We Remember What He Read to the Dead!


Wladyslaw Szlengel
1914-Ghetto Warszawa 1943

Halina Birenbaum
Translated and Published in Hebrew the Poems of Wladislaw Szlengel

Władysław Szlengel

Poems & Documents

Wołanie w nocy Wiersze lipiec - wrzesień 1942 - A Cry in the Night (& translation to English)

Obrachunek z Bogiem, (Getto Warszawskie, 1943) - An Account with God, Warsaw Ghetto 1943

Kol Nidrei (& translation to English)

Prima Aprilis - April 1st (& translation to English)

Szałasy (Nasz Przeglad - (Our Review) 20.09.1937) - Sukkot (Feast of Tabernacle)

Cisza (Akwarela letnia) (13.08.1939) - Silence (Summer Aquarelle)

Wiersz na temat nieżydowski , ("Nasz Przeglad", 5.10. 1937) - A Poem not about a Jewish Theme

Sklepiki (18.12.1938) - Small Shops

  Niemowlę ( 1.01.1939) - An Infant

Wiosna na ulicy Pawiej (18.04. 1937) - Spring on the Pawia Street

Samolot (6.04.1937) - An Aeroplane

Tobuł tułaczy 5.02.1939 - A Bundle of a Vagabond

Nihil Novi (1937)

Płyną okręty (Quasi una Fantasia) 1938 - Ships are Sailing (almost a Fantasy)

Szukam cłowieka (1938) - I'm looking for a Human Being

Przerażone pokolenie (25.01. 1939) - Frightened Genaration

Warszawa III (25.04. 1937) - (na marginesie felietonu Pierrota:"Warszawa II") - On the Margins of a Feuilleton by Pierrot „Warsaw II")

Małżeństwo Dyktatora

Władysław Szlengel home

Wołanie w nocy Wiersze lipiec - wrzesień 1942

Wiersze te, napisane między jednym A drugim Wstrząsem, w dniach konania
Największej w Europie Gminy Zydowskiej
Między końcem lipca a wrześniem 1942,
Poświęcam ludziom, o których mogłem się
Oprzeć w godzinach zawiei i kompletnego chaosu.
Tym nielicznym, którzy umieli w wirze zdarzeń,
W tańcu przypadku śmierci i protekcyjek
Pamiętać, że nie tylko rodzina... nie tylko
Koligacje... Nie tylko pieniądze...
Ale należy ratować tych nielicznych ostatnich
Mohikanów, których całym kapitałem i jedyną
Bronią jest słowo.
Do tych, do których dotarło moje...

Wołanie...

w nocy...

A Cry in the Night
Poems Written Between July and September 1942

Translated by John Nowik and Ada Holtzman

These poems were written between the first
And second  upheavals,
In the last dying days of agony
Of the largest Jewish community in Europe
Between July and September 1942,
I dedicate it to people on whom I could lean
Myself in the hours of blizzard and complete chaos
To those few  who knew in the whirlpool of events,
In the dance of fate death and protectionism
Remember, that not only family...not only
Connections... not only money...
But also must be saved those few and the last of the Mohicans,
Whose entire capital and
Entire arms is only the word,
To those to whom my cry has reached...

My Cry...

in the night...

Władysław Szlengel home

Obrachunek z Bogiem, (Getto Warszawskie, 1943)

Może to był sen - (chociaż nie)
A może zamroczył mnie trunek
Siedzieliśmy razem Bóg i ja
I robiliśmy rachunek...
Bóg był starszym panem
O spojrzeniu pełnym łaski
Miał siwą długą brodę
I chodził bez opaski...
Kenkarty wprawdzie nie miał
Bo przybył prosto z raju
Lecz miał obywatelstwo
Podobno... - Urugwaju
Wyjąłem dużą księgę
Aa Pan Bóg Watermana
Otwarłem konto - wiara
I rzekłem... proszę pana
Mam lat trzydzieści dwa
Lat sytych albo biedy
Dotychczas Panie Boże
Otwarty miałem kredyt
Mówiono: módl się
Ja się modliłem
Mówiono: pość -
- pościłem...
Przez ciężkie postu dni
Bez kropli wody w ustach
Dla wielkiej chwały Twej
i urojonych ustaw
W męczocych smugach świec
W tumulcie izb bóźniczych
Modliłem się byś mó
uczynki moje zliczyć
Uówiono mi „nie kradnij"
nie kradłem
Mówiono: nie jedz świniny...
(lubię) - nie jadłem
Mówiono: Bóg tak chce...
Mówiono: Boża Droga
Mówiono: nie cudzołóż...
Wstrzymałem się... dla Boga
Mówiono nie zabijaj!
nie zabijałem
Nie miej Boga nademną
- nie miałem...
Są różne miłe święta
Są różne trudne święta
Po dziesięć razy na rok
Kkazano mi pamiętać
Kazano siedzieć w kuczce
Pić gorzkie jadać macę...
Pokuty różne czynić
i zaniedbywać pracę
Rzemieniem ściskałem ręce
Ksiągi zżerałem nocą
i umartwiałem ciało
Przepraszam, pytam - po co ?
Mówiłem: Bóg pomoże
Mówiłem: Bóg ocali
Wierzyłem: Pan Bóg ze mną
Mówiłem: i tak dalej...
Spójrz no, popatrz w księgę
Rzecz jasna, oczywista
Patrz! karta Twoich zasług
w stosunku do mnie - czysta...
Biją mnie w twarz
- Nie uciekam
Jak zwierz tropiony z nory w norę
Cczekam... a Ty nic...
Głodno mi chłodno i tęskno
Droga wciąż dziksza, daleka
Pusto - wokoło, martwo
Nie płaczę... - czekam...
Na wiatr więc wyrzucone
Błagania posty lament
i sto tysięcy modlitw
i pół miliona „Amen"...
Co Ty mi dajesz dziś
Za wszystkie me uczynki
Ten blok...
Tę blaszkę... plac -
Te bony - czy Treblinki?
Czy jeszcze czekasz bym
Pojutrze jak testament
Pod pruski idąc gaz
Powiedział jeszcze „Amen"?
No mów cos, proszę mów -
Rachunek wyjm z ukrycia
Otwarte ksiegi - patrz! -
Wspólniku mego życia...
Ten miły starszy pan,
z którym przy stole piłem
ówek wziął do ręki i rzekł...
i tu się przebudziłem
Czy to był zwykły sen? -
Czy też mnie zmorzył trunek? -
Lecz do dziś nie wiem jak
sie skończył obrachunek

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd, 14.09.37

Kol Nidre

nigdy nie znałem treści ani słów
tylko melodię błagania
gdy przymknę oczy zobaczę znów
jak się z dzieciństwa wspomnień wyłania
w żółtym i siwym blasku świec
chybot żałosny ramion i bród
usłyszę lament serdeczny i łkania
i wielkie żebranie o litość cud...
i bicie w piersi łamanie rąk -
i dostojenstwo starych ksiąg
i lęk o wyroki nieznane i ciemne
tej nocy u serca już nie wydrę
tej nocy groźnej i tajemnej -
i smutnej modlitwy „Kol Nidre" ---
już wiem że dziś gdy jest mi źle
i jutro gdy losy będą łaskawsze
będę wracał myślą do tej nocy
i zawsze sercem w niej będę
chodźce ze mną ---
Zydzi - zalęknieni strwożeni bibi i szczuci
z wszystkiego wyzuci -
poniewierani -
oplwani -
wy którym rozbija się stragany
wiarę i czerepy
wy którym zamyka się usta
drogi i sklepy
wy których miesza się z błotem
wy którzy wiecie już o tym
czym jest lęk przed człowiekiem
i wy -
chcący zapomnieć że wczoraj czy przed wiekiem
byliście Zydami
uciekają w gąszcz wielkich spraw
w las wielkich ludzi
w kłamstwo wielkich słów
chowający głowy za plecami
obcych nie waszych idei...
wy - wyzwoleni -
z tałesów z szabatów
z chałatów
chodźcie!
w tę jedną wielką noc
do wspomnień bmglistych bliskich rzewnych
sercem i jedna łzą
wróćcie do ciemnych izb modlitewnych
z dawnych dni dzieciństwa
gdzie siwych płaczących świec światło płonie
gdzie załamują matki dłonie
gdzie pod dotknięciem drżących rąk
szeleszczą karty żółtych ksiąg...
gdy krzywda na sercach leży głazem
w tej jednej dziwnej godzinie
sercami choć bądźmy razem
przy smutnej modlitwie Kol Nidre

 

 

KolNidre home

Translated by Josef Hollender & Ada Holtzman

I've never understood the content and the words,
Only the melody of the prayer.
While mI close, I see again
From childhood reminisces
The yellow grayish of candle light,
Sad movements of arms and beards,
I hear a cry, wailing
And immense plea for mercy, a miracle...
Whipping of the chest, clasping the hand-
The glory of old books,
Fear of undark verdicts.
That night I'll never tear off my heart,
A menacing mysterious night,
And the grieved prayer Kol Nidrei ---
I know by now, when I feel bad
Or tomorrow, when fate will be more courteous to me,
In my thoughts I'll come back to that night,
And always
In my heart I shall be with it.
Come with me - - -
Jews - frightened, beaten, persecuted,
Cast out of everything - - -
Depressed,
Humiliated.
You - that that your benches were broken,
Your faith as well and your skulls.
You - whose mouths are been shut,
The roads, the shops.
You - mud is thrown on your faces.
You - who know already what
Is fear from human being.
And you -
Who want to forget that yesterday,
Or a hundred years ago,
Were Jews
Running away---
To the tangle of the big affairs,
To the excess of the big people
To the lie of the big words,
Hiding yourselves behind their backs
Foreign ideas, not yours...
You - free of
Tallith,
Sabbath,
Kapoth,
Come!
On the same long big night
to the foggy memories sunk in sentiments
In the Heand in the tear
Go back to the darkened prayer rooms
From long lost childhood,
Whea grayish light gleam and candles cry,
Mothers wring their hands,
and through trembling hands,
Pages of yellow books murmur,
While injustice lie like a stone on our heart.
At least we shall be united in the hearts
In the sad prayeof Kol Nidrei

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 1.04.39

Prima Aprilis

boki zrywać panowie...
uczta prawdziwa panowie...
spojrzałem panowie mili
gdy gazeciarz pismo mi dawał
wiedziałem - prima aprilis
więcna kawale - kawał...
z nagłówków chichotał nonsens -
ze szpalt szaleństwo drwiło -
i żartdobry kąsek
więc nic mnie nie zdziwiło:
że Fuhrer i Duce niszczeniem traktatów
chcą gwarantować pokój światu
że ofiara przychodzi prosić przemoc -
że wolność swą ludzie oddają niemo -
że kraj swój obcym rzucają pod stopy
że znowu zmienia się mapa Europy -
że znowu się żydom grunt gdzieś zapalił
że lspoczęli znów trzeba dalej
że przez twarde pigułki z Essen
ludzie w Niemczech nie mają zu essen...
że dał się bezczelnie wywieść w pole
stary i mądry lis z parasolem...
że wszystkie ludzkie umowy na nic
że giną że płoną słupy granic
czytałem spokojnie brednie gazety
prima aprilis! gniewać się?! Nietakt!
a potem spostrzegłem niestety że to... wczorajsza gazeta

"Our Review" 1.04.39 home

Prima Aprilis
Translated by Barry Appleby and Josef Holender

Gentlemen, I'm splitting my sides
Gentlemen, what a feast...
Dear Sirs, I looked
as a street vendor handed me a newspaper
and so I knew - April 1st
and so it's a joke - and what a joke
nonsense giggled from the headlines -
madness mocking from the columns-
and a hell of a joke
so nothing wouldn't astonish me:
that by tearing up treaties Der Fuhrer and Il Duce
want to guarantee world peace
that the victim comes asking for violence -
that people surrender their freedom in silence -
that their homeland they lay at foreign feet
that once again the map of Europe changes -
that once again somewhere the ground burns beneath
Jewish feet
that hardly settled they must move on again
that because of hard pills from Essen
people in Germany do not have anything zu essen...
that he shamelessly allowed himself to be deceived
the old wise fox with the umbrella...
that all human treaties are for naught
that frontier markers root and burn
quietly I read this drivel in the newspaper
April 1st! Lose one's temper? How tactless!
and then unfortunately I notice...that this was yesterday's newspaper

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd, 20.09.37 home

Szałasy

Dzis mamy dom
nad domem mocny dach
i murz ye stali i betonu
a sukot prosze pana to po tamtych dniach
kiedy nie mielismy domu
bylismy na pustyni
był skwar a nocą zimno i wiatr
straszne to panie pewno były czasy
jeśli przetrwały tyle lat
obrzędy sukot - szałasy
czy dziś mamy dom?
napewno własn dom?
co spokój by dawał snom
i życie spokojnym uczynił?
czy już wróciłem z wygnania
z tułaczki z dzikiej pustyni?
mój dom?
czy się obawiać już nie trzeba
że przez nietrwały liściasty dach
nie spadnie grom
z niepewnego nieba?
ja przecież jeszcze się błąkam w pustyni cudzych wielkich miast
w zamieci złych zamiarów
złych słów i szkalowań...
miotany tyloma wichrami
zawieszony w przestrzeni i w czasie
siedem dni świętowania w szałasie?
czy nimi rany zabliźnię?
kiedyś gdy wrócę do mego domu
będę wspominać te dni na obczyźnie
przez sukot - radosne święto jesienne
ale dziś?...
proszę pana niepewne szałasy
to moje życie codzienne

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 13.08.39 home

Cisza (Akwarela letnia)

 nie ma gdzie uciec by słyszeć własne myśli
wszędzie zgiełk dotrze - uparcie się wwierci
uciekłem z miasta i tu za mną przyszli
brydżyści ziejący szlemami - groźniejsi od śmierci

co noc chrapliwy gramofon słowikom urąga -
co wieczór nienawiść w parku nieci -
od świtu śpiew fałszywy połąkach się błąka
a pod nogami dzieci... tysiące...milion
dzieci...

bo dzieci mają swoje najważniejsze sprawy
które zmierzch dopiero w klatki domów wygna
księżyc w okna puka... natretny... ciekawy...
jaśminowa za oknem czai się maligna -

las upity mocnym księżycowym światłem
kołysze się bredzi - swawolny pijany -
wzywa wśród nocy ptactwo - psy i dziatwę
i płoszy zalęknione szepty zakochanych...

a ja tu wśrodku w rozgwarze w rozjęku -
w wołaniu - płaczu - śpiewie - trącany rozmową
zaczepiany kwileniem - dysonansem dźwięków
daremnie szukam zagubione słowo...

ziemia dygoce pod niebem skwarny sierpień
za ścianą chrobot - za oknem jabłoń dyszy
i piszę list do ciebie... że ćle mi że cierpię
szukając własnej myśli w poszarpanej ciszy

 

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 5.10.37 home

Wiersz na temat nieżydowski

(Mały Dziennik bardzo się na mnie gniewa, że wiersze drukowane w Naszym Przeglądzie)

pewno się panom dziwnym to wyda
że wierszyk ten wcale nie będzie o Zydach
nie będzie skargą protestem i krzykiem
lecz będzie po prostu zwyjczajnym wierszykiem
bo dziś już nie trzeba bo dzś już nie muszę
do sumień kołatać i dręczyć wam duszę
już pan wojewoda dziś robi to lepiej
już na ulicach cenniki się lepi
za szybę rozbitą i za szczęścia chwilę
dostaje się prawda tyle i tyle...
dziś nawet jest modne to w „Ipsie" to w „Klubie"
mówić dobrotliwie: „Zydów nawet lubie"
co pismo: dyskusja - tygodnik: ankieta
a głosu nie zabrać uchodzi za nietakt
dziś bardzo chętnie dżentelmen czy pani
po Grecie Grabo po Chinach Hiszpanii
przy manikurze - wytwornie cedząc zgłoski
problem rozstrzyga comprenez - żydowski
a kuchta powiada że lipa i draństwo...
gazeciarz rozstrzyga: mieć czy nie mieć państwo...
dozorca powiada nic z tego nie wyńdzie...
a to na Grzybowskiej... a tamto znów w Saskim
i czyta się mówi od świtu po świt
dla Zyda... przez Zyda... za Zyda i Zyd...
więc gdy społeczeństwo tak mile wspomina
ja nie mam potrzeby leźć z wierszem na szaniec
bo z wierszem o krzywdzie przeważnie tak bywa
tak jak z oświatą... kaganiec... kaganiec...
gdy mówi ulica i pan wojewoda
cóż jeszcze wierszem płaczliwym dodam?
więc wierszy nie będzie już więcej o Zydach
ie będzie już skargi sentyntemntu i dreszczy
chce mi się wierszyk napisać że włażnie
pada jesienny deszczyk

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 18.12.38 home

Sklepiki

zza lady chmurnej nie widać nieba
tylko reklamę czerwoną: maggi
strzęp słońca odbija się w nożu do chleba
i blasze mosiężnej od wagi...
nad drzwiami jest dzwonek lecz nigdy nie dzwoni
nad oknem jest zegar - lecz dawno nie chodzi...
jest za kasa z kluczkiem - lecz także co po niej...
jest kłótka - zbyteczna cóż znajdzie tu złodziej?...
wystawa jest w oknie lecz dzieci nie nęci
bo nie ma w niej reklam obrazków zabawek...
i neon nie błyszczy i nic się nie kręci
w tym małym sklepiku ze SczStawek
w tym małym sklepiku są półki i kos
a sklep jest milczący i smutny i starczy...
a człowiek zgarbiony wpatruje się w grosze
i liczy... i widzi że znowu nie starczy...
i dzwonek nie dzwoni - i milczy mruk zegar
i półki są pusti migoce
a żona jest w d... bo coś jej dolega
i coraz ciemniejsze i dłuższe są noce
w maleńkim sklepiku na półkach jest troska
a chleb taki ciemny jak ciężkość na duszy
a w kącie śpi żałość i bieda żydowska
patrzy na zegar... i czeka aż ruszy...
papierki papierki - nędzarskie gredyty...
szufladki szufladki luksusy piwnicy...
marzenia marzenia wiecznie niesytej
ulicy... ulicy... żydowskiej ulicy...
kilo mydła...
kilo chleba...
by uciszyć głód...
poproś w sklepiku centymetr nieba
i szczęścia jeden lut...

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd 1.01.39 home

Niemowlę 1939

punkt o dwunastej ---
gdy chybocący się korowód przeciągał miastem
w huku korków z butelek pod serpentin deszczem
gdy go się najmniej spodziewano jeszcze
na jakiejś sali przy podłej orkiestrze
w trzasku kieliszków przy pijanym śpiewie
urodził się malec: trzydzieści i dziewięć
nowy rok - odsesek wesolutki malec
który przed minutą życia nie znał wcale
a już był pijany...
już znał szelest jedwabiu... i drogie szampany
i wódkę na przedmieściu kobiecej dłoni dotyk
i tańca szaleństwo - jazzbandu narkotyk
szczęśliwy malec... cichutko sobie śni
że ta radość beztroskpotrwa kilka dni
że będzie mały... przy orkiestrze siedział
że będzie szczęśliwy że nie będzie wiedział...
że choń młodość upłynie mu przyjemnie
ale daremnie...
ledwo się urodził - ledwo powitano czule
już ubrano go w koszulę
czarną... brunatną... czerwoną...
haseł go nauczuno ---
pierwsze abc - było butnym mar
z kołysanki - wojenny żar szedł
elementarz - gazeta i ustawa
i zakazy i prawa
... a jeśli w główce zabawa...
jemu kieliszek jemu taniec
a oni jego - jego na szpalty
jego w wir tłumny...
jego w gazet kolumny
w jego w nakazy płatnicze
w stawki robotnicz
w waklasowe
w walki rasowe
jego w okopy w obozy na fronty...
biedny malec... tdziewiąty...
zanim po nocy wino wywietrzało z głów...
malec trzydziesty dziewiąty starcem był już znów

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd, 18.04.37 home

Wiosna na ulicy Pawiej

na rogu Smoczej i Pawiej
stoi Chawa wśród dwóch nędznych koszy
i sprzedaje gorące parówki
para - za jedne pięć groszy!

proszę - kto mówi Chawie
z ulicy Pawiej
że jest już wiosna?!!

tam gdzie mieszka żyje i handluje Chawa
nie rosną kwiaty ani nawet trawa...

nie ma spacerujących wiosennych tłumów
nikt nie sprzedaje fiołków pierwszych
nikt sobie nie sprawia wiosennych kostiumów
i nikt nie czyta wiosennych wierszy...

słońce na Pawiej tylko liże słabe tanie -
jakby sprzedane z wózka
wiatr wiosenny harcuje ospalej i wyżej
i tylko na facjacie wietrzone bety muska

czy to nie jest rzecz nader ciekawa
skąd wie Chawa
że jest już wiosna?!...

kiedy Chawa po raz pierwszy nie sprzeda
ani pary gorących parówek
uśmiecha się do stojących
z obwarzankami Zydówek...

parówki odnosi do domu
(a uśmiech twarzy się trzyma)

dzieci nie będzie kolacji...
dzięki Bogu skończyła się zima...

Władysław Szlengel , Nasz Przegląd 6.04.37 home

Samolot

na Niskiej sto w suterynie
gdzie nigdy słońce nie wstaje
mieszka reb Załman który
nigdy nie jeździł tramwajem...

radia nigdy nie słyszał
nie ma pojęcia o kinie
całymi latami się modlił
reb Załman w swej suterynie...

i nagle - ku żony rozpaczy -
(czyż nie ma innych kłopotów)
reb Załman się stał entuzjastą
płynących gdzieś w dal samoów

nocami podchodzi do okna
gdy warkot daleki go zbudzi
i uśmiech się zjawia na ustach
nie zrozumiały dla ludzi...

a Załman w sobotę w bóźnicy
słyszał jak czytał ktoś o tym
że z Polski do Palestyny
można już dziś... samolotem!

że nawet gazety z Warszawy
„tam" wysyłają i wszystko...
w kilka godzin do Erec...?!
więc ziemia święta tak blisko?!

reb Załman marzy po nocach
o Erec - Bożej Winnicy
o ptaku - co go zawiezie przez dobę
- z Niskiej ulicy...

więc niby dziś - suteryna
dyszący zaduch i para
a jutro można się zbudzić
pod słońcem jak wielka
pomarańcz...

jak dawniej jest Erec daleko
dla takich jak Załman nędzarzy
lecz dobrze że jest ten samolot
bo można chociaż pomarzyć...

piękną reb Załman melodię
słyszy w dalekim warkocie
reb Załman nie jeździł
tramwajem
a marzy... o samolocie...

 

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd 5.02.39 home

Tobuł tułaczy

w małych miasteczkach zapomnianych
tam gdzie jest szary każdy świt
w świt taki szary i zapłakany
tobuł tułaczy szykuje Zyd
a do tobołka wziąźć by się chciało
całą codzienność swoja starą
wąskiej uliczki krętość i małość
i zapyloną sklepików szarość...
wierzbę przydrożną zabrać by trzeba
i pochylonę bóźniczkę z nad rzeki
płat deszczowego dobrego nieba
zabrać ze sobą na szlak daleki...
jarmarczny rozgwar taki znajomy
sobót dostojny spokój i ciszę
i dźwięk i barwę i ludzi i domy
by mieć ich przy sobie i widzieć i słyszeć...

a tam w oddali bezkresy sine
drogi wichry - na deszczu stanie
a tam spowite mgłami i dymem
jakieś szukanie - jakieś czekanie - -
tam jakieś miasta albo pustynie
i nagłość - dziwność - siła nieczysta -
tumult i haos z którego wypłynie
jakaś nieznana i inna przystań
tak by się chciało z wszystkim uporać
stanąć nareszcie śmielej i pewniej
i tylko smutno i łzawo i rzewnie
strzępy dawności wycięgać z wora:

- - płat deszczowego nieba - -
- - głosów znajomych rozgwar - -
- -
wierzby znajomej biało&ść - -
- - uliczek krętość i maałość - -
- - szarość zasnutą ಖzami
co nigdy nigdy już nie schną...
- - - - - i westchnąć

 

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd 18.07.37 home

Nihil Novi

Idę swoją smutną drogą
dwa tysiące lat
a za mną w ślad
co dzień
wlecze się jak cień -
litania bezecna i złaŁ
- że zatruwam w studniach wodૻ
że sprowadzam złą pogodę
- że uroki znam na trzodę - że kradnę z świąttyń krzyże złote
- by je oplwać zmieszać z b&##322;otem
- by je sprzedać drogo potem
- krwawy haracz Bogu płacę - krwią dziecinną mieszam maccę
- i na kżde swoje świętaa
- kradnę blade pacholęta
- by wyłupać martwe oczy
i serdecznej krwi utoczyć...

mijają lata i lata
i zmienia się obraz świata
kultura światło postęp
a dla was to wciąż takie proste:
- że mam lochy tajemnicze
- że nocami złoto liczę<
- wojny robi się na prędce - kiedy zechcą Syjony Mędrce<

Wielki Paskarz -Wielki Mag
rewolucja - gdy dam znak!
lecą w przepaść kalendarze
tyle zdarzeń tyle zdarzeń
bajdy i przesądy giną
przyszło radio tempo kino
ludzkość się nad wszystkim głowi
tylko ze mną.....
nihil novi:

- ja - to burżuazja wyzysk
- ja światowy jestem kryzys
- komunista ja i bogacz
- jestem chasyd - zwalczam Boga
- wszystko zło z całego ඕwiata
- w jednym sercu mym się splata - nadal grabię dławię poo to
- by w piwnicach chować zło - świat zdobędzie złote runo
- jeśli tylko mnie usuną
- wiecznie ja - beczka prochu
-... na ogłuszenie motłochu a ja?...
żyję
przykre prawda? nawet wstyd
lecz ja tak na złość
wiadomo
Zyd

Władysław Szlengel home

Płyną okręty (Quasi una Fantasia) 1938r.

Przepisała ten wiersz z Gazety Nasz Przegląd i przywiozła z Polski do óczesnej Palestyny w roku 1939 M. Fira Salańska

płyną okręty po bezdrożach
po oceanach i po morzach
płyną dniami płyną nocami
łyną okręty z uchodźcami
jadą i jadą - tu i tam
pukają do portów i do bram
a świat się zamknął zaryglował
więc płyną w nieskończony rejs
bo gdzie pojadą - wszędzie słowa
wyryte na bramach - nie ma miejsc

płyną okręty płyną okręty
poprzez lazury i poprzez odmęty
okręt jest trumną - nie okrętem
lazur jest czarnym atramentem
starczyłoby tego atramentu
aby napisać miliard listów
by odpowiedzi dać nie mniej
miliard listów bez sententymentów
dwa słowa tylko: NIE MA MIEJSC!

więc pozostają na okrętach
aby się włóczyć po odmętach
ni to korsarze - ni to piraci
ani dziwacy - jacyś bogaci
ani herosi - ni włóczykije

ludzibez jutra - dusze niczyje
ludzie wypluci z ludzkich kniej
ludzie dla których: NIE MA MIEJSC!

krąci się kręci kula świata
w skarby cuda tak
słońce ją poświ- kwieciem się mai
tyle ma lądów - tyle krai
nagle stanęła - czy chce mieć lżej?
proszę wysiadać - nie ma miejsc
płyną okręty...
płyną okręty...
płyną okręty z uchodźcami...

Wladysław Szlem, NPrzegląd 1938 (pdo ówczesnej Palestyny przez Firę Salańską) home

Szukam człowieka

kiedy byłem jeszcze bardzo młody
taki jeszcze młody że słońce chciałem chwytać
bo światło wolałem od łakoci
kazano mi mądre książki czytać
o pięknie przyrodzie i dobroci
o że to wszystko kryje sercew człowieka
pytałem: gdzie jest CZŁOWIEK?
kazano mi czekać...
urosłem...
znam mapy książki gazety
depesze ze świata fotografie...
gdzieś tu musi być człowiek...
niestety... ja go znaleźć nie potrafię

idę ulicami wielkich miast
i nie zamykam zmęczonych powiek
w złocie słońca i w srebrze gwiazd
ulicami idę miast
i pytam: gdzie jest CZŁOWIEK?
i nie znajduję go:
ani w depeszach z butą pisanych
w programach mordu i przemocy
ni w oczach ludzi poniewieranych
ni w krzykach nagłych pośród nocy
ani w pięściach wzniesionych do nieba
ani w oczach gdy iskrzą się żądze
ani w tych szukających chlebaa
ani w dłoniach liczących pieniądze
ani w ustach kłamiących
ani w oczach płaczących
ani w układnych mowach dyplomatów
ani w tekstach brunatnych plakatów
ani w pluskwim peticie gazet
skomlących o ludziach duszonych gazem
ani w szperających w babki alkowach
ni w tych co biją starców po głowach

jest zwierz tropiony
jest myśliwy szalony
zdobywca kłamca głupiec
ofiara krzykacz kupiec
o lis i cham i faktor
i płaz i gad i marny aktor
i bity i zi skopany
i ciało i mięso i rany
i beznadziejna droga daleka
i nigdzie nie mę znaleźć CZŁOWIEKA!

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd, 15.01.39 home

Przerażone pokolenie

(Gminy żydowskie i instytucje filantropijne wysyłają małe dzieci uchodźców do Anglii, Holandii i t.d.)

wbyło za głośne... za skomplikowane
zamazane i dziwne i zasnute łzami...
przyszli straszni jak w kinie
tak wcześnie nad ranem
i mówili tak głośno... i stukali kolbami...
tatusiowi jak cowboye lufami grozili
a mama miała za duże i za straszne oczy...
i taś się jak starzec załamał i schylił
pięść ścisnął... i zawył... i sprężył i skoczył...
potem taty nie było i była tylko cisza
a mamie drżały ręce przy krajaniu chleba
i pytała czy kroki na schodach ktoś słyszał
i paliła świece i wzywała nieba
i potem przyszli inni - lepsi ale obcy...
i zabrali dzieci i było coraz gorzej
w pokoju tłoczyli się tacy sami chłopcy
a potem był pociąg i okręt i morze...
i strasznie i pusto i szaro - bez treści...
i wszystko się nie chce tak w główce pomieścić...
z mgły z labiryntu tylko się wyłania -
ta droga - ta droga... i znak zapytania...

czy urośnie pokolenie przerażonych ludzi -
których będzie po nocach każdy szelest budził
stuknięcie na schodach - dźwięk obcego głosu
wtrącą w odmęty popłochu - chaosu - -
ludzi co drzwi zamykają na zamki
- gotowych do skoku gdy ktoś dotknnie klamki
ludzi niepewnych co cnotą - co grzechem
ludzi z strwożliwym lękliwym uśmiechem
ludzi palących listy - - -
ludzi niszczących adresy - - -
ludzi nie umiejących śpiewać - - -
ludzi szukających w oczach przechodniów - -
spojrzenia siostry czy brata? - - -

Władysław Szlengel, Nasz Przegląd, 25.04. 37 home

Warszawa III

(na marginesie felietonu Pierrota „Warszawa II")

hallo! radio słuchacze!...
sygnał - dźwięk spadającej łzy
fala - piąte przez dziesiąte
to mówi: Warszawa III

może to was zaciekawi
po jazzie i śpiewie banalnym
Stwaki Smocza i Niska
nadają program lokalny

na Pawiej pięć wyrzucają
graty wśród strasznego hałasu
eksmisja rodziny tragarza
to nasz smutny sygnał czasu

kolejka po żebracze bony
dla wszystkich nie wystarczy
reszta musi głodować
(komunikat gospodarczy)

dwoje dzieci pożera przez szybę
(a widok tak męczy i drażn)
leżące na wystawie jabłka
(to nasz teatr wyobraźni)

sprzedają obważanki
za to płaci się mandat karny
psst! antlojf! (uciekaj) policja!...
(oto koncert popularny)

transmisja wielkiego pochodu
nim sabath zapadnie święty
spieszą w dostojnych saganach -
ambrozja biedoty - czulenty

jakież istnieja nadzieje
które łzy Smoczej utrą?...
co też tu może się zmienić?!
jaki jest program na jutro?!

fala - uchodźctwa żebractwo
sygnał: dźwięk spadającej łzy...
kiedy „Warszawo w kwiatach" -
- zrozumiesz „Warszawę III"

 

Władysław Szlengel, Szpilki home

Małżeństwo Dyktatora

Wiecie zapewne, że Dyktator jest abstynetem, jaroszem i kawalerem. Jeżeli człowiek przez piędziesiąt lat nie zaznał rozkoszy jaką dają;

krwisty rozbef, cieniutki sznycelek, dobrze wyoieczony kurchak z kartofelkami i mizerią, przy czym kieliszek dobrego czerwonego winka... A, co tam wyliczyać - jak człowiek nie zna rozkoszy. Niewesole są noce w głuchym kanclerowskim pałacu, smutne są myśli niezakropione lampką wina i widmowa pustka bez kobiety.

Widziałem roześmianą twarz Roosevelta z bankietu w Filadelfii; nie wiem czy prezydent pije - ale nic nie powiem o pokaźnych butelkach na zdieciu „United Press" i wesołym wieńcu girls przy stole. Nic dyiwnego, że po takim bankiecie Roosevelt kropi depesze do Europy: „Uspokójcie się! Zycie jest piękne! - wino jest słodkie i nie chcę, aby moja żona martwiła się, że nasz syn idzie na wojnę". KonkluzjaŁ musimy dyktatora ożenić. Kobieta dokona reszta.

Będzie to wyglądało mniej więcej tak:

-Dyktator. Gerta Schmidt. Państwo pozwolą... - Panie marszałku, czego pan mnie męczy... Ja nie znoszę kobiet...

- Trudno. Zagranica. Prestiż. Smieją się. Smieszność jest zabójcza dal Dyktatora. Musi się pan ożenić.

Z tą... Gertą Schmidt?

Tak. Ona ma w posagu dwie żywe krowy, osełkę masła i niedojedzone jajecznicę po nieboszczyku pierwszym mężu. Tego nie należy bagatelizować.

Czy posag ona wniesienie zaraz po ślubie?

Natychmiast... Ogłasza się małżeństwo Dyktatora z Gertą Schmidt. Slub odbędzie się w niedzielę 22 lipca.

Wtorek, 17 lipca.

Dyktuś... więc już w niedzielę... ach mój jedyny... Ty jesteś zabójczy... taki zabójczo-piękny... Zgol te wąsy...

Coooo? Pani oszalała? Bez wąsów!! Ja się mogę obejść bez linii Zygfryda, ale nie bez wąsów...

To nie będę się całowała.

Nie zgolę.

To wszystkim powiem, że na Linii Zygfryda jest napis: "Pluć tylko do spluwaczek", bo beton się rozpłynie...

Zgolił

Sroda, 18 lipca.

Patrz, jak ja jestem ubrana. Jak strach na wróble! W całym Berlinie nie ma ani jednej przywoitej krawcowej.

Nie rozumiem.

Mój kochany, jak ty chcesz, to sobioe możesz wyrzucić wszytkich Zydów, ale nie możesz mnie pozbawić dobrej krawcowej. Sam rozumiesz, że bez Zydówki będę ubrana jak koczkodon. Bądź taki dobry, maleńki werdycik...

Szalona. Idea moja w sprawie...

Wiem, wiem, ale jak mi nie sprowadzisz Zydów do Berlina, to ja napiszę do mamy, żeby przyjechała. Może razem coś uszyjemy...

...Cofnięto nakaz wysiedlenia Zydów.

Frau Schmidt, gdzie mój garnitur, mój strój galowy?

A z czego miałam uszyć spódnicę? Może z waszej tandetnej wełny... Może z papieru?

No, dobrze, ale przecież nie mogę... Jak ja będę wyglądał? A moje spodnie z kapitańskiego uniformu?

Poszły na spód do kostiomu... Mój drogi, pożycz sobie od marszałka marnarkę i zrób sobie płaszcz, to ci wszystko zakryje... Albo przestań się kłócić z Anglią, to będziesz miał angielskie materiały...

... Przestał.

...Piątek.

Dyktuś zrób narzeczonej prezent. W niedzielę nasz żlub... Nie chcę jeść na obiad wroniego rumsztyku... Zjesz ze mną, prawda?...

Nie jadam miąsa...

Taki dobry sznycelek z kartofelkami i kieliszek bordo... óNie pijam. I nie mamy bordo. Bordo ma Francja.

To nie kłóć się z Francją, ja cię proszę... No zjedz, zjedz... Zjedz, bo piszę do mamy... I kieliszek bordo... I załatw z Francją...

...Załatwił.

... Sobota. - Dyktuś, słuchaj, mówię ci ostatni raz. Musisz mi to przyrzec przed ślubem. Bo inaczej nici z małżeństwa. Zadnych awantur... Zadnych zaczepek... Ja chcę mieć spokój w domu... I żadnych wyjazdów. W domu masz siedzieć. Spokój. Masz żonę. Będziesz mieszkał w stolicy, żebym miała blisko mai wybij sobie z głowy jakieś wyjazdy. I żadnych gości. porządek, żeby był. I koniec ersazów... ma być . Będziesz ł mięso, bo nie chcę cherlaka - i będziesz pił. I ubranie ma być z wełny, a nie z glaspapieru. Koniec.

...Powiadam Wam. Tylko małżeństwo uratuje interesy Europy.

This Web Page Was Last Updated April 28th , 2003

Home

My Israel

Father

Album

Gombin

Plock

Trip

SHOAH

Communities

Heritage

Searching

Roots

Forum

Hitachdut

Friends

Kehilot

Links

Guest Book

WE REMEMBER! SHALOM!

1