Stanisław Krasowski

 

 

Watykan

a

Polska

 

 

 

 

Książka i Wiedza • Warszawa

Printed in Poland, Październik 1049 r.

Wydanie trzecie

 

M-54936

Tłoczono 50.500egzemplariy

Zakłady graficzne „Książka i Wiedza" w Krakowie

Obj. 4,5 ark.. Papier druk. sat. kl. V 60 g.

Żam. Nr  137 oddano do skład. 10. X. 49. Druk ukończono w listopadzie 49 r.


LEGENDY — FAKTY — CYFRY

 

"Da mihi animas — caetera tolle" — „Daj mi duszę — nie żądam więcej".

To zdanie jest (lub było) bardzo często cytowane przez przedstawicieli Kościoła katolickiego, biskupów i księży niż­szych stopni, jako dowód, że zainteresowania Kościoła obejmują zakres wyłącznie duchowy, a działalność jego ma na celu jedynie zbawienie duszy ludzkiej.

W związku z tym kler katolicki uporczywie twierdził, iż wszelka działalność Kościoła jest wolna od akcentów politycznych. Biskup, prefekt szkolny czy zwykły proboszcz wiejski, słowem każdy przedstawiciel kleru chciał być — a w Polsce często jest — uważany za jednostkę, która stoi "poza i ponad partiami politycznymi".

 

Czy kler jest apolityczny?

Starannie kultywowana legenda o apolityczności kleru zapuściła w naszym kraju głębokie korzenie, zwłaszcza w kołach inteligencji pracu­jącej i drobnomieszczaństwa. Nie są jednak wolne od częścio­wych sugestii również masy robotnicze i chłopskie, mimo iż zaostrzona w walce klasowej czujność dawno już wskazała im różnicę między księdzem-kapłanem, księdzem-nauczycielem prawd wiary, a księdzem-dusigroszem, księdzem-hreczkosiejem, księdzem-politykierem wreszcie.

Niemniej przywiązanie do wiary i form kultu, a także sza­cunek dla sukni duchowej ułatwiały drogę starannie propagowanej legendzie o apolityczności kleru. Oświadczania bisku­pów, a tym bardziej samego papieża, były traktowane jako autorytatywnie obiektywne. Głos Stolicy Apostolskiej, głos pa­pieża był dla przeciętnego wierzącego Polaka głosem obiektyw­nym. Glos ten był poparty dogmatem o nieomylności papieża w sprawach wiary, a przyznać trzeba, że Polacy są mocni w wierze, ale słabi w teologii i granica miedzy głosem ex cathedra a zwykłym przemówieniem polityka w białej sutannie była dla nich raczej nieuchwytna.

Tym bardziej, że dotychczas Stolica Apostolska starannie podkreśla formalną apolityczność Kościoła: świadczyć mają o tym słowa Leona XIII, który w jednej ze swoich encyklik mówi: „Jest zuchwałym nadużywaniem religii wciąganie Ko­ścioła do walk partyjnych i posługiwanie się jego powagą dla łatwiejszego pokonania przeciwnika"1).

Obecnie sam Pius XII łamie tę zasadę, odrzuca wszelkie po­zory. Kościół katolicki przechodzi do jawnej działalności poli­tycznej. Legenda o apolityczności Watykanu okazuje się tym, czym była zawsze: tylko legendą, odrzucana dziś pod naci­skiem wydarzeń.

W czasie wojny Watykan podtrzymywał jeszcze legendę o apolityczności, chociaż nie mógł ukryć swoich sympatii do fa­szyzmu. Po wojnie papież, odrzucając pozory, wciąga Kościół do bezpośrednich rozgrywek politycznych.

 

1) Cytuję za listem pasterskim J. E. Ks. Kardynał Hlonda „O chrześciiańskie zasady życia państwowego".

 

 

Pius XII przekreśla zalecenia Leona XII!

Pozwolę sobie zacytować tutaj glos angielskiego czasopisma "Economist", pisma, które trudno jest podejrzewać o sympatie dla demokracji ludowych. W artykule pt. "Czy no­wa wojna religijna?" z sierpnia 1946 roku czytamy:

„Ostatni rok wyróżnia się nagłym i bardzo silnym rozsze­rzeniem strefy politycznej aktywności katolików. Wszędzie, gdzie istnieje opozycja w stosunku do lewicy Kościół katolicki stał się opoką nowego konserwatyzmu. Przed referendum we Francji w maju 1946 r. większość biskupów nie pozostawiała swoim wiernym żadnych wątpliwości co do tego, że katolicki wyborca winien podtrzymywać MRP w jego zamiarze obalenia projektu konstytucji. W Holandii biskupi doradzali katolikom głosowanie na partię katolicką. Biskupi Sycylii ostrzegali wy­borców katolickich, że głosowanie na. rzecz partii opierających się na walce klas będzie grzechem. W przeddzień czerwcowych wyborów w Italii i Francji sam papież podkreślił, że między le­wicą i Kościołem istnieją zasadnicze różnice.

Wszyscy mamy jeszcze w pamięci niedawny udział papieża i kleru watykańskiego w wyborach włoskich. Udział tak wy­raźny, że nie pozostawiający nawet cienia wątpliwości co do politycznego charakteru tej akcji. W wyborach włoskich Waty­kan używał wszystkich chwytów stosowanych zwykle przez reakcyjne partie polityczne w kampanii wyborczej. W akcji tej uderzało jednak przede wszystkim nadużywanie w niespotykanej dotychczas skali instytucji kultu religijnego dla celów walki wyborczej. Ambona, konfesjonał, klauzura klasztorna, nabożeń­stwa wreszcie, wszystko rzucono na szalę walki politycznej.

W ten sposób papież Pius XII przekreślał słowa papieża Leona XIII: "Wciąganie Kościoła do walk partyjnych jest zuchwałym nadużyciem religii4".

Papież Pius XII wypełniał zobowiązanie przyjęte w sierpniu 1917 r. w Liście do Trumana. W liście tym przyłączając się oficjalnie do obozu imperialistycznej polityki amerykańskiej powiedział: "Nikt więcej od nas nie będzie żywić nadziei w po­wodzenie i szczęśliwe osiągnięcie celu, dla którego stawiamy do dyspozycji nasze zasoby i poważnie prosimy Boga o pomoc".

Antypolski list papieża z marca 1948 r. jest tylko konse­kwencją raz obranej linii politycznej, linii, która ma głębsze i bardziej materialne podłoże.

 

Ziemskie interesy hierarchii watykańskiej

Tak jak przeciętny Polak niewiele wie o politycznej działalności Watykanu, tak również nie zdaje sobie oprawy z tego, ze biskup rzymski nie zawsze modli i pisze listy pasterskie, że zajmuje się on również działalnością bardzo „z tego świata", działalnością, którą w naszym wieku przywykliśmy nazywać działalnością ekonomiczną, pełną brzęku złota i szelestu kuponów akcyjnych.

Ujawniona niedawno afera prałata Cippico tylko w niewiel­kim stopniu uchyliła rąbek ekonomicznej działalności Kurii rzymskiej.

Watykan starannie przemilczał tę stronę swojej działalności, nie składa z niej nikomu sprawozdań. Trudno jednak ukryć operacje finansowe na wielką skalę, trudno ukryć związki z międzynarodowym kapitałem i tę współzależność finansową, która każe dziś Watykanowi „moralnie" popierać działalność polityków amerykańskich.

Trzeba, żeby polski czytelnik znał jednak i tę dziedzinę działalności monsignorów watykańskich, dopomoże mu to w ocenie stosunku Watykanu do Polski Ludowej. Te suche cy­fry i nazwy wielkich trustów warto uważnie przeczytać i zapamiętać.

Watykan jest poważnie zainteresowany w „Banco di Roma", którego kapitał według danych z 1947 roku wynosił około 20 miliardów lirów (40 milionów dolarów). Ciekawym szczegó­łem jest okoliczność, iż od wielu lat członkami zarządu „Banco di Roma" są członkowie rodziny Pacelli, krewni obecnego pa­pieża.

Dalej z poważniejszych banków, w których kapitale uczestniczy Watykan, trzeba wymienić „Banco Veneziaaio", „Instituto centrale di credito di Roma" oraz „Instituto Italiano di Credito Fondiario". Administratorem tego banku jest baron Bepnardino Nogara, który jednocześnie pełni obowiązki administratora płynnego funduszu Watykanu.

Ponadto Watykan lokuje swoje oszczędności w innych mniejszych bankach, w kasach oszczędności, jak „Banco cattolico del Veneto", „Banco san Geminiano e san Prospero" i in­nych. Kapitały Watykanu w tych instytucjach wynoszą 60% ogólnej sumy oszczędności publicznych całych Włoch.

 

Watykańskie banki i koncerny przemysłowe

Za granicą całkowicie w rękach Watykanu jest „Banque franco-italienne pour  l'Amerique du Sud" - francusko-włoski bank dla Ameryki Południowej z kapitałem 50 milionów franków. Duże udziały Watykan posiada we francuskim 'banku "Galicienne Monant", ponadto 1/3 akcji banku WORMS należy do Watykanu. W Portugalii Watykan kontroluje „Bank Ultramarino", a w Stanach Zjednoczonych duże ilości watykańskiego złota leżą w skrytkach „Federal Reserve Bank".

Wielkokapitalistyczna działalność Watykanu nie ogranicza się jednak do lokowania kapitałów w bankach. Również prze­mysł stanowi poważny obiekt zainteresowania Kurii rzymskiej. Na terenie Włoch udział Watykanu w fabrykach przemysłu zbrojeniowego wynosi 25%, w odlewniach stali 40 %, w prze­myśle włókienniczym 35%, przemyśle elektryfikacyjnym 50%, chemicznym 60%.

Ogółem Watykan kontroluje we Włoszech 30 towarzystw akcyjnych o nominalnym kapitale 30 miliardów Itrów (60 mi­lionów dolarów).

Z najważniejszych należy tu wyliczyć (by nie być gołosło­wnym):

„Instituto Romano di Beni Stabili di Roma", „Societa Generale Immobiliare Per Imprese di Publica Utilita Agricoltura di Roma" — Prezes Marcantonio Pacelli, bratanek obecnego papieża.

 „Assicurazioni Generali di Trieste".

„Snia Viscosa" — poważny koncern fabryk sztucznego jedwabiu. — Dyrektor inż. Nogara, administrator Watyka­nu.

"Societa Elettrica Fratelli Mozalini", "Societa Adriatica di Elettricita" — dyrektor znów ten sam baron Nogara itd.

We Francji 70% kapitału koncernu włókienniczego „Societe Textile du Nord" znajduje się w rakach Watykanu, ponadto Watykan posiada udziały w truście naftowym "Compagnie Francaise des Pétroles. W Argentynie do Watykanu należy wielka firma żeglugowa ..Michanovic", w Boliwii kopalnie cy­ny, w Brazylii plantacje kauczuku, młyny, oczyszczalnie ba­wełny, udziały w przedsiębiorstwach włókienniczych.

W Szwajcarii Watykan poprzez zakon jezuitów kontroluje duże międzynarodowe przedsiębiorstwa elektro-energetyczne podlegające przedsiębiorstwu „Elektrobank".

W U.S.A. Watykan jest udziałowcem koncernów Morgana, koncernu naftowego Sinclair Oil Company oraz koncernu mie­dzi ..Anaconda Cooper".

Oprócz tych udziałów w babkach i przemyśle, poważne su­my, bo w samych tylko Włoszech obliczane na 600 milionów do­larów, Watykan ulokował w nieruchomościach. Watykan jest właścicielem całych dzielnic w Rzymie, Mediolanie, Wenecji itd. Są to jedynie kapitały finansowe. Sumy te nie obejmują bezcennych wartości w dziełach sztuki i skarbach kościelnych. Do tego można tylko dodać, że zgodnie z artykułem 1518 Kodeksu Prawa Kanonicznego "papież jest najwyższym za­rządcą wszystkich dóbr kościelnych".

 

Przychylny stosunek Watykanu do Polski jest fałszywą legendą

Tak się przedstawia ekonomiczna baza Watykanu. Wyjaśnia ona wiele. Tego, że imperialistyczny kapitalizm amerykański chce odbudować agresywną potę­gę niemiecką, nie trzeba już dziś udowadniać. To jest jasne. Wa­tykan związany tak silnymi węzłami materialnymi ze światem kapitalistycznym spełnia tylko wyznaczone mu zadanie. Pod­trzymuje Niemców na duchu.

Nasze współżycie z Watykanem trwa już blisko tysiąc lat i karty naszej historii notują niejeden fakt pełen goryczy.

Nie ulega wątpliwości, że kler katolicki w Polsce posiada duży wkład w budowę zrębów naszej państwowości, struktury społecznej i gospodarczej naszego kraju. Przez długi okres naszej historii kler katolicki miał w tych dziedzinach przemożny wpływ. Historia jednak wykazuje, iż wpływ ten nie zawsze był pozytywny, niejednokrotnie przynosił nieobliczalne i nie dające się odrobić szkody. Uzależniony od papieży kler polski zmuszano do działania w interesavh polityki Rzymu wbrew oczywistym interesom narodu.

Polityka papieża na przestrzeni całej naszej historii, a w szczególności w okresie naszych nieszczęść narodowych — w okresie rozbiorów, a później — prób odzyskania niepodle­głości, udowodniła nam, że sprawa niepodległości i suwerenno­ści Polski jest dla Watykanu rzeczą zupełnie obojętną. Polityka Watykanu w czasie ostatniej wojny światowej i po niej tezę tę tylko potwierdziła.

Legendę, która twierdzi, że działalność kleru katolickiego była tylko i wyłącznie korzystna dla Polski, należy w imię praw­dy odrzucić. Odrzuciła ją już dawno zresztą historia, a utrzymuje się ona jedynie dzięki niczym nie krępowanej propagandzie prasy i literatury klerykalnej, która pozostając na usługach Watykanu nie cofa się przed przemilczeniem lub nawet wypa­czeniem faktów historycznych.

Dlatego też, aby stało się zadość prawdzie, aby różni polu­jący na order "Bene Merentibus" 1) czy szambelanię papieską, bardziej watykańscy niż polscy zawodowcy od "stawiania pra­wdy na głowie", nie tumanili bezkarnie narodu, trzeba te fakty ujawnić, trzeba o nich głośno i wyraźnie mówić. Nie należy prawdy chować pod korcem. Światło dzienne nie szkodzi praw­dzie.

1) Order „Dobrze zasłużonym".

 

 

 

POLSKA ZAWSZE WIERNA...

 

Stosunki Polski z Watykanem trwają już blisko tysiąc lat.

Na przełomie dziesiątego wieku stosunki polityczne w Eu­ropie środkowej układały się w ten sposób, że szczepy słowiań­skie zajmujące obszary na wschód od Łaby (dzisiejszej Elby) były narażone na ekspansję Germanów, którzy dążyli do zdo­bycia tych terenów. Jednym z argumentów, którym operował swat germański, był argument wyznaniowy. Świat germański przyjął już wtedy chrześcijaństwo. Szczepy słowiańskie, tkwią­ce jeszcze w ustroju rodowym, nie znały religii chrześcijańskiej, wierzenia ich oparte były na oddawaniu czci personifikowanym w ten lub inny sposób siłom przyrody.

Ten fakt wykorzystywali Niemcy. Pod pozorem walki z po­gaństwem Niemcy systematycznie podbijali poszczególne szcze­py słowiańskie germanizując zdobywane ziemie. Młody jesz­cze podówczas i związany ściśle z germańską organizacją pań­stwową Kościół rzymski akcji tej udzielał całkowitego po­parcia.

W świecie słowiańskim wybijały się wówczas na czoło sil­niejszą organizacją szczepy Czechów i Polan. Bardziej wysu­nięci na zachód Czesi wcześniej zetknęli się z bezpośrednim niebezpieczeństwem zalewu germańskiego i wcześniej przyjęli chrześcijaństwo, ratując się w ten sposób przed podbojem i wynarodowieniem. Gdy to samo niebezpieczeństwo zaczęło bezpośrednio zagrażać Polanom, wówczas książę Polan, Mieszko, przyjmuje w roku 966 chrześcijaństwo z rąk bratnich Czechów. Wydarzenie to osłabia na jakiś czas ataki niemczyzny.

Dopiero jednak syn Mieszka, Bolesław, zwany Chrobrym. dążąc do zabezpieczenia bytu państwa i całkowitego uniezależnienia się od Niemców, organizuje kler katolicki przez utworzenie podległej bezpośrednio Rzymowi metropolii gnieźnień­skiej wraz z biskupstwami: krakowskim, wrocławskim i kołobrzeskim.

Kościół ówczesny nie był instytucją samoistną. W myśl pojęć ówczesnych prawa zwierzchnicze nad Kościołem przysługi­wały cesarzom Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Nie­mieckiego. W roku 1000 w Gnieźnie, u grobu św. Wojciecha. ówczesny cesarz niemiecki Otto III, zawierając przymierzu z Bolesławem Chrobrym, przez utworzenie metropolii gnieź­nieńskiej i wyzwolenie Kościoła polskiego spod zależności Nie­miec, przelewa na Bolesława Chrobrego swoją władzę zwierz­chnią nad Kościołem.

Chrobry dość samowładnie rządził Kościołem polskim. W jego twardych rękach kler katolicki stanowił właściwie je­dną z gałęzi administracji państwowej. Pierwszy organizator państwa polskiego, doceniając w pełni misję cywilizacyjną ów­czesnego kleru i zakonu benedyktynów, nie szczędził Kościo­łowi pomocy materialnej przez nadawanie mu dóbr i zdobywa­nych w licznych wojnach niewolników. W ten sposób Bolesław Chrobry stwarzał mimo woli podwaliny pod przyszłą gospodar­czą potęgę kleru katolickiego w Polsce, potęgę, która pozwoliła mu nie tylko wyzwolić się spod władzy państwowej, ale i osią­gnąć przewagę wykorzystywaną niejednokrotnie na szkodę in­teresów narodowych.

 

Fałszerze historii

W ślad za Bolesławem Chrobrym poszli następni królowie i możnowładcy. W ten spo­sób kler skupiał w swoich rękach coraz wię­ksze bogactwa. Biskup czy opat klasztoru sta­wał się wielkim posiadaczem ziemskim, stawał się panem włościan "przywiązanych do ziemi" i dzięki swojej przewadze go­spodarczej uzależniał od siebie również i wolnych kmieci.

Kler katolicki dobrze rozumiał, iż istotną przewagę daje mu siła ekonomiczna. Toteż dążył do powiększenia swych dóbr. W bardzo krótkim czasie kler nie tylko przestał płacić daniny na rzecz księcia, ale wprowadził własne podatki, które nakła­dał na rycerzy i możnowładców w postaci dziesięciny płaconej na rzecz kościoła miejscowego, świętopietrza, płaconego na rzecz papieża i opłat za posługi religijne. Te podatki wzmacnia­ły zasoby materialne kleru. Z drugiej strony kler napotykał na opór rycerstwa i możnowładztwa, które nie chciało wyzbywać się części swoich dochodów na rzecz i tak już bogatych bisku­pów i klasztorów.

Pierwszym starciem pomiędzy władzą państwową a klerem, o którym to starciu posiadamy dość dokładne damę historyczne, odbyło się pomiędzy Bolesławem Śmiałym a biskupem krakow­skim.

Histeria ta jest bardzo popularna. Jej katolicka wersja oparta o zapiski historyczne księdza Wincentego Kadłubka, wersja popularyzowana do niedawna przez szkolne podręczniki historii, brzmi jak następuje:

Bolesław Śmiały, dzielny wojownik i zwycięzca w wielu bit­wach, ale władca popędliwy, pijak i rozpustnik, prowadził przez swój niemoralny tryb życia oraz ucisk panów i ducho­wieństwa państwo do zguby. Świątobliwy Stanisław Szczepanowski, biskup krakowski, długo i wytrwale nawoływał króla do porzucenia bezbożnego trybu życia. Rozwścieczony morała­mi bogobojnego biskupa, król wpadł któregoś dnia do kościoła i, nie licząc się z niczym, zarąbał przy ołtarzu odprawiającego nabożeństwo biskupa. Następstwem tego faktu był cud. Z czte­rech stron świata zleciały się orły, które złożyły razem posie­kane członki Stanisława. Członki te w cudowny sposób się zro­sły. Poruszony cudem lud rozpoczął się burzyć przeciw królo­wi, a ten przerażony swoim czynem zbiegł z kraju szukając spokoju sumienia w pokucie klasztornej. — Tak brzmi legenda rozszerzana usilnie przez kler.

Prawda historyczna brzmi inaczej:

 Po śmierci Bolesława Chrobrego państwo polskie osłabione walkami wewnętrznymi popadło znów w zależność od cesarstwa niemieckiego. Bolesław Śmiały, idąc w ślady swego wielkiego pradziada, dążył do uporządkowania stosunków wewnętrznych, zwalczając separatyzmy dzielnicowe i anarchię możnowładczych rodów. Korzystając z walki, jaka w tym czasie wybuchła mię­dzy papieżem Grzegorzem VII i cesarzem Henrykiem IV, wy­zwolił się spod władzy cesarskiej i w dniu 24 grudnia 1076 r. koronował się w Gnieźnie na króla polskiego. Gdy jednak w kil­ka lat później cesarz niemiecki odzyskał przewagę nad papie­żem, Niemcy podburzyli możnowładców polskich przeciwko Bo­lesławowi, dążąc do osadzenia na tronie polskim uległego im Władysława Hermana, młodszego brata Bolesława. Na czele spisku możnowładców stanął biskup Stanisław ze Szczepanowa. Bolesław Śmiały wykrył spisek, pozwał biskupa przed swój trybunał i skazał go na karę śmierci przez poćwiartowanie. Wyrok został wykonany nie przy ołtarzu na Skałce, ale na miejscu zbierania się wieców sądowych na pagórku wawel­skim obok kościoła św. Michała. Mimo to spiskowcy, popierani przez Niemców, wywołali powstanie. Pokonany Bolesław uszedł do swego sprzymierzeńca, króla węgierskiego, a na tronie polskim zasiadł Władysław Herman, który panowanie swoje roz­począł od złożenia hołdu cesarzowi niemieckiemu i obsadzenia czołowych stanowisk w kościele przez biskupów Niemców. Taka jest prawda historyczna. Historia zatargu Bolesława z biskupem Stanisławem jest ciekawa jeszcze z innego względu. Jest ona świadectwem fałszowania historii Polski przez kler katolicki dla jego celów. Kolportowaną przez klerykalnych historyków wersję o świąto­bliwym biskupie spisuje Wincenty Kadłubek w 120 lat później (1205 r.). On opisuje cuda, jego kronika staje się podstawą procesu kanonizacyjnego Stanisława..

Cel był jasny. Kadłubek pisał swą kronikę w okresie, kiedy kler sięgał po władzę. Dowodem prawdy historycznej jest jednak dużo wcześniejsza, prawie że współczesna wypadkom, kro­nika Galla (1113 r.), która wyraźnie przedstawia Stanisława Szczepanowskiego jako biskupa możnowładcę stojącego na czele spisku politycznego.

 

Kler chce władzy nad Polską

Jaskrawy przykład działalności kleru na szkodę państwa spotykamy już w historii panowania Bolesława Krzywoustego. Król ten w swojej walce o odzyskanie i utrzymanie przy Polsce Pomorza Zachod­niego nie uzyskał pomocy duchowieństwa polskiego. Król wyr­wał z rąk niemieckich siłą oręża Białogród, Kołobrzeg, Wolin i Szczecin. Biskupi polscy nie zajęli się jednak utrwaleniem tego zwycięstwa, woląc zajeżdżać zbrojnie dwory innych możnowładców. Skutek był ten, że akcję religijną na Pomorzu podjęli Niemcy. Otto, biskup Bambergu, wysyła tam księży niemieckich. Za związkami religijnymi poszły związki polity­czne. Wielki wysiłek całego narodu został zmarnowany wskutek sobkostwa kleru katolickiego.

Historia polskiego średniowiecza jest w dużym stopniu wy­pełniona walkami, które toczył kler katolicki o zdobycie prze­możnego wpływu na bieg i rozwój życia społecznego i państwo­wego.

Od czasu Bolesława Krzywoustego wraz ze wzrostem wpły­wów kleru rosną jego apetyty. Okres rozbicia dzielnicowego i walk wewnętrznych sprzyja umacnianiu się kleru na raz zdo­bytych pozycjach, a umiejętne stosowanie intryg z możnowładcami przeciwko książętom i z książętami przeciwko możnowładcom pozwala sięgać po nowe przywileje ekonomiczne i poli­tyczne.

 

Klątwa - narzędziem walki politycznej

W walce tej kler katolicki, oparty o międzynarodową potęgę papieża, chętnie wyzyskuje religijność Polaków. Stra­szenie ogniem piekielnym i karą wiecznego potępienia staje się podstawową metodą działalności kleru. Klątwa kościelna staje się narzędziem walki politycznej. Nie ma bodaj księcia polskie­go z rodu Piastów, którego by me dotknęła klątwa i ekskomunika. Klątwą obłożono Władysława II, Mieszka III zwanego Starym, Władysława Laskonogiego, księcia śląskiego, Bolesława Łysego, nie uniknął klątwy biskupiej pełen religijnego du­cha, fundator i dobrodziej klasztorów, Henryk Brodaty, książę wrocławski.

Bo też klątwy kościelnej nie rzucano wtedy ze względów religijnych. Polska w tym okresie nie zna walk religijnych, jest jednolita wyznaniowe. Mniej lub bardziej świadomie, mniej lub bardziej naiwnie, wszyscy Polacy wyznają chrześcijaństwo według przepisów Kościoła rzymskiego. Klątwy rzucane przez papieża, czy biskupów są zawsze związane z żądaniem przez Ko­ściół przywilejów ekonomicznych i politycznych. Najczęstszą przyczyną jest, uchylacie się od płacenia dziesięciny na rzecz Kościoła lub też dążenie książąt do obciążenia dóbr kościelnych na równi z innymi majątkami kosztami utrzymania administracji państwowej.

Klątwę ściągali na siebie nie tylko książęta, lecz nawet ca­łe miasta. Już w roku 1335 papież Benedykt XII wyklął miasta: Wrocław. Głogów, Cieszyn, Gliwice i Koźle z powodu niepłacenia świętopietrza. Również za niepłacenie świętopietrza wy­klęte były ziemie: pomorska i chełmińska. Klątwa spadla na­wet na biskupów uchylających się od opłacania podatków papieskich. Biskupi z kolei nie szczędzili klątw wiernym zalegającym z opłatą dziesięciny należnej Kościołowi.

Duchowieństwo ówczesne charakteryzuje przede wszyst­kim chciwość materialna. Pomagały w tym zakony. Niewątpli­wie zakony tego typu co benedyktyni lub cystersi miały poważny udział w pracy cywilizacyjnej i kulturalnej, nie można zresztą tego udziału odmówić i reszcie duchowieństwa. Ale obok tych zasług, na całą działalność kleru katolickiego świec­kiego i zakonnego w okresie Piastów ponury cień rzuca chci­wość materialna i uporczywe dążenie do podporządkowania sobie życia politycznego.

Nieco później wypowiedział to Mikołaj Rej tymi słowy: "Iż gdy wydam dziesięcinę, bych był najgorszy nie zginę, a damli dobrą kolędę, że z nogami w niebie będę..."

W wyniku tych walk sytuacja kleru katolickiego w Polsce przy końcu epoki piastowskiej ulega zasadniczym zmianom. Kler uniezależnia się od władzy państwowej, organizuje się na nowych podstawach, opiera się na własnym prawie kanonicznym, sięga nawet dalej, podporządkowuje bowiem swemu są­downictwu nie tylko duchownych, nie tylko ludność osiadłą w dobrach kościelnych, ale i cale społeczeństwo. Rosną jego żądania, wzmaga się zależność od papieży rzymskich. W 1318 r. Władysław Łokietek zostaje zmuszony przez papieża do wpro­wadzenia w Polsce inkwizycji przeciw heretykom i do podwyż­szenia świętopietrza. Odtąd Polska miała płacić papieżowi po jednym denarze od głowy. W 1363 r. papież Urban V żąda od króla Kazimierza ukarania kupców i mieszczan krakowskich za niepłacenie podatków kościelnych.

 

Hierarchia kościelna - przeciw jedności państw słowiańskich, przeciw interesom Polski

Za czasów Jagiełły kler katolicki opanowuje rządy państwa, w związku z czym wzmagają się wpływy Watykanu na sprawy polskie. Skutki tego nie dają długo na siebie czekać. W roku 1433 biskup i kanclerz Oleśnicki uzyskuje przywilej, który uprawnia sądy kościelne do wyrokowania nie tylko w sprawach wiary, lecz również i w sprawach dziesięcin dóbr kościelnych, wreszcie w sprawach ekscesów przeciwko duchowieństwu. Co więcej, do egzekucji tych wyroków przywilej zobowiązuje urzę­dników państwowych, a starosta, który by zaniedbał odebrania wyklętemu jego majątku i przekazania go Kościołowi, sam podlegał klątwie.

W ten sposób kler coraz bardziej podporządkowywał sobie organa władzy państwowej.

Ten przemożny wpływ kleru na sprawy polityczne przy­niósł już wkrótce nieobliczalne szkody i w polityce zagranicz­nej.

Po zwycięstwie nad zakonem krzyżackim w ówczesnym układzie stosunków powstała możliwość urzeczywistnienia jed­ności dwóch państw słowiańskich: Czech i Polski. W roku 1437 umiera Zygmunt Luksemburczyk, po tron czeski sięga popie­rany przez Watykan Albrecht Habsburg. Czesi obawiając się germanizacji, zwracają się o pomoc do bratniego narodu polskiego i ofiarowywują swój tron synowi Jagiełły, Kazimie­rzowi.

"Kiedy jednak — jak mówi Bobrzyński — cały naród do myśli tej się zapalił, jedna hierarchia kościelna stanęła żelaz­nym murem przeciw wszelkiej łączności z Czechami, a na czele jej Oleśnicki. Przychylenie się ku sprawie czeskiej byłoby zwy­cięstwem stronnictwa husytów w Polsce, a podkopaniem sta­nowiska hierarchii i jej rządów dotychczasowych, których za żadną cenę z rąk nie chciała wypuścić" 1).

Sprzeciwiał się zresztą temu Watykan, który wolał zgermanizowanie Czech za cenę utrzymania tam swoich wpływów niż niepodległość Czech husyckich.

Dzięki oporowi Watykanu i episkopatu polskiego upadła wielka idea jedności słowiańskiej, idea stworzenia potęgi zdol­nej na stałe przeciwstawić się naporowi germańskiemu.

W ślad za tym idzie druga klęska. W obronie przed nawałą turecką mobilizuje się ówczesna Europa. Król polski i węgier­ski, Władysław III, na czele polsko-węgierskich wojsk wstrzy­muje postęp Turków i zawiera w 1433 r. korzystny pokój. Wa­tykan jednakże zmusza go do złamania pokoju. Obiecuje pomoc całego świata, a kiedy nieprzygotowany do walki król zwleka, legat papieski Cesarini imieniem Namiestnika Bożego zwalnia go od przysięgi. Król zrywa pokój, obiecana pomoc Watykanu nie nadchodzi i wyprawa kończy się klęską pod Warną. Ginie tam Władysław, a wraz z nim kwiat młodzieży polskiej i węgierskiej. W konsekwencji upada druga możliwość wzmocnie­nia sił Polski.

Nie po raz pierwszy, ale i nie ostatni Polska jest pionkiem na szachownicy politycznej Watykanu.

 

1) M. Bobrzyński. Dzieje Polski w zarysie. Wydanie czwarte. T. I. Str. 235

 

Dano nam nazwę Polonia semper fidelis — Polska zawsze wierna i powoływano się na to, ilekroć dla celów Watykanu po­trzebna była nasza krew na polach bitew, ale nie liczono się nigdy z naszymi potrzebami i naszymi interesami.

Opierając się o podległy mu kler polski, kler, który, jak już mówiliśmy, potęgę swoją zawdzięczał silnej bazie ekonomicznej i związkom z warstwą szlachecką (od 1505 roku tylko szlach­cic mógł zostać biskupem lub prałatem 1), Watykan wtrącał się w nasze sprawy wewnętrzne, zmuszał nas do wyczerpujących walk, wciągał nas w koalicje, w których, jak pod Warną, obie­cywał pomoc, a potem pozostawiał nas własnemu losowi.

Kazimierz Jagiellończyk miał jeszcze tyle siły, żeby stanąć do walki z papieżem. Kiedy papież Paweł II. popierając zakon krzyżacki, rzucił klątwę na wspomagany przez Polskę związek miast pruskich i króla polskiego, Kazimierz Jagiellończyk po prostu zabronił wstępu do państwa legatowi papieskiemu Hie­ronimowi.

Wygrał również Kazimierz walkę z Watykanem o obsadę stolic biskupich w Polsce.

Biskupi ówcześni zasiadali w radzie królewskiej i król stał na stanowisku, że swoich doradców on mianować powinien, "ażeby człowiek niechętny lub zdrajca wdarłszy się na stoli­cę biskupią krajowi nie szkodził". Doszło do zatargu, gdy po długich rokowaniach nie można, było ułożyć stosunków na dro­dze prawnej, W roku 1460 król wskazuje kapitule krakowskiej kandydata w osobie Jana Gruszczyńskiego, papież jednak mia­nuje na to stanowisko Siemieńskiego. Król każe aresztować Siemieńskiego, a na klątwę papieską odpowiada mandatem, w którym grozi karą śmierci każdemu, kto odważy się popierać kandydata papieskiego. Przed taką groźbą cofa się kler polski, cofa się i papież. Odtąd królowie polscy wywierają stanowczy wpływ na nominacje biskupów.

 

1) M. Bobrzyński. Dzieje Polski w zarysie. Wydanie czwarte. T II, Str. 34

 

Jednakże potęga ekonomiczna kleru i możnowładztwa dość szybko likwiduje resztki siły państwowej.

W walce z postępowymi prądami zwycięża kler katolicki przy pomocy niedawno sprowadzonego do Polski zakonu jezui­tów. Nad Polaka zapada żelazna kurtyna wpływów Watykanu. Duchowieństwo, węzłami krwi i majątku związane ze szlachtą, opanowuje szkolnictwo, odcina nasz kraj od rozwoju nauk przy­rodniczych na zachodzie Europy. Chłopi i mieszczaństwo zupeł­nie pozbawione są oświaty, a nad szlachtą zawisł cień jezuickie­go podręcznika: Alvara.

Watykan coraz częściej wtrąca się w sprawy wewnętrzne, nie cofając się nawet przed wywoływaniem wojen domowych. Przykładem tego jest interwencja nuncjusza papieskiego Annibala di Capua, który, popierając z polecenia Watykanu kan­dydaturę Maksymiliana Habsburga na tron polski, doprowadził przekupstwem do podwójnej elekcji i wojny domowej 1). Dopie­ro zwycięstwo Jana Zamoyskiego pod Byczyną położyło kres watykańskiej próbie osadzenia Niemca na tronie polskim.

 

Watykan przeciwko walce narodowo — wyzwoleńczej Polski 1791 - 1863 r.

Jak już wspominałem, w Watykanie mawiano o nas: „Polska zawsze wierna". Że był to tylko dźwięk bez treści, że było to tylko pochlebstwo, obliczone na wyzyskanie przez Rzym narodu naszego do swoich międzynarodo­wych celów, o tym. świadczy postawa Watykanu w okresie na­szych nieszczęść narodowych.

Rozbiór Polski dokonany przez silniejszych sąsiadów spoty­ka się omal niezwłocznie z aprobatą Watykanu. Już w rok po pierwszym rozbiorze papież uznaje urzędowo traktat rozbio­rowy.

Watykan ma na oku tylko swoje interesy, toteż chętnie uznaje suwerenną władze króla pruskiego i cara rosyjskiego nad Polską.

 

1) Czesław Nanke Z dziejów polityki Kurii Rzymskiej wobec Polski. Lwów, 1921.

 

Już 15 grudnia 1795 roku, a więc zaledwie po upływie kil­ku tygodni od ostatniego rozbioru, papież Pius VI wydaje spe­cjalne breve do arcybiskupa gnieźnieńskiego, w którym to breve nakazuje wpajać w lud "obowiązek wierności, posłuszeń­stwa i miłości panom i królowi", i to "tym silniej, chętniej i gorliwiej w tym czasie, w którym ich do tego pociąga wdzię­czność sama. jaką wypłacać są obowiązani za pełne ludzkości i słuszności króla swojego (Fryderyka Wilhelma II) chęci..." 1)

Pius VI kazał Polakom dziękować królowi pruskiemu za roz­darcie ich własnej ojczyzny!

Gdy w 1831 roku Polska w walce o wolność chwyta za broń przeciw carskiej przemocy, papież Grzegorz XVI wydaje 9 czerwca 1832 roku encyklikę, w której potępia powstanie stwierdzając, iż wywołali je "niektórzy twórcy kłamstwa i chytrości, którzy w tych czasach nieszczęśliwych pod płaszczykiem religii podnieśli głowę przeciwko prawowitej władzy monar­chy". W końcu wezwał biskupów do wiernej służby dla cara.

Ci, którzy walczyli o wolność, byli dla Watykanu zawsze "twórcami kłamstwa i chytrości", albowiem dla papieża pra­wowitą władzą była zawsze władza panów i monarchów!

Stanowisko papieża Grzegorza XVI wywołało wówczas zgorszenie i oburzenie Polaków. Oburzenie to najdosadniej wy­raziło się w okrzyku Słowackiego; "Polsko — twa zguba w Rzymie!"

Również i w okresie powstania styczniowego Rzym wystę­puje przeciwko walce Polaków o wolność. Pod naciskiem Wa­tykanu arcybiskup poznański ks. Przyłuski wydaje list prze­ciwko księżom składającym przysięgę tajnemu komitetowi. Większość jednak patriotycznego duchowieństwa odmówiła posłuszeństwa biskupom i stanęła po stronie Rządu Narodo­wego. Z ich szeregów wyszły takie postacie, jak ks. Brzóska i ks. Mackiewicz, przed których pamięcią, każdy Polak ze czcią chyli głowę, tak jak chyli ją przed postacią, ks. Ściegiennego, bojownika o wolność z okresu poprzedzającego Wiosnę Ludów.

 

1) M. Bobrzyński: Ibidem, T. III, str. 8

 

Następna próba walki o wolność, rok 1905, też jest nazna­czona interwencją papieża.

3 grudnia 1905 roku ukazuje się encyklika papieska gro­miąca tych wszystkich, którzy odważą się podnieść rękę aa prawa ustanowione przez świętą osobę pomazańca bożego, cara Wszechrosji.

Cytuję tu tylko kilka faktów. W encyklikach papieskich i rocznikach Acta Apostolicae Sedis można ich znaleźć wię­cej i może nawet jaskrawsze.

Fakty te jednakże stwierdzają wyraźnie stosunek Waty­kanu do Polski na przestrzeni stuleci.

Ostatnia wojna była dla narodu polskiego jeszcze jednym dowodem tego, że Watykan nie jest naszym przyjacielem.

 

 


WATYKAN — POLSKA — WOJNA

 

Pamiętamy wszyscy falę oburzenia na politykę Watykanu, jaka ogarnęła naród polski w czasie wojny. Milczenie papieża wobec ogromu zbrodni hitlerowskich, nominacje Niemców na miejsca aresztowanych biskupów polskich wykazały wyraźnie nieżyczliwy stosunek obecnego papieża do Polski.

Po wojnie zakrojona na wielką skalę propaganda z ambo­ny, w prasie katolickiej i masowo kolportowanych broszurach, starała, się zatrzeć oburzenie narodu, starała się usprawiedli­wić postępowanie papieża bądź nieświadomością tego, co się działo, bądź rozdmuchaniem skąpych i nieobowiązujących wy­stąpień.

Te wysiłki urzędowych i nieurzędowych obrońców Watyka­nu, działających zresztą na rozkaz Watykanu, który, jak wia­domo, umie używać sankcji zawartych w kodeksie prawa ka­nonicznego, trwają nadal. Dla ludzi, których hasłem może być: „Niech zginie Polska, byle trwał Watykan", racja stanu i inte­res Polski i Polaków ma mniejsze znaczenie niż order zasługi otrzymany z rak papieża.

 

Nieporozumienie czy świadoma polityka

List Piusa XII z l marca 1948 roku adresowany do biskupów niemieckich, list wzywający otwarcie do rewizji na­szych granic, list, który pomijając milczeniem polską krzywdę, wzywa do naprawienia krzywdy rzekomo wyrządzonej Niem­com, zaskoczył nawet najgorliwszych obrońców Watykanu.

Początkowo twierdzono, że list jest falsyfikatem. Gdy jed­nak ogłoszenie pełnego tekstu listu rozwiało wszelkie wątpli­wości, nastąpiło długie i kłopotliwe milczenie.

Rosnąca jednak lawina protestów, spontaniczne oburzenie całego narodu zmusiło wreszcie zakłopotanych do zabrania głosu. Gra była przegrana.

I wtedy zwrócono się do argumentu używanego już nieraz w czasie wojny: "Papież jest źle poinformowany, papież nie wiedział — pomylił się". Ale jednocześnie sięgnięto do obron­nych argumentów. „Papież kocha Polskę, dał przecież tyle do­wodów tego w czasie wojny".

Szpalty pism klerykalnych zapełniły się specjalnie dobiera­nymi urywkami przemówień papieża, urywkami, które miały wykazać wielkie zasługi, jakie Pius XII położył dla Polski. Ton tych artykułów stara się nieomal przekonać, wmówić w czy­telnika, że "Polska w ogóle istnieje tylko dzięki papieżowi".

Kuria rzymska potępiła te wysiłki katolickich publicystów, wyjaśniając, iż papież wiedział, co czyni, gdy brał w obronę Niemców.

Trzeba więc zająć się bliżej stosunkiem papieża do Polski właśnie w czasie wojny. Trzeba przedstawić faktyczny stan rzeczy.

Czy papież milczał w czasie wojny? Zawodowi obrońcy Watykanu krzyczą wielkim głosem: „Ależ nie, papież pisał noty protestacyjne do rządu hitlerowskiego".

Słusznie. Papież istotnie zabierał głos. Skąpe to co prawda wypowiedzi i niewiele ich było. Niemniej jednak były. Toteż zacytujemy je również i omówimy. Zestawimy je jednak z tym, co papież mówi do Niemców, bo to zestawienie ujawnia w pełni to, co propaganda prowatykańska stara się zatrzeć: prawdziwy stosunek Watykanu do Polski.

Zacznijmy od rzeczy najważniejszej. Czy Watykan uznał zabór ziem polskich przez hitlerowców, czy nie?

 

Czy Watykan uznał zabór ziem polskich przez Niemcy?

Pisma klerykalne twierdzą, że nie. W braku innych dowodów chętnie przedrukowują noty dyplomatyczne waty­kańskiego Sekretariatu Stanu do hitlerowskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ale właśnie w tych dokumentach możemy znaleźć potwierdzenie faktycz­nego uznawania przez Watykan zaboru ziem polskich przez. Niemcy. Weźmy dla przykładu notę Nr 1063/43 datowaną z Watykanu dnia 2 marca 1943 roku. W nocie tej kardynał Maglione wylicza wszelkie ograniczenia kultu, represje w sto­sunku do duchowieństwa, domagając się w tych sprawach tylko... wyjaśnień.

Charakterystyczne jest jednak, ze tereny zagrabione przez Niemcy nazywa kardynał nie po prostu „ziemiami polskimi", ale zgodnie z hitlerowską terminologią — Warthegau, bądź też ziemiami "ogłoszonymi jako przyłączone do Rzeszy". Żeby nie być gołosłownym, zacytuję jeden urywek: „W dzielnicach ogłoszonych jako przyłączone do Rzeszy Niemieckiej i zjednoczonych z okręgami Prus Wschodnich, Gdańska, Prus Zachodnich i Górnego Śląska, położenie jest..." itd. Z tych słów wynika jasno, że Poznańskie, Pomorze i Górny Śląsk Watykan traktował jako zjednoczone z Rzeszą Nie­miecką.

Ta nota nie jest dowodem przychylnego stosunku Watyka­nu do Polski. Przeciwnie, stanowi dowód, że Watykan bronił tylko swoich interesów, z lekkim zaś sercem traktował zabór Pomorza, Poznańskiego i Śląska przez hitlerowców.

 

Warschau-Deutschland" i „Breslau — Germania"

Kardynał Sekretarz Stanu pisał zresztą ostrożnie. Mniej ostrożni byli urzędnicy Kurii rzymskiej. Listy i do­kumenty wysłane z kancelarii papieskiej do Warszawy w okre­sie okupacji nosiły wyraźny napis: Warschau — Deutschland, mimo że przed wojną były przez te samą Kurie adresowane po łacinie: Polonia — Varsovia.

Charakterystyczne jest również, że Kuria rzymska, która w okresie wojny tak łatwo zmieniła adres Warszawy umieszcza­jąc ją w Niemczech, do dziś dnia (cztery lata po wojnie) nie może zmienić adresu Gdańska i Wrocławia. Wciąż jeszcze przy­chodzą z Sekretariatu Stanu listy adresowane: Danzig — Ger­mania i Breslau -- Germania. Dla Kurii rzymskiej te miasta wciąż jeszcze są niemieckie.

Drobna to rzecz, ale charakterystyczna, zwłaszcza że wła­śnie Watykan lubi się chwalić wyrafinowaniem swojej dyploma­cji. Nie tylko każde słowo, każdy ton jakoby wymaga studiów. Do słów Watykanu trzeba dodać czyny Kurii rzymskiej. Niemcy aresztowali biskupa chełmińskiego, Polaka, a die­cezja chełmińska zostaje włączona do Rzeszy. Watykan mianuje natychmiast Niemca Spletta — współpracownika i przyjaciela hitlerowców — nie licząc się z tym, że w ten sposób sam zrywki konkordat zawarty z rządem polskim.

W diecezji gnieźnieńskiej również zostaje mianowany admi­nistratorem Niemiec ks. dr Paech, a po nim franciszkanin nie­miecki Breitinger, mimo ze w stolicy watykańskiej przebywa wówczas prawowity rządca tej diecezji, prymas Polski, kardy­nał August Hlond.

Watykan był bardzo dobrze poinformowany o tych zmia­nach i nie zaprzecza temu, że je zatwierdzał.

Papież wiedział również o aresztach księży i o wywożeniu księży, a nawet biskupów do obozów koncentracyjnych. Więcej. Watykan wiedział o tym, że hitlerowcy zamordowali staruszka biskupa Nowowiejskiego. Dowiadujemy się o tym z not i listów papieskiego Sekretariatu Stanu do hitlerowskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

W tych listach Watykan jednak nie gromi hitlerowców, nie domaga się zmiany stosunków, nie potępia mordów, prosi je­dynie o wyjaśnienia, a jeśli posuwa się do groźby, to czyni to w bardzo delikatnej formie.

W oświadczeniu Sekretariatu Stanu z dnia 8 października 1942 r. Watykan grozi hitlerowcom następującymi słowy:

"Jeśli... sytuacja miałaby się jeszcze bardziej pogorszyć, Stolica Apostolska z obowiązku swego powołania byłaby zmuszona opuścić powściągliwe stanowisko, jakie dotychczas zaj­mowała".

To jest najostrzejsze wystąpienie Watykanu przeciw hitle­rowcom w czasie wojny.

Ale cóż, sytuacja pogorszyła się. Hitleryzm po 1942 roku za­ostrzył terror. Powstały nowe krematoria i vernichtungslagry, po ulicach grzmiały salwy publicznych egzekucji. Do hitlerow­skich obozów śmierci wędrowały nowe tłumy obywateli pol­skich, mnożyły areszty i morderstwa księży katolickich, gi­nie bestialsko zamordowany przez oprawców hitlerowskich bi­skup Kozal. Watykan, nadał milczy. Papież nie wypełnia nawet swojej delikatnej groźby i nie porzuca „powściągliwego stano­wiska, jakie dotychczas zajmował".

Nie ma, mowy oczywiście o klątwie. Hitlerowców się nie wyklina.

 

"Lojalny hołd..." - hitlerowców dla Polski!

Idźmy dalej. Obrońcy papieża powołują się na słowa żalu i współczucia, jakie wypowiadał pod adresem Polski pa­pież Pius XII. Najczęściej przytacza się takie zdanie:

„W oczach Boga, w oczach Jego Wikariusza, w oczach wszystkich ludzi uczciwych pozostają wam inne bogactwa; bo­gactwa, których się nie chowa w żelaznych skrzyniach lub ka­sach, lecz w sercach i duszach. Pozostaje wam przede wszytkim blask dzielności żołnierskiej, która nawet waszych prze­ciwników napełnia podziwem i przed którą oni lojalnie złożyli hołd..."

„Blask dzielności żołnierskiej". Znamy, znamy! Tym bla­skiem dzielności żołnierskiej czarował nas Napoleon, gdy ręka­mi naszych żołnierzy trzeba było zdobyć Somosierrę, czarował nas Churchill, gdy trzeba było naszych lotników i marynarzy do obrony Londynu, gdy naszą krwią trzeba było zlewać stoki Monte-Casino.

Ale niezrozumiałe są dla Polaka, który szczęśliwie przeżył okupację hitlerowską, słowa papieża, twierdzące, ze hitlerowcy „lojalnie złożyli hołd" naszej dzielności. W czym papież widział szlachetność Niemców? Gdzie były te hołdy hitleryzmu dla na­szej dzielności, które każe nam podziwiać Stolica Apostolska? Egzekucje publiczne, deportacje? Majdanek, Treblinka, Oświę­cim?

My tu, w kraju, widzieliśmy krzywdę i zezwierzęcenie, wi­dzieliśmy rabunek i szarganie wszelkich świętości. Przeciwnik zmuszaj nas do tego, abyśmy w nim widzieli bestię apokalip­tyczną, a nie lojalnego i rycerskiego wroga.

 

Kogo żałuje Watykan dziś?

W swoim "Orędziu do ludności katolickiej Ziem Odzyskanych", ogłoszonym pod nacis­kiem opinii publicznej dopiero w czerwcu 1948 r. („Tygodnik Warszawski" Nr 25/134 z dnia 20 czerwca 1948 r.) prymas Polski kardynał Hlond "dla otuchy" przyta­cza również wyjątki z powojennych listów papieża do biskupów polskich.

W jednym z nich (z 21 czerwca 1941 roku) papież, wylicza­jąc cierpienia naszego narodu, stwierdza:

„To wszystko sprawiło nam ból nad wyraz dotkliwy. Ból ten był tym sroższy, że nie mieliśmy prawie żadnej możliwości nieść wam pociechę i ulgę, którą w owych straszliwych chwilach tak bardzo pragnęliśmy wam służyć".

W drugim liście do biskupów polskich z dn. 17. I. 1946 r. papież mówi (cytuję za orędziem prymasa):

„Ze wschodnich ziem Polski płyną ku zachodnim kresom tłu­my ludzi dotkniętych nieraz ciężkim losem, bolejących nad opu­szczonym mieniem, zasługujących na to, by im rodacy w nie­oczekiwanym położeniu okazali szybką i współczującą pomoc. Czynem i słowem sprawcie to, Ukochany Synu Nasz (prymas Polski) i Czcigodni Bracia biskupi), aby im ani z waszej stro­ny, ani od kapłanów i wiernych nie brakło pomocy przewidują­cego i czynnego miłosierdzia. Roztoczcie nad nimi wszelką opiekę duchową, aby słowa pociechy, wiary i nadziei chrześcijań­skiej krzepiły ich i umacniały".

Krótko mówiąc, papież wzywa rodaków, wzywa Polaków, aby pomogli tym, którzy osiedlali się na Ziemiach Odzyskanych. Myśmy pomogli naszym osadnikom i bez zachęty papieża.

Dnia 17 stycznia 1946 roku papież pisał do Niemców zupeł­nie innym tonem. W liście pasterskim do episkopatu niemieckie­go z dnia 17 stycznia 194G czytamy:

,,Wszystko to są cierpienia spowodowane bezlitosną wojną. Wojna ta szalała zarówno na wschodzie jak i na zachodzie Eu­ropy, w Afryce i w Azji, ale specjalnie boleśnie dotknęły nas wasze cierpienia, albowiem miedzy wami spędziliśmy tyle lat owocnej pracy. Dla was wszystkich, a głównie dla tych, którzy zostali wypędzeni ze swoich domów i gospodarstw wiejskich i teraz muszą tułać się, błagamy Boga o zmiłowanie w naszych modlitwach".

Nad tymi słowami trzeba się zastanowić.

Kto w tej wojnie był napastnikiem, a kto ofiarą Z tych słów wynika jedno: "Owszem, żal mi Polaków, Francuzów i Rosjan, ale was. Niemców, specjalnie mi żal, bo wy­rzucono was z ojczyzny, bo biedni musicie się tułać".

Deportowanej, wyrzucanej brutalnie w ciągu dwudziestu czterech godzin, obrabowywanej ludności z Poznańskiego i Po­morza polskiego kazał papież cieszyć się z tego. że zostały jej "bogactwa, których się nie chowa w żelaznych skrzyniach lub stalowych kasach". Kazał nam podziwiać lojalność hitlerow­ców. Dla Niemców, którym pozwoliliśmy zabrać ze sobą "boga­ctwa, które chowa się w pancernych kasach", papież stara się o powrót na nasze ziemie.

To zestawienie mówi samo za siebie.

Gdy bomby niemieckie spadały na Warszawę, Watykan mil­czał. Ale gdy samoloty angielskie i amerykańskie odważyły się bombardować Mediolan i Rzym, papież zabrał głos: "W godzinę szczególnego rozgoryczenia" — nazywa atak bombowy na Rzym — "smutnym widowiskiem rzezi i dymiących ruin, walką przeciwko bezbronnej i niewinnej ludności".

Siedlce, Warszawa, Piotrków, Lublin w 1939 roku — to nie było smutne widowisko, wtedy papież nazywał to „wynikiem rozwoju wypadków". Gdy samoloty niemieckie bombardowały Belgrad, gdy płonął Mińsk, gdy w gruzy walił się Smoleńsk, Wa­tykan milczał, ale w lipcu 1944 r. papież wysyła list do arcybiskupa Berlina, hr. Konrada Preysinga, w którym wyraża swój podziw dla ludności Berlina z powodu dzielnego zachowania się w czasie angielskich ataków lotniczych. Preysing podał berliń­skim katolikom do wiadomości pismo papieża w ramach listu pasterskiego ku pokrzepieniu serc hitlerowskich. Papież mówi: w czasie wojny ,,nie mieliśmy prawie żadnej możliwości".

A oto znamienny dla polityki Watykanu fakt który zdarzył się po wojnie.

 

Czy duchownemu wolno być szpiegiem?

Dnia 29 grudnia 1948 roku węgierskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ogłosiło komunikat   zawiadamiający o aresztowaniu przez władze bezpieczeństwa prymasa Węgier arcybiskupa Esztergom, kardynała Józefa .Mindszentyego pod zarzutem zdrady głównej, zamachu na bezpieczeństwo republi­ki, szpiegostwa i nielegalnego handlu walutami.

Dnia ósmego lutego 1949 roku, po trzydniowej rozprawie. Trybunał Ludowy w Budapeszcie wydał wyrok w sprawie Mindszentyego i towarzyszy.

Pierwszy oskarżony Józef Mindszenty został uznany win­nym:

zbrodni kierowania organizacją, zmierzającą do obalenia ustroju demokratycznego i republiki,

zbrodni zdrady głównej i szpiegostwa,

zbrodni niezgłoszenia władzom, spekulowania, wysyłania za granicę i nielegalnej sprzedaży walut obcych —

skazany na karę łączna dożywotniego więzienia, dziesięciu lat pozbawienia praw obywatelskich i konfiskaty całego ma­jątku.

 

W odpowiedzi na to Kuria rzymska rzuca klątwy i gromy potępienia na tych, którzy ośmielili się wydać wyrok na osobę duchowną. Oficjalny organ Watykanu „Osservatore Romano" stwierdza, że prawo kanoniczne nie pozwala, na to, aby ducho­wny był karany przez władze świecką.

Dziwne. Nic nie słyszał nikt o klątwie na Hitlera, na Himmlera i innych katów. Ten przepis kanoniczny nie był używany w stosunku do hitlerowców znęcających się nad klerem, nad biskupami: Gorałem, Nowowiejskim i Kozalem. Klątwę wywo­łał dopiero fakt skazania wspólnika faszystów i szpiega.

 

 

Osobliwe "Miłosierdzie" i charakterystyczna "ostrożność"

W czasie wojny „nie było możliwości", po wojnie usłyszał świat prośbę papieża o ułaskawienie gubernatora Franka. Nie klątwa — prośba o ułaskawienie. Świat usłyszał również prośbę o ułaskawienie Greisera.

Obrońcy Watykanu tłumaczą to obowiązkiem papieża. Z urzędu jest powołany do miłosierdzia, Czy ofiary hitleryzmu nie miały prawa do takiego samego miłosierdzia.

Jeden z urzędowych obrońców papieża dr Stefan Zuzelski, w masowo kolportowanej broszurze tak tłumaczy milczenie i ła­godność papieża w stosunku do hitleryzmu:

„Chociaż Kościół doznał tak ciężkich ran od błądzących, cho­ciaż był tak zachęcany do użycia słów potępienia dla ludzi, cho­ciaż miał tak mocne ku temu prawo i słuszne powody, Pius XII nikogo z ludzi nie potępił. Karcił błędy z dziwną, choć stanow­czą, ostrożnością, by nie .dotknąć ludzi l) (hitlerowców — przyp. mój).

Czy można „dziwną i stanowczą ostrożnością" wyjaśnić po­stępowanie papieża?

Nie wyjaśni nam jej również miłosierdzie.

 

1) Dr Stefan Zuzelski: Stolica Apostolska a świat powojenny. Włocławek 1945. Str. 15

 

Jest inne zdanie papieża, które wyraźniej stawia sprawę. Które tłumaczy i „stanowczą ostrożność" z czasów wojny, i dzisiejsze interwencje w obronie grabieżców.

W przemówieniu z dnia 24. XII 1942 roku, gdy Hitler stał u szczytu potęgi, papież tak mówi:

„Tocząca, się wojna światowa i wszystko, co się z nią wiąże, jest następstwem, uprzednich dalszych i bliższych przyczyn, jest wynikiem rozwoju wypadków wraz z ich materialnymi, prawnymi i moralnymi skutkami. Dla wielu ludzi, ujmujących, życie zbyt powierzchownie, wojna ta jest zwykłym, choć może nieoczekiwanym wydarzeniem historycznym. Kto jednak głębiej sięgnął wzrokiem ducha w dziedzinę stosunków społecznych, przeczuwał ją i pragnął jej, bo przecież współczesne stosunki poza maską konwencjonalnych form kryły w sobie całą nieszczęsną słabość i rozpasaną żądzę zysku i władzy" 1).

Słowa te były powiedziane w grudniu 1942 r., gdy Hitler stał u szczytu potęgi. Słowa te jasno tłumaczą milczenie Watykanu wobec zbrodni niemieckich. Papież tymi słowy przygoto­wywał świat do uznania, "hitlerowskiego ładu" w Europie i na świecie.

Watykan nie walczył z hitleryzmem. Bo hitleryzm, choć gro­ził zniweczeniem chrześcijaństwa, niósł ze sobą nadzieję zaha­mowania postępu, zdławienia ruchów wolnościowych, złamania socjalizmu.

To była istotna przyczyna, dla której Watykan nie podejmował zdecydowanej walki z faszyzmem hitlerowskim i nie przeszkadzał mu w rozbudowie systemu organizacyjnego strefy wpływów, ograniczając się jedynie do obrony swoich kościel­nych, interesów. Ten wygląd wyjaśnia, również milczenie Watykanu wobec popełniania przez hitlerowców zbrodni „wołających o pomstę do nieba".

 

1) Dr St. Zuzelski: Stolica Apostolska a świat powojenny. Włocławek. 1945 r. Str. 12

 

Ta sama przyczyna, która skłaniała kapitalistów międzyna­rodowych do paktów w Monachium, ich sprzymierzeńca i finan­sowego wspólnika, Watykan, sprowadziła na drogę „dziwnej i stanowczej ostrożności".

Dlatego papież "przeczuwał wojnę i pragnął jej"...

Obrońcy papieża powołają się może na encyklikę „Mit brennender Sorge", powołają się na szereg innych wypowiedzi. Nikt nie przeczy, że Watykan bronił swoich interesów wobec hitleryzmu, który nie liczył się z klerem ani nie dotrzymywał konkordatów, tak jak nie dotrzymywał żadnych umów. Znamy wszyscy te spory, ale Watykan starannie przemilcza szereg faktów i wypowiedzi swoich dostojników, które brzmią tym dziwniej, właśnie w zestawieniu z nonszalancką postawą hitle­rowców nie wobec kleru, a wobec Kościoła.

Watykan lubi mówić o swojej rzekomej walce z faszyzmem, starannie jednak ukrywa odwrotną stronę medalu. Polski czy­telnik powinien poznać te fakty, bo w nich częściowo należy szukać przyczyn zarówno tego, że papież "nie miał możliwości" stanowczego potępienia hitleryzmu jak i dzisiejszego stosunku do spraw niemieckich; przyczyn wreszcie tej różnicy, jaką pa­pież robi między katolikami polskiej i niemieckiej narodowości.


PAPIEŻ — HITLER — TRUMAN

 

Jest faktem niewątpliwym, że w lutym 1931 roku, na dwa lata przed dojściem Hitlera do władzy biskupi niemieccy z kar­dynałem Faulhaberem na czele stwierdzili, iż hitleryzm odrzuca zasadnicze punkty nauki katolickiej i "według oświadczeń jego wodzów ma on zamiar zastąpić wiarę chrześcijańską przez no­wy system idei". W tym oświadczeniu wyraźnie dźwięczy gro­źne dla wierzącego katolika słowo: HEREZJA. Uważano to oświadczenie za sprzeciw zasadniczy.

Toteż tym większe zdziwienie wywołuje postawa Watykanu i episkopatu niemieckiego po dojściu Hitlera do władzy.

Pomijam już takie drobne ułatwienia i koncesje katolickie, jak postawa Brüninga czy von Papena. czy też wreszcie rozwią­zanie się w dniu 15 lipca 1933 r. Centrum Katolickiego na wy­raźne żądanie Watykanu.

 

„Radosne uznanie" dla... celów Hitlera!

Oto w parę zaledwie miesięcy po doj­ściu hitleryzmu do władzy konferencja biskupów niemieckich w Fuldzie pod przewodnictwem tegoż kardynała Faulhabera, dnia 3 czerwca 1933 r. (w dniu Zesłania Ducha Św.) wydaje list pasterski, w którym między innymi tak mówi:

„Tak samo cele, jakie sobie stawia narodowo-socjalistyczna. władza rządowa — wyzwolenia naszego narodu — zasługują na radosne uznanie katolików... Po latach... sromotnych ograniczeń naszych praw narodowych potrzeba, aby nasz naród odzyskał wolność i zaszczytne miejsce i jeśli nowy ustrój dołoży wysiłku ze swej strony — nic tylko do zerwania łańcuchów, któ­rymi nas krępowano, ale nadto do rozwinięcia sił naturalnych naszego narodu... to nie ma w tym nic niezgodnego z zasadami myśli katolickiej".

Herezja, z 1931 roku zyskuje najwyższa aprobatę w roku 1933.

Przytoczone wyżej oświadczenie nie jest odosobnionym faktem. W lipcu 1933 r. biskup Warmii Maksymilian Keller wolał:

„Teraz wyciosuje się nową Rzeszę, kształtuje się gospodar­stwo narodowe, nowe Niemcy mają być wzniesione na podsta­wach stanowo-zawodowych, a my — czyż mamy zwlekać i ocią­gać się? Bądźmy aktywni. Ojciec święty żąda od nas rozszerze­nia. i urzeczywistnienia zasad katolickich. Ojczyzna czeka na nas".

Z tych słów wynika jasno, że biskup warmiński widział w hitleryzmie urzeczywistnienie zasad katolickich. To wyjaśnia jego powojenne wystąpienia, które w życzliwym klimacie ame­rykańskiej strefy okupacyjnej nawoływały do zwrotu biednym Niemcom naszych ziem zachodnich. Trzeba tu dodać, że tenże 'biskup Keller po wojnie został przez papieża wyznaczony na opiekuna wysiedlonych Niemców. W swoich wystąpieniach pu­blicznych i listach biskup Keller nazywał stale nasze Ziemie Odzyskane: "Ziemie okupowane przez Polskę".

Idźmy dalej. Arcybiskup Groeber dnia 10 października 1933 r. oświadcza: "Bez zastrzeżeń popieram nowy rząd".

W trzy lata później w przemówieniu z dnia 22 marca 1936 r. biskup Monasteru von Gallen przemawia już dobrze znanym jeżykiem. Oto fragment jego przemówienia:

„Führer, któremu Opatrzność powierzyła kierownictwo na­szej polityki i odpowiedzialność za losy naszej ojczyzny nie­mieckiej, powziął odważny zamiar zerwania kajdan, jakie wro­gie potęgi nałożyły naszemu narodowi. Skończył on z niegodnym położeniem, które zmuszało nasz bezbronny naród do chylenia się przed światem najeżonym bronią.

Składam podziękowanie wodzowi naszego narodu za wszyst­ko, co zrobił dla prawa, dla wolności i chwały narodu niemiec­kiego... Führer chce usłyszeć glos narodu? Niech usłyszy, niech. wie, że my, katolicy niemieccy, niewzruszenie stoimy przy naszym narodzie i przy naszej ojczyźnie, że jesteśmy z nim w jego wysiłkach o chwałę i bezpieczeństwo Niemiec"  1).

Tych słów nie przekreślą późniejsze kazania biskupa Gallena, gromiące gestapo za... wysiedlanie jezuitów niemieckich.

Jeszcze jeden, choć drobny na pozór fakt. W sierpniu 1933 roku biskup Fryburga wydaje zarządzenie, nakazujące dopu­szczać do nabożeństw w kościołach katolickich sztandary i od­znaki hitlerowskie. Zarządzenie brzmi dosłownie:

"Dajemy wskazówkę duchowieństwu, aby na przyszłość nie robiono żadnych trudności tym, którzy przynoszą takie odznaki na służbę bożą albo na procesje kościelne".

Na marginesie tylko chcę przypomnieć, ze w Polsce zdarzały się konflikty w związku z udziałem sztandarów politycznych w pogrzebach i nabożeństwach. Biskupi i księża polscy zasła­niali się przepisem prawa kanonicznego, zabraniającego jakoby udziału odznak politycznych w obrzędach religijnych. W sto­sunku do swastyki hitlerowskiej, jak widzimy, przepis ten nie obowiązywał.

Watykan też nie pozostał w tyle za episkopatem niemiec­kim. 20 lipca 1933 roku zostaje zawarty konkordat między Rzeszą hitlerowską a Watykanem. Ten niezwykły pośpiech i szybkie przeprowadzenie negocjacji wywołało w swoim czasie zdziwienie nawet wśród katolików.

 

Watykan aprobuje hitleryzm

Czym tłumaczyć tę postawę episkopatu niemieckiego i Watykanu wobec hitleryzmu? Nie można tu powoływać się na to, ze biskupi niemieccy kierowali się naturalnym uczuciem pa­triotyzmu. Patriotyzm niemiecki w żadnym wypadku nie tłu­maczy aprobaty Watykanu. Wiemy przecież, ile kłopotów spra-

 

1) Andrzej Kar.: Czy z Rzymem? Warszawa 1944. Wydawnictwo zespołu

 

 

wiał Watykanowi hitleryzm już po zawarciu konkordatu. Hi­tler, jak przedtem Mussolini, prędko przestał się liczyć z papie­żem i klerem, katolickim. Wiele upomnień słownych wypowie­dziano pod adresem rasizmu. Upomnienia nie skutkowały. Hi­tler ignorował je.

Z tym większą siłą nasuwa się pytanie: czemu Kościół, wie­dząc, ze będzie zbierał burzę, z uporem siał wiatr? Czemu przez usta swych biskupów popierał praktycznie hitleryzm, po­tępiając jego filozofię? Czemu oddawał na usługi przygotowy­wanej przez hitleryzm rzezi swoją ważką propagandę ?

Bo wypowiedzi biskupów i dziwnie ostrożna postawa Waty­kanu pozwalała mniej odpowiedzialnemu niższemu duchowień­stwu na najdalej idącą swobodę prohitlerowskiej propagandy. Można by tuzinami cytować wypowiedzi poszczególnych księży; przytoczę tylko kilka, świadczących o tym. w jakim kierunku pchał Watykan swoich podwładnych.

Ks. Schachleiter, opat zakonu benedyktynów, wyraźnie po­uczał wiernych Niemców, iż „Adolf Hitler jest wspaniałym da­rem Wszechmogącego dla narodu niemieckiego". Inny ksiądz katolicki w przemówieniu na zebraniu publicznym tak zachęcał swoje owieczki: „Od dawna stwierdzam, że Führer... jest obroń­cą prawdziwej wiary... Nasz Führer stanie się wybawcą nie tylko naszej ojczyzny, ale też i wybawcą całego świata". A ksiądz protonotariusz Moerzinger (Austriak) tak pisał do hi­tlerowskiego komisarza plebiscytowego w Austrii już po ogłoszeniu encykliki ..Mit brennender Sorge":

„Odtąd moja misja, która napełnia mnie radością, będzie polegała na budzeniu wśród czytelników entuzjazmu dla wspa­niałej i wielkiej Rzeszy Niemieckiej i na wpajaniu coraz więk­szego zaufania do Führera..., który jest pełen łaski bożej..." W roku 1938 nawet ślepiec polityczny, nie tylko ksiądz proto­notariusz, widział wyraźnie, do czego dąży Hitler i co przygo­towuje.

Czym więc tłumaczyć to wszystko? Odpowiedź jest jasna. Watykan zdawał sobie dokładnie sprawę z tego, kim jest Hitler i czego się można po nim spodziewać, a jeśli go wspierał, jeśli przemilczał nawet zniewagi, to dlatego, że traktował go jako sprzymierzeńca w walce z postępem, w walce z ruchami wolnościowymi, demokratycznymi.

Tygodniki katolickie powołują się na encyklikę "Mit brennender Sorge", potępiającą hitleryzm. Jaka była praktyczna wartość tego potępienia, wyjaśni nam stosunek Watykanu do hitleryzmu na terytorium Austrii.

W roku 1934 chadecja austriacka w niesłychanie krwawy i barbarzyński sposób zdławiła wybuch powstania socjalistycz­nego. Robotnik austriacki doskonale wiedział, do czego dąży faszyzm; próbkę tego, co go czeka, miał już w Niemczech. Po­stanowił więc ratować zagrożoną wolność i wziąć władzę w swo­je ręce.

Źle przygotowane jednak przez austriacką socjaldemokra­cję powstanie, mimo bohaterskiej obrony pozostawionych sa­mym sobie robotników, uległo przemocy artylerii Feya.

Po zwycięstwie chadecja austriacka dostała zawrotu głowy. Klerykalna prasa austriacka dowodziła na prawo i na lewo, że da sobie sama radę bez pomocy hitleryzmu. "Umiemy już bić sa­mi robotników, marksizm się kończy, niepotrzebny nam jest hitleryzm". Pisała tak zresztą nie tylko austriacka prasa.

W marcu 1934 roku ks. Jan Roztworowski pisał w jezuickim "Przeglądzie Powszechnym" 1):

"Nie dziwimy się, że socjalizm się zżyma, bo on dobrze czuje, że dopisują się ostatnie karty jego dziejów i że zwycięstwo wiedeńskie jest dla niego potężną porażką, i to poniesioną w samym sercu Europy- Ale powinien ten kończący się marksizm zrozumieć, że to, czym on groził społeczeństwu, mogło przynaj­mniej z równą słusznością zwrócić się przeciw niemu. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie, i kto sieje wiatr, ten zbiera burzę".

 

1) Ks. Jan Rostworowski: Sprawozdanie z ruchu religijnego "Przegląd Powszechny" Nr 603 Marzec 1934. Str. 503. (lub 508 - dop. ab.)

 

Co dalej?

Nie mamy tu nic innego do zrobienia, tylko udzielić głosu głównemu w owej chwili wyrazicielowi myśli nowej katolickiej Austrii. Pod datą, 18 lutego, już po stłumieniu „czerwonej re­wolty", tak pisze poważny organ rządowy „Der Christliche Standesstaat", tygodnik poświęcony chrześcijańskiej przebu­dowie kraju:

"A teraz, gdy nieprzyjaciel z lewicy pobity został w ciężkim boju, właściwy nasz wróg stoi na prawicy... Co 13 lutego poka­zało się możliwe przeciw zbitym, i dobrze uzbrojonym., oszańcowanym w swych blokhauzach masom, robotniczym, to tym bar­dziej będzie możliwe przeciw bandzie brunatnych warchołów, których nie stać na inny czyn, jak rzucanie bomb kartonowych i krecią robotę tendencyjnego kłamstwa".

W tych słowach zawiera się przede wszystkim fałszywa oce­na sytuacji. Jak widać, jezuici nie umieją przewidywać. Życie wykazało, iż gdyby nie ten "kończący się marksizm", to "bru­natne warchoły" zamknęłyby prawdopodobnie raz na. zawsze wszystkim ojcom Rostworowskim zdolność jakichkolwiek przewidywań. Socjalistyczna Armia Czerwona zniszczyła hitleryzm, a marksizm, wbrew proroctwom jezuickim, po dawnemu kroczy w pierwszym szeregu postępu i zdobywa coraz więcej zwolenni­ków.

Nic to jest jednak istotne. Pomyłki są rzeczą ludzką, a je­zuici są też ludźmi.

 

Głos kardynała Innitzera

Ciekawe jest to, że po takich dumnych wypowiedziach mimo doświadczeń z konkordatem niemieckim, mimo encykliki "Mit brennender Sorge", już 18 marca 1938 roku, a więc tuż po wkroczeniu hitlerowców, biskupi Austrii wydają uroczyste oświadczenie, w którym czytamy:

"Z głębi przekonania i z naszej własnej woli my, biskupi pro­wincji kościelnych Austrii, oświadczamy a okazji wielkich wydarzeń historycznych: Z radością stwierdzamy, że ruch narodowo-socjalistyczny dokonał już i stale dokonuje rzeczy doniosłych dla Rzeszy i dla narodu niemieckiego... Biskupi na przy­szłość będą popierali narodowych socjalistów i będą pouczali wiernych w tym duchu".

Świat był zdumiony. Nie wierzono. Przypuszczano, że list był wymuszony terrorem gestapo. Wątpliwości rozwiał naj­wyższy dostojnik Kościoła austriackiego, kardynał Innitzer, któ­ry 31 marca dodatkowo wyjaśnił:

"Uroczyste oświadczenie biskupów... było złożone samorzut­nie... naszą postawę wobec plebiscytu 1) trzeba uważać za oświadczenie zasadnicze i za wyznanie wiary pochodzącej jedy­nie z głosu krwi niemieckiej".

Nic nam nic wiadomo o tym, żeby kardynał Innitzer był uka­rany za postępowanie sprzeczne z encykliką papieską, przeciw­nie, do dziś jeszcze stoi na czele episkopatu austriackiego.

Encyklika więc była upomnieniem, a nie potępieniem hitle­ryzmu. Była tylko próbą dogadania się z hitleryzmem, który nie bardzo liczył się z autorytetem papieża.

Myślę, że tych faktów charakteryzujących praktyczne sto­sunki między Watykanem a faszyzmem w okresie dochodze­nia faszyzmu do władzy i w okresie przygotowania przezeń paneuropejskiej "nocy długich noży" wystarczy. Świadomie pomijam tutaj wszystkie fakty współpracy Watykanu z fa­szyzmem hiszpańskim i portugalskim. Nie chcę się zbytnio rozwodzić, i tam jednak można by znaleźć dużo ciekawych cy­tat pochodzących z dokumentów oficjalnych.

 

"Gotowość wojenna i żołnierska postawa..."

Dowodem na to, że Watykan godził się z faszyzmem hitlerowskim nic tylko przed wojną, ale i w czasie wojny, są je­szcze listy pasterskie biskupów niemieckich z okresu wojen­nego.

26 czerwca 1941 roku zebrani w Fuldzie biskupi Niemiec wydają list pasterski z następującym apelem:

 

1) Chodzi o plebiscyt przeprowadzony w r. 1938 przez hitlerowców po zajęciu Austrii.

 

"W najtrudniejszej chwili dla ojczyzny, która musi na roz­ległych frontach prowadzić wojnę w rozmiarach, jakich dotych­czas nie znano, upominamy do wiernego pełnienia swych po­winności, do mężnego wytrwania, ofiarnych prac i walk w służ­bie naszego narodu. Przesyłamy pozdrowienia wdzięcznej mi­łości i czułe błogosławieństwo żołnierzom naszym... Konieczno­ści wojenne wymagają od nas ofiar, myśmy je z miłości dla na­rodu jak najchętniej złożyli. Nasi kapłani, którzy znajdują się w polu jako sanitariusze, nasi liczni studenci teologii i nowicjusze zakonni, którzy z bronią w ręku służą ojczyźnie, nie ustępują nikomu w gotowości wojennej lub żołnierskiej posta­wie".

Znów trzeba powiedzieć:

Myśmy widzieli żołnierską postawę i wojenną gotowość tych studentów teologii i nowicjuszów zakonnych. Cala Polska wiel­kim głosem krzyczy o tej "dumie biskupów niemieckich". Ru­iny Warszawy, łzy wdów i sierot są w dużym stopniu wyni­kiem tego, że biskupi niemieccy pchali katolików niemieckich pod komendę faszyzmu i udzielali mu swego błogosławieństwa.

Powie jednak ktoś: "To można wytłumaczyć uczuciem na­rodowym".

Ten glos otwartej aprobaty dla obozów koncentracyjnych i komór śmierci nie doczekał się jednak nawet zwykłego upom­nienia ze strony Watykanu. Kto milczy, ten potwierdza.

Dziś niektóre koła kleru katolickiego, broniąc stosunku pa­pieża do Niemców, usiłują jednocześnie bronić postawy katoli­ków niemieckich w czasie wojny. Nic od rzeczy więc będzie przypomnieć glos polskich księży i katolików świeckich z czasów wojny i okupacji. Ci ludzie mieli ostrość widzenia ludzi skazanych na śmierć, byli w kraju i walczyli w kraju, dlatego ich wypowiedz jest ważkim argumentem. Oto jak stawiała sto­sunek Kościoła do hitleryzmu katolicka organizacja podziem­na Front. Odrodzenia Polski":

"Potem nastąpił okres w którym czad doktryny totalistycznej, wizja materialnej potęgi uderzyła do głowy katolikom nie­mieckim. Milcząco zgodzili się na wszystkie wymogi tej doktry­ny, wszystkie konsekwencje tej wizji. Obowiązani kierować się prawem miłości bliźniego i obawą grzechu większą niż śmierć, milczeli przyzwalająco, gdy okrucieństwa niemieckie w Polsce napełniły echem grozy cały świat. Milczeli bezprotestacyjnie, gdy wielki posąg Serca Jezusowego wleczono uwiązany za cię­żarówką przez ulice Poznania i wyrzucono na śmietnik. Mil­czeli, gdy własne ich władze, gdy ich współrodacy zamykali polskie kościoły i masowo mordowali polskich księży. Wyznając wiarę, która każdej jednostce przyznaje prawo do życia, mil­czeli. gdy rzesze polskie wysiedlano z domów, wypędzano nocą na mróz, bez prawa zabrania czegokolwiek. Milczeli, gdy owe rzesze wygnańców zamykano w barakach bez pożywienia i opału. Milczeli, gdy matki polskie kąpały nowonarodzone dzieci w czarnym płynie zwanym kawą, a stanowiącym jedyne ciepłe pożywienie współtowarzyszy. Milczeli wobec masowych zbrodni dokonywanych w Wawrze i Aninie, w Palmirach, w Ogrodzie Sejmowym. Milczeli, gdy rozstrzeliwano chorych nerwowo w Owińsku i Chełmie. Bierność, zawrót głowy, czy po prostu lęk przed partią, pod której władzę wpadły Niemcy, zamyka­ły im nadal usta?... Mniejsza o przyczyny. Fakt, że milczeli. Milczeli, gdy po wsiach i miastach polskich odbywały się obławy na ludzi. Milczeli, gdy dziewczęta polskie wleczo­no na sromotę do domów publicznych. Milczeli, gdy dzie­ciom polskim odciągano krew dla transfuzji. Katolicy, obowiązani bać się więcej Boga niż ludzi, milczeli, mil­czeli... Powiedzą może w przyszłości, że nie wiedzieli?... Nie wiedzieli o transportach dzieci łódzkich w wieku 6—12 lat, odebranych rodzicom, wywiezionych do Rzeszy i tam zagłodzonych?!... Nie wiedzieli o „gwiazdce" sprawionej przez władze niemieckie więźniom w Oświęcimiu, gdy na Boże Naro­dzenie 1940 r. pod rzęsiście oświetloną choinką ułożono kręgiem 40 trupów?... Nie wiedzieli'!?... O, mówmy szczerze: Nie chcieli wiedzieć, zasłaniali sobie uszy, aby móc milczeć!" 1)

 

1) „Sprawiedliwie". Wydawnictwo Frontu Odrodzenia Polski z czasów okupacji

 

Ten głos ludzi ginących purpuraci watykańscy chcieliby dziś zatrzeć w pamięci narodu.

Hitleryzm, bowiem wojnę przegrał.

Tan, kto „sięgając wzrokiem ducha w dziedzinę stosunków społecznych, pragnął tej wojny" i czekał na nowy, hitlerowski ład w Europie, zawiódł się w swoich rachubach. Narody Euro­py w śmiertelnym, ostatecznym zrywie obaliły system obozów niszczenia i panowania „rasy panów". Pierwszy skuteczny cios padł na dalekiej ziemi rosyjskiej w Stalingradzie. Odtąd armia kraju socjalizmu szła jak burza naprzód, gromiąc bez wytchnie­nia zbirów hitlerowskich.

Szli z nimi ręka w rękę Polacy, Francuzi. Jugosławianie, czesi, Rumuni, Węgrzy, Bułgarzy. Szedł szary żołnierz angielski i amerykański. Wszystkich ich łączyła jedna wspólna więź: umiłowanie wolności.

Wszyscy pamiętamy entuzjazm, jaki opanował wtedy Euro­pę. Padła, zmora, która dusiła cały świat. Lecz wtedy zamiast Te deum usłyszeliśmy z wyżyn Watykanu głos coraz energiczniejszy: „Nie krzywdźcie Niemców — oni tacy biedni. Niewinni".

 

Watykan a Imperializm Wall Street

Ten glos zbiegł się z postawą niektó­rych państw. Sytuacja międzynarodowa. po wojnie ułożyła się w ten sposób, że powstały dwa bloki, dwa przeciwne sobie ugrupowania. Z jed­nej strony — ugrupowanie krajów demokratycznych, które w drugiej wojnie światowej widziały drogę do wyzwolenia na­rodowego, do zniszczenia faszyzmu i wszelkich możliwości no­wej agresji, z drugiej zaś strony państwa, które w wojnie świa­towej widziały możność zniszczenia swych konkurentów na ryn­kach światowych, a co za tym idzie — wzmocnienia swych imperialistycznych pozycji. Do tych ugrupowań należą przede wszystkim państwa anglosaskie, gdzie ustrój kapitalistyczno-imperialistyczny ulega dużej koncentracji i wskutek tego wzrastają jego tendencje imperialistyczne zmierzające do ujarzmienia i podporządkowania sobie innych narodów. Na czoło tych państw wysunęły się niewątpliwie Stany Zjednoczone Ameryki Półn.. Stany Zjednoczone przewodzą blokowi kapitalistyczne­mu, szukając wszelkich możliwych sposobów przeprowadzenia swych planów imperialistycznych. Polityka prowadzona przez Stany Zjednoczone operuje bardzo bogatym arsenałem środ­ków. Środki te dałyby się zgrupować w 3 kategorie: pierwsza obejmuje dziedzinę wojskowo-strategiczną, druga dotyczy eks­pansji ekonomicznej, trzecia — to dziedzina walki ideologicznej. Wyraża się to m. in. w przygotowaniu baz, w opanowaniu ob­szarów, które mogłyby być podstawą dla imperializmu amerykańskiego w dziedzinie ekspansji ekonomicznej, w usiłowaniach gospodarczego podporządkowania sobie innych państw — w sławnym planie Marshalla. Wreszcie w dziedzinie ideologicznej są to z jednej strony próby opanowania państw demokracji ludowej, z drugiej zaś — szukanie wszelkich możliwych sprzymierzeńców dla zwalczania ZSRR i wzrostu jego autorytetu. To wszystko zmusza Stany Zjednoczone do szukania sprzymierzeńców tam, gdzie ich można znaleźć. Do rydwanu polityki amerykańskiej przyłączają się ugrupowania, reakcyjne wszelkiego ty­pu, przyłączył się do niego również Watykan.

Watykan, który, jak widzieliśmy, zawsze stawał po stronie "panów i książąt", przechodzi od razu do obozu imperializmu amerykańskiego i zaczyna zaskarbiać sobie jego łaski.

Już w 1946 roku ilość kardynałów amerykańskich wzrasta do czterech. Coraz większa ilość Amerykanów występuje w charakterze przedstawicieli dyplomatycznych Watykanu, wreszcie następuje zawarcie formalnej ugody.

W odpowiedzi na pismo Trumana z 6 sierpnia 1947 r., wrę­czone papieżowi przez specjalnego wysłannika Myrona Taylora w którym prezydent amerykański wzywa papieża do współpracy, papież przyjmuje współprace USA.

I mimo że w 1947 r. jasne już było oblicze polityki USA, mi­mo ze lała się już w Grecji krew bojowników wolności, mordo­wanych pod kierunkiem Amerykanów i amerykańską bronią, mimo (a może dlatego) że Ameryka szła wyraźnie w kierunku realizacji niewykonanego planu Hitlera, biorąc na siebie rolę podżegacza wojennego, papież skwapliwie przyjmuje ofertę Trumana, oddając do jego dyspozycji "wszystkie zasoby Ko­ścioła".

Zażenowany nieco wrażeniem, jakie wywołało tak szybkie oddanie się papieża w niewolę amerykańską, oficjalny organ Watykanu "Osservatore Romano" w artykule z 2 września 1947 roku pisze na ten temat:

"To nie Watykan przybliżył się do pewnego mocarstwa, lecz owo mocarstwo zgłosiło akces do polityki Watykanu".

Dość ryzykowne zdanie. Można by z niego wnosić, że to Wa­tykan straszy świat bomba atomową, że Ameryka jedynie wy­konuje polecenia Watykanu. Można by wnosić, że to Watykan każe Ameryce wysyłać oficerów i broń do Grecji, w Niemczech nakazuje z resztek hitlerowców tworzyć oddziały wojskowe, w Stanach Zjednoczonych zaś utrzymywać niewolę Murzynów.

Tak jednak nie jest. To raczej Watykan wykonuje polece­nia USA.

Widać to było w czasie wyborów francuskich i włoskich. Widać było w chwili, gdy w Ameryce uchwalono ustawy antystrajkowe. Dla uspokojenia rozgoryczonych robotników amery­kańskich dnia 20 grudnia 1947 roku ogłasza Pius XII encyklikę, w której tak mówi:

"Tych, którzy żyją w bogactwie, Chrystus nauczy szczodro­ści wobec biednych, nieszczęśliwym zaś zapewni swoim przy­kładem dzięki swojej pomocy dobra niebieskie, które są dobrem najwyższym i których nikt nas nie może pozbawić".

List papieża z l marca 1948 roku jest dalszym wypełnie­niom zamówień amerykańskich.

Silne, agresywne Niemcy — to nadzieja na osłabienie demo­kracji ludowej, tu nadzieja na zahamowanie postępu wolności, to nadzieja zahamowania nastrojów rewolucyjnych i antyimperialistycznych milionów prostych ludzi.

Dlatego trzeba apelować do świata, aby naprawił krzywda wyrządzoną Niemcom przez odebranie im polskich ziem. Bo mimo mglistych i wstydliwych artykułów prasy katolickiej, mimo przemilczenia listu papieża w orędziu prymasa Polski do ludności Ziem Odzyskanych, nikt w Polsce nie może inaczej ro­zumieć słów papieża: „Czy było jednak rzeczą dozwoloną wy­pędzić w formie odwetu z domu i ojczyzny 12 milionów ludzi., Czy jest to może nierealne, jeżeli My życzymy sobie i wyrażamy nadzieję, że wszyscy zainteresowani mogliby spokojnie roz­patrzyć to, co zostało dokonane, i cofnąć w tej mierze, w ja­kiej da się to jeszcze cofnąć?"

Łacińskie przysłowie powiada: "Verba volant, scripta manent" (słowa ulatują, pismo pozostaje). Słów tych istotnie ni­gdy żadna siła z pamięci polskiej wymazać nie zdoła...

 


WATYKAN A POLSKA W OKRESIE POWOJENNYM

 

Lekceważenie interesów Polski przez Watykan w okresie wojny nabrało po wojnie cech jawnej wrogości.

Polityka Watykanu wyraźnie zaczyna szkodzić żywotnym interesom Polski. Znalazło to wyraz w całym szeregu wystą­pień papieża przeciwko naszym osiągnięciom na zachodzie. Wspomniany już list pasterski do biskupów niemieckich żądał wyraźnie zmiany naszej granicy zachodniej na korzyść Niemiec.

Późniejsze próby tłumaczenia tego stanowiska nieświadomością papieża, próby zamazania sprawy wyjaśnieniem, iż pa­pież miał jakieś inne intencje, były wywołane spontanicznym wybuchem oburzenia całego narodu. Robotnik i chłop, profesor uniwersytetu i patriotyczny ksiądz katolicki wyrażając publicznie oburzenie narodu dotkniętego w swoich żywotnych inte­resach, zmusili zawodowych obrońców Watykanu do milczenia, a sam Watykan do szukania wykrętnych tłumaczeń.

 

Świadomie antypolska polityka

Dyskusja publiczna prowadzona w 1948 roku zajęła się jednym listem papieża. Niesłusznie. Papież Pius XII dał wyraz swemu stanowisku nie tylko pierwszego marca 1948 roku.

Przytaczałem już wyżej list papieża do biskupów niemiec­kich z l stycznia 1946 r., w którym papież wyraża swój żal, że miniona wojna najbardziej pokrzywdziła Niemców.

W wigilię Bożego Narodzenia, 24. XII. 1947 r., papież wy­głasza przemówienie radiowe, w którym znajdują się takie oto słowa:

"Któż może ocenić, jak wielkie szkody przynosi ludzkości sprawa wysiedleńców, których tragiczne położenie mogą uregulować ci, co mają ich losy w swoich rękach" (Amerykanie?).

l marca 1948 roku ukazuje się list papieża do biskupów niemieckich. List ten wyraźnie nawołuje do zwrotu Niemcom naszych Ziem. Zachodnich, grożąc nawet "wyrokiem historii" za to, że "skrzywdziliśmy" hitlerowców. Oto słowa papieża:

"Na szczególne uwzględnienie będą zawsze zasługiwali uchodźcy ze wschodu, którzy przymusowo i bez odszkodowa­nia wysiedleni zostali ze swojej ojczyzny na wschodzie i prze­siedleni na niemieckie obszary strefowe.

Gdy mówimy o nich, to interesuje nas przy tym nie tylko prawna, gospodarcza i polityczna strona tego bezprzykładnego w historii Europy postępowania. Tę stronę osądzi historia. Obawiamy się, że wyrok jej będzie surowy. Wiemy oczy­wiście, co wydarzyło się w czasie wojny na rozległych ob­szarach od Wisły do Wołgi. Czy było jednak rzeczą dozwoloną wypędzać w formie odwetu z domu i ojczyzny 12 milionów lu­dzi? Czyż ofiary tego odwetu nie są w swej przytłaczającej większości ludźmi, którzy nie brali udziału w wyżej wspomnia­nych wydarzeniach i przestępstwach, którzy nie mieli na nie wpływu? I czy postępowanie to było politycznie i gospodarczo uzasadnione, jeżeli pomyśli się o koniecznościach życiowych ludu niemieckiego, a szerzej ponadto o zapewnieniu dobrobytu całej Europie? Czy jest to może nierealne, jeżeli My życzymy sobie i wyrażamy nadzieję, że wszyscy zainteresowani mo­gliby spokojnie rozpatrzeć to, co zostało dokonane i cofnąć w tej mierze, w jakiej da się to jeszcze cofnąć?".

Wszystko jest w tym liście: niewinni hitlerowcy i „konieczności życiowe ludu niemieckiego" (hitlerowski „lebensraum"). Nic dziwnego, że spadkobiercy hitleryzmu odradzającego się pod czułą opieką amerykańskiego Departamentu Stanu aż za­chłystują się z radości, że znaleźli w papieżu tak mocnego sprzymierzeńca.

Listy i przemówienia papieża są kolportowane z triumfem przez niemieckie partie reakcyjne i niedobitki hitleryzmu, a w ło­nie reakcyjnej prasy niemieckiej z anglosaskich stref okupa­cyjnych słychać wyraźnie odwieczne hasło krzyżackie: "Doch! Wir werden gegen Polen reiten" (A jednak wyruszymy prze­ciwko Polsce).

Niemiecka gazeta "Kasseler Zeitung" z dnia 4 czerwca 1948 r. pisze: „5.000 uchodźców niemieckich przesłało za po­średnictwem Kurii Arcybiskupiej w Kolonii list dziękczynny pod adresem papieża za popieranie przez niego żądań w spra­wie zwrotu niemieckich ziem wschodnich, z których oni nigdy nie zrezygnują".

Wezwanie papieża zostało należycie zrozumiane przez Niem­ców- Świadczy o tym fakt organizowania przez kler niemiecki uchodźców w celach walki z Polską w myśl wskazówek listu pa­pieskiego.

„Westfalen Post" z dnia 5 sierpnia 1948 roku pisze wyraź­nie: "Przy współpracy arcybiskupa Kolonii kardynała Fringsa i papieskiego pełnomocnika do spraw uchodźców biskupa dr Dirichsa, powstała na. platformie ogólnoniemieckiej Katolicka Ra­da Uchodźców".

W Polsce nawet Episkopat przestraszył się takich skutków listu papieża. Ogłoszono list pasterski, w którym tłumaczono, że papież nie chciał występować przeciwko polskim Ziemiom Zachodnim, że został źle zrozumiany itp. Słowem chciano sprawę zatuszować, chciano uniknąć oburzenia wiernych. Ale w żad­nym liście pasterskim nie wspomniano nic o wiadomości, którą z tryumfem ogłosiły gazety niemieckie. Oto co pisał 17 lipca. 1948 roku "Neuer Westfalischer Kurier":

"Rozgłośnia Watykańska podała 16 lipca 1948 roku w audy­cji radiowej w języku niemieckim, że w "przeciwieństwie do ja­kichkolwiek innych informacji (a więc i informacji biskupów polskich — przyp. aut.) lub insynuacji w kraju lub za gra­nicą, zwracamy uwagę na fakt, że papież Pius XII nigdy ani jednym słowem nie wyraził poparcia granicy na Odrze i Nysie".

Ale takich wiadomości nie ogłasza się z ambon w Polsce. Ta­kie wiadomości Episkopat ukrywa przed wierzącymi Polakami. Są one bowiem kłopotliwe i przykre. Na cóż się to jednak zda, jeśli papież wcale nie chce ukrywać swoich sympatii dla szowi­nistów niemieckich.

Dnia 17 lipca 1949 r. papież wygłasza w języku niemieckim demonstracyjne przemówienie do "ukochanych synów i córek Berlina, okręgu berlińskiego i Pomorza".

W przemówieniu tym papież wyraża swój żal, iż "miasto wasze musiało przeżyć w minionych latach czasy apokaliptycz­nej wprost zgrozy". (Nic nowego; w 1944 r. ten sam papież wyrażał podziw dla "bohaterskich berlińczyków dzielnie wytrzymujących .bombardowanie angielskich samolotów").

I tym razem papież wraca do sprawy naszych ziem. zachod­nich, wspominając biednych uchodźców niemieckich następują­cymi słowy:

"Selbstlose Priester, die in diesen Jahren umsäglicher Not treu zu ihren Gläubigen standen zu den einheimischein und zu den zuwandernden Heimatsvertriebenen".

(Pełni samozaparcia kapłani, którzy w owych latach niewypowiedzialnej nędzy stali niezłomnie u boku swych wiernych za­równo miejscowych jak i tych, którzy przywędrowali wygnani z kraju ojczystego).

Papież mówił po niemiecku, aby podkreślić swoją miłość do Niemców (nawiasem mówiąc: czy ktoś słyszał o papieżu mó­wiącym do Polaków po polsku?). Papież tak ukochał język nie­miecki, że nawet do Szwajcarów mówi po niemiecku. "0sservatore Romano" z dnia 5-6 sierpnia 1949 r. (Nr 206) pod ty­tułem "Il Radiomeesagio al Congresso di Lucerna" podaje pełny tekst przemówienia papieża. Przemówienie to wygłoszone rów­nież w języku niemieckim zaczyna się od słów: "Geliebte Söchne und Töchter der katholischen Schweiz!" (Ukochani synowie i córki katolickiej Szwajcarii). W tym samym numerze znaj­duje się nowe przemówienie papieża do Niemców znowuż po niemiecku, znowuż ze słowami zachęty.

Te wszystkie fakty wskazują, iż antypolskie stanowisko pa­pieża nie polega na nieporozumieniu, że jest to świadoma poli­tyka, która przez poparcie odwiecznie wrogiego Polsce krzyżactwa jest skierowana przeciwko naszym najżywotniejszym interesom narodowym.

Świadczy o tym wreszcie ostatni bezpośredni atak papieża na Polskę. Papież rozgłasza fakty nieprawdziwe. Fałszywość tych wiadomości może sprawdzić w Polsce nawet każde dziecko.

 

Jeszcze jedno kłamstwo

Z okazji 10 rocznicy wybuchu wojny papież ogłosił pismo do biskupów polskich, w którym stwierdza, że:

l) Kościół katolicki w Polsce nie korzysta z wolności; 2) na­uka religii w szkołach została zakazana; 3) w szpitalach odma­wia się chorym pociechy religijnej 4) na wielkie trudności na­potyka wykonywanie praktyk religijnych; 5) stowarzyszenia katolickie w Polsce zostały zamknięte i tym podobne „fakty".

Na każdy z tych zarzutów można odpowiedzieć krótko: nie­prawda.

Mogą tak odpowiedzieć uczniowie, którzy chodzą na lekcja religii, może tak odpowiedzieć każdy wierzący, gdy w niedzielę swobodnie udaje się do kościoła na nabożeństwo, do spowie­dzi, do komunii.

Nieprawdę pisze papież — mówią w Polsce chorzy, których odwiedzają kapelani szpitalni, którzy codziennie na terenie szpitala widzą zakonnice. Nieprawda, nieprawda, nieprawda!

Ale w jakim celu pisze papież nieprawdę o życiu Polski? Cel jest jasny: chodzi o rozbijanie jedności narodu polskiego. Jest to jeszcze jedna próba siania zamętu, zahamowania odbudowy kraju. Próbowali rozbić jedność narodu imperialiści anglo-amerykańscy, próbuje to robić związany z tym obozem Watykan.

Wszystkie te próby popierania Niemców i podniecania rewizjonizmu niemieckiego, próby ataków na jedność narodu polskiego — nie są jakąś urojoną pomyłką, nieporozumieniem. To jest system.

Jest to skutek i konsekwencja polityki Watykanu zwią­zanej siecią najbardziej rzeczywistych interesów z wielkoka­pitalistycznym imperializmem amerykańskim.

Jest to skutek i konsekwencja walki Watykanu z wszelkimi ruchami wolnościowymi i postępowymi. Reakcyjny zawsze Wa­tykan bronił kiedyś książąt feudalnych, dziś broni stanu po­siadania właścicieli papierów akcyjnych, trustów i koncernów, broni własnych pakietów akcyjnych. Dlatego w czasie drugiej wojny światowej Watykan przymykał oczy na zwierzęce zbrod­nie hitleryzmu.

Dziś Watykan, powtarzając dyktando amerykańskiego De­partamentu Stanu, broni niedobitków hitleryzmu, staje we wspólnym froncie podżegaczy do nowej rzezi, licząc na to, że w ten sposób zahamuje walkę milionów ludzi pracy o wolność, o prawo ludzkie, walkę z wyzyskiem człowieka przez czło­wieka.

Dla tych samych względów Watykan milczy dziś o zbrod­niach popełnianych przez imperializm amerykański w Chinach i Grecji, dlatego zgadza się na oddanie Włoch w niewolę ame­rykańską, dlatego nie chce widzieć nędzy milionów Włochów, Hiszpanów, Francuzów, dlatego nie chce nic słyszeć o krzyw­dzie Murzynów amerykańskich, nawet wtedy, jeśli to są wy­znawcy Chrystusa.

Bo tak mu każe jego polityka. Bo tak każe polityka między­narodowego kapitału.

Jest to wreszcie konsekwencja stałego lekceważenia inte­resów Polski. Polska jest katolicka. Polska jest „zawsze wier­na", a więc można żądać od niej wszelkich ofiar, można ją trak­tować jak liczman w grze politycznej, można o niej nawet pi­sać nieprawdę.

Watykan liczy na to, ze zawsze znajdzie się w Polsce dość księży i zakonników, którzy podejmą obronę papieża, nawet wbrew oczywistym faktom, którzy wykonując watykańskie rozkazy, zapomną o swoim narodzie. W ostatecznym wypadku podchwyci się argument walki z religią.

 

Duszpasterze czy faszystowscy politycy w sutannach?

Watykan niewiele omylił się w swoich rachubach. Istotnie, część kleru katolickiego ustosun­kowała się wrogo do nowej polskiej rzeczywistości. Część kleru rzymsko-katolickiego idąc za wskazówkami Watykanu sta­nęła po strome byłych ziemian i kapitalistów, występując prze­ciwko reformom społecznym przeprowadzanym w Polsce przez klasę pracującą, która w wyniku zwycięskiej wojny z hitleryz­mem wyzwoliła się z uścisku kapitalistyczno-obszarniczej mniejszości i, objąwszy władzę w państwie, przystąpiła do in­tensywnej odbudowy potwornie zniszczonego kraju.

Znalazły się wśród kleru katolickiego nawet jednostki, któ­re posunęły swoją nienawiść do demokratycznego ustroju pań­stwa polskiego do tego stopnia, iż wzięły udział z bronią w ręku w walce band leśnych, które przy pomocy skrytobójczych mor­dów usiłowały obalić władzę klasy pracującej.

Udział części kleru rzymsko-katolickiego w działalności nie­legalnego podziemia potwierdzają nie tylko procesy wytaczane księżom w wypadkach jaskrawego napięcia złej woli. Potwier­dza ten udział również fakt, że kilkudziesięciu księży katolic­kich skorzystało z dobrodziejstwa amnestii i ujawniło swoją przynależność do różnych WIN-ów, NSZ-ów itp. bojówek. Ujaw­nienie się tych księży i powrót ich do normalnej pracy duszpa­sterskiej był nie tylko czynem pozytywnym, ale świadczył rów­nież o tym, że księża ci zostali wprowadzeni w błąd pseudopatriotycznymi hasłami organizacji podziemnych, a zrozumiawszy ten błąd odważnie zerwali z działalnością polityczną.

Niestety znalazła się w Polsce pewna ilość księży katolic­kich, która nie ujawniając swoich związków z reakcyjnym pod­ziemiem zmieniła jedynie metodę, działalność swoją z lasu prze­niosła na ambonę i do konfesjonałów, do szkoły i zakrystii, a nie­którzy nawet pozostali nadal mniej lub więcej skrytymi wspól­nikami zwyrodniałych tymczasem do reszty band.

Ta cześć kleru nie chce do dziś dnia porzucić wrogiej dla de­mokracji działalności i aby ułatwić ją sobie, używa dla osią­gnięcia swoich politycznych celów instytucji kultu religijnego. Księża tego typu liczą na to, iż przywiązanie Polaków do reli­gii rzymsko-katolickiej pozwoli im przeprowadzić dyktowane przez Anglosasów posunięcia polityczne, a przede wszystkim osłabić tempo odbudowy kraju, poderwać zaufanie do władzy klasy pracującej i w konsekwencji wytworzyć warunki, które by umożliwiły powrót do władzy klas posiadających. Dla ła­twiejszego zdobycia zaufania obywateli państwa polskiego szerzą oni pogłoski o rzekomym prześladowaniu religii w Polsce. Intencje tych pogłosek są jasne.

Kres tym pogłoskom położyło jasne, wyraźnie sformułowa­ne oświadczenie Rządu Polskiego opublikowane w prasie w dniu 20 marca 1949 r.

Niemniej wydaje mi się słuszne przeprowadzenie pewnej konfrontacji faktów, obrazujących rzeczywisty stan rzeczy w Polsce na odcinku stosunków Kościoła i Państwa.

Zacznijmy od stosunku Rządu do Kościoła katolickiego w Polsce.

 

Nikt w Polsce nie prześladuje religii

Już 20 listopada 1946 roku ówczesny prezydent Krajowej Rady Narodowej, a obecny Prezydent Rzeczypospolitej Bo­lesław Bierut w wywiadzie udzielonym Ksaweremu Pruszyńskiemu oświadczył: "Nie jesteśmy zainteresowani w zamykaniu kościołów, ale przeciwnie, jesteśmy zainteresowani w otwieraniu kościołów polskich na odzyskanym piastowskim Zachodzie. Rząd daje pieniądze na odbudowę zrujnowanych ko­ściołów. (porównaj! dane o ilości odbudowanych kościołów z książki marszałka M. Kozakiewicza "O tolerancji i swobodzie sumienia" - książka jest na stronie do ściągnięcia - dop. abangel) Mogę mnożyć przykłady naszej dobrej woli. Rzecz ja­sna jednak, że jeśli mimo to ze strony duchowieństwa nieufność nie będzie malała, jeśli będzie ono dalej prowadziło politykę wy­czekiwania, czy też udzielało pomocy naszym wrogom, to mo­żemy dojść wreszcie do wniosku, że dla porozumienia czynników postępu z Kościołem nie ma jeszcze w Polsce niestety odpowied­nich warunków".

W rok później premier Rzeczypospolitej Józef Cyrankiewicz w oficjalnym ekspose złożonym na plenum Sejmu 28 listopada 1947 r. wyraźnie sprecyzował stosunek Państwa do Kościoła w słowach: „Stojąc twardo na gruncie wolności wierzeń religijnych i wolności sumienia, będziemy nadal, tak jak dotychczas, z całym uszanowaniem odnosić się do uczuć i uświę­conych tradycją zwyczajów wierzących katolików i do ich po­trzeb religijnych, podobnie jak do wyznawców innych religii, będziemy nadal respektowali w granicach obowiązujących ustaw prawa Kościoła katolickiego, gwarantując mu pełną swobodę kultu religijnego i otaczając go należytą opieką. Lecz równocześnie wychodząc z tych samych założeń nie dopuścimy do wygrywania uczuć religijnych dla zgoła innych celów poli­tycznych, które z wiarą katolicką nic nie mają wspólnego".

W oświadczeniu z dnia 14 marca 19'49 złożonym przez mi­nistra administracji publicznej Władysława Wolskiego na ręce biskupa Zygmunta Choromańskiego Rząd ponownie precyzuje swoje pozytywne stanowisko w stosunku do religii. W punkcie czwartym tego oświadczenia czytamy: ..Rząd stwierdza z całą stanowczością, że nie zamierza uszczuplać swobód religijnych. Kler korzysta w Polsce z różnych uprawnień w znacznie wię­kszym zakresie niż w krajach zachodnio-europejskich Wszel­kie wersje o likwidacji nauki religii w szkole są bezpodstawne. Zachowując naukę religii Rząd będzie jednak twardo przestrze­gał ogólnej zasady konstytucyjnej, że "wolności wyznania nie wolno używać w sposób przeciwny ustawom" — i nie będzie tolerował nadużywania religii przez niektórych katechetów dla siania niepokoju w umysłach młodzieży i podburzania przeciw władzy państwowej".

W ośmiu punktach oświadczenia Rząd bardzo wyraźnie i bardzo konkretnie określa swój stosunek do Kościoła w takim samym duchu jak przytoczony powyżej ustęp.

Wreszcie Prezydent Rzeczypospolitej i Przewodniczący KC PZPR dnia 20 kwietnia 1949 r., na posiedzeniu plenum KC Partii stwierdził:

"Poszanowanie uczuć religijnych i kultu religijnego jest naszą niezłomną zasadą, której ściśle będziemy przestrzegać, lecz stosunek do hierarchii kościelnej zależeć będzie też od jej postawy wobec państwa".

Wymienione powyżej oświadczenia były składane w prze­ciągu trzech lat. W każdym oświadczeniu stwierdza się, że Rząd nie zamierza uszczuplać swobody religii, a tym bardziej prowadzić walki z religią, ale nie pozwoli na nadużywanie re­ligii dla celów politycznych.

Podobne stanowisko zajmuje Rząd Polski w oświadczeniu swoim z dnia 26. VII. br., które zawiera odpowiedź na uchwalę Watykanu, grożącą ekskomuniką członkom partii komunisty­cznych i robotniczych.

„Patriotyczne i lojalne wobec państwa duchowieństwo ko­rzystać będzie przy wykonywaniu swych obowiązków duszpa­sterskich z pełnej opieki prawnej i przyjaznego stosunku władz państwowych.

Władze państwowe strzec będą poszanowania uczuć religij­nych wierzących i swobody wykonywania praktyk religijnych, nie dopuszczając w tym zakresie do żadnej dyskryminacji".

Oświadczenia Rządu Polskiego nie tylko mają moc obowią­zującą, ale mają również pełne pokrycie w praktyce życia co­dziennego. Kościoły są otwarte, nabożeństwa odprawia się, procesje, pielgrzymki itp. odbywają się swobodnie.

W Polsce wychodzi szereg tygodników i miesięczników ka­tolickich wydawanych przez kurie biskupie, zakony i organi­zacje katolickie. (znów porównaj z w.w. książką M. Kozakiewicza! - dop. ab.) Kler katolicki w Polsce ma pełną swobodę nauczania religii nie tylko z ambon, ale również i za pośredni­ctwem drukowanego słowa.

W Polsce nie tylko nic zamyka się kościołów, ale odbudo­wuje się zniszczone wskutek działań wojennych kościoły. W od­budowie zniszczonych kościołów pomaga Państwo. Wystarczy spojrzeć na kościoły odradzającej się ze zniszczenia Warsza­wy. Wiele kościołów odbudowano już całkowicie, wiele już jest pod dachem. Fundusze na odbudowę tych kościołów są zbierane przez społeczeństwo katolickie, przez wierzących. Pieniędzy tych jednak nie starczyłoby na tak szybką odbudowę. Na od­budowę kościołów idą pieniądze z budżetu państwowego. Pieniądze daje Ministerstwo Odbudowy, Ministerstwo Kultury i Sztuki.

Rząd Polski nie objął dotąd reformą rolną majątków ziem­skich Kościoła, Ziemia kościelna jest nadal uprawiana przez księży lub zakonników. Księża ci czerpią z niej dochody i ko­rzyści. A nie są to małe majątki. Ziemie kościelne obejmuje rozległe dobra o powierzchni około 180.000 ha. W tej sumie majątków powyżej 100 hektarów jest 385. Są miedzy nimi na­prawdę duże majątki, na przykład 2 majątki biskupstwa w Przemyślu mają łączną powierzchnię około 1.400 ha.

Oprócz tych wielkich majątków każda prawie parafia po­siada gospodarstwo rolne, z którego korzysta miejscowy pro­boszcz.

Swobodną działalność w Polsce prowadzą zakony. W Polsce są dziesiątki zakonów męskich i żeńskich, zakony te posiadają około 600 klasztorów i domów. Niektóre z tych zakonów są bar­dzo bogate. Na przykład taki zakon karmelitów jest właścicielem majątku Paczółkowice, pow. Chrzanów. Majątek ten po­siada 860 hektarów ziemi.

Zakony prowadzą własne szkoły. Posiadają własne zakłady rzemieślnicze i inne przedsiębiorstwa dochodowe.

W Polsce istnieją szkoły i zakłady wychowawcze, internaty, sierocińce prowadzone przez zakony i organizacje katolickie. Średnich zakładów naukowych (liceów) katolickich jest w Pol­sce 44.. Wychowawcami w tych zakładach są księża i zakon­nice.

W szkołach państwowych dzieci, wierzących katolików uczą się religii. Nauczający księża tzw. prefekci otrzymują od Pań­stwa. pensje. Niestety, wielu z tych prefektów zamiast uczyć religii, wykorzystuje lekcje dla buntowania młodzieży prze­ciwko Państwu, dla prowadzenia propagandy politycznej. Gdy takich prefektów nadzór szkolny usuwa, reakcyjny kler krzyczy, że ze szkól usuwa, się naukę religii. Ze szkól nie usuwa się religii, usuwa się takich nauczycieli religii, którzy za pań­stwowe pieniądze prowadzą propagandę antypaństwową. Na ich miejsce przyjdą inni, którzy będą młodzież uczyć religii, .i nie reakcyjnej polityki.

W Polsce istnieje i działa wiele organizacji klerykalnych. Kler posiada różne organizacje, jak: Katolickie Stowarzysze­nia Młodzieży, Sodalicje Mariańskie, Koła Żywego Różańca, Krucjaty Eucharystyczne i wiele innych. Rząd zezwala, na tworzenie organizacji religijnych, ale wymaga, aby organizacje te nie zajmowały się polityką. Należy jeszcze raz stwierdzić, że w Polsce istnieje rzeczywista swoboda wyznań religijnych, swoboda kultu religijnego.

To są fakty z życia codziennego, fakty publiczne i powszechnie znane. Można byłoby wymienić ich więcej. Podałem najcelniejsze traktując je jedynie jako rzeczową ilustrację do oświadczeń Rządu.

A teraz odwróćmy kartę. Zanalizujmy stanowisko rozpolitykowanej części kleru katolickiego.

 

Księża "działacze" podziemia

Wspomniałem już o udziale części kleru katolickiego w walce, jaką. toczyły bandy zorganizowane przez wywiad obcych mocarstw z władzą ludową w Polsce. Sąd Rzeczypospolitej był zmuszony wydawać niejednokrotnie bardzo surowe wyroki na księży, któ­rzy brali bezpośredni udział w morderstwach dokonywanych przez te bandy.

Np. w listopadzie 1947 r. został ujęty z bronią w ręku po walca z oddziałem wojsk bezpieczeństwa ks. Bolesław Stefański, przywódca i organizator bandy działającej na terenie woj. warszawskiego. Banda, którą dowodził ksiądz Stefańaki, dokonała napadu na urząd gminny w Markach pod Warszawą, obra­bowała kilka spółdzielni oraz dokonała szeregu napadów ban­dyckich. Ksiądz Stefański został skazany na 15 lat więzienia.

Za przynależność do WIN-u i do bandy terrorystycznej oraz za prowadzenie wywiadu na rzecz jednego z obcych mocarstw. Aresztowany został również w 1947 r. ks. Czajkowski. Sąd Rze­czypospolitej skazał go na karę śmierci, którą prezydent aktem łaski zmienił na 15 lat wiezienia.

W 1948 roku aresztowany został w woj. warszawskim ks. Kazimierz Fertak, który przez kilka lat udzielał systematycz­nej pomocy bandzie działającej na terenie swojej parafii. Ksiądz Fertak dla podtrzymania na duchu bandytów organizował dla nich nabożeństwa i spowiedź, poświęcał broń, przy pomocy któ­rej dokonywali oni grabieży i mordów.

Również w 1948 roku w woj. łódzkim aresztowani zostali księża: Ortowski i Łosoś. Książa ci popierali krwawego ban­dytę „Murata", a chcąc rozbić organizację „Służba Polsce", wydali bandzie Murata rozkaz zamordowania komendanta miejscowego tej organizacji, nauczyciela Praszczyka.

Tych kilka przykładów (a można by ich znacznie więcej przytoczyć), wskazuje na to, że nie wszyscy księża skorzystali z amnestii i zerwali z terrorystyczną działalnością band.

Wielkie bandy leśne zostały rozbite jeszcze przed wyborami 1947 roku. Dzięki amnestii nastąpiło również duże osłabienie działalności band. Wielu ludzi obałamuconych propagandą pod­ziemia zerwało z tą działalnością. Reakcja jednak, mimo rozbi­cia band, nie zrezygnowała z tej formy wałki. Nadal tam, gdzie to jest możliwe, stosowany jest krwawy terror wobec działa­czy demokratycznych. Nadal bandy rabują mienie państwowe. Nic zrezygnowała z tej formy walki i reakcyjna cześć kleru ka­tolickiego. Są księża, którzy współpracują z bandami.

Wreszcie zdarza się, że księża sami są dowódcami band. Świadczy o tym np. sprawa księdza Władysława Gurgacza, je­zuity, który 2 lipca 1949 roku, dowodząc osobiście bandą, do­konał w biały dzień na ulicach Krakowa napadu rabunkowego na woźnych Banku Spółdzielczego. Zorganizowany natychmiast pościg doprowadził już po godzinie do ujęcia bandytów. Przy aresztowanym ks. Gurgaczu znaleziono pistolet, stulę, brewiarz i oleje święte. Wszystko to świętokradzko tkwiło w jednej kieszeni księdza-bandyty.

Popieranie band leśnych nie jest jedyną formą działalności reakcyjnej części kleru, ale jest najpotworniejszą formą jego antypaństwowej i przestępczej działalności. Dla najbardziej wierzącego katolika ksiądz taki przestaje być księdzem, a staje się zwykłym bandytą, który powinien być ścigany i jest przez władze ścigany tak jak zwykły morderca.

Wiadomo, że Rząd gwarantuje klerowi swobodę działania i propagandy religijnej. W kościołach wygłaszane są w czasie nabożeństw kazania. Wierzący katolicy przychodzą na te ka­zania, aby usłyszeć tam wypowiedzi religijne księdza. Wyko­rzystując zaufanie wiercących, część kleru katolickiego zamie­nia kazania religijne na przemówienia polityczne. Z kościoła robi teren wiecu politycznego, a z ambony — trybunę swo­jej reakcyjnej działalności.

Nagminnie znane są wypadki używania ambony dla prze­mówień politycznych. W okresie reformy rolnej byli księża, którzy wzywali chłopów do niebrania ziemi, która była wła­snością dziedziców i zdaniem tych księży powinna była dalej pozostać ich własnością. Posuwano się do straszenia krwią, do straszenia mordem, aby tylko obronić obszarników wiej­skich. Powtórzyły się te fakty w okresie rozdawania aktów własności na nadane w czasie reformy rolnej działki. Powta­rzają się dziś w postaci agitowania przeciwko spółdzielniom produkcyjnym na wsi. Czegóż się tam w tych agitacjach nie mówi, jakich kłamstw i oszczerstw się nie rzuca. Straszy się piekłem, straszy się krwią, straszy się nędzą, opowiada się bzdury wyssane z palca, byle tylko osiągnąć cel polityczny. W ostatnich czasach mówi się wiele o rzekomej walce z religią wbrew oczywistym wyżej przytoczonym faktom.

Jako jeden z dowodów rzekomej walki z religią przytacza się pojedyncze fakty usunięcia tego czy innego prefekta szkol­nego. Niestety, przemilcza się celowo przyczyny tego usunię­cia. Za lekcje religii Rząd płaci prefektom pieniądze. I nikt nie znajdzie na całym świecie takiego Rządu, który by płacił pie­niądze za walkę z ustrojem państwa, za podburzanie młodzieży do walki z własną Ojczyzną. Jest wielu prefektów, którzy lekcje religii zamieniają na lekcje nienawiści do demokracji. Jasne jest, że takich prefektów Rząd będzie usuwał ze szkoły. Przyj­dą na ich miejsce inni. Przyjdą na ich miejsce nauczyciele re­ligii. Jasne jest, że nikt nie "będzie tolerował w szkole takich prefektów, którzy zamiast uczyć, znęcają się nad dziećmi. Nikt nie będzie tolerował takiego prefekta jak ksiądz Wojciech Dąbkowski, który korzystając ze swego stanowiska zdeprawował kilka małoletnich dziewcząt. Nie księdza się w takim, wypadku usuwa lub sądzi. Usuwa się i sądzi przestępcę. Usunięcie złego prefekta nie jest usunięciem religii. Tak jak usunięcie przez bi­skupa złego księdza z parafii nie jest likwidacją parafii. Trzeba dużego napięcia złej woli, trzeba świadomego zakłamania, by takie fakty przedstawiać jako walkę z religią.

 

Organizacje klerykalne - placówkami reakcyjnej roboty

Mówiłem wyżej o istnieniu i działaniu na terenie Polski katolickich organizacji  przykościel­nych. Prawdą jest, że tę i ową organizację rozwiązano lub za­wieszono jej działanie. I znowuż każdy taki fakt przedstawia się jako rzekomą walkę z religią. I znowuż, utartą metodą poli­tyków klerykalnych, przemilcza się przyczyny takiego kroku władz państwowych. Niestety trzeba stwierdzić, że organizacje te bardzo często pouczone przez księdza, nie poczuwają się do obowiązku stosowania się do istniejących w państwie przepi­sów prawnych o stowarzyszeniach, zgromadzeniach itp. Żadne państwo nie ścierpi samowoli młodzików ani nawet starszych, którzy będą postępować wbrew prawu i przeciwko prawu. Jest nawet gorzej — zostały stwierdzone z całą sumiennością fakty, iż organizacje te często są tylko parawanem dla wręcz zbrodniczej działalności. Nieraz za cichą zgodą księdza są zalążkiem organizacji bandyckiej. Tak było w Wałbrzychu, gdy na terenie kółka ministrantów zorganizowała się banda wyrostków, która usiłowała rozbrajać strażników fabrycznych i zorganizowała na szczęście nieudany napad na kasjera wiozącego pieniądze na wypłatę dla robotników, a wreszcie ograbiła kilku chłopów. Tak było w Nowotarskiem, gdzie członkowie kilku oddziałów Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży za wiedzą dwóch księży zorganizowali bandę rabunkową. Tak lub podobnie było w wie­lu innych wypadkach. Cóż powiedzieć o kapłanie, który zamiast odwodzić młodzież od grzechu i zbrodni, popycha ją do niej lub milcząco toleruje? Cóż powiedzieć o organizacji, która zamiast podnieść poziom moralny młodzieży, deprawuje ją? I co powiedzieć o takim kierowniku organizacji katolickiej, który, aby ukryć charakter zebrania politycznego, nadaje mu nazwę rekolekcji ?

Jest jeszcze inna forma działalności politycznej części kleru katolickiego. Tą formą jest głośna lub szeptana ukradkiem pro­paganda strachu i niepewności. Propaganda mająca bardzo wyraźny cel: dezorganizację życia, zniechęcenie do pracy, za­hamowanie odbudowy kraju i podniesienia stopy życiowej ludzi pracy. Mieliśmy do czynienia z taką propagandą w roku ubie­głym, gdy w sierpniu wielu księży rozpowiadało o końcu świa­ta, o jakimś tajemniczym huraganie, który miał zniszczyć ży­cie w Polsce. Wielu ludzi w Polsce wciąż jeszcze bezkrytycznie wierzy księdzu, toteż znaleźli się naiwni, którzy uwierzyli. Prze­powiadano trzydniową ciemność, więc ludzie stali w kolejkach po świece i naftę, po inne produkty. Politycy w sutannach byli zadowoleni, że tu i ówdzie chwilowo zabrakło soli czy świec. A "Głos Ameryki" mógł obwieszczać wiadomości z pewnego "źródła" o straszliwym braku soli w Polsce. Mieliśmy do czy­nienia z przepowiednią pewnego franciszkanina o tym, iż 11 lu­tego 1949 roku wybuchnie wojna. Dla dodania autorytetu tej przepowiedni nie wahano się wciągnąć w mechanikę tego krótkonogiego kłamstwa nazwiska zmarłego prymasa Polski. Dla politycznego osiągnięcia celu każde kłamstwo jest dobre. Kla­sycznym przykładem nadużywania zaufania wiernych jest spra­wa księdza Niebrzydowskiego. Ten wicegwardian klasztoru w Niepokalanowie też straszył wojną i wszelkimi nieszczęścia­mi, ale zaczął działać na szerszą skalę. Zorganizował sobie pra­cę. Ulotki siejące panikę powielał na powielaczu „Rycerza Niepokalanej". Do pracy zaprzągł 19 Bogu ducha winnych, a pod­ległych mu braciszków zakonnych. Kazał im wysyłać te ulotki do. swoich rodzin i znajomych z poleceniem przepisania i pusz­czenia dalej. Ksiądz Niebrzydowski śmiało sobie poczynał. Wiedział, że w Polsce nie tak już wielu ludzi uwierzy w prze­powiednie franciszkanina, toteż panikarską przepowiednię wło­żył w usta Matki Boskiej, nie wahając się zaprzęgnąć w ten sposób w służbę propagandy politycznej największych dla wie­rzącego katolika świętości.

Tak oto wygląda karta, stosunku pewnej części kleru do państwa ludowego.

Powie ktoś jednak: "A przecież były w Polsce wypadki pro­fanacji przedmiotów kultu, były wypadki zniszczenia krzyża lub uszkodzenia figury przydrożnej". To prawda, były takie wypadki. Były takie pojedyncze wypadki. Czasami to były nawet prowokacje ze strony nadgorliwców klerykalnych. Ale mil­czą księża o tym, że każdy taki wypadek pociągnął za sobą ka­rę według obowiązujących ustaw. Rząd jest bezstronnym straż­nikiem prawa. Rząd Polski karze każde naruszenie prawa. Ukaranie, surowe ukaranie, takich wybryków jest potwierdze­niem oświadczeń rządowych gwarantujących nie tylko swo­bodę, ale i ochronę kultu religijnego.

 

Co robi hierarchia kościelna

Niestety, nie potrafię przytoczyć podobnych wypadków ze strony episkopatu, jako wewnętrznej władzy nadrzędnej kle­ru polskiego. Nie potrafię, i bodaj nikt nie potrafi, przytoczyć przykładu ukarania karą kościelną księdza nadużywającego instytucji kultu religijnego dla celów politycznych lub wręcz kryminalnych. Słyszeliśmy dużo listów pasterskich. Były tam słowa wskazujące na to, że episkopatowi nie podoba się zbytnie tempo odbudowy kraju, współzawodnictwo pracy mające na celu odbudowę zniszczeń wojennych i podniesienie stopy życiowej ludzi pracy, było tam wiele innych mniej lub więcej zawoalowanych wyrazów niechęci. Nie słyszeliśmy w Polsce gło­su potępienia dla tych, którzy popierają bandy, dla tych, którzy instytucje kultu religijnego czynią parawanem swoich gie­rek politycznych, którzy nadużywają przywileju sukni kapłań­skiej.

Jest w Polsce biskup, który na swojej pieczęci kazał wyryć łacińskie hasło: "Soli Deo" — hasło to ma oznaczać, że biskup chce służyć tylko Bogu. Wierzymy, że Jego Ekscelencja chce służyć tylko Bogu, ale nasuwa się pytanie, czy wiedząc o tym, że podlegli mu księża stawiają nie tylko Bogu świeczkę, ale i ogarki diabłom "Muratów", szatanom szpiegów, nie myślał nigdy ksiądz biskup o tym, że jego milczenie przyczynia się, i to w bardzo poważnym stopniu, do stawiania tych świec ko­ścielnym szatanom zbrodni,

Tak oto przedstawia się porównanie słów i czynów Pań­stwa i Kościoła. Nieuprzedzony obserwator łatwo zauważy je­den wniosek, który nasuwają powyższe rozważania. A wniosek jest taki: Państwu nie jest potrzebna walka z religią, dla Pań­stwa nie istnieje podział na wierzących i niewierzących. Spra­wa wiary jest sprawą prywatną każdego obywatela. Sprawą Państwa jest stosunek obywatela do życia państwowego, do żywotnych interesów społeczności tworzącej Państwo, do pro­blemów, których rozwiązanie stanowi o rozwoju, o dobrobycie ludności Państwa. O tych sprawach ma decydować w Polsce klasa ludzi pracy, robotnicy, chłopi, inteligenci pracujący, któ­rych wyrazicielem jest Rząd Polski Socjalistycznej.

 

Komu potrzebna jest "walka z religią"

Komu więc może być potrzebna w Polsce walka z religią lub pozory tej walki? Potrzebna jest ona tym, którzy, chcą wierzenia religijne, związki tradycyjne i związki uczucio­we pewnej części obywateli Państwa wykorzystać dla celów politycznych innego mocarstwa. Mocarstwa, które przygoto­wuje nową wojnę dla rozszerzenia swoich rynków zbytu, dla poddania narodów całego świata eksploatacji swoich kapitali­stów. Niestety, fakt związku Kurii rzymskiej z tym mocar­stwem nie da się ukryć. Watykan nie chce go ukrywać, publi­cznie oddając do dyspozycji podżegaczy wojennych "wszystkie swoje zasoby". I trudno wykluczyć wniosek, że Watykan wy­wiera w tym kierunku nacisk na kler polski.

Trzeba tu jednak stwierdzić fakt, że polityka Watykanu nie może być i nie jest w najpoważniejszych organizacyjnych, do­kumentach Kościoła katolickiego równana z jego funkcją reli­gijną. Katolicy doskonale wiedzą, że papież jest namiestnikiem Chrystusa, ale tylko i jedynie w rzeczach wiary. Zdanie papieża. w sprawach polityki, w sprawach "tego świata" nikogo z kato­lików nie wiąże w sumieniu i żaden z katolików nie ma religij­nego obowiązku słuchać papieża w sprawach, w których on się może mylić.

Historia Polski zna wypadki, kiedy decyzje papieży były dla Polski krzywdzące. Okres wojen z zalewem krzyżackim do­starcza wielu przykładów, bardzo podobnych, do dzisiejszych. Papieże ówcześni również brali w obronę niemieckich krzyża­ków, tak jak dziś Pius XII bierze w obronę niedobitki hitlerow­skich Niemiec. Papieże ówcześni posuwali się dalej — nakazy­wali Polakom oddanie tej czy innej części kraju krzyżackim za­borcom. Naród polski jednak się temu przeciwstawił. Historia Polski tego okresu zna również mądrych i odważnych pryma­sów, którzy mieli odwagę iść z Narodem przeciwko politycz­nym koncepcjom Watykanu, którzy potrafili na synodach i so­borach odważnie bronić polskiej polityki przeciwko polityce Watykanu. Czy byli mniej religijni od dzisiejszego kleru ka­tolickiego? Nie sądzę.

Historia Polski zna wielu księży, zna wielu wybitnych Po­laków, którzy rozróżniali w Watykanie jego rolę religijną i świecką polityczną. Adam Mickiewicz (który swoje utwory rozpoczynał inwokacją do Matki Bożej), nie był złym katolikiem, ale będąc wierzącym miał jednocześnie prawo do wypo­wiedzenia w oczy papieżowi jego błędów politycznych, miał od­wagę wytknąć mu jego związki z caratem i zaborczym prusactwem. Tego wierzącego katolika nie zaślepił i nie przeraził blask dworu watykańskiego i bogaty splendor sali tronowej papieża. Biała suknia papieża nie zasłoniła mu interesów Polskie­go Państwa i cierpień polskiego ludu.

Takich przykładów i takich katolików znajduje się więcej na kartach, naszej historii.

Toteż ta cześć kleru katolickiego w Polsce, która dziś chce prowadzić wrogą Państwu Polskiemu działalność polityczną, nie może się zasłaniać samym nakazem watykańskim. Naka­zom politycznym Watykanu można się przeciwstawiać. Przeciwstawiali się tym nakazom ci biskupi i te setki księży, którzy zginęli za Polskę w hitlerowskich obozach zniszczenia. Mają oni prawo do czci narodu i mają tę cześć. Dowodem tego jest fakt, że Rzeczpospolita Polska zawiesiła na piersi biskupa Korszyńskiego i innych więźniów obozu hitlerowskiego w Dachau order Odrodzenia Polski na znak, że ich cierpienie było częścią cier­pień całego narodu, a ich walka była cząstką walki całego na­rodu.

Niech więc ta część kleru katolickiego w Polsce, która pro­wadzi walkę polityczną z własnym Państwem, nie zasłania się obowiązkiem posłuszeństwa. Inne przyczyny i inne związki ka­żą im prowadzić działalność, którą tak chętnie podchwytują niektóre rozgłośnie zagraniczne. Imię przyczyny i inne związki każą im poprzez działalność polityczną, poprzez nadużywanie sukni kapłańskiej wysługiwać się obcym interesom.

Są oczywiście w Polsce księża, dla których order "Bene Merentibus" — „dobrze zasłużonym" otrzymany z Watykanu wię­cej znaczy niż interes i potrzeby własnego narodu. Ale ci księ­ża są tylko w małym stopniu obywatelami naszego Państwa. Ich polskość jest formalna — oni są bardziej watykańscy niż polscy. Jest taka wąska grupka ludzi gotowych zawsze wisieć u każdej klamki, każdego monsignora z Watykanu.

Jest również wśród kleru katolickiego w Polsce grupa ludzi klasowo związana z kapitalistami i obszarnikami. Jasne jest, że działalność polityczna tych ludzi steruje w kierunku obrony interesów bogaczy. Logiczna konsekwencja każe im stawać po stronie tych, którzy dzisiaj są ostatnią nadzieją klas wyzyskiwaczy. Można zrozumieć, dlaczego tęsknią oni do wojny, bo tylko w masowym morderstwie ludów widzą nadzieję na. powrót do utraconych bogactw, przywilejów i władzy.

Mówiąc o politycznej działalności kleru, świadomie używam cały czas wyrażenia: cześć kleru katolickiego — tak bowiem jest w istocie. Nie cały kler katolicki w Polsce jest rozpolityko­wany. Nie cały kler katolicki w Polsce prowadzi antyludową działalność polityczną. Znam wielu księży w Polsce, którzy su­miennie wypełniają swoje obowiązki kapłańskie, są nauczycielami religii, walczą o podniesienie poziomu moralności swoich parafii. Jest tych księży więcej niż by się na pozór zdawało.

 

Patriotyczni księża przeciw politykierom w sutannach

Publicznie jest znany fakt odwagi cy­wilnej, którą wykazali księża jednego z dekanatów, gdy na konferencji w Bie­czu, wyraźnie i głośno opowiedzieli się po strome narodu, a przeciwko watykańskim sugestiom polity­cznym dotyczącym rewizji naszych granic zachodnich. Takich jak oni było w Polsce więcej. Nie wszyscy mieli odwagę głośne­go wystąpienia w obawie sankcji biskupich. Bo znamy niestety w Polsce fakty, że obok pełnego aprobaty milczenia episkopatu dla politycznych wybryków księży spadają kary kościelne na tych, którzy występuje po stronie narodu, po stronie demo­kracji.

Jest w Polsce wielu księży, którzy z radością obserwują postępy odbudowy kraju, zgadzają się całkowicie z ustrojem, który tę odbudowę umożliwia i przyspiesza i ze smutkiem pa­trzą na tę część swoich konfratrów, która swoją działalnością polityczną utrudnia normalizację stosunków Państwa i Kościoła. Tych księży nic widać często, gdyż nie wykrzykują oni z ambon frazesów politycznych, nie błogosławią broni morder­ców, nie judzą i nie straszą po kątach propagandą okropności i kłamstw. Ci księża po prostu pracują.

Tych księży widzi naród, wiedzą o nich wierzący robotnicy i wierzący chłopi i mają dla nich pełny szacunek. Wiedzą, że to są polscy, a nie amerykańscy czy watykańscy księża. Wiedzą, że ta część kleru rzymsko-katolickiego jest z narodem, jest z ludem i jest gotowa wraz z nim budować lepszą, nową przyszłość.

Ta część kleru katolickiego w Polsce dąży do normalizacji stosunków Kościoła i Państwa i miejmy nadzieje, ze oni będą przede wszystkim tymi, którzy podejmą głos dobrej woli Rzą­du Rzeczypospolitej i do normalizacji tych stosunków doprowadzą, gdyż zdają sobie dobrze sprawę z tego, że w ten sposób ani nie zerwą więzi religijnej łączącej ich z Rzymem, ani nie naruszą dogmatów. Przeciwnie, w unormowaniu stosunków wi­dzą oni większe pole dla rzeczywistej pracy religijnej, a jednocześnie możliwość przyczynienia się do budowy prawdziwie wolnego, żyjącego w dobrobycie i stałym wzroście poziomu oświaty i kultury Państwa Polskiego. Ci księża, a w ślad za nimi i wielkie masy wierzących katolików w Polsce, nie oba­wiają się normalizacji stosunków między Kościołem a Pań­stwem, tak jak nie obawiają się tej normalizacji marksiści polscy.

Ci księża i świeccy katolicy polscy wiedzą bowiem dobrze, iż tak jak już nieraz w historii bywało, ze zmianą papieża może się zmienić polityka Watykanu. Nie zmieni się rzeczywistość polska, budowana i wzmacniana codziennie rękami robotnika i chłopa polskiego, tworzona wysiłkiem najlepszych synów na­rodu i kierowana przez ludzi, którzy wyrośli z mas ludu pol­skiego, żyją życiem tych mas i związani są nierozerwalnym węzłem z ludźmi pracy, z ludźmi twórczego wysiłku całego świata. Politykę Rządu Polski Socjalistycznej warunkują nie te czy inne chwilowe układy sił klik, marionetkowych wład­ców — politykę tę warunkują interesy mas pracujących.

W tym układzie Polska nie jest samotna, Polska jest zwią­zana węzłami szczerej, niekłamanej, nieprzypadkowej przy­jaźni z potężnym blokiem państw demokracji ludowej. Wię­cej — Polska jest związana z setkami milionów ludzi pracy wszystkich państw, również i tych, w których jaszcze trwa ucisk kapitalistyczny, w których bliscy nam ludzie pracy wal­czą dopiero o swoje wyzwolenie..

Tej rzeczywistości nie zmieni żadna przemoc i zaćma woj­na, a tym bardziej nie może wpłynąć na jej zmianę politykierstwo, krótkowzroczne politykierstwo grupki ludzi. Tak jak ciche sympatie Piusa XII nie mogły zapobiec klęsce hitleryzmu, tak i dziś krótkowzroczna polityka pewnej części kleru nie bę­dzie w stanie zapobiec rozwojowi Polski Ludowej.

Tę prostą prawdę rozumie coraz więcej księży katolickich w Polsce. Pięknym wyrazem tego była wizyta, u Prezydenta R.P Bolesława Bieruta 40 księży polskich, przedstawicieli du­chowieństwa na Zjazd Zjednoczeniowy Bojowników o Wolność i Demokracje.

W pięknych słowach wypowiedział to witający Prezydenta RP w imieniu delegacji ksiądz prałat Grimm:

"Dzisiaj zastanawialiśmy się i przekonaliśmy się, że dobro Najjaśniejszej Rzeczypospolitej to jest najwyższe prawo i te­mu prawu chcemy służyć, a po Kongresie zadamy kłam słowom, że Polacy potrafią tylko dla Ojczyzny umierać. My chce­my pokazać i da Bóg, pokażemy, że Polacy nie tylko potrafią umierać, ale że ci, którzy zostali, potrafią żyć i pracować dla Ojczyzny.

Praca nasza, praca kapłańska, jest trudna, zwłaszcza teraz, kiedy czujemy w sercu jakieś rozterki. Nasza hierarchia po­czyniła pewne kroki, a my, doły, przychodzimy dzisiaj i prosimy Ciebie, Najdostojniejszy Obywatelu Prezydencie, byś dopomógł nam, byśmy mogli z sercem wesołym pracować, bo wtedy praca nasza będzie podwójna. Będzie to praca dla Ludowej Niepodle­głej Polski, którą kochamy całym sercem".

Do tego zdania przyłączyli się i inni księża. Ksiądz Paster­nak oświadczył:

„W dniu Kongresu Bojowników o Wolność i Demokrację zorientowaliśmy swoją postawą społeczeństwo, że jest nas spo­ra grupa, która śmiało i z podniesionym czołem manifestuje uczucia polskości".

Uzupełnił to ksiądz Polak słowami: „Wiem, że Episkopat jest powołany do tego, żeby regulować sprawy miedzy Kościołem a Państwem, sądziłem jednak, że również szary proboszcz powinien się wypowiedzieć".

Ksiądz Iwanicki imieniem księży z Ziem Zachodnich oświad­czał: Muszę zakomunikować z radością, że życie polskie buduje się i rozbudowuje na coraz szerszych podstawach. Miedzy tym, co było na Ziemiach Zachodnich przed kilku laty, a tym, co się dzieje dzisiaj — jest ogromna różnica. Pola zostały zaorane, ugory poznikały, odbudował się przemysł, powstają nowe fa­bryki, a także odbudowują się i budują kościoły. W pierwszym roku parafianie pytali: proszę księdza, czy my tu zostaniemy? Dziś, chwała Bogu, ta niepewność minęła".

W szczerych, otwartych wypowiedziach innych księży przebiła wspólna wszystkim troska o jedność narodu, o usunięcie tych trudności i przeszkód, które usiłują przeszkodzić odbudo­wie i szczęściu wspólnej Ojczyzny.

W odpowiedzi na wystąpienia księży Prezydent Rzeczypospolitej omówił przeszkody i trudności wskazując jednocześnie drogę, po której idzie Polaka.

"Chciałbym podziękować wszystkim obecnym tutaj kapła­nom. ze podzielili się ze mną i obywatelem Premierem swoimi kłopotami, mówili nam o trudnościach swoich, których nie­wątpliwie jest wiele i o których na pewno nie zawsze wiemy. Bodziemy starali się przychodzić z pomocą duchownym tam, gdzie będą odczuwali potrzebę tej pomocy.

Co jednak jest przyczyną tych rozdrażnień i trudności, któ­re w terenie bardzo często stwarzają nastroje wzajemnej nie­ufności między przedstawicielami władzy i przedstawicielami duchowieństwa? Sądzę, że przyczyną jest to. że istotnie tylko część duchowieństwa stanęła na stanowisku, że to, co w Polsce od chwili wyzwolenia się odbywa, ze ten poważny przewrót społeczny, który Polska przeżywa, jest zgodny z interesami olbrzymiej większości naszego narodu. Rząd stoi na stanowi­sku, że trzeba służyć interesom tych, którzy Polskę dźwigają, interesom ludu pracującego. Na tym polega cała polityka Rządu. Widzimy to w zarządzeniach, które mają na celu roz­szerzyć możliwości wzrostu kulturalnego i stopniowego wzrostu dobrobytu materialnego tych właśnie przeważających. w naszym narodzie ludzi pracy.

Ja sądzę, że taki demokratyczny, ludowy kierunek polityki Rządu odpowiada duchowi czasu, odpowiada sprawiedliwości społecznej i wydaje mi się. że odpowiada taksę idei sprawiedli­wości, która leżała u podstaw chrześcijaństwa. To było 2.000 lat temu, a przecież świat nic stoi w miejscu. Teraz przeżywa­my nową epokę, która zmienia stosunki społeczne w tym du­chu, ze lud pracujący bierze swoje sprawy w swoje ręce, buduje własny byt i własną przyszłość. Sądzę, że to jest dobre, że to jest zgodne także z uczuciami wielu księży demokratów, było zgodne zresztą z uczuciami najświatlejszych postaci wśród du­chowieństwa. w historii, tak jak i z uczuciami największych patriotów, którzy walczyli o prawa ludu. Dzisiaj te rzeczy rea­lizujemy. To jest oczywiście wielki przewrót społeczny, który budzi sprzeciwy i opory.

Niemniej rozwój społeczny świata idzie w tym kierunku i wszyscy ludzie postępowi muszą iść tymi nowymi drogami, które zapewniają lepszy rozwój człowieka, szybszy wzrost kultury".

Było to pierwsze oficjalne spotkanie Najwyższego Dostoj­nika Państwa z księżmi katolickimi, którzy pracując wśród lu­du zrozumieli potrzebę współpracy z Rządem, którzy walczyli razem z narodem z najazdem hitlerowskim, a teraz chcą ra­zem z narodem budować jaśniejszą przyszłość.

Świadczy to o tym, że żadna wroga czy niechętna Polsce Ludowej działalność polityczna nie jest w stanie rozbić jedno­ści narodu, nie jest w stanie zahamować rozmachu i siły klasy pracującej, która, wyzwolona z ucisku i niewoli, rozpoczęła, bu­dowę gmachu nowej Polski.

Polska Ludowa w oparciu o te siły będzie rosła i umacnia­ła się.


SPIS TREŚCI                                                 Str.

 

Legendy — fakty — cyfry                                    3

Polska zawsze wierna...                                        10

Watykan — Polska — wojna                                22

Papież — Hitler — Truman                                  33

Watykan a Polaka w okresie powojennym             46

 

_____________________________________________________

skanowanie i korekta (ciężkie skanowanie i ciężka korekta jak cholera, bo książka stara i wyblakła....) - abangel666, luty 2004 r.

strona główna

Free Web Hosting