No więc zauważam, że j e s t e m ... OK, ale przecież ciągle się zmieniam, czyli płynę... Owszem, czasem mam chwilkę czasu i wychodzę na brzeg, by popatrzeć z dystansu na swoje "ja", ale moje "ja" jest raczej w nurcie rzeki niż na lądzie. Tak wiec mózg może wyjść na brzeg, ale w sumie widzi, ze jest częścią rzeki raczej niż ładu...
Za chwile jest już inny, przeszłość zostawia w tyle i nie ma już do niej powrotu na warunkach realności, chyba tylko jak w bibliotece, bo życie płynie dalej. Tak więc ciało jest jak brzeg, ale duch nie może zatrzymać się w miejscu, płynie do morza i już...
I przychodzi w końcu taki moment, że duch wpada do Oceanu, i nikt nie cofnął się realnie w kierunku ładu... Otóż wszyscy musza umrzeć, to jest fakt, któremu nie da się zaprzeczyć.
Jednak łososie podobno wracają...
->@ <- s`l'oneczny