1
Córeczko moja, masz dziesięć lat —
Córeczko moja, wielki jest świat —
Czy go zrozumiesz? Nie wiem. Może,
Dziś w ziemię wrastamy jak korzeń
2
Daleko, daleko jesteś ode mnie,
3
Jest słowo — trudne dla ciebie słowo,
I wiedz, że wszystko, co tatuś twój czyni,
I musisz — ty dziecko — uczyć się
4
Jestem dla ciebie legendą
5
Gdy będę siedział w więzieniu znowu
6
Nam nie wolno mieć dzieci,
I choć go widzieć nieraz nie można,
Chwała ojcostwu!
7
Pamiętam, gdyś była mała,
I tak się zawsze zdarzało,
8
Śpij, śpij i nie płacz,
śpij, śpij, dziecino,
Śpij, śpij, dziecino,
Śpij, śpij, dziecino,
Śpisz?
9
Nieraz marzę, że już jesteś dorosła,
10
A potem w domu
11
Przyjdzie czas, będziemy razem,
Będziesz rosła w nowym świecie
Przyjdzie czas, zerwiemy pęta,
12
Jest wieczór i szum z ulicy już przycichł.
St. R. Stande
Ojcostwo
ach, jak ten czas ucieka!
I piszę do ciebie te listy,
listy z daleka.
człowiek na nim jak mucha.
Jak wiatrem miotany wciąż listek,
ten list cię szuka.
nie dziś, to jutro, za rok.
Dzisiaj bardzo szybko się rośnie,
i szybki jest krok.
i całą chcemy ją mieć —
będzie, będzie jeszcze radośnie
dla nas, dla dzieci.
daleko —
daleko ode mnie żyjesz i rośniesz.
Szeroko oczy otwieram, na oścież,
liczę godziny codziennie
i czekam.
I tylko co pewien czas fotografię
otrzymam —
widzę, żeś coraz smukłejsza, dorosła,
że ręce masz krzepkie, mocne jak wiosła —
i długo, długo ją łapię
oczyma.
Wiem, że wciąż pytasz: dlaczego tu nie ma
tatusia?
Dlaczego nie jestem ciągle z nim razem?
Mówią ci: zajęty, pisze do gazet,
a czasem, że do więzienia
iść musiał.
i długie słowo:
re-wo-lu-cjo-nista.
Twój tatuś jest taki.
Cokolwiek czyni, czy to, czy owo,
czy pisze, czy mierzy dalekie szlaki,
pisarz, literat, artysta —
rewolucjonista.
To taki, co broni biednych,
co broni robotników,
co broni chłopów,
co walczy o to, by było lepiej,
by nędzy nie było,
by smutku nie było,
by było jasno, wesoło.
jest dobre,
że ci, co wciąż prześladują
i Jego,
i wielu, wielu jego przyjaciół,
są źli —
bo to są ludzie,
co uciskają biednych.
co uciskają robotników,
co uciskają chłopów, co walczą o to, by zostało, jak jest
by nędza została.
by smutek został,
by nigdy radość nie przyszła.
ich nienawidzieć —
i musisz — ty dziecko — uczyć się
tych kochać,
z którymi jest tatuś.
I musisz — ty dziecko — uczyć się
rozumieć,
że nie zawsze można być razem,
że tak się życie układa,
że to są koszta wałki.
widzianą krótko i rzadko.
Wtedy jest radość i splendor,
bo kiedy przyjedzie tatko,
zawsze coś z sobą przyniesie,
- czy to z daleka, czy z bliska,
i zawsze coś w sercu drze się,
i zawsze coś w gardle ściska.
Wtedy się pieści i łasi,
mówi się wszystkim: mój tatuś,
żeby, że też ojca ma się,
całemu pokazać światu.
Lecz lata, cegła za cegłą,
stawiają mur między nami,
i muru jak oka strzegą
ksiądz jakiś, szkoła i «pani».
Bo ja, który tyle znaczę
dla ciebie, co szczyt mądrości,
mówię o wszystkim inaczej,
niż słyszysz w szkole, od gości.
I pytasz: tatusiu — jest bóg?
A ja odpowiadam — nie ma.
I stajesz u rozstajnych dróg,
męczy cię trudny dylemat.
Bo oni ci mówią, że jest,
ciągle, codziennie i wszędzie,
tłumaczą początek i kres,
jak wszystko było, co będzie.
A ja od czasu do czasu
mówię ci: nie, nie ma boga,
lecz argumentów mych zasób
jest suchy jak pylna droga.
I smutno ci jest, dziecino,
bo chciałabyś ojcu wierzyć,
lecz wymowniejsze skądinąd —
medalik i dzwony z wieżyc.
Nie, nie ma boga, kochana,
to kij dla ślepych, bez woli,
to kij co potrzebny panom,
by trzymać biednych w niewoli.
i długo nie będzie ode mnie listu,
nie wstydź się tego,
bądź dumna z tego,
bo tatuś twój — rewolucjonista.
Zapamiętaj to trudne słowo.
Właśnie za to.
Nie za kradzież.
Nie za morderstwo.
Za miłość do ludzi.
Za nienawiść do wrogów.
dla nas jest tylko walka —
niejeden tak powie.
Nie, nie! Dobrze mieć dzieci,
właśnie, gdy jest się w walce,
bo z dziecka piękny wyrośnie człowiek.
choć go pieścić nie można,
choć wychowywać nie można,
dobrze jest czuć się ojcem.
Drzewo obrasta w liście.
Chwała w przyszłość rzucanym mostom!
Widać zielone brzegi.
Chwała ojcu — rewolucjoniście!
Nowe rosną szeregi.
gdyś miała kilka miesięcy,
gdyś po nocach płakała,
brałem cię wtedy na ręce
i chodziłem z tobą długo
po małym pokoju,
i pieśń ci jedną za drugą
śpiewałem, by płacz twój ukoić.
żeś do snu chyliła główkę,
kiedy z rozpaczy śpiewałem
Czerwony sztandar i Międzynarodówkę.
I śmieli się towarzysze
z tej kołysanki dziwnej —
ja dziś jeszcze marsz ten słyszę
i widzę oczy twe piwne,
jak z rewolucją się godząc
mgłą snu zachodzą.
zdrowie Jest we śnie,
co ci zaśpiewać,
tak mało znam pieśni?
śnij barwne kwiaty —
«Krew naszą długo
leją katy...»
Śpij, śpij, dziecino,
śnij barwne sny —
«Wciąż płyną ludu
gorzkie łzy...»
śnij barwne kwiaty —
«Nadejdzie jednak
dzień zapłaty...»
śnij barwne sny —
«Sędziami wówczas
będziem my...»
Śpisz.
już jesteś w organizacji młodzieży,
już stoisz ze mną w szeregach tych samych.
I widzę, jak zapał w tobie nie osłabł,
widzę twój umysł odważny i świeży,
i naprzód razem wspólną sprawę pchamy.
Nowym wiatrem owiane,
dzieci, dzieci są z nami!
Młodzi idą na zmianę
z nowymi myślami,
z nowymi planami.
I widzę: na jakimś zebraniu
(będę zupełnie już łysy)
po mojej mowie
ty na trybunie staniesz,
młoda, zdobywcza,
i dźwięcznym głosem
wśród szumu oklasków, owacji
zawołasz:
«Towarzysz Stande nie ma racji!...»
przyjdziesz do mego pokoju,
przytulisz się do mnie, córka,
i powiesz:
«Tatusiu, ja cię kocham i cenię,
lecz sam mnie uczyłeś,
że w walce o sprawę...»
Chwała mojemu ojcostwu!
Chwała ojcu — rewolucjoniście!
Chwała dzieciom,
walczącym o nowe jutro —
chwała wszystkiemu,
co się nie zatrzymuje
nigdy!
przyjdzie taki czas —
nad stosami książek, gazet
będziem spierać się nieraz.
Przyjdzie czas, podniosłem głowy —
nie licz nawet lat!
Będziem świat budować nowy,
ja i ty — cudowny świat!
niezmierzonych dróg —
co za radość! Mówią: wiecie,
wasza córka — dzielny zuch!
przyjdzie wolny maj!
Gotuj się na wielkie święto,
towarzyszko, córko ma!
Koniec listom.
Marzenie jest solą życia,
twarde marzenie rewolucjonisty.