Kredowe koło zastraszonych
Profesor Andrzej Nowicki jest historykiem filozofii, kulturo- i religioznawcą. W latach 50. był założycielem Klubu Inteligencji Ateistycznej, a później Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli. Jest autorytetem dla kolejnych pokoleń naukowców i ludzi związanych z polityką.
- Jak ocenia Pan dzisiejszą sytuację w Polsce?
- Największym i chyba jedynym rzeczywistym osiągnięciem rządów klerykalnej prawicy jest to, że udało się Jej zastraszyć szerokie kręgi społeczeństwa. Ze strachu przed rosnącą agresywnością aparatu kościelnego i klerykalnych dziennikarzy trzęsą się przede wszystkim politycy, zwłaszcza w perspektywie kampanii wyborczej. Mamy więc w Polsce lewicę, którą przeciwnicy chwalą za to, że zrezygnowała z obrony świeckości państwa, oddała szkolnictwo w ręce kleru, bierze udział w uroczystościach kościelnych i lęka się posądzenia o brak pokornego szacunku dla papieża. Zastraszeni są nauczyciele, bo donos katechety może spowodować utratę pracy. Nie ma dziś silnego środowiska, które miałoby odwagę przeciwstawić się agresji klerykalnej.
- Nadal jest Pan ateistą?
- Z religią zerwałem mając 13 lat. Dziś mój ateizm nie ma takiego kształtu, jak wtedy, bo przez kolejne lata działalności filozoficznej i religioznawczej wzbogacał się i pogłębiał, uzyskując w latach 60 solidny fundament w postaci własnego systemu filozoficznego. Budowa tego systemu była możliwa dzięki postawie ateistycznej, programowo odrzucającej wszelkie dogmaty i przyznającej sobie prawo do absolutnej wolności myślenia. Ciągle nie rozumiem, jak można filozofować wyrzekając się samodzielnego myślenia, a właśnie religia wymaga bezwarunkowego podporządkowania rozumu, nauki, filozofii. Tutaj zajmuję stanowisko radykalne: odrzucam postawę wiary w każdej postaci, nie tylko religijnej. W nauce nie ma miejsca na wiarę, zwłaszcza że lawinowy rozwój dyscyplin naukowych skutecznie burzy kolejne syntezy obecnego stanu wiedzy. Ateizm jest dla mnie przede wszystkim absolutną wolnością myśli i wstępnym warunkiem dla rzeczywistego uprawiania filozofii.
- Wielokrotnie pisał Pan o pogłębiających się procesach laicyzacji i perspektywach kultury świeckiej. Czy rozważania te nie zostały zdezaktualizowane przez spektakularne przejawy religijności w Polsce?
- To, co pokazują środki masowego przekazu, nie świadczy o renesansie religii. Ostrzegano kiedyś przed zawrotem głowy od sukcesów. Takie niebezpieczeństwo grozi dziś Kościołowi. Sukcesem Kościoła jest, że bez oporu wprowadzono do szkół nauczanie religii. W sytuacji jednego z przedmiotów szkolnych nauczanie religii powszednieje, a przymus praktyk religijnych rodzi żywiołowy protest myślącej młodzieży i właśnie najwartościowsze jednostki będą zrywały z religią, a konflikty z katechetą będą się przeradzały w gwałtowny antyklerykalizm i coraz częściej podejmowane próby samodzielnego budowania własnego, ateistycznego poglądu na świat.
- Do czego, Pana zdaniem, może to doprowadzić?
Czy będziemy siedzieć cicho i czekać, kiedy rozzuchwaleni naszym brakiem oporu egzorcyści wznowią średniowieczne polowania na rzekome "czarownice"? Wyjaśnienie ludziom wierzącym, dlaczego są prawie 3 miliony bezrobotnych, dlaczego 80 proc. społeczeństwa żyje w nędzy, dlaczego jest inaczej niż obiecywano, zostanie odświeżone. Wiadomo, że wszystkiemu są winni Żydzi, masoni, komuniści - oraz opętane przez diabła czarownice! Kiedy zapłonie pierwszy stos, kto odważy się opuścić kredowe koło zastraszonych? Czy pomoże spóźniony protest?
- W publicystyce katolickiej przypomina się pańskie publikacje antypapieskie. Jaki obecnie jest Pana stosunek do swoich prac z lat 40. i 50.?
- W publikacjach antypapieskich pisałem prawdę, podawałem źródła informacji - na przykład w pracach o papieżu Piusie XII opierałem się m.in. na wydawnictwach watykańskich. Niektórzy publicyści katoliccy mówią wprost, iż nieważne jest to, że pisałem prawdę, ważne jest to, że prace były skierowane przeciwko papiestwu. Kilku księży oceniło te prace pozytywnie, twierdząc, że moje zarzuty kierowane pod adresem Kościoła są pożyteczne, bo mogą skłonić Kościół do naprawienia błędów. Wielkie nadzieje budził fakt, że Karol Wojtyła przybrał sobie imiona Jan Paweł, sygnalizując zamiar kontynuowania polityki Jana XXIII i Pawła VI. Trudno jednak nie zauważyć, że w zestawieniu z dokumentami II Soboru Watykańskiego ostatnie 20 lat to regres. Ukazuje się dokument "Dominus Iesus", który niszczy jego wieloletnie wysiłki. Trudno będzie Kościołowi naprawić szkody, które wyrządził ten dokument aroganckim stosunkiem do innych wyznań. W Polsce i to właśnie w środowiskach, które domagają się od innych bałwochwalczego stosunku do papieża, spotykamy się z nonszalanckim lekceważeniem głoszonych przez niego wskazań. Właśnie w partiach, które uważają się za katolickie oraz wśród księży znajduje się wielu hałaśliwych siewców nienawiści rasowej, narodowej i wyznaniowej, którzy tworzą dla zagranicy obraz Polski jako kraju ciemnego, zacofanego, manifestującego swój antysemityzm i inne ksenofobie. Uważam, że najbardziej pożądana byłaby taka sytuacja w Polsce, gdyby między ateistami a katolikami mógł się toczyć konstruktywny dialog. Problem jednak w tym, że katolicy byli zainteresowani dialogiem, kiedy nie mieli udziału we władzy, ale od kiedy ta do nich należy, stracili dla dialogu zainteresowanie. A trudno prowadzić dialog z kimś, kto tego nie chce...
Rozmawiała BARBARA GODLEWSKA Fot. Autor
(Fakty i Mity, 11-17 maja, 2001 r.)
strona głowna