innymi: spacerowanie po powierzchni wody, zamiana wody w wino, tworzenie chleba i ryb z niczego i ożywianie zmarłych. Co więcej, rzeczony cudotwórca urodzony miał być legalnie z dziewicy i umrzeć na okres trzech dni, aby potem reanimować się.

Jedyny dowód na prawdziwość tych cudownych wydarzeń znajduje się w księdze, napisanej przez jego wielbiceli, kilkadziesiąt lat później. Ta sama księga opisuje mówiące po ludzku krzaki, cudowne otwarcie się wód Morza Czerwonego, oraz obracanie nieposłusznych osób w bloki soli. W nagrodę za bezkrytyczną wiarę w te i inne cudowności, duchy Chrześcijan nie będą straszyć żyjących, ale udadzą się do nieba, aby pławić się w wiecznej szczęśliwości, bo na wybór będzie już za późno. Nie wcześniej jednak, niż wymieniony kaznodzieja powróci na Ziemię na czele armii aniołów, aby stoczyć zwycięzki bój z siłami nieczystymi.

Podobne opowieści, nie poparte najmniejszym dowodem, mogą wzbudzać podnietę u nieletnich widzów filmu "Conan barbarzyńca", jednak setki milionów dorosłych, na pozór zrównoważonych ludzi, ochoczo obchodzą Boże Narodzenie bez ujawniania śladów sceptycyzmu. Po święcie ci sami ludzie powrócą do odpowiedzialnych zajęć, jak gdyby nie zaszło niebezpieczne zachwianie w ich odbiorze rzeczywistości.

Zacierają na tą zbiorową psychozę pulchne dłonie proboszcze-duszpasterze. Zapachnie w domostwach pastą do butów i podłóg a w świątyniach kadzidłem. Jak pastuszki do żłobu popędzą wierni na pasterkę i spowrotem na drugi dzień z rana. Zadzwonią i zaszeleszczą na tacach datki ogarniętej tępym zachwytem trzody. Będzie na kawałek dachu kościoła i cały urlop za morzami. Przy święcie takim nic nie znaczą czarne koty, albo drabina zostawiona przez malarza w kruchcie kościoła. Nie mają bowiem mocy zabobony nie tak dawne, wobec potęgi antycznych guseł. A niezadługo Wielkanoc.

Życzymy dobrego wypoczynku w dni wolne od pracy.

Witold Ryniuk
Brisbane, grudzień 1998


JESZU HA-NOZRI. ŻYDOWSKI REFORMATOR RELIGIJNY
Powrót do spisu treści strony

Historyczna analiza życia i działalności Jeszu Ha-Nozri, czyli Jezusa z Nazaret, przedstawia ogromne trudności ze względu na bardzo niską wartość historyczną posiadanych źródeł, to znaczy Nowego Testamentu. Niemniej nawet najbardziej mało wiarygodne źródła mogą być użyte do analizy opisywanego okresu i być przydatnymi w rekonstrukcji przeszłosci. Zdawać musimy sobie jedynie sprawę z ograniczeń jakie są tu na nas nałożone.

Próba przedstawienia Jeszu Ha-Nozri jako twórcy nowej religii miała na celu odjudaizowanie chrześcijaństwa. Ogromna, wręcz dominująca rola chrześcijańskiej gminy jerozolimskiej (Akty Apostolskie, 6:7; patrz także "Horyzont" Nr. 4, "Święta Rodzina") była pomniejszana od samych początkow istnienia gminy rzymskiej. Intensyfikacja tego procesu nasiliła się kiedy po zburzeniu Jerozolimy w roku 70 n.e. gminy chrześcijańskie znajdujące się w Rzymie zaczęły odgrywać wiodąca rolę. Miało to przede wszystkim charakter natury politycznej bowiem biskupom Rzymu chodziło po prostu o dominację w nowej sekcie.

Współcześni Jeszu, zarówno chrześcijanie jak nie-chrześcijanie postrzegali nową religię jako jeden z wielu odłamów Judaizmu. Nie da się przecież ukryć, że wcześni Chrześcijanie celebrowali Szabas (List do Kolosjan, 2:16) i trwało to do czasów Konstantyna Wielkiego w początkach IV wieku n.e. Ówczesny Judaizm miał wiele przeróżnych odłamów i dopiero w roku 90 Chrześcijaństwo oficjalnie przestało być uważane przez żydowskich teologów za jego odłam. Główną tego przyczyną była zapewne obawa Żydów przed rozpłynięciem się w nie-żydowskiej populacji Cesarstwa Rzymskiego.

Podstawą naszych badań będzie Nowy Testament a zwłaszcza Ewangelia Marka, która jako najstarsza, może być traktowana jako najrzetelniesze źródło. Dwie najstarsze wersje Nowego Testamentu pochodzące z połowy IV wieku n.e. to Codex Vaticanum przechowywany w archiwach Watykanu i Codex Sinaiticus znajdujący się w British Museum. W obu wersjach Ewangelia Marka kończy się na wersetach 16.8. Trzeba tu przypomnieć, że domniemane wezwanie apostołów do misji wśród nie-Żydow znajduje się właśnie w nie istniejących wersetach od 9 do 20. Jest więc oczywiste, że te dodatkowe wersety zostały dopisane w okresie późniejszym właśnie w celu odjudaizowania chrześcijanskiego odłamu Judaizmu. Fabrykacji tej dokonano niewątpliwie w Rzymie ale trudno sprecyzować kiedy.

Po odjęciu tych końcowych fragmentów w ewangeliach nie znajdujemy w nich żadnych wskazówek jakoby zamierzeniami Jeszu było coś więcej niż radykalna wewnętrzna reforma Judaizmu. Większość czynów, nauk i wypowiedzi przypisywanych Jeszu z Nazaret potwierdzają powyższe stwierdzenie.

Znany wszystkim fakt wypędzenia kupców ze świątyni jest bardzo znamienny(Marek, 11:15). Jakoś nikt nie zwraca uwagi na ewidentny fakt, że Jeszu wygonił handlarzy z SYNAGOGI czyli żydowskiej świątyni. Oznacza to, że uważał on synagogę za miejsce święte dedykowane Jahwe gdzie nie powinnien odbywać się handel. Czyn ten wykraczał poza zrozumienie mu ówczesnych jako że handel przy świątyniach był rzeczą normalną i powszechnie praktykowana na Bliskim Wschodzie. Jeszu z Nazaret zwykł również nauczać w sobotę, czyli Szabas, w synagogach (Mateusz, 9:35; Łukasz, 4:15; Marek, 1:21 & 1:35 & 6:2). Nasuwa to oczywisty wniosek, że adresatami byli Żydzi a on sam widział siebie w kontekście Judaizmu. Jak podaje Nowy Testament (Akty Apostolskie, 3:1) po egzekucji Jeszu, apostołowie Piotr i Jan wygłaszali kazania w świątyni jerozolimskiej, która była przecież najważniejszą żydowską synagogą. W jednym z prororctw Jeszu mówi o Królestwie Niebieskim gdzie obok Boga zasiada 12 apostołów i dokonuje się sąd nad 12 plemionami Izraela. O nie-Żydach ani słowa (Łukasz 22:30). Warto też zwrócić uwagę, że w znanym fragmencie opisującym kuszenie Jeszu recytuje on żydowską Torę (Mateusz, 4:1-10) co nie pozostawia wątpliwości jakiej religii był wyznawcą. Ostatnia wieczerza, jedno z lepiej znanych wydarzeń z życia Jeszu, była celebracją żydowskiego święta Paschy upamiętniającego wyjście Izraelitów z Egiptu pod przywództwem Mojżesza (Mateusz, 19:28; Marek, 14:16).

Jeszu jak inni Żydzi, wliczając w to Apostołow i Jana Chrzciciela był obrzezany (Łukasz, 1:59 & 2:21) On sam uważał ten zabieg za rzecz normalną (Jan 7:22). Z drugiej jednak strony wydaje się, że nie przykładał do tego aż tak wielkiej wagi jak inni jego ortodoksyjni rodacy. Liberalny stosunek Jeszu do tego rytuału potwierdza konflikt opisany w Nowym Testamencie, zaistniały na tym tle już po jego egzekucji wewnštrz młodej sekty chrześcijańskiej. Apostoł Piotr był przeciwko rytuałowi(Akty Apostolskie, 14:6), natomiast niektórzy uczniowie krytykowali Piotra za chrzszczenie nieobrzezanych, czyli nie-Żydów (Akty Apostolskie, 11:2). Paweł, autor listów apostolskich był zwolennikiem tego rytuału jako że dokonał go na Tymoteuszu (Akty Apostolskie, 16:3).

Jeszu wierzył w apokaliptyczny Koniec Świata i nadejście Królestwa Bożego za życia jemu współczesnej generacji (Mateusz, 4:17 & 10:23; Łukasz, 9:27; Marek, 9:1 & 13:30). Podobny apokaliptyczny mesjanizm i jego głosiciele istnieli w Judaiźmie przed i po Jeszu z Nazaret i w żadnym przypadku nie było to nowatorskie. Przyczyniło to jedynie problemów jego wyznawcom po jego egzekucji. Kiedy, wbrew temu co prorokował Jeszu, świat się nie skończył, twórcy Chrześcijaństwa sporo się napocili, żeby wykręcić kota ogonem i wmówić wiernym, że chodziło tu o bliżej nie określoną przyszłość.

Warto także nadmienić, że u Marka, Jeszu nigdy nie podawał się za "syna bożego" a za "syna człowieczego". Jest to o tyle istotne, że wśród wielu ludów antycznych a do dzisiaj wśród małych społeczenstw plemiennych, mianem "ludzi" określano jedynie własne plemię lub naród a dla innych są inne określenia. Na przykład starożytni Grecy nazywali barbarzyńcami wszystkich nie-Greków niezależnie od ich poziomu cywilizacyjnego. W tym kontekście zwrot "syn człowieczy" ma jedynie odniesienie do społeczności żydowskiej i nie posiada charakteru uniwersalnego.

Wreszcie wjazd Jeszu na ośle do Jerozlimy (Jan 12:13-15) może być w pełni zrozumiany tylko w realiach żydowskich. W proroctwach żydowskich Starego Testamentu wjechać wierzchem do do Jerozolimy miał król Izraela. Tak więc wjazd na ośle nie był manifestacją pokory a wprost przeciwnie. Wjechać wierzchem do Jerozolimy nie ważył sie nawet jeden z rzymskich jej zdobywców, nie chcąc dokonać prowokacji w tak niestabilnej jak Palestyna prowincji. Za tworcę nowej religii może być uznany Paweł, autor Listów Apostolskich, najstarszych dokumentów chrześcijanskich (ok. 50 n.e. gdzie Marek ok. 65 n.e.). Paweł nie był apostołem jak się powszechnie uważa i nawet nie znał Jeszu osobiście. Sam zresztą to stwierdził (List do Galatian, 1:16). Paweł był zwolennikiem misji wśrod nie-Żydów i jego działalność taki właśnie miała charakter. Jednocześnie sam, jako pobożny Żyd, przestrzegał religijnych praw żydowskich (Akty Apostolskie 1:26), których nie uważał za kolidujące z Chrześcijaństwem.

Reasumując, jest oczywistym że Jeszu był reformatorem judaizmu i daleki był od próby stworzenia nowej religii dla nie-Żydow. W swoich działaniach i misji dążył do liberalizacji skostnialego i ortodoksyjnego Judaizmu. Tak też postrzegali go jemu współcześni. Kościół chrześcijański posługiwał się przez wieki manipulacją i selektywnym cytowaniem Nowego Testamentu w swoich naukach i podczas kazań. Jednocześnie żerując na ignorancji wiernych i ich nieznajomości Nowego Testamentu stworzył iluzję uniwersalnej misji Jeszu z Nazaret. Trzeba na zakonczenie dodać, że ze względu na charakter i rozmiar "Horyzontu" powyższy artykuł daleki jest od pełnej analizy działalności i intentencji Jeszu z Nazaret. Dlatego gorąco zachęcam wszystkich czytelników do krytycznego i analitycznego czytania Nowego Testamentu oraz naukowych publikacji zajmujących się tą tematyką.

Roman Zaroff
Brisbane, grudzień 1998


NIC NA WIARĘ........
Powrót do spisu treści strony

Podczas pewnego towarzyskiego spotkania, wiele lat temu, jeden z jego uczestników, dość zaczepnym tonem, zadał mi pytanie, czy wierzę w ewolucję. Odpowiedziałem, że nie wierzę, ale zanim zdążyłem zaczerpnšć oddechu, aby kontynuować, twarz mojego rozmówcy rozjaśniła się przyjaźnie i zaproponował mi kolejny toast. Mało brakowało, żebym dokończył moją odpowiedź, ale przed katastrofą uchronił mnie dyskretny kopniak, zadany mi pod stołem przez moją towarzyszkę, która znała moje poglądy w tej kwestii i jak później wyznała, ramy światopoglądowe mojego rozmówcy.

Ironia opisanej sytuacji leży w fakcie, że rzeczywiście w ewolucję nie wierzę. Nie wierzy w nią nikt. Koncept ewolucji biologicznej jest bowiem, elementem racjonalnego światopoglądu, a nie przedmiotem wiary, czy kultu. Teoria ewolucji biologicznej, jak inne dziedziny naukowego rozumienia wszechświata, są wynikiem długotrwałego i żmudnego procesu poznania, który nigdy nie może być uznany za zakończony. Koncept ewolucji darwinowskiej można odrzucić, nie wcześniej jednak, niż po zdyskredytowaniu go przez obiektywnie lepsze, racjonalne wyjaśnienie zjawisk życia biologicznego. Racjonalne, ponieważ dotyczy realnych, poznawalnych zjawisk. "Niewiara" w ewolucję nie dyskwalifikuje jej, bowiem teoria ewolucji jest kolekcją elementów wymierzalnych i sprawdzalnych. Wiara, jako swoista forma dobrowolnej psychozy, jest fenomenem natury duchowo-emocjonalnej i nie ma zastosowania dla oceny zjawisk świata realnego.

Teoria ewolucji biologicznej, w świetle współczesnego neo-Darwinizmu, nie ma intencji walki z licznymi wersjami stworzenia i trwania życia, przedstawionymi w mitologiach. Nie rzuca im wyzwania, bowiem nie stawia sobie zadania kojenia lęków przed naturą i doczesnością. Celem mitologii jest zaspokojenie niektórych potrzeb ducha, poprzez tworzenie wizji świata na miarę pobożnych życzeń. Celem teorii naukowych jest zbliżenie się do prawdy o naturze, nawet jeśli się nam się ona nie podoba i prawdopodobnie nigdy jej nie dosięgniemy. Światopogląd oparty na mitologii i obraz świata budowany w rygorach metody naukowej należą do kompletnie różnych dziedzin aktywności intelektualnej i nie są w konflikcie, pod warunkiem, że nie usiłują wykraczać poza swe cele i kompetencje. Dyskredytacja światopoglądów zbudowanych w oparciu o zabobony jest przy tym, skutkiem ubocznym nabywania wiedzy racjonalnej (edukacji).

Przestrzeganie reguł metody naukowej przestaje być kwestią wyboru od momentu wkroczenia na drogę racjonalnego poznania. Najbardziej istotne wymagania metody naukowej przedstawione są poniżej:

1.Naukowe wyjaśnienie zjawisk nie jest ostateczną prawdą. Musi być traktowane jako tymczasowe, bowiem opiera się jedynie na danych dostępnych w czasie jego formułowania.

2.Naukowa teoria powinna być skonstruowana za zrozumieniem, że może być podważona przez obiektywnie lepsze wytłumaczenie zjawisk.

3.Teoria naukowa powinna poddać się poprawkom., jeżeli konstruktywna krytyka lub praktyczne zastosowanie ujawnią jej defekty.

4.Przewidywania każdej naukowej hipotezy muszą być zweryfikowane przez testy, a wybór metod testowania i interpretacja rezultatów muszą być wolne od tendencyjności w kierunku zakładanych lub preferowanych wyników.

5.Teoria naukowa powinna być zbudowana z minimalnej ilości absolutnie istotnych i niezbędnych elementów Zasada ta została adoptowana z prac Wiliama Ockham (1285-1349), który twierdził, że: "nie należy mnożyć zbędnych bytów (non sunt multiplicanda entia preater neccesitatem)". Zasada ta, zwana "Brzytwą Ockhama", jest jednym z zasadniczych praw metody naukowej .

Mitologia musi być przez swych wyznawców traktowana jako prawda absolutna. Wszystkie jej elementy powinny być uznane za nienaruszalne, bowiem nie można przyjąć racjonalnych kryteriów selekcji nieracjonalnych konceptów. Albo się wierzy albo nie. Teoria naukowa nie wymaga wiary absolutnej, ponieważ jest zawsze tymczasowa; obowiązująca do momentu zaprezentowania nowego, obiektywnie lepszego wyjaśnienia. Inaczej, teoria naukowa jest obowiązująca tylko dlatego, że nie została jeszcze obalona przez obiektywnie lepszą od siebie. Zasada ta gwarantuje i prowokuje do krytycyzmu oraz ulepszeń. Nie każda zmiana jest ulepszeniem, ale każde ulepszenie jest zmianą, a możliwość zmiany musi być wbudowana w każdą teorię naukową. W przeciwnym wypadku nie wolno jej uzurpować sobie roli racjonalnej bazy światopoglądowej.

Witold Ryniuk
Brisbane, listopad 1998


ROZWAŻANIA ŚWIĄTECZNE
Powrót do spisu treści strony

Z perspektywy teologicznej celem istnienia ludzkości jest służba bogu. Jako twór bożej fantazji, mamy obowiązek:

1. Poszukiwania istoty bytu poprzez posłuch i zaufanie do duchowieństwa, bożych ambasadorów w realnym świecie.

2. Podejmowania wysiłkow w poznaniu świata, danego nam z kaprysu bóstwa, aby krzepić nasze uwielbienie dla Stwórcy, który tak roztropnie ten świat urządził.

Współczesny kościóły chrześcijańskie nie sprzeciwiają się otwarcie działalności poznawczej. Co więcej, od wieków czyniły i wciąż czynią wysiłki, aby udowodnić fundamentalną dla Chrześcijaństwa tezę, istnienie boga przy użyciu rozumu, bez podpierania się ślepą wiarą. Inaczej, próbuje ślepą wiarę poprzeć rozumem. Rozważmy skuteczność i uczciwość intelektualną tej działalności na podstawie kilku "racjonalnych" dowodów na istnienie Boga, jak przedstawia je Chrześcijanstwo.

Pierwsza przyczyna.
Argument ten jest zasadniczo najprostszy, a zatem często wysuwany przez zwolenników Chrześcijaństwa. Utrzymuje on, że każde obserwowalne wydarzenie i obiekt mają swš bezpośrednią, poprzedzającą je przyczynę. Jeśli podążymy wzdłuż łańcuch skutków i przyczyn w odpowiednio odległą przeszłość, dotrzeć musimy do przyczyny pierwszej, którą jest akt stworzenia z woli bożej (nawet jeśli jest to prawybuch).

Argumentacja taka miała być może wartość, kiedy wiedza ludzka ograniczała się do wniosków wysnuwanych z obserwacji, przy użyciu ograniczonych ludzkich zmysłów. Współczesna kosmologia postuluje prawybuch jako początek naszego poznawalnego świata, nie wyklucza jednak jego modelu oscylacyjnego, w którym espansja i grawitacyjne zapadanie się następują cyklicznie. Wprowadzania dodatkowego elementu sprawczego w postaci bytu nadprzyrodzonego jest w tym modelu zbędne i dodatkowo niezgodne z zasadą, popularnie zwaną "Brzytwą Ockhama".

Przyczynowość nabiera zupełnie nowego znaczenia w świetle fizyki kwantowej. Na poziomie cząstek elementarnych rządzą bowiem, zasady czysto statystyczne, zaś element uniwersalnego czasu, tak istotny w tradycyjnie pojmowanych związkach przyczynowo skutkowych, nie ma zastosowania. W niektórych zjawiskach w obszarach lokalnych przyczyna następuje po skutku.

Względność czasu i przestrzeni obowiązująca w teorii Einsteina, anuluje absolutną zależność skutków od przyczyn, bowiem sekwencyjność wydarzeń i czas ich trwania zależą od warunków w jakich znajduje się obserwator lub przyrząd pomiarowy.

Argument pierwszej przyczyny zastosowany w dowodzie, na zasadnicze dla kosmologii chrześcijańskiej, istnienie Boga, musi być absolutny. Powinien zatem mieć zastosowanie w kwestii kto, lub co "sprawiło" boga. Nasuwa się tu analogia z kosmologią hinduistyczną, w której świat spoczywać ma na grzbiecie słonia, który stoi na skorupie żółwia. Na czym stoi żółw Hinduizm nie wyjaśnia.

Związki przyczynowo skutkowe nie są w naturze absolutne. Nie posiadają wartości niezależnego argumentu w kosmologii. Są zatem, pozbawione wartości w dowodzie na istnienie Boga.

Zamierzona celowość
Rozumowanie w ramach tego argumentu obraca się wokół następującego poglądu: Wszystko na świecie zbudowane jest w sposób umożliwiający istnienie życia, które nie byłoby możliwe, gdyby świat był nieco inny.

Według logiki tego argumentu człowiek posiada uszy po to, żeby kapelusz nie spadał mu na oczy. Od czasów Darwina rozumiemy, że środowisko naturalne nie zostało skonstruowane aby służyć ludzkości, ale człowiek powstał jako produkt tego środowiska, poprzez proces ewolucji.

Jest raczej przerażające, że wiele osób wciąż wierzy, że nasz świat, ze wszystkimi defektami, stworzony został na nasz użytek przez wszechmocnego i ultradobrego Boga. Akceptując celowość bytu i świata poddajemy w wątpliwość dobroć Boga. Świat jest niedoskonały. Jeżeli Bóg stworzył świat najlepszy z możliwych, to podlegał ograniczeniom w akcie stworzenia, co kwestionuje jego omnipotencję. Gdyby udzielono mi wszechmocy, nawet jeśli nie mam aspiracji do absolutnej dobroci, napewno nie stworzyłbym świata z Inkwizycją, Hitlerem, Stalinem i pluskwami?

Nauka zdaje sobie sprawę, że wszechświat nie jest wieczny i niezmienny. Życie na przeciętnej planecie, w przeciętnej galaktyce jest zjawiskiem tymczasowym. Za około 5 miliardów lat Słońce przestanie być gwiazdą stałą, ze wszystkimi tego skutkami. Argument zamierzonej celowości miał sens w małym, prostym wszechświecie naszych odległych przodków. W kontekście współczesnej kosmologii, wartości nie posiada.

Prawa natury
Dowód oparty na istnieniu praw natury popularny był w XVIII wieku. Powstał on pod silnym wpływem Newtona i jego kosmologii. Obserwując na przykład, ruchy ciał niebieskich ludzkość trwała w podziwie dla posłuszeństwa natury wobec pewnych reguł, które wydawały się być dane od bytu nadprzyrodzonego.

Od tamtych czasów stało się oczywiste, że większość zjawisk podlega zasadom, które są tylko pewną konwencją stworzoną przez człowieka. Natura nie zachowuje się bowiem zgodnie z prawami. Lokalne w sensie przestrzennym i czasowym regularności jej zjawisk umożliwiły powstanie życia, człowieka, a później ich opis i pewną przewidywalność. Pozornej regularności nie należy mylić z posłuszeństwem natury do działania według praw. Prawa można przestrzegać lub nie. Nasze ograniczenia w okowach zjawisk naturalnych nie są przedmiotem wyboru. Będąc produktem natury jesteśmy niewolnikami jej zachowań.

Przychylność natury dla naszego istnienia jest antropocentrycznym błędem. Na Marsie nikt nie zadaje sobie pytań o istotę bytu. Gdyby w przeszłości Ziemi zaszły lub nie miały miejsca pewne wydarzenia, również na Ziemi nikt nie pytałby o sens bytu i nie odnosił iluzji działania specjalnych praw naturalnych.

Poza kontekstem ludzkiej egzystencji, możliwej na skutek przypadkowych warunków w naszej obecnie części wszechświata, nie ma praw naturalnych i ludzkich. W galaktyce M87 żelazo topi się także w temperaturze 1535 oC, ale "nie wie" o tym, bo to człowiek z tej regularności uczynił "prawo".

Regularności i powtarzalność pewnych zachowań natury dowodzą tylko, że w naturze zachodzą regularności i powtarzalność, nie zaś istnienia bóstwa-prawodawcy.

Moralność
Argument ten utrzymuje, że bez boga nie byłoby różnicy między dobrem i złem. Skłania on do zastanowienia, czy definicja dobra i zła, a stąd różnica między nimi, są produktem bożej decyzji, czy nie. Jeżeli pochodzą od boga to nie ma między nimi różnicy, poza arbitralnie przez bóstwo wymyśloną. Argument moralności nie ma w tym przypadku sensu.

Z drugiej strony teologowie utrzymują, że bog jest dobry. Dobro i zło są zatem, nadrzędne względem boga. Jest on tylko pośrednikiem w przekazaniu pewnej uniwersalnej racji, której podlega sam. Argument moralności pochodzącej od Boga również w tym przypadku nie ma sensu, bo wymaga wiary w nieskończoną hierarchię bóstw, narzucających swym podwładnym zasdy dobra i zła.

Na niesprawiedliwość świata Chrześcijaństwo wymyśliło kompensatę w postaci wiecznej szczęśliwości. Podobno cierpienia za życia będą wynagrodzone w niebie. Trudno jednak dopatrywać się sprawiedliwości w cierpieniu niezliczonych zwierząt, nękanych pasożytami i żywcem pożeranych przez drapieżniki. To cierpienie nie zapewnia zbawienia; zwierzęta nie mają duszy.

Dowody na istnienie bytów nadprzyrodzonych często imitują logikę, którą posługuje się nauka. Cierpią jednak na zasadniczy, dyskawalifikujący je defekt: dopasowują strukturę dowodów do wcześniejszego, niewzruszalnego przekonania, że Bóg istnieje. Nie posiadają przez to wartości dowodu w sensie naukowym. Poddają przy tym, w wątpliwość adekwatność czystej wiary, która jest centralnym elementem każdej irracjonalnej ideologii. Oddawanie doktryny chrześcijańskiej pod obstrzał racjonalnej metodologii naraża ją na konfrontacje z rygorami metod naukowych, a tym Chrześcijaństwo, jako jedna z mitologii, oprzeć się nie jest zdolna. Fantazje cierpią dotkliwie, kiedy są nierozważnie konfrontowane z racjonalizmem. Znacznie zdrowiej jest dla nich pozostać w świecie bajki. Przynajmniej mają wtedy szansę akceptacji przez dzieci i osoby "młode" duchem.

Witold Ryniuk
Brisbane, grudzień 1998



A M B O N A


PAPIESKIE SYLWETKI 2 - SYKSTUS IV
Powrót do spisu treści

SYKSUS IV, Francesco della Rovere, urodził we Włoszech w okolicach Savony w niezamożnej rodzinie w roku 1414 i był Franciszkaninem. Papieżem został wybrany w roku 1471 po śmierci Pawła II.

Zgodnie z papieską tradycją nepotyzmu, wkrótce po elekcji zatroszczył się o swoją rodzinę. Jeszcze w tym samym 1471 roku mianował kardynałem swojego 18 letniego kuzyna Giuliano della Rovera (późniejszego papieża Juliusza II). W trakcie swojego pontyfikatu mianował aż 34 kardynałów z czego aż 6 było jego bratankami i siostrzeńcami, zwykle bardzo młodymi ludźmi. Sykstus przeszedł do historii jako papież rozdający majątki, przywileje i tytuły we Włoszach swoim krewnym na skalę nie spotykaną nawet w państwie papieskim. W celu napełnienia rodzinnej i papieskiej kasy zajmował się również sprzedażą odpustów na ogromną skalę.

Sykstus IV stworzył rownież słynny chór w kaplicy sykstyńskej. Ponieważ nie mogły w nim śpiewać kobiety, pięknymi głosami śpiewały kastrowane dzieci. Kastraci w kaplicy sykstynskiej anielskimi głosami umilali czas papieżom aż do drugiej połowy XIX wieku.

W roku 1478 Sykstus IV był zamieszany w zamach na książąt Florencji Lorenzo i Giuliano di Medici, w którym Giuliano został zamordowany. Spowodowało to wojnę między państwem papieskim a Florencją. Sykstus IV lubił chyba wojenkę. W 1483 roku nakłonił Wenecję do ataku a na Ferrarę, wkótce jednak zmienił zdanie i wystąpił przeciw Wenecji.

Z innych ważniejszych dokonań Sykstusa IV należy wymienić powołanie Hiszpańskiej Inkwizycji w roku 1478. Jeśli chodzi o życie prywatne Sykstusa IV warto także nadmienić, że był homoseksualistą. Czyjś seksualizm jest sprawą prywatną i nie jest czynnikiem determinującym wartość człowieka jako takiego a informacja ta jest przeznaczona dla katolików porażonych homofobią.

Roman Zaroff
Brisbane, listopad, 1998


PARADA ŚWIĘTYCH 4 - ŚW. JERZY
Powrót do spisu treści

Jednym z bardzo popularnych świetych nie tylko w kościele katolickim był Św. Jerzy. Dlaczego użyłem czasu przeszłego zaraz się dowiemy ale najpierw trochę o samym świętym.

Św. Jerzy był postacią legendarną i nie wiele na jego temat wiadomo. Nie udokumentowana źródłami tradycja głosi, że był chrześcijaninem i rzymskim żołnierzem żyjącym w III wieku n.e. Zginął za wiarę śmiercią męczeńską w Palestynie. Kult Św. Jerzego rozpowszechnił się w VI wieku n.e. i w powszechnym mniemaniu Św. Jerzy był patronem ludzi zbrojnych. W końcu to on zabił smoka co widziałem na jakimś świętym obrazku, a może to był medal dziadka za kampanię w Mandżurii ?

Św. Jerzy nie był nigdy oficjalnie kanonizowany, czyli tak naprawdę to świętym chyba nigdy nie był. Chociaż z drugiej strony papież Benedykt XIV ustanowił Św. Jerzego patronem Anglii w XV wieku, a więc może i był. Jako patrona ludzi wojny modliło się do niego na przestrzeni czasu tysiące jak nie setki tysięcy ludzi i robili to bez sensu bo Jerzy świętym mógł nie być. Zręsztą co to za modlitwa kiedy prosi się bóstwo żeby mnie nie ubili a ja tych drugich narżnął ile się tylko da. Jak więc to się stało, że przez stulecia Jerzy znajdował się w tym ekskluzywnym klubie bez biletu. Dlaczego to papiestwo uznawało go przez stulecia a teraz przestało.

Zmierzch Św. Jerzego rozpoczął się w roku 1961, zabrano mu dzień 23 Kwietnia i do tego przeniesiono do tak zwanych "czczonych" postaci kościoła. Nie tak dawno Św. Jerzy został calkowicie skreślony z "listy" świetych przez hierarchów z Watykanu. Bez wątpienia za zgodą Jana Pawła II. Dotyczy to nie tylko jego bo Watykan zrobił prawdziwą "czystkę" i wielu świetych już nimi nie jest. A więc był święty i go nie ma. A może papież się omylił ? Tylko który ? Wszyscy poprzedni z Benedyktem XIV na czele czy też Jan Paweł II ? Rozwiązanie tej absurdalnej kwestii pozostawiam czytelnikom.

Roman Zaroff
Brisbane, grudzień 1998



WIADOMO ŚCI Z MAGLA


NA STOS Z HERETYKAMI !
Powrót do spisu treści

A oto wiadomość podana przez Donosy (nr 2441, Poniedziałek, 30 listopada 1998)

Episkopat Polski

w specjalnym komunikacie ostrzega przed schizmatykami z Bractwa sw. Piusa X (tzw. lefebrysci). Biskupi przypomnieli, ze przynaleznosc do grupy schizmatyckiej pociaga za soba ekskomunike. Zaniepokojenie episkopatu dzialalnoscia lefebrystow wiaze sie z aktywnoscia tego bractwa na oswiecimskim zwirowisku i z tym, ze wierni nie zawsze sa swiadomi, ze jest to grupa wykluczona z kosciola katolickiego.

Dla rodaków w kraju taka informacja to zapewne chleb powszedni ale mnie przebywającego od prawie 20 lat poza Klechistanem (nie licząc wycieczek do ojczyzny) taka wiadomość na przełomie XXI wieku poprostu śmieszy. O ile sie nie mylę ekskomunikowana osoba jest rownież wyjęta spod prawa co oznacza, że teoretycznie można ją bezkarnie zabić. Na przykład spalić na stosie uprzednio połamawszy kołem. Tak było napewno w średniowieczu. Nie wiem jak jest teraz. Może ktoś wie jakie są konsekwencje ekskomuniki dzisiaj?.

Mam też do czytelników pytanie natury osobistej. Formalnie rzecz biorąc to ja jestem katolik co uważam za rzecz nader wstydliwą. A to dlatego, że osoba ochrzczona jest członkiem kościoła czy to sie jej podoba czy nie a ja doszedłem nawet do bierzmowania. Czy można sobie załatwić ekskomunikę i czy wydają pisemne zaświadczenia albo dyplomy ? Czy wydawanie "Horyzontu" jest wystarczające do jej otrzymania ? Czy Jan Paweł II jako Polak spojrzałby przychylnie na rodaka i załatwił to poza kolejnością?

Roman Zaroff
Brisbane , grudzień 1998



"CHORYZONT" - CZYLI KORESPONDENCJA NAWIEDZONA

Powrót do spisu treści

Korespondencja, którą otrzymujemy ustosunkowuje się do "Horyzontu" czasem pozytywnie, czasem wprost entuzjastycznie a czasem bardzo krytycznie. Niemniej dotychczasowa krytyczna korespondencja jako rzeczowa nie kwalifikowala się do tej rubryki. Nareszcie otrzymaliśmy coś co doskonale pasuje do "Choryzontu":

Date: Fri, 23 Oct 1998 20:31:42 +0100
From: p
Reply-To:
To: R.Zaroff@mailbox.uq.edu.au
Subject (no subject)

Widzę ,że wszystkie artykuły pisze jeden i ten sam człowiek o imieniu i nazwisku Roman Zaroff. Życzymy dalszego dobrego samopoczucia i wiary we własna nieomylnosć.

Pozdrowienia i wyzdrowienia. (wyczuwa się jednak inteligencje niestety połaczona z duża agresja do swiata)

Są osoby, które z jakichś przyczyn wysyłają anonimy. Zawsze podejrzewałem, że autorzy anonimów są żałosnymi osobnikami, którzy podświadomie wstydzą się swoich poglądów albo jak w przypadku naszego Anonima ich nie mają.

Anonim nasz, w typowym stylu wszystkich totalitarnych i opartych na dogmacie ideologii, do których zaliczam chrześcijaństwo, nie krytykuje zawartości "Horyzontu" a atakuje mnie personalnie. Zapewne z zamiarem obrażenia mnie. Niestety jest to strzał w poduchę bowiem wstyd jest pisać a nie otrzymywać anonimy.

Również typowe jest to, że Anonim porusza tematy zastępcze. Jest prawdą, że poprzedni numer "Horyzontu" był w całości moją "produkcją", co miało swoje bardzo konkretne przyczyny, z których Anonimowi nie mam zamiaru sie tlumaczyć. Anonim zapomina jednak, że nie dotyczy to poprzednich jak i tego wydania. Nie widzę też korelacji pomiędzy ilością osób piszących a jakością tekstów, których, jak mi sie wydaje w przypadku "Horyzontu", Anonim nie potrafił zrozumieć albo z braku argumentów poddać krytyce.

Kim jest nasz Anonim ? Nie jest to Jim Morrison bo Jim był ateistą, do tego nie mowił po polsku. A tak wogóle to już od wielu lat nie żyje. Zmartwychwstanie Jima jest tak samo prawdopodobne jak pewnego Żyda. Z adresu internetowego Anonima wynika, że ukrywa się on gdzieś w Australii. Zawężając nasze poszukiwania możemy stwierdzić, że serwer IU znajduje się w Cairns (2 tys. km. od Brisbane) ale ma też filię w Goald Coast (80 km. od Brisbane). W Cairns Polaków jest raczej niewielu. Wychodzi na to, że Anonim snuje mi się gdzieś tutaj pod nosem w Brisbane albo Gold Coast. Prosimy czytelników o jego zidentyfikowanie. Obiecujemy dyskrecję i to, że Anonima uwiecznimy w "Horyzoncie". AMEN.

Roman Zaroff
Brisbane, listopad, 1998



ZASŁYSZANE - PODPATRZONE

Powrót do spisu treści

"Papieża Jana Pawła II i Michała Filka trudno zastąpić"

(Nieoficjalna wypowiedź na bankiecie pożegnalnym wydanym dla Michała Filka odchodzącego redaktora naczelnego "Tygodnika Polskiego" z Melbourne)

Jerzy Krajda, Polish Kurier, Nr. 13, Wrzesień 1998, s. 26. (Perth, Australia)


Poczta do: "Horyzontu"


Free Web Hosting