A wszystko co uczynił, było dobre...*
dedykacja;
wszystkim z psr
- Uczynię człowieka na swoje podobieństwo - dumał, a jego fantazja podążyła w daleką przyszłość i na oblicze Jahve padł cień. Wszechwiedzący zasępił się na myśl o grzechu, wojnach, inkwizycji....
- Ale może tego nie zrobią? W końcu daję im wolną wolę - pocieszył się obłudnie.
Wyprostował spracowane plecy, przeciągnął się, aż zatrzeszczało w przedwiecznych kościach i wziął się za ostateczne kształtowanie.
- Michał Anioł to przy mnie cienki bolek - zachichotał, ale zaraz przywołał się do porządku - jaki Michał Anioł?! - skarcił się w myślach - przecież ludzie będą mieli wolną wolę i losy świata są w zasadzie nieznane - zastanowił się, bo coś mu tu nie pasowało, ale już po chwili machnął ręką na natrętne wątpliwości:
- Co tam będę dumał, w końcu jestem Bogiem i wszystko co czynię, dobre jest.
Podniósł ulepione gliniane ciało i przytknął usta do glinianych warg. A kiedy własnym oddechem wtłoczonym do glinianych płuc, dokańczał akt stworzenia, przemknęła mu myśl, by darować człowiekowi nieco więcej rozumu, nieco więcej silnej woli, by nie poddał się kuszeniu Węża.... ale w tym momencie gliniane ciało drgnęło, poruszyło się i Jahve ucieszony sukcesem, szybko zapomniał o podrasowaniu swojego dzieła.
*
- Owoców z drzewa, które jest w środku ogrodu, nie wolno wam jeść! - po co ja im to mówię, przecież jestem Bóg wszechwiedzący i dobrze wiem, że i tak zeżrą?- Ot, zagwozdka - zadumał się - skoczę chyba do Gabriela po wino, bo jak mówią "bez wódki nie rozbierzesz" - z odległej przyszłości trafiło do jahvowej głowy znane powiedzenie, lecz nie jest to żadna sensacja, bo w końcu Bóg stoi ponad czasem, który sam stworzył.
*
- Wstawaj opoju! - boska stopa z rozmachem pobłogosławiła ciało upitego w trzy dupy archanioła Gabriela.
- Na chuj ja stworzyłem drożdże? - zapytał Jahve sam siebie.
Gabriel podniósł się z wysiłkiem, czknął i zasalutował:
- Jezuita Gabriel melduje się na rozkaz!
- Jaki jezuita debilu? Jezuitów jeszcze nie ma i może nie będzie, bo ludzie mają wolną wolę i teoretycznie losy świata są nie znane! Rozumiesz?!
- Nie... - wybąkał archanioł - nie rozumiem, skoro wiesz o Panie, że ludzie założą zakon jezuitów, bo jesteś wszechwiedzący, to jakim sposobem mogą go nie założyć?
- To problem nie na twój żołnierski łeb - uciął dyskusję Jahve - masz wykonywać rozkazy, a nie myśleć, jasne?
- Tak jest! Słucham.
- Widzisz to drzewo w środku ogrodu?
Gabriel mętnym wzrokiem podążył w kierunku pokazanym przez wskazujący boski palec...
- To, z którego owoców pędzisz jabcoka w takich ilościach, że już niewiele ich na drzewie zostało. - objaśnił dokładniej Jahve.
- Aaa.... to wiem Panie, wiem; no i niby co z tym drzewem?
-Ano to, że weźmiesz miecz i będziesz go pilnował, bo dałem moim milusińskim trochę za mało rozumu i wiem, że Wąż ich skusi na jedzenie.
- Jaki wąż Panie? - zadziwił się Gabriel.
- Szatan idioto! Teraz to jest Szatan, a Wąż to on będzie potem, jak mi dzieciaki jabłko zjedzą i mu łapy poutrącam; antycypuję sobie trochę. Zresztą nieważne. Miecz do łapy brać! Pod drzewo pilnować marsz!
- Jawohl! - czknął ponownie Gabriel i chwiejnym krokiem ruszył w kierunku wskazywanym przez tablicę z napisem:
EDENZENTRUM
*
- Po co ja pilnuję tego kretyńskiego drzewa, skoro nieomylny Stwórca powiedział, że mu i tak "dzieci jabłko zjedzą"? - zastanawiał się Gabriel, gryząc kolejne jabłko.- Dobre na kaca - skwitował refleksyjnie.
*
- Bóg wie, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło - Szatan uśmiechnął się i rozpostarł szeroko swoje opalizujące czernią skrzydła, wspaniale harmonizujące z brązowym kolorem jego skóry. Dobrze wiedział, bestia, jak wywrzeć efekt na płci pięknej.
- Przecież Bóg zabronił nam spożywać owoców z tego drzewa - Ewa podniosła czarująco brwi, patrząc Szatanowi zalotnie w oczy. Cóż, Adaś nie najgorszy, ale nie ma takich cudnych skrzydeł, ani takich diabelskich ogników w ślepkach, rozmarzyła się - zresztą Gabriel siedzi pod drzewem i pilnuje.
- Zabronił, zabronił! - zirytował się anioł - a kto będzie wiedział? Co do Gabriela, to pewnie znów schleje się, jak niekoszerna świnia i nawet jeryhońską trąbą go nie obudzisz.
- Co to jest "jeryhońska trąba"? - zaciekawiła się niewiasta.
- Nieważne, chodźmy już, a nie pożałujesz.... - uśmiechnął się i znacząco mrugnął okiem.
*
- Widzisz? Zdążyliśmy w ostatniej chwili, bo zostało już tylko jedno! Ten opój niedługo wszystkie owoce Edenu na wino przefermentuje, a co nie przefermentuje to na kaca zeżre - Szatan z pogardą popatrzył na chrapiącego Gabriela.- Hmm.... naprawdę dobre, lepsze niż te lepiące się do palców figi - Ewa z rozkoszą smakowała soczysty miąższ dojrzałego owocu - Może zostawię trochę dla Adama?
- A pewnie, że zostaw. Głupi on bo głupi, ale też i głupiemu coś od życia się należy.
*
- No to teraz macie przejebane! - zwrócił się Jahve do dwójki wystraszonych golasów i stojącego za nimi Anioła, który zdawał się być obojętny. Stwórca postanowił więc i jego postraszyć:- Bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał...
- Panie! Coś ci się popieprzyło, bo ja nie należę do zwierząt polnych, a tym bardziej domowych - wszedł mu w słowo Szatan.
- Zamknij dziób i słuchaj! I proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej...
- O! To ja będę miał potomstwo? - ucieszył się Szatan.
- DOŚĆ! - Jahve nie wytrzymał nerwowo i rozdarł się tak, że jego głos 7 razy Raj okrążył, a echo głosu to nawet 7 razy po 7.
Dwójka nagusków aż skuliła się, a Adam to nawet siknął ze strachu. Bóg groźnie przeciągnął wzrokiem od prawej do lewej, spojrzał groźnie, otworzył usta i już chciał podjąć przemowę, kiedy....
- Zabiję tego Czarnucha! Zabiję na śmierć! - darł się wniebogłosy, biegnąc i wywijając mieczem, jeszcze nie całkiem wytrzeźwiały Gabriel - zjedli mi ostatnie jabłko, które trzymałem na nasionka! Ty cholerny Czarnuchu! Ty kusicielu! - archanioł podniósł miecz z oczywistym zamiarem, zmniejszenia Szatanowi wzrostu co najmniej o głowę.
Jahve już opanowany, spokojnie wysunął stopę nieco w bok i Gabriel wyłożył się jak długi...
- I Ty Jahve przeciwko mnie? - zadziwił się Gabryś, plując rajskim piaskiem, który wpadł mu przy upadku do otwartej gęby - żebym ja się na brzuchu czołgał i piasek żarł na oczach tego Czar.... tego.... - anioł zająknął się i rozpłakał.
- Po pierwsze: opanuj się idioto - łagodnie zwrócił się do Gabriela Stwórca - po drugie: nie nazywaj go Czarnuchem, bo rasizm jeszcze ludzie nie wymyślili, a może i nie wymyślą, bo przecież mają wolną wolę.
- Choć ja oczywiście wiem, że wymyślą - dodał cichutko, tak by nikt nie słyszał.
- A wy - zwrócił się następnie do ludzkoanielskiej trójcy - wynocha stąd, bo z poważnej sprawy szopka się już robi. Pa, pa! Raus!
Szatan wziął za ręce dwójkę ludzi i pociągnął ich w kierunku bramy.
- C'est la vie - powiedział na odchodnym, niewiadomo, czy do Boga, czy do siebie.
*
Gabriel siedział pod figą i pociągał z dzbana.- Kurcze blade.... Czarnuch ma rozrywki, zabawy, fruwa sobie tu i tam, kawał świata zobaczy, życia użyje, potomstwo spłodzi, a mi co zostało? - rozczulił się nad sobą - Ta figa, co w jej cieniu słońce mnie nie dojdzie i ten dzban wierny... - i kopnął z pogardą zardzewiały, na nic już nie potrzebny miecz.
- Na co mi to żelastwo? To taka nagroda za moją wierną służbę? - Gabriel pociągnął długi łyk i skulił się, nie wiedzieć czemu do embrionalnej pozycji (choć przecież nie przechodził tego stadium rozwoju, co niewątpliwie dowodzi prawdziwości kreacjonizmu) i mocno przytulił do piersi dzban - Czarnuch, pewnie panienki tuli - chlipnął. Jego cichy oddech powoli zmieniał się w pochrapywanie.
*
Jahve bardzo się spracował. Musiał po wygnaniu stworzyć wiele nowych rzeczy, by uprzyjemnić życie ludzkości: choroby, pasożyty, pioruny, cierń i oset - na płody roli, trzęsienia ziemi, potopy, klechów i polityków... i mnóstwo innych fajnych rzeczy służących rozrywce Stwórcy.- Ale jestem pomysłowy - z zadowoleniem skwitował swoją pracę - mogłem co prawda, stworzyć to wszystko od razu, bo przecież wiedziałem, że ich z Raju przegonię, ale cóż, jakichś reguł trzeba przestrzegać, choćby były tylko na pokaz.
Wyciągnął się na posłaniu z chmur i zadumał nad Wężem, który tam, gdzieś, kiedyś.... pod postacią Belzebuba wskazuje karawanom oazy, a górnikom żyły metali; pod postacią Prometeusza uczy ludzi ogień krzesać; pod postacią Maryji ochrania płaszczem opieki narody przed plagami sypiącymi się z nieba; pod postacią Lucyfera naucza matematyki; a jako Mitra czy Horus odkupuje winy....
- Oj, Wężu, Wężu - szepnął do siebie Jahve - już ja cię strącę do Szeolu, przybiję do skały, sępy ci na wątrobę naślę, i dzieci twoje porażę śmiercią. A wszystkie Kościoły poznają, że ja jestem ten, co przenika nerki i serca; zgaszę twoje światło, zburzę twoje rzymskie świątynie i dam każdemu z was według waszych czynów.
- Wiem, że tak zrobię, bom wszechwiedzący, choć mógłbym tego nie robić, bo mam wolną wolę. Ale skoro wiem, że tak zrobię, a tego nie zrobię, to czy będę wszechwiedzący? A jeśli nie zrobię, choć wiem, że zrobię, to czy mam wolną wolę? - Jahve myślał coraz senniej i senniej - ... o co tu kurwa chodzi?... - wyszeptał chyba już przez sen, lecz kto to może wiedzieć na pewno....
*
Jahve spał. I spało wszelkie stworzenie, nawet wiatr ucichł i tylko delikatnym oddechem chłodził boskie ciało. Jahve śnił. A śniły mu się ofiary całopalne z jagniąt i baranków, słodki zapach palonego mięsa miły jego nozdrzom, i najwspanialszy zapach palonej córki Jefte, która miała pecha wyjść jako pierwsza przed dom jego. Miała pecha...? Jahve uśmiechnął się przez sen z psikusa, jaki sprawił Jeftemu i oblicze jego ogarnął błogi spokój.
* tytuł, jak też wiele cytatów w opowiadaniu, jest wziętych z Biblii, dosłownie, lub nieco przerobionych. Nie zaznaczam ich, by nie psuć czytelnikowi przyjemności ich zauważania.
ab. Angel, styczeń 2001
strona głowna